cytaty z książki "Abym nie utracił nikogo... W kręgu eschatologii nadziei"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zazwyczaj sądzimy, że Kościół ma wyłącznie pozytywny wpływ na nasze życie. W rzeczywistości nie zawsze tak jest. Dotykamy tu delikatnego problemu, który domaga się maksymalnej szczerości i uczciwości. Wiadomo, że przynależność do danego Kościoła pociąga za sobą określone zobowiązania. Uzależnienie w relacjach zaczyna mieć charakter destruktywny wówczas, gdy zamiast oczekiwanej pomocy, zachęty i słowa nadziei ze strony ludzi Kościoła spotykamy się z instancją kontrolującą i wymagającą, która osądza i budzi lęk. Oczekujemy otwartości, zrozumienia i gotowości do przebaczenia, a doświadczamy nieustępliwości, małostkowości, braku szczerości i uczciwości. Taka niezdrowa sytuacja rzutuje negatywnie na relacje między ludźmi wierzącymi. Sprzyja konformizmowi, chęci awansu i przypochlebiania się tym, którzy sprawują władzę w Kościele (s. 49-50).
Świadomy chrześcijanin powinien być człowiekiem zdolnym do samodzielnego i krytycznego myślenia. Czy ma zadowolić się jedynie powtarzaniem tradycyjnych formuł doktrynalnych? Instytucjonalna postać duchowości i doktrynalnej wierności staje często na przeszkodzie indywidualnemu poszukiwaniu prawdy o Bogu, człowieku i świecie. Kościoły chrześcijańskie nie są skłonne zachęcać do takiego poszukiwania. Wolą mieć wierzących, którzy nie stawiają trudnych i niewygodnych pytań. Niewielu odważa się wkroczyć na tę drogę, którą ośmielali się iść w ciągu wieków nieustraszeni poszukiwacze prawdy o ostatecznych losach ludzkości i świata. W odniesieniu do swoich uczniów narodzonych "z wody i Ducha" (J 3,5) Jezus posłużył się odważną analogią z wiatrem: "Wiatr wieje, gdzie chce, i słyszysz jego szum, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd odchodzi. Tak jest z każdym, kto się narodził z Ducha" (J 3,8) [s. 269].
Nadzieja powszechnego zbawienia jest wyzwaniem dla zwolenników doktryny wiecznego potępienia, którzy czynią wiele, aby przedstawiać ją mimo wszystko jako przesłanie zgodne z Dobrą Nowiną (Ewangelią!) Chrystusa. W rzeczywistości jest to zła nowina, przeciwko której buntuje się wielu myślących ludzi. Wierzą oni w Boga miłującego i ocalającego zagubionych. Doktryna ucząca o Bogu, który nie chce, lub nie może, ocalić wszystkich i dopuszcza wieczną mękę skłoniła wielu ludzi do odejścia od wiary chrześcijańskiej w stronę ateizmu, satanizmu i nihilizmu. Stała się przyczyną wielu duchowych tragedii życiowych (s. 16-17).
Podobnie jak większość Kościołów chrześcijańskich, również Kościół rzymskokatolicki od wieków dystansuje się w swojej oficjalnej doktrynie od nadziei powszechnego zbawienia. W encyklice "Spe salvi" papież Benedykt XVI wyraźnie nawiązuje do "Katechizmu Kościoła Katolickiego" i do tradycyjnej nauki o istnieniu piekła i jego wieczności.
(...) Wypowiedziane zostały dwie kluczowe tezy tradycyjnej nauki o wydarzeniach ostatecznych: 1) wraz ze śmiercią kończy się definitywnie czas ludzkiej decyzji za Bogiem; 2) kategorycznie wykluczona zostaje możliwość pośmiertnego uzdrowienia i nawrócenia. Benedykt XVI jest pod tym względem wiernym i konsekwentnym uczniem swojego wielkiego mistrza św. Augustyna, którego cytuje i do którego wielokrotnie się odwołuje, jak do żadnego innego spośród Ojców Kościoła, w swojej encyklice o nadziei. To właśnie Augustyn był w swoim czasie zdecydowanym przeciwnikiem wszystkich tych, którzy w Kościele wschodnim głosili możliwość ostatecznego pojednania wszystkich istot z Bogiem. To jego autorytet przyczynił się do tego, że Zachód chrześcijański wykreślił perspektywę uniwersalizmu zbawienia ze swoich poszukiwań. Papież głosi nadzieję, ale jest to nadzieja dla zbawionych, nadzieja bez nadziei na uleczenie rozdartego na zawsze stworzenia (s. 20-21).
Nie istnieje jeden tylko monolityczny model chrześcijaństwa posiadającego odpowiedź na wszystkie dzisiejsze problemy i wątpliwości. Kto nosi w sobie pytania i wątpliwości może być bardziej twórczy duchowo niż ten, kto ich nie uznaje. Nie znaczy to, że trzeba stale żyć w napięciu, stanie niepewności i wewnętrznego rozdarcia. Źródłem ufności jest prawda o Bogu miłującym swoje stworzenia bardziej niż to sobie wyobrażamy - prawda o Stwórcy, któremu nie wolno przypisywać bezradności w odniesieniu do zagubionej wolności stworzenia.
Zagadnień związanych z ostatecznym losem człowieka nie rozwiążemy nigdy w sposób ze wszech miar adekwatny i zadowalający. Trzeba uczyć się żyć z pytaniami, które przeniesiemy w sobie na drugą stronę życia. "Cząstkowe bowiem jest nasze poznanie" (1 Kor 13,9) [s. 269-270].
Jedną z najczęściej podawanych racji przemawiających za odrzuceniem nadziei powszechnego zbawienia jest przekonanie, że Pismo Święte w swoich świadectwach jest jej przeciwne. Przeciwnicy nadziei nie wierzą, iż są w nim wypowiedzi wskazujące na uniwersalizm zbawienia. W pamięci zachowują jedynie teksty infernalne, które zdają się potwierdzać naukę o wieczności piekła. Winę za to ponosi teologia, która ignoruje wymowę tekstów pełnych nadziei na ostateczne pojednanie z Bogiem wszystkich stworzeń. Stajemy zatem w obliczu słabości hermeneutyki biblijnej, która interpretacje tekstów wciąż podporządkowuje wymogom oficjalnej doktryny kościelnej.
Trzeba przyznać, że są w Biblii teksty trudne, nie tylko ignorowane, ale często również niewłaściwie rozumiane. Stąd rozbieżności w interpretacji, które utrudniają zrozumienie uniwersalizmu zbawienia. Wielu wierzących czuje się zdezorientowanych i niepewnych. Zwolenników nadziei oskarżają o subiektywne rozumienie Pisma, które podważa same fundamenty wiary katolickiej. Wolą trzymać się tradycyjnej nauki głoszonej przez Kościół. W niej zostali wychowani. Weszła ona głęboko w ich świadomość religijną. Nie widzą innej możliwości interpretacji świadectwa Pisma. Trudno wtedy mówić o otwarciu się na perspektywę interpretacji uniwersalistycznej. Zawsze można się usprawiedliwiać, że obowiązuje nas lojalność wobec Kościoła, wierność i posłuszeństwo względem jego nauki (s. 47-48).
Ewangelia, Dobra Nowina, daje niezwykłe świadectwo o nieskończonej miłości i dobroci Boga. (...) Ewangelia nie straszy ludzi wiecznym piekłem, aby w ten sposób nakłonić ich do zmiany życia. To my uczyniliśmy z niej groźną nowinę o sądzie i potępieniu na wieki (s. 14).
Dotyczy to również duchownych. W seminariach wykłada się tradycyjną eschatologię i ostrzega wręcz przed apokatastazą. Nic dziwnego, że w kaznodziejstwie wierni nie słyszą dobrej nowiny o powszechności zbawienia. Nie mówi się im o tym nurcie chrześcijaństwa, który opowiada się za nadzieją zbawienia dla wszystkich. Szeregowy duchowny nie ma ani wiedzy, ani odwagi, by podejmować ten temat w swoich homiliach. Nie chce się zresztą narażać na ewentualne oskarżenia o nieprawowierność i sianie niepokoju w umysłach wiernych. Hierarchowie niechętnym okiem patrzą na tego rodzaju "nowinki". Z definicji są przecież strażnikami wiary i tradycyjnej doktryny. Po co się więc narażać? Lepiej tych spraw nie tykać. Jak mówi przysłowie, milczenie jest złotem. Nie narazisz się nikomu, będziesz miał spokojny żywot. Nie zaszkodzisz swojej karierze kościelnej. Tak jest rozsądniej. To droga ludzi ostrożnych, przewidujących, czy nawet wyrachowanych.
Mało kto skłonny jest zastanawiać się nad tym, że taka postawa odbiega daleko od ducha ewangelijnej przejrzystości i uczciwości. Często robimy wrażenie, że jesteśmy ludźmi, którzy mają za złe Bogu, że chce i potrafi ocalić wszystkich. Satysfakcją napełnia wiara w to, że wielu ludzi – z wyjątkiem nas samych – zostanie ukaranych wiecznym piekłem (s. 48).
Wszystkie Kościoły opowiadały się w swojej doktrynie za wiecznością piekła. Uważały się za wyłącznego pośrednika i przekaziciela łaski zbawienia. Relacja współzależności we wspólnocie wierzących sprzyja z jednej strony tradycyjnej doktrynie o wieczności piekła, z drugiej natomiast umacnia jeszcze bardziej tę zależność. Dualistyczna eschatologia dawała Kościołom w ciągu wieków skuteczne narzędzie kontroli i władzy nad ludzkimi sumieniami. Wszelkie odchylenia w dziedzinie doktryny narażały na groźbę ekskomuniki, czyli wyłączenia z sakramentalnej wspólnoty Kościoła jako depozytariusza zbawienia i "kluczy Królestwa Niebios" (Mt 16,19). Wierzono, że człowiek ekskomunikowany nie ma szansy na zbawienie tak długo, dopóki trwa w stanie nieposłuszeństwa względem Kościoła i jego nauki. Wierność nagradzano obietnicą zbawienia. Nie należy zapominać, że przez wiele wieków ludzie nie mieli bezpośredniego kontaktu z Pismem Świętym, dostępnym na Zachodzie jedynie w przekładzie łacińskim (Vulgata). Musieli poprzestawać na tym, co słyszeli w kościołach. Nikt nie mówił im, że w Biblii są teksty dające nadzieję na ostateczne pojednanie wszystkich z Bogiem. Ich świadomość religijną kształtował lęk przed potępieniem, skłaniający do posłuszeństwa Kościołowi.
Niewielu wierzących stać było na samodzielne myślenie (s. 50).