Szkoła Podchorążych Rezerwy
Cytaty
Stoimy w dwuszeregu przed pododdziałem. Bez broni. Bez raportówek. W rozepchanych kieszeniach kubki i niezbędniki. Zaraz pójdziemy na apel, a potem na obiad. Już prawie nie pada. Jedynie mży. Zblazowany plutonowy spaceruje powoli. Patrzy na nasze gęby. Kontroluje zarost. Zerka niżej. Sprawdza stopień dociągnięcia pasów. Od niechcenia spogląda jeszcze niżej. Ogląda sznurówki. Czy nie zwisają? Czy nie wystają o centymetr? Czy aby u każdego szczelnie powciskane w opinacze? Wtem zatrzymuje się przy jednym kolesiu i oznajmia ze źle skrywaną satysfakcją: – O! Buty niewyczyszczone! – I jakby nigdy nic zaczyna go deptać po nogach. Tamten ani drgnie. Dalej stoi cicho, nieruchomo, karnie. Tylko oczy robią mu się wąziutkie i nabiegają nienawiścią.
Stoimy w dwuszeregu przed pododdziałem. Bez broni. Bez raportówek. W rozepchanych kieszeniach kubki i niezbędniki. Zaraz pójdziemy na apel, ...
Rozwiń ZwińDowódca pierwszej drużyny skusił się i przygarnął zdyskwalifikowaną przez Petera potrawę. Przez chwilę zajadaliśmy w milczeniu, gdy nagle Dupoliz odezwał się do Peppera: – A wiesz czemu? – Co? – Czemu nie piję? – Czemu? – Bo dolewają bromu – wyjaśnił dowódca pierwszej drużyny. Znów przez chwilę spożywaliśmy w milczeniu. Odstawiłem niedojedzoną paćkę i też nabrałem sobie trochę dżemu na chleb. Trzeba było czymś napchać żołądek, który skurczył mi się w koszarach niemiłosiernie. – A wiesz po co? – pytał dalej Dupoliz. – Po co? Dowódca pierwszej drużyny spojrzał pogardliwie na przydziałowy kubek i głośno przełknął nową porcję suchych klusek. Wyprężył się dumnie. Emanował spokojem, znajomością żołnierskiego fachu, otrzaskaniem. Wydawało się, że wie coś, czego my nie wiemy. – Żeby ci pała nie stawała – oznajmił głucho.
Dowódca pierwszej drużyny skusił się i przygarnął zdyskwalifikowaną przez Petera potrawę. Przez chwilę zajadaliśmy w milczeniu, gdy nagle Du...
Rozwiń ZwińKtoś wyszedł od Mandaryna. Była moja kolej, ale przez chwilę nie wchodziłem. Nikt nie poganiał, w dalszym ciągu każdy był zamyślony i zapatrzony w kaprala Czereśniaka. Chyba nabieraliśmy do niego jakiejś nowej odmiany szacunku. – No i jak to jest? – zapytano w końcu. – Panie kapralu, jak to jest? – Co? – No strzelać do człowieka? – E tam – bąknął Czereśniak i wzruszył ramionami. – Dali trzy dni urlopu.
Ktoś wyszedł od Mandaryna. Była moja kolej, ale przez chwilę nie wchodziłem. Nikt nie poganiał, w dalszym ciągu każdy był zamyślony i zapatr...
Rozwiń Zwiń