Najnowsze artykuły
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
- ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
- Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński23
- ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Nick Souter
2
7,0/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,0/10średnia ocena książek autora
48 przeczytało książki autora
88 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Plakat i reklama. Przewodnik Nick Souter
7,3
Ręka w górę, kto dorastał w późnych latach 90. i wczesnych 00. i pamięta wydawaną przed Egmont serię "Strrraszna historia"? O matko, jak ja uwielbiałam te przewrotne książeczki! Z najgrubszej z nich, "Wieku XX", zapamiętałam między innymi reklamowe hasło „Czy myłeś się już mydłem Pears?”, a oprócz niego historyjkę o na poły magicznej kostce rosołowej Oxo, która miała podobno moc zabijania zapachu alkoholu*. Dobra reklama, tak samo jak dobra książka, to kawał podróżnika – nigdy nie wiadomo, z której strony nagle wyskoczy, by spiąć jakieś dwa punkty w czasie zgrabną klamrą. Bardzo się więc ucieszyłam, kiedy podczas kartkowania "Plakatu i reklamy" dojrzałam dwie znane mi od bardzo dawna marki pod postacią dwóch kostek – małej i dużej.
Dwadzieścia cztery lata zajęło "The Poster Handbook" doczekanie się polskiego wydania. Dość długo; pozostaje się domyślać, że lata 80. nie były w Polsce okresem szczególnie sprzyjającym reklamie w amerykańskim stylu, w związku z czym i wydawanie takiego mini-albumu nie miało tyle sensu, ile ma go dzisiaj – ale to tak naprawdę zgadywanie. Jakiekolwiek byłyby powody opóźnienia, dobrze, że książka w końcu się ukazała (nakładem wydawnictwa Muza S.A.),bo to pozycja godna dokładnego przyjrzenia się i powracania. A pomiędzy okładkami dzieją się rzeczy niezwykłe! Wewnętrzny układ jest wprawdzie mało zaskakujący – miłościwie panujące ilustracje i przykucnięte to tu, to tam kępki tekstu – ale to dobrze; ostatecznie nie trzymam w ręku monstrualnego teoretycznego bucha, a poręczny i podręczny składzik z inspiracjami. Nie bardzo potrafię sobie również wyobrazić, po co miałoby się notować przy ilustracjach coś więcej, niż jest: zmiany w sposobie podejścia do reklamy i jej zadań są widoczne gołym okiem. To zresztą, z mojego punktu widzenia, zdecydowanie najciekawszy element Plakatu...: możliwość przyjrzenia się postępującemu przez lata procesowi wysubtelniania się reklamy, przejściu od prostych rycin i banalnych, dosłownych haseł do sloganotwórczości z prawdziwego zdarzenia, pełnej niespodzianek, ślepych tropów i hecy. Rzecz naprawdę fascynująca; poza tym dowód, że nie trzeba być wcale kopirajterem, by się przy tej książce świetnie bawić.
Jeżeli jest coś, do czego mogę się przyczepić i czego zupełnie nie pojmuję, to będzie to brak spisu treści. Nie jest to jakaś dyskwalifikująca wada, lecz utrudnia prędkie znajdowanie tego, co potrzebne, tym bardziej, że reklamy nie są uszeregowane chronologicznie, co dawałoby jako taką orientację, ale podzielone na bloki tematyczne, których umiejscowienia naprawdę trudno się intuicyjnie domyślać.
Istnieje cała masa ludzi, którzy są przekonani, że reklama nie ma i nie może mieć nic wspólnego ze sztuką, że zawsze jest podła, podstępna i kłamie. No jasne. "A świstak siedzi i zawija je w te sreberka"**. Polecam im "Plakat i reklamę". Ale nie tylko im!
Errata
Jest: "brak spisu treści". Powinno być: "dziwaczne umiejscowienie spisu treści". Nie mogłam uwierzyć, że wydawca go po prostu pominął, więc siadłam nad książką jeszcze raz, postanawiając przejrzeć absolutnie każde miejsce, nawet takie, w którym za diabła spisu bym się nie spodziewała. Poskutkowało. Można go znaleźć stronę przed Przedmową, zaraz obok informacji na temat oryginalnego tytułu, tłumaczenia, korekty, adresu wydawnictwa i praw autorskich. Kuriozum! Miła Muzo, dlaczego?
(źródło: wywrota.pl)
______________________________________________________________________
*Od razu rozwieję wszelkie wątpliwości: otóż nie, to nie zadziałało. Ani razu.
**"Ten dowcip jest jak lokata. Bez sensu".
Ilustracje. Przewodnik Nick Souter
6,6
Patrz na te ilustracje!
Z przedmowy Paula Hogartha: „Od dawna nawet najlepiej wykształceni krytycy sztuki traktują ilustracje po macoszemu. Świadczy o tym powszechnie spotykana, uwłaczająca ilustratorstwu uwaga »to tylko ilustracja«, kierowana pod adresem obrazów, w których malarze starają się wyrazić lub przekazać jakieś idee." Współczesny czytelnik (pierwsze zagraniczne wydanie albumu pochodzi z roku 1990) na takie stwierdzenie prawdopodobnie odpowie zdziwionym uniesieniem brwi, przypominając sobie historię rozwoju fotografii. Ilustracja ma się dobrze; coraz tańsze i łatwo dostępne tablety graficzne sprawiają, że para się nią coraz szersze grono artystów i amatorów. Niezależnie od tego czy chodzi o rysunki obrazujące gazetowe artykuły, fabuły powieści, czy o ilustracje żyjące własnym życiem na licznych portalach internetowych. Zainteresowanie tematem jest spore. Tym bardziej warto sięgnąć po wydany nakładem Muzy niewielkich rozmiarów album w półtwardej oprawie, przystępnie prezentujący historię rozwoju ilustratorstwa na przestrzeni ostatnich stu pięćdziesięciu lat.
Autorzy, Nick i Tessa Souter, przedstawiając dorobek artystów, zrezygnowali z podziału tematyczno-narodowego na rzecz uniwersalnych ram czasowych. Pozwala to czytelnikowi wyrwać się z ciasnych klatek izmów i wartkich prądów epok i wpłynąć na szerokie wody wolnej wyobraźni, nie tracąc jednak z oczu historycznego zarysu linii brzegowej. Oczywiście ilustracje nie powstawały w próżni. Najpierw artyści starali się za ich pomocą wyciągnąć wspólny mianownik z wyobrażeń czytelników, nadając bohaterom książek dosłowny wygląd, następnie służyły oświacie, szerzeniu propagandy oraz reklamowaniu towarów i usług. Dopiero potem stały się odrębną dziedziną sztuki. Dlatego dzisiaj nawet bardziej niż kiedyś ilustrator jest kimś więcej niż tylko wykonawcą poleceń redaktora i zleceniodawcy.
Państwo Souter proponują podział na cztery istotne według nich przedziały czasowe. Pierwszy rozpoczyna się w okolicy roku 1850 wraz z pojawieniem się idealnego towarzysza dobrej książki – wygodnej kanapy, a kończy z nastaniem nowego wieku. Rozwój techniczny ułatwił wydawcom masowe rozpowszechnianie swoich produktów, a to, w połączeniu z dbaniem o wygodę pośladków, stało się przyczynkiem do powstania mody na przesiadywanie z książką w domu. Swoje kilka groszy dorzuciła też rozwijająca się w zawrotnym tempie prasa; gazetowe rysunki szybko zyskały sobie przychylność czytelników. W tej części albumu nacieszymy oczy głównie ilustracjami z książek: są tutaj nieśmiertelne rysunki Sir Johna Tenniela z Alicji w Krainie Czarów Lewisa Carrola, niepokojące zjawy Gustava Doré’a z Boskiej Komedii Dantego, ale także plakaty Henriego de Toulouse-Lautreca.
Kolejny, najdłuższy rozdział, obejmuje okres od roku 1900 do rozpoczęcia II Wojny Światowej. Są to lata wyjątkowo płodne, wypełnione twórczymi eksperymentami, fascynacją sztukami dekoracyjnymi i subtelną secesją. W następnej części przyjrzeć się można rezultatom zaprzęgnięcia karykatury do wojennej propagandy i kształtowaniu się amerykańskiego stylu życia w latach 50. Potem przychodzi czas na rewolucję seksualną, pop-art, psychodeliczne podróże do światów równoległych zakończone miękkim lądowaniem w roku, w którym człowiek po raz pierwszy bez użycia narkotyków postawił stopę na księżycu. Ostatni rozdział obejmuje lata 1970-1990, okres małej stabilizacji, i zawiera wśród wielu innych prace kilku znanych na świecie polskich artystów, m. in. Andrzeja Dudzińskiego i Rafała Olbińskiego.
Do wszystkich prezentacji autorów podoczepiane są króciutkie tekstowe ogonki, nie będące na szczęście encyklopedycznymi informacjami biograficznymi, a czymś w rodzaju mieszanki faktów, dat, mini interpretacji i ciekawych anegdot z życia artysty i jego dzieł. Jasne jest, że album małżeństwa Souterów w żadnym razie nie wyczerpuje tematu, o czym po cichu wspominają sami autorzy. Stanowi za to doskonały wstęp do poznania tej grubaśnej gałęzi sztuki. Nie jest ona być może jeszcze tak silna w Polsce jak chociażby w Ameryce, gdzie na salę sądową wstęp ma tylko ilustrator, a nie fotograf, ale rozrosła się do pokaźnych rozmiarów dorodnego badyla gotowego na wypuszczenie zielonych pąków.
Na półkach księgarń coraz więcej rozsiada się fantazyjnie ilustrowanych książek dla dzieci, komiksy już dawno przestały być rozrywką dla znudzonych małolatów, dlatego bardzo zachęcam do zapoznania się z albumem Souterów ludzi, którzy pragną zaznajomić się z pradziadkami, dziadkami i ojcami współczesnych ilustracji. Jeśli więc, drogi czytelniku, nic ci nie mówią takie nazwiska jak James Montgomery Flagg, Harry Theaker czy Wayne Anderson, to zaopatrz się czym prędzej w tę pozycję, umość swoje pośladki w wygodnym fotelu i przeglądaj, przeglądaj, przeglądaj.