Najnowsze artykuły
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Agnieszka Hellwig
Źródło: http://mediarodzina.pl/autorzy/499/Agnieszka-Hellwig
1
5,6/10
Pisze książki: literatura piękna
Agnieszka Hellwig powieścią Bywa, że mech śpiewa debiutuje na rynku wydawniczym. Dla pisania rzuciła karierę dobrze zapowiadającej się wedding planerki. O sobie mówi niechętnie. Zapytana o dalsze plany wydawnicze, ucieka w popłochu i zamyka się w pokoju ze swoim laptopem.
5,6/10średnia ocena książek autora
78 przeczytało książki autora
20 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Bywa, że mech śpiewa Agnieszka Hellwig
5,6
Przyznam, że srodze się oszukałam tą książką (nie bierzcie ze mnie przykładu). Trochę się spieszyłam i w bibliotece tylko pobieżnie zerknęłam na opis z tyłu okładki. Do tego tytuł, w miarę ciekawy, o, jakieś wątki indiańskie, Europa, USA, zderzenie kultur, szamani, uzdrawianie - taki ciąg skojarzeniowy przeleciał mi przez głowę i zabrałam lekturkę. No i przy czytaniu okazało się co? Tak zwane psinco. To zwykłe marne romansidło! Nie wiem, czemu na okładce nie ma jasnej informacji - miłośniczka romansów po to nie sięgnie, bo opis nie sugeruje żadnych miłosnych przeżyć, antymiłośniczka romansów - jak ja - po prostu się zawiedzie. Po co komu taka polityka wydawnicza? No ale zostawmy te żale. Co się stało... Mimo irytacji postanowiłam dociągnąć lekturę do końca i oto moje wrażenia.
Hellwig poświęciła oryginalność na rzecz sprawdzonych (co nie znaczy, że dobrych) wzorców, które dominują ostatnio w młodzieżowych bajkach typu "Zmierzch" i jego mutacje. Mamy tu większość schematów, które unoszą w nirwanę nastoletnie czytelniczki:
1) Zwyczajna, przeciętna dziewczyna (Laura) zakochuje się (z wzajemnością) w zabójczo przystojnym, tajemniczym mężczyźnie (Natam),który zwyczajny nie jest. Ma niezwykłe, paranormalne zdolności. Jest Indianinem. Ma genialną muskulaturę i przepiękne lico. I gładką skórę, gładszą niż Europejczycy. Mógłby mieć każdą kobietę, ale - rzecz jasna, przecież to bajka - leci na protagonistkę jak menel na twarz.
2) Narracja pierwszoosobowa gwarantuje, że zamiast interesującego opisu akcji otrzymamy przytłaczający ładunek opisu "życia wewnętrznego" i przeżyć bohaterki. Już po dwóch takich akapitach człowiek żałuje, że to nie film i że nie można nacisnąć przycisku Fast Forward.
3) Okazuje się, że protagonistka wcale nie jest zwyczajna, o nie! Pod koniec też zyskuje super moce i dzięki temu jest specjalnym płatkiem śniegu (po angielsku brzmi to lepiej: Special Snowflake Syndrome;),bo tak powinno być w tego typu literaturze.
Żałuję, że mam tę powieść w wersji papierowej, bo gdyby to był ebook, pokusiłabym się o policzenie, ile razy w tekście pada czasownik "wtulić". Laura "wtula się" w swojego chłopa z byle powodu - jest smutna, wesoła, przestraszona, zamyślona, słońce świeci, wiatr wieje... Drugim irytującym zwrotem jest "Cha, cha cha!", od którego gołąbeczki rozpoczynają co piątą wypowiedź.
Romantyczne relacje polegają na jak najczęstszym noszeniu bohaterki na rękach przez jej wybranka. Nóżka boli, trampek się zmoczy, panna zaśnie albo tak po prostu, dla sportu, z punktu A do B. Natam lubi też ujmować panienkę pod brodę, czasem cmoknie ją w czółko, zapyta, co jej się roi w tej główce, nazwie głuptaskiem. Może kogoś rajcuje taki protekcjonalizm, mnie nie wydaje się romantyczny, a raczej irytujący.
Autorka rozpoczęła kilka wątków, które porzuciła albo zakończyła zupełnie bez sensu. Ponieważ nie mogę wytłumaczyć, o co mi chodzi bez zdradzania szczegółów, daję ostrzeżenie:
SPOJLERY
Cały motyw z bratem Natama (David) jest DURNY DO KWADRATU. David nagle pojawia się w lesie, bez słowa rzuca się na brata z siekierą, obcina mu dłoń i zwiewa. Świadkiem tego jest Laura. Na końcu powieści jest impreza, David podchodzi do Laury i gratuluje jej zostania jasnowidzką. Tak po prostu. Powtórzę to jeszcze raz. David obcina Natamowi dłoń, wcześniej grozi nożem Laurze, a potem podchodzi i jej gratuluje. Czy jest na tej sali psychiatra? Pani Hellwig, psychika ludzka tak nie działa. Kto radośnie grilluje z niedoszłym mordercą, nie mając żadnych oporów, choćby drobnej niechęci?! W stosunku do szamana, który był wobec niej oschły, choć nie niegrzeczny i w dodatku jej POMÓGŁ, Laura jest chłodna, z gratulacji Davida-psychola jest zadowolona, bo są "szczere". Alleluja, priorytety.
Odcięta dłoń Natama zaczyna się rozkładać, więc facet obkłada ją ziołową papką, tkanki dłoni (Odciętej. Tak literalnie, od ciała.) odzyskują zdrowy wygląd, więc przykłada ją sobie do kikuta i po godzinie to się zrasta. Tak. Odcięta dłoń, która zaczynała gnić, zrasta się z ręką i działa jak dawniej. Ktoś tu chyba palił grube zioła, i nie było to oregano.
Przez sporą część książki mamy do czynienia z kolegami ze studiów Laury - Pili, Jamesem, który chyba nawet zaczyna "mieć się ku" Laurze. Potem panna wyjeżdża do USA i koniec, niczego już o tych postaciach się nie dowiemy, podobnie jak o konsulu, który pomógł jej wjechać do Stanów. Po co mają zajmować cenne strony. Lepiej wypełnić je opisem miziania się głównej pary.
Natam jest programistą (tak przynajmniej się przedstawia na początku),a mimo to nie ma pieniędzy, w USA pracuje jako kelner, żeby zarobić na bilet. No zaraz, zaraz. Programiści są cenionymi fachowcami i czeszą niezłą kasę. Mam uwierzyć, że zdolny informatyk nie umie znaleźć (w USA!) dobrze płatnej pracy i woli roznosić żarcie w knajpie?! Chyba autorce coś nie wyszło, albo, jak mniemam, nie pomyślała, że pisze bzdety.
Na koniec zostawiłam dziwną, nieludzką uczuciowość bohaterów. Natam niby przeżywa śmierć ojca, obwinia się o nią, ale pojawia się Laura, wymieniają kilka razy płyny ustrojowe przy pomocy ust i już jest dobrze. Natam pociesza się do tego stopnia, że już do samego końca nic o ojcu nie wspomina. Pewnie, szkoda czasu na pierdoły, żałoba po ojcu jest mało sexy, lepiej ją odbębnić i szybko przeskoczyć do najważniejszego, czyli romansów i opisów, jak bohaterka płonie od dotyku kawalera.
Podobnie reaguje Laura, dziwnie lekko przechodząc do porządku nad imprezowaniem w towarzystwie psychola Davida. Za to jej emocje, gdy Natam dotknie ją opuszkiem palca...! "Przyjemne mrowienie, pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia, tonąc w jego czekoladowym oddechu, moje żyły ogarnął pożar, oddawaliśmy się słodkiemu zespoleniu, wtuliłam twarz, wtuliłam się w niego, leżałam wtulona, fala gorąca rozpełzła się po moim ciele, boskie oczy Natama, miejsce, w którym jego palec stykał się z ustami, płonęło, poczułam się, jakby walnął we mnie piorun i z mózgu zrobił sieczkę." (Rzeczywiście, sieczka z mózgu to dobre podsumowanie tej książki).
Hellwig nie wstydzi się nawet wyciągnąć z kufra tak obciachowego motywu, jak ględzenie o dwóch połówkach...
KONIEC SPOJLERÓW
Moja niska ocena nie jest bynajmniej spowodowana rozczarowaniem co do gatunku (aż taka podła nie jestem;). Książka zasłużyła na to godnie słabym stylem, niestrawnym mieszaniem scen, urywaniem wątków, zbyt dużą ilością opisów migdalenia się protagonistów, pobieżnością opisów, denną psychologią i wykorzystaniem klisz, o których powiedzieć, że są oklepane, to nic nie powiedzieć.
"Brr, co za koszmarne zakończenie..." (ostatnie zdanie w książce, jakże znaczące;)
Bywa, że mech śpiewa Agnieszka Hellwig
5,6
Cóż. Napisałam naprawdę wylewną opinię. Byłam z niej naprawdę dumna, niestety jeden przycisk sprawił, że wszystko to zniknęło, zniechęcając mnie do ponownego pisania mych przemyśleń. Przypadek? Możliwe, że Indiańskie duchy chronią książkę, przed brudem, który chcę na nią wylać. Niestety dobrze im poszło.
Uważam, że książka może powalić trywialnością sposobu przedstawienia świata oraz abstrakcyjnością. Mam wiele zarzutów do stylu pisarskiego pani Agnieszki. Nie wiem czy to jej pierwsze opublikowane dzieło, lecz jak na debiut, to było to zbyt słabe.
Książka jest naszpikowana językiem, który bez problemu przeszedł by w filmach, ale w książce już tak nie bawi, a mnie, osobiście, wręcz drażni.
Widzę tu ogromny potencjał, który niestety nie został wykorzystany. Pani Agnieszka miała pomysł, zawiodło wykonanie. Drażni mnie jedna rzecz, że wplotła jeden wątek (słowo klucz: ręka - by nie spoilerować),który wykorzystała w nie do końca jasny dla mnie sposób.. i po prostu go zostawiła. Nie wyjaśniła czemu, jak i dlaczego. Wszystko zostało wyjaśnione na podstawie domysłów bohaterów, a dla mnie to nie jest rozwiązanie. Nie lubię niedokończonych spraw.
Język był przyjemny. Język użytkowy w książkach zawsze jest wygodniejszy dla przeciętnego zjadacza chleba, niż jakiś zawierający górnolotne terminy.
Wątek miłosny - który wiódł tu prym - nie przypadł mi do gustu. Na początku mi się podobał, lecz początek był tak szybki, że ciężko było by utrzymać jego 'jakość' na tym samym poziomie przez resztę stron. No i pani Agnieszce przyszło to z trudem.
Ogólnie rzecz biorąc, książka nie jest zła. Wersja light dla fanek szalonych romansów. Wątek fantastyczny jest... interesujący.
Daję mocną czwóreczkę. A polecam... ludziom, którzy nie szukają niczego ambitnego, po prostu, od tak, by zabić czas.