Najnowsze artykuły
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
- ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
- Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński18
- ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
R. M. Douglas
1
7,2/10
Pisze książki: historia
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,2/10średnia ocena książek autora
30 przeczytało książki autora
86 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Wypędzeni. Losy powojenne Niemców. R. M. Douglas
7,2
Książka ta wstrząsnęła mną ogromnie i to z różnych powodów. Ale po kolei.
Niezwłocznie po zakończeniu II wojny światowej, zwycięskie państwa przeprowadziły największą w historii akcję przymusowych przesiedleń. Ich rezultatem była największa w historii migracja jednego narodu. Tym narodem byli Niemcy. Władze zwycięskich mocarstw (brytyjskie, amerykańskie, radzieckie) przesiedliły miliony ludzi nie tylko niemieckiej narodowości, ale także każdej innej, będące osobami niemieckojęzycznymi. Wysiedlono ich z terenu Polski, Węgier, Czechosłowacji, Rumunii, Jugosławii i wygnano na tereny nowych Niemiec, tych, które powstały po kapitulacji w 1945 roku. Zapomniano przy tym zupełnie, iż ówczesne Niemcy były jedną wielką ruiną. Jak szacują historycy przesiedlono ok.12 milionów osób. Niektórzy podają liczbę sięgającą nawet 14 milionów. Niewiarygodne dane. Co wywarło na mnie ogromne wrażenie, to fakt, iż nie były to tylko osoby walczące w czasie wojny. Ba, naukowcy opierając się na różnorodnych danych, szacują, że wśród przesiedlonych takich osób było paradoksalnie niewiele. Głównie do emigracji zmuszano kobiety, starców i dzieci. Większość z nich, z działaniami wojennymi miała niewiele, lub wręcz nie miała nic wspólnego. Dla przeważającej grupy tych osób, już sama wojna była złem,a przesiedlenie dopełniło koszmaru. Od razu nasunęło mi się pytanie - czy za zbrodnię mniejszej lub większej grupy osób danej narodowości, można karać cały naród? Czy w takim konkretnym przypadku kwestia odpowiedzialności zbiorowej ma w ogóle rację bytu?
Setki tysięcy ofiar (tu zdania historyków są podzielone)w trakcie tej przymusowej migracji straciło życie. Było to skutkiem chorób głodu, zimna, a także (a może przede wszystkim) bestialskiego okrucieństwa, jakiego dopuszczały się osoby nadzorujące bezpośrednio akcję przesiedlania. Przesiedlanych (przed wywozem ich z dotychczasowego miejsca zamieszkania) umieszczano w obozach tymczasowych. W kolejnym etapie przez kilkanaście dni, a często nawet przez miesiąc, wieziono ich do Niemiec i tygodniami przetrzymywano na bocznicach kolejowych w bydlęcych wagonach. Wagony te często były zamykane, plombowane, a więzionym w ten sposób ludziom nie dostarczano ani wody, ani jedzenia. Ci, którzy zdołali tą gehennę przeżyć, trafiali do swojej nowej ojczyzny, do miejsc, które z reguły były jedną wielką ruiną, gdzie nie było absolutnie nic, ani mieszkań, ani ubrań, ani jedzenia, ani leków. Wygnańcy nie posiadający niczego, będący osłabionymi, często przerażonymi ludźmi, padali ofiarą czegoś, co wtedy powszechnie nazywano...dziejową sprawiedliwością. I tu po raz kolejny automatycznie nasuwa mi się pytanie, które zadałam wcześniej.
Co mnie zadziwiło, to fakt, iż z tej okrutnej akcji przesiedleńczej uczyniono kuriozalny wręcz materiał propagandowy. Na całej linii przesiedleń, we wszystkich krajach obecne były setki, a często tysiące dziennikarzy, którzy relacjonowali wszystko do swoich gazet, dokumentując akcję tysiącami zdjęć. Obserwowali to także dyplomaci i pracownicy organizacji humanitarnych.Od razu pragnę oddać sprawiedliwość, nie wszyscy z obserwatorów zagranicznych byli bierni. Istniała spora grupa osób, która próbowała interweniować u siebie w kraju, w rządach państw, z których dokonywano wysiedleń. Efekt był różnoraki. Na ogół sprawę tę, próby ingerencji, nawet zamieszczane w prasie artykuły kwitowano milczeniem lub komentarzem, iż to dziejowa sprawiedliwość, a wszystko to jest wyolbrzymione. Istniała jednak wyjątkowo aktywna grupa, chcąca zmienić los wypędzanych. Naciski wspomnianej grupy doprowadziły do tego, czego nie udało się wywalczyć organizacjom humanitarnym. Otóż pod koniec stycznia 1947 roku czechosłowackie MSW zezwoliło na wizytację wszystkich obozów przesiedleńczych. O tym, co wizytujący zobaczyli, o koszmarze przesiedlanych opowiada autor książki. Co istotne, materiały do rozdziału traktującego o przesiedleńczych obozach pochodzą z notatek wizytujących obozy, są więc wiarygodnymi dokumentami.
Ale wróćmy do osób wysiedlanych. Część z nich stanowili tzw. Volksdeutsche, częstokroć aktywnie współpracujący w czasie wojny z okupantem. I tak się zastanawiam, czy ich czyny w czasie wojny, czy ewentualne denuncjacje etc mogą usprawiedliwiać póżniejsze okrucieństwo w trakcie przesiedlenia?
Przyznam się, iż po lekturze tej książki mam mieszane uczucia i nie potrafię o treści zapomnieć. Z jednej strony żal mi osób przesiedlanych. Duża ich część, to były ofiary zarówno bestialskiej wojny, chorej polityki Hitlera jak i póżniejszej zemsty przesiedlających.
Z drugiej strony, lata II wojny światowej, to było istne piekło, jakie zgotowali nam Polakom i pozostałej części Europy Hitlerowcy. Zbrodnie, jakich się dopuścili były tak okrutne, tak niewyobrażalne, że krytykowanie akcji przesiedleńczej jest moim zdaniem nie na miejscu. Ale czy jeden naród ma prawo krzywdzić inny w imię swoistej sprawiedliwości, która i tak nie wskrzesi milionów ofiar, nie zabliżni ran na ciele i duszy, nie naprawi wyrządzonego przez nazistów zła. Przecież to zwykła zemsta niewiele mająca wspólnego ze sprawiedliwością. Tym bardziej, iż wielu zbrodniarzy wojennych zostało osądzonych w powojennych procesach.
A z jeszcze innej strony, czy ktoś kto tak jak ja urodził się wiele lat po wojnie, ma prawo zadawać takie pytania i osądzać przesiedlających? Nie osądzam, nie krytykuję samej akcji wysiedleń. Przerażenie ogarnia mnie tylko na sposób jej wykonania.
Tak, jak na wstępie wspomniałam, książka zostawiła mnie z mętlikiem w głowie i wieloma, zbyt wieloma pytaniami, na które chyba nikt nie zna odpowiedzi. Jest to jedna z najbardziej poruszających książek historycznych, jakie kiedykolwiek czytałam. Jest to tez pozycja niezwykle ważna i potrzebna. Do 1989 roku rzadko kto poruszał temat wypędzonych. Po otwarciu archiwów w postkomunistycznych krajach, historycy zyskali dostęp do nowych, skrywanych dotąd dokumentów. Dzięki temu posiadamy coraz więcej danych o akcji przesiedleńczej. Co chyba zrozumiałe, spojrzenie na temat będzie różne u badaczy niemieckich, jak i u historyków spoza tego kraju. Temat jest trudny i bardzo bolesny. Dlatego autor książki skupia się w niej przede wszystkim na pewnych aspektach tematu. Są nimi: obozy przesiedleńcze, akcje wysiedleń, wpływ akcji na międzynarodową sytuację i historię, rola w całości kwestii, jaką odegrały zachodnie mocarstwa alianckie. Douglas nie porusza natomiast wielu innych kwestii, wśród których wg. mnie najbardziej drażliwą są żądania zwrotu majątków jakie na terenie Polski, Czechosłowacji i Węgier zostawili wysiedleni. Na temat tych roszczeń mam swoje zdanie, nie będę go jednak tutaj publikować, podobnie jak nie wspomina o tej kwestii autor książki. Nie wspomniałam szerzej także o obozach przesiedleńczych. Pominęłam ten temat celowo, ponieważ dosłownie krew się we mnie gotowała, gdy czytałam co pseudo nadzorcy, których powinniśmy nazwać katami, robili przesiedlanym i jak bierna była reakcja większości osób z Zachodu, które owe obozy kontrolowały i były świadkami wyrządzanego w nich zła.
Jest jeszcze jeden aspekt kwestii wysiedleń, który najbardziej mnie poruszył. To rozdział traktujący o dzieciach, o tym co z nimi robiono, jak je oddzielano od rodziców, zmuszano do katorżniczej pracy, głodzono, bo trudno uznać rację niespełna 500 kcal za wystarczającą do życia. Ja rozumiem, po zakończeniu wojny wiele osób mogło mieć uraz nawet do Niemców nie mających z okupacją nic wspólnego. Ale na Boga, to były dzieci, niewinne istoty. Trudno za grzechy ojców, matek, czy grupy szaleńców stojących na czele III Rzeszy karać kilkuletnie dzieci. Los jaki spotkał dzieci w momencie wysiedleń, to jak je traktowano niczym nie ustępował temu, co z dziećmi czynili kilka miesięcy czy lat wcześniej naziści. I to ma być sprawiedliwość? Dla mnie to okrucieństwo nie do przyjęcia, którego nic nie usprawiedliwia. Lektura tego rozdziału utwierdziła mnie w opinii, że ludzie w sprzyjających im okolicznościach (tu powojenna bezkarność i dokonywanie "sprawiedliwości dziejowej") są w stanie dokonać najgorszego, najbardziej bestialskiego czynu. Niestety, ale od lat, im więcej widzę, im więcej czytam, tym mam gorsze zdanie o gatunku ludzkim. Przyznam się, iż w trakcie lektury książki byłam zszokowana. Do koszmaru obozów koncentracyjnych jesteśmy niejako przyzwyczajeni, oswojeni z tym tematem. Kwestie wysiedleń rzadko się porusza. Jednak w/w rozdział opowiadający o losach dzieci, sprawił, iż w trakcie lektury bez przerwy płakałam. Nie byłam w stanie czytać tego fragmentu książki bez emocjonalnego zaangażowania.
Douglas w trakcie pracy nad książką korzystał z materiałów historycznych, archiwów. Nie interesowały go natomiast relacje osób przesiedlonych. Dlaczego? Jak sam twierdzi przede wszystkim dlatego, iż nie ma możliwości ich zweryfikowania.
Gorąco zachęcam do lektury. Książka jest doskonale opracowana, napisana językiem bardzo przystępnym oraz potrzebna. Sądzę, ze przynajmniej dużą jej część powinien przeczytać każdy, kto chce zrozumieć póżniejszy (ale i obecny) bieg wydarzeń na arenie historycznej.
www.pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com
Wypędzeni. Losy powojenne Niemców. R. M. Douglas
7,2
str.552
Po II drugiej wojnie światowej,zaczęła się, nie spotykana w historii,migracja narodów. Głównie ludności niemieckiej,ale nie tylko.
Wspólną cechą tych wysiedleń, była wielka ludzka tragedia.
Nie tylko pokonanych,ale i zwyciężców tej wojnie.Przesiedlenia nie miały nic wspólnego z tzw.humanitaryzmem. Były często robione ad hok,czy to podyktowane panującym bałaganem,czy też ludzką złośliwością lub niekompetencją.Panująca bieda,warunki sanitarne,medyczne oraz warunki transportu,przyniosły śmierć tysiącom ludzi,głównie tym najmniej winnym,dzieciom.
Minusem książki jest, zbyt dużo polityki i takich tam zagadnień administracyjnych,a mniej takich czysto ludzkich.