Miłość, której tak rozpaczliwie szukają ludzie, jest ucieczką przed najsmutniejszym uczuciem: przed samotności. Wyobcowanie i nicość są jak ...
Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać13
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
- ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński8
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Maria Cecylia Rajchel
4
5,4/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://
5,4/10średnia ocena książek autora
21 przeczytało książki autora
19 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Wolności nigdy za wiele. Jest taki moment w beznadziei, gdy rzuca się wszystko na szalę i nigdy nie są to pieniądze, tylko upokorzenie i łzy...
Wolności nigdy za wiele. Jest taki moment w beznadziei, gdy rzuca się wszystko na szalę i nigdy nie są to pieniądze, tylko upokorzenie i łzy bezsilności. Wolność rozsadza wnętrze i nie zatrzymasz tego światła. Wybuchnie, a potem stężeje i zostawi trwałą konstrukcję wewnątrz.
osób to lubi
Najnowsze opinie o książkach autora
Kinofrenia Maria Cecylia Rajchel
3,8
„Kinofrenia” to powieść obyczajowa, która przykuła moją uwagę swoim opisem na okładce. Opowiada ona o kobiecie – Dianie, która w swoim życiu napotyka ciężkie wydarzenia. Straciła pracę, rozstała się z narzeczonym i przez właśnie owe wydarzenia dosięga ją poczucie bezsilności i beznadziei. Z braku zajęcia postanawia zapisać się na studia filmoznawcze, gdzie rozpoczyna się jej przygoda, dosłownie jak z innego wymiaru. Gdy tak bardzo angażuje się w pogłębianie swojej wiedzy na temat kina i sensacji filmowych, zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Zaczyna materializować pomysł na scenariusz, który staje się jej obsesją. Sama dokładnie nie wie gdzie wyznaczona jest granica między fikcją, a rzeczywistością.
Gdy dostałam propozycję jej zrecenzowania bardzo się ucieszyłam, gdyż jest to naprawdę ciekawa pozycja. Chyba nawet pierwszy raz spotykam się z takim motywem w książce, co na pewno jest dużym atutem. Maria Cecylia Rajchel, czyli autorka powieści ma przyjemny styl pisania, który jest łatwy w odbiorze. Mimo, że mamy do czynienia z pomieszaniem się dwóch światów to wszystko jest zrozumiałe. Bohaterowie powieści są dobrze wykreowani, przez co książka jest przyjemniejsza w odbiorze. Muszę również przyznać, że bardzo podoba mi się okładka, która utrzymana jest w minimalistycznym stylu. Całość wypada dobrze. Nie uważam żeby czas, który przeznaczyłam na zapoznanie się z książką był zmarnowany, dlatego mogę polecić ową powieść.
Kinofrenia Maria Cecylia Rajchel
3,8
Wyobraź sobie, że leżysz na samym środku łąki z czystą kartką nad głową i chęcią napisania na niej czegoś fajnego, czegoś – w końcu, dlaczego nie próbować – czegoś nader oderwanego od rzeczywistości, bo przecież codzienność nie musi wpychać się na strony twojej książki. Najlepiej by było nieco zabawnie i nowatorsko jednocześnie. Masz ochotę na coś innowatorskiego, bo nie dość, że sam siebie lubisz zaskakiwać, to lubisz wkraczać na nieznane dotychczas tereny, zwłaszcza literackie. I zastanawiasz się od razu,. Czy literatury nie połączyć z obrazem filmowym. To z pewnością pociągnie i ciebie i czytelników. Pisanie i jednocześnie bieganie z kamerą we własnej głowie – już sam początek ci się podoba, a co będzie dalej?
Jest upalnie. Wyciągasz jedną rękę ku słońcu szukając olśniewającego natchnienia, w głowie już piszesz linie tekstu, które potem przerzucisz na kartki papieru. Już piszesz coś na miarę scenariusza z podziałem na role, sceny i ujęcia. Jednak owo zaskoczenie sobą samym w pewnym momencie zwodzi na ciemne manowce, aż okazuje się, że pleciesz banialuki. Zszedłeś z obranej drogi na manowce – i myślowe i literackie i filmowe też. Nie dość, że sam się gubisz, to i wątki poszły w ślepe uliczki. Rozlazły się wszędzie i nigdzie jednocześnie. Ale brniesz z mozołem dalej... Włazisz w byle co, dosłownie, bo udajesz tyrana.
Tak wygląda „Kinofrenia” Marii Cecylii Rajchel. Takie „ecie plecie” o niczym i o czymś. Banialuki dla niewiadomego czytelnika. „Kinofrenia” jest właśnie czymś takim. Takim nieskładnym zbiorem zdań zaczerpniętych z filmów. Z wielu, wielu filmów. To jakby rozmowa z kimś (z kim? Tego nie wiem),która z czasem zaczyna zmierzać w sobie tylko znanym kierunku prowadząc nas pod rękę (jeśli chcemy z nią iść) albo zostawia nas z konsternacją. Czytałam „Kinofrenię” i przyznam szczerze, że chyba tylko jedno spostrzeżenie autorki jakoś zaciekawiło, ale to było na początku, gdy treść dopiero odsłaniały kotary. Mowa o łabędziach pływających po jeziorze skuwanym mrozem i przymrozkami, o tworzących się na ich nogach coraz to nowszych warstw lodu. To mi się podobało, ale trwało ledwie 1/3 strony. Reszta tekstu to już bełkot o niczym i o wszystkim jednocześnie. Autorka próbując być jedyną w swoim stylu hybrydą liter i obrazu, staje się wręcz autorką na kształt banalnej karykatury jakiejś wizji, której odbiorca – czyli czytelnik – pojąć nie może. To jak nadawanie na dwóch różnych poziomach, Tarantino z Mickiewiczem swoje, a czytelnik – mimo usilnych starań i skupienia – swoje. Autorka, Maria Cecylia Rajchel stwarza własny świat i ubiera go w słowa. To taki dialog z sobą i swoim umysłem.
Żyjemy w dobie filmów kręconych techniką 3D, może przydałoby się też stworzyć przestrzenny model języka? Można już stracić wiarę w rzeczywistość, stąd pewnie ucieczka w fikcję, a konkretniej w filmową fabułę czegokolwiek, nawet rojenia. Bo w niej wszystko jest prawdą, nawet jeśli nią nie jest. Autorka, Maria Rajchel ogląda w swej wyobraźni kolejno następujące po sobie klatki filmowe, które uznaje za rzeczywistą prawdę. Tworzy ułudę na wzór sztucznego tworu, który stanowi fundament gry aktorów, reżyserów, czy scenarzystów. To jak sen na jawie o zatraconej granicy między jednym, a drugim. Wchodzi w motyw gry uczestnicząc w różnych elementach sztuki, które są kompletnie niejasne dla czytelnika. Stąd i mój krytyczny osąd.
I zdając sobie sprawę z narażania siebie, powiem, że „Kinofrenia” to gniot, nawet nie literacki, ile grafomański. To jak pisanie pod wpływem środków odurzających. Odnoszę nawet wrażenie, że autorka – bez urazy – musiała być po zażyciu własnoręcznie zrobionego antidotum na realność. To zlepek słów, chaotycznych myśli filmowych i książkowych, które nijak nie łączą się w spójność fabuły. Abstrahując, do owej treści pisanej autorka dorzuciła treść filmową bawiąc się długopisem, jak kamerą. Żałuję przy okazji, że w owym długopisie już na samym początku nie wyczerpał się wkład, bo tak nielogicznej, nieskładnej i nudnej fabuły zamkniętej między okładkami jeszcze nie czytałam – a czytam bez umiaru w ilości nieograniczonej. Nawet najgorszy wiersz jest lepszy niż „Kinoteka” - smutne, ale prawdziwe.
dziękuję sztukater