Kalejdoskop Piotr Szymonowicz 7,3
ocenił(a) na 710 lata temu W dzisiejszych czasach dużo jest takiej młodzieży (choć i dorosłych jest wielu): wbrew pozorom samotnej, zagubionej, a nade wszystko pragnącej odnaleźć swoje własne miejsce na świecie. Nie jest to jednak takie proste, a przynajmniej do czasu, gdy owe szukanie idealnego miejsca kończy się na samym rozmyślaniu lub, co gorsza, wmawianiu sobie, że takiego miejsca na pewno się nie znajdzie.
Główny bohater Kalejdoskopu, którego imienia nie poznajemy, bo “Imienia nie są ważne”, żyje swoim smutnym, szarym, schematycznym życiem bez lepszych widoków na przyszłość. Jest październik. Październik, którego tak bardzo nie znosi. Idzie do szkoły, której nie znosi jeszcze bardziej. Spotyka jednak po drodze swojego, jak się wydaje, jedynego kumpla Artura, który namawia go do ucieczki. Dokąd? Do miejsca, którego tak bardzo potrzebuje – do Szczęścia. Młody bohater nie każe się zbyt długo przekonywać. Wsiedli więc w pociąg, udając się ku wyznaczonemu celowi.
Szczęście, to miasto z trzema dzielnicami, których nazwy są równie zadziwiające: Miłość, Szaleństwo, Nienawiść. Jednak, aby do niego trafić, należy przejść przez Strefę Sprzężenia Zwrotnego. Tak też się stało. Chłopcy poznali Bezdomnego, który został ich przewodnikiem. Wtedy też fabuła zaczęła nabierać kolorów. Ich droga zaczęła mi przypominać Alicję z Krainy Czarów (żeby było zabawniej, to w którymś momencie owa pozycja zostaje przywołana). Główny bohater zdawał się być współczesnym, męskim odpowiednikiem dziewczynki. Choć z dużo większymi problemami (o czym dowiadujemy się pod koniec). Idąc dalej, poznawał coraz to nowych przewodników, m.in. Poetę, Artystę, Błazna… Każda z tych postaci miała do powiedzenia coś ważnego, aczkolwiek robiła to w dość specyficzny sposób. Nigdy wprost, raczej tak, by zarówno bohater, jak i każdy czytelnik mógł sam sobie uzmysłowić pewne ważne rzeczy, odnaleźć prawdy… Dotyczące pompatycznie brzmiącego i tak bardzo przez wszystkich szukanego, no właśnie, szczęścia.
Nie dość, że czytając miałam skojarzenia z Alicją…, to jeszcze w tej bardziej “odjechanej”, filmowej wersji Tima Burtona. O tak, dziwne rzeczy się działy, dziwne osoby się pojawiały. Jednak czy mógł być to jedynie sen? Zmieniający się w jednej, najmniej oczekiwanej chwili, za pomocą niewielkiego bodźca, niczym szkiełka kalejdoskopowe przy lekkim ich trząchnięciu? Nie, to nie był sen. Ten świat istniał, choć nie dla każdego…
Szczerze zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę. Ja byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Nie spodziewałam się tak pokierowanej akcji. I mimo, że jest kilka rzeczy, do których mogłabym się przyczepić (m.in. zbyt niedookreślona i niekonsekwentnie prowadzona jak dla mnie postać Artura),to zdecydowanie nie są to mankamenty zniechęcające. Piotr Szymonowicz, autor książki, naprawdę się postarał. Jestem bardzo ciekawa jego przyszłych dzieł.
http://napieknej.wordpress.com/2013/07/31/kalejdoskop-piotr-szymonowicz/