Joy Jonathan Lee 5,3
ocenił(a) na 610 lata temu Polubiłam ostatnio seriale prawnicze. Zawsze uważałam, że to koszmarnie nudna tematyka, ale kiedy zabrakło mi produkcji dotyczących szpitalnej rzeczywistości, przerzuciłam się właśnie na prawo, i doszłam do wniosku, że to w zasadzie taka humanistyczna medycyna - najważniejsza, najbardziej rozległa i użyteczna ludzkości nauka w tej dziedzinie, znaczy się. Po "Joy" oczekiwałam przedstawienia korporacyjnej rzeczywistości, może jakiejś ciekawej, burzliwej rozprawy i innych prawniczych smaczków. Jak to właściwie z tą powieścią było? No cóż...
Inaczej. Fakt faktem, rzecz dzieje się w środowisku prawników, którzy są zmęczeni swą pracą i życiem, borykają się z mnóstwem kłopotów i aby wyrzucić z siebie choć część gniewu, smutku oraz innych negatywnych emocji, zwierzają się terapeucie. Opowiadają o swoim zawodzie, a przede wszystkim o koleżance po fachu, Joy, która pewnego dnia spadła z balkonu... Właśnie, to jej dotyczą wszystkie opisane w powieści historie, one wszystkie prowadzą czytelnika powoli od wzmianek, że coś się jej przydarzyło, do wyjaśnienia: jak to się stało, że ni stąd, ni zowąd znalazła się po niewłaściwej stronie balustrady.
Nie od dziś wiadomo, że szarość to okropnie przygnębiająca barwa, zdarza się, że samo spojrzenie na nią powoduje natychmiastowe pogorszenie nastroju. Róż natomiast kojarzy się nieodłącznie z gumą balonową i patrzeniem na świat przez okulary w tym kolorze, a więc z dawką optymizmu i humorem. Nie dziwi mnie więc taka kolorystyka okładki "Joy", ponieważ doskonale odwzorowuje powieściowy klimat. Występuje tu komizm, parę zabawnych sytuacji i spostrzeżeń, lecz choćby cień uśmiechu wydaje się wysoce niestosowny w obliczu tego wszechobecnego pesymizmu, utyskiwań oraz żałoby. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że lektura tej powieści w nieodpowiednim momencie może nie mieć nic wspólnego z przyjemnością, a naprawdę znacząco wpłynąć na samopoczucie.
"Joy" to książka, która okazała się dla mnie nie lada zaskoczeniem - przede wszystkim dlatego, że nie ma w niej jednak korporacyjnego pośpiechu, popędzania i wypełniania obowiązków na ostatnią chwilę. Ba, w zasadzie życiu prawników nie przyglądamy się bezpośrednio, lecz zapoznajemy się z nim poprzez wspomnienia i retrospekcje, i takiej specyficznej narracji również bym się nie spodziewała. Niestety, nie spodziewałam się również... nudy, która zdaje się wypełniać niektóre karty powieści, wywołując niekontrolowane ziewanie. Gdyby tak wyciąć kilka dłużyzn, dodać odrobinę więcej akcji, byłoby świetnie. I wprawdzie "Joy" nie spełniła moich oczekiwań, bo nastawiłam się na zupełnie inną lekturę, ale na pewno nie mogę o niej powiedzieć, że okazała się rozczarowaniem.