cytaty z książki "Onkolodzy. Walka na śmierć i życie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nabrałam takiego dystansu do życia, dystansu w sensie odróżniania, co jest ważne, a co jest pierdołą. Fajnie, jak są pieniądze i się zarabia, no super! Ale jak ich nie ma, to trudno, kiedyś może będą, coś innego może dawać radość. Slogany i banały typu pieniądze szczęścia nie dają, kiedy na co dzień obcuje się z nieszczęściem, okazują się prawdziwe. I co z tego, że ktoś może kupić wszystko? Nie kupi czegoś najważniejszego. Życia... Stać go na najdroższy lek? A jeśli w tej chorobie on nie zadziała? Całe życie byłam taką prymuską. Wszystko musiało być idealnie. I dalej mam tak, że jak coś robię, to musi być zrobione rzetelnie, nie lubię fuszerki, ale… Co z tego, że dziś z moją córką Karoliną nie odkurzyłyśmy w mieszkaniu? Odkurzymy może za trzy dni! Ale jeszcze dziesięć lat temu to by była awantura! Jak to? Nieodkurzone? Co? A dziś? Nie chce ci się? Masz gorszy nastrój, to dobra, chodź, posiedzimy sobie, wypijemy kieliszek wina, odpoczniemy i pogadamy, spędzimy ze sobą trochę czasu, bo jak mówił ksiądz Kaczkowski: „Jest później, niż się wydaje”. Słuchajcie, ja naprawdę w takie rzeczy wierzę. Dzisiaj, po latach pracy wiem, że jak jest coś ważnego w życiu, to nie wolno tego przegapić i trzeba się na tym skupić, bo nigdy nie wiadomo, kiedy mnie trafi. Każdy z nas może zachorować, onkolodzy to też ludzie. A najważniejsze jest obcowanie z drugim człowiekiem.
Etyka...tak, to jest dla mnie w tej pracy bardzo ważne. To jest podstawa. Chcę być w porzątku wobec pacjenta i chcę być w porzątku wobec siebie oraz wartości, które wyznaję. Tu nie ma miejsca na kompromisy.
...błąd w medycynie się zdarza i będzie się zdarzał, dlatego ta dziedzina jest sztuką. Każdy błąd powinien mieć jednak wartość dydaktyczną i powinien się zdarzyć tylko raz. Jeśli pojawia się po raz drugi, to już jest niechlujstwo, które powinno być karalne.
Pamięta pan swoją najtrudniejszą rozmowę z pacjentem i jego rodzicami? Domyślam się, że część chorych nie jest w stanie pogodzić się z tym, co ma im pan do przekazania.
Zdecydowana większość nie chce się z tym pogodzić. Trudno powiedzieć, która rozmowa jest najtrudniejsza, bo każda jest inna, a wszystkie są bardzo trudne. Poza tym w ogóle trudno powiedzieć, co tu jest trudniejsze, a co łatwiejsze. Często coś, co pozornie wygląda na proste, tak naprawdę jest bardzo trudne. Kiedy wiem, że rozmowa była dobra? Kiedy pacjent płacze. Wiem wtedy, że z tym człowiekiem jest dobrze, że ma dobrą reakcję i wiadomo, co dalej trzeba będzie robić. Najgorzej trzeba się martwić o osoby, które nic… próbują stworzyć pozór, że są z kamienia i wszystko przyjmą. Z tymi jest źle. Nie ma ludzi z kamienia.
I to jest kolejny przykład rozpatrywania problemów, których wogóle nie powinno być. Leki u dorosłych, te refundowane przez NFZ, podaje się na podstawie czegoś, co się nazywa program terapeutyczny, w którym bardzo ściśle zdefiniowane jest to, jak można podać preparat. Kiedy ile leku można zaaplikować, pod jakimi warunkami, przy jakim rozpoznaniu i tak dalej. Problem w tym, że pisze to wszystko urzędnik. On może i jest lekarzem, ale prawie na pewno nigdy w życiu tego nie robił, czyli o pracy onkologa, który ma podać lek, decyduje ktoś, kto o tym coś słyszał, może widział, jak ktoś inny to robi. Człowiek o mniejszym doświadczeniudecyduje o tym, co ma robić ktoś bardziej doświadczony. [...] Państwo coś tam finansuje...Jakieś podstawowe leki dają...
Niemal każdy, kto zachoruje na raka, na onkologa patrzy jak na wybawcę, pana życia i śmierci, w którego rękach jest jego los.
Najgorzej trzeba się martwić o osoby, które nic... próbuje stworzyć pozór, że są z kamienia i wszystko przyjmą. Z tymi jest źle. Nie ma ludzi z kamienia.
Nasze działanie pod kątem onkologicznym ma sens tylko i wyłącznie wtedy, jeżeli jesteśmy w stanie usunąć cały nowotwór, nie pozostawiając nigdzie żadnego fragmentu, bo to z kolei przyspieszyłoby rozsiew komórek nowotworowych. Zabieg ma być też bezpieczny dla pacjenta, musimy mieć niemal stuprocentową pewność, że chory przeżyje. Jeżeli widzimy na przykład, że komórki nowotworowe naciekają już na naczynia krwionośne, to wiemy, że nie będziemy w stanie tego bezpiecznie usunąć. Wtedy operowanie także nie ma sensu.
Jeśli mnie coś denerwuje, to te problemy, które nie powinny istnieć. Jeżeli one się napiętrzą, to rzucam pracę. Ale potem idzie się do domu, prześpi i przechodzi, bo te problemy tak naprawdę nie istnieją, są czyimś wymysłem i powinien się nimi przejmować ten, kto je wymyślił.
A patrząc z perspektywy czasu, dobrze panu podpowiedziała?
Moja polonistka mówiła kiedyś, że dzień się ocenia po zachodzie słońca, a chłopa po śmierci. Zobaczymy za kilka, kilkanaście lat.
To co powinno być jądremtego zawodu, na pewno da się lubić. Mogę nie lubić tych wszystkich rzeczy, które są przy okazji, dookoła, których nie powinno być, ale sama onkologia, samo leczenie, proces bycia z człowiekiem, angażowania się, to daje dużo satysfakcji.
- Uważasz, że rak może mieć sens?
- Oczywiście. Ma sens.
W tej polskiej medycynie jest niestety tak, że wystarczy tytuł profesora, żeby wypowiadać się na każdy temat. To nic, że jestem specjalistą od jakichś rzadkich przypadków nowotworów układowych, przecież wiem, jak powinna funkcjonować polska onkologia jako całość, jak to powinno być zorganizowane, jaki powinien być sposób postępowania z każdym pacjentem. U nas onkologią zajmują się zbyt często specjaliści prowadzący badania kliniczne, tak zwani klinicyści, a nie ma ludzi, którzy podejmowaliby decyzje, patrząc z szerszej perspektywy. Poza tym wkurza mnie to przenikanie się środowiska medycznego z farmaceutycznym. Doskonale rozumiem, że przemysł farmaceutyczny to immanentna część całości, ale brakuje regulacji, obwarowań, które sprawiłyby, żeby nie dochodziło do konfliktów moralnych.
A o czym pan mówi? O szkoleniach na przykład?
Szkolenia i cała ta onkoturystyka to jest akurat wierzchołek góry lodowej. Chodzi mi o lobbing na rzecz niektórych leków robiony w sposób… bardzo mało etyczny, z wykorzystywaniem pacjentów. To budzi mój sprzeciw.