Bezpośrednia kontynuacja WKKM 87 w której po raz pierwszy poznajemy Kingpina jako wroga Spider-Mana. Są to właściwie 2 zeszyty bo pierwszy jest we wcześniejszej publikacji również. Natomiast druga część komiksu pokazuje Kingpina jako wroga Daredevila lecz niestety przez rysownika nie da się tego czytać. Dla mnie to jakiś Van Gogh. Rysunki odpychają tak że nawet najlepsza historia nie pomoże. Dlatego zdecydowanie wolę komiksy starszej daty niż jakieś późniejsze eksperymenty.
Mocna siódemka. Bawiłem się naprawdę dobrze. Na szczególną uwagę zasługują rysunki Sorrentino, które są znakomite i idealnie współgrają z kolorami nałożonymi przez Holingswortha. Scenariusz to typowe superhero łączące gatunek "zabili go i uciekł".
Green Arrow to niesamowicie ciekawy bohater, ale w tym runie mam ogromny problem z jego adwersarzami. Przeciwnicy Olivera są nudni, miałcy i w jakiś niewytłumaczalny sposób nigdy nie potrafią go pokonać. Queen momentami wydaje się niepodatny na ich moce i zdolności, a jeśli odnosi jakieś rany to chwilę później albo fantastycznie się goją, albo sam bohater o nich zapomina (może tak działa adrenalina). Jako bohater pozbawiony super mocy, Oliver nie wydaje się zupełnie "ludzki". W komiksie ewidentnie brakuje mi nutki realizmu.
Pomimo takich "głupotek" naprawdę bardzo miło spędziłem czas i nawet przez sekundę się nie nudziłem. Run Lemire'a można porównać do typowego filmu akcji klasy B. Dzieje się naprawdę dużo, są wybuchy, sceny walki, a protagonista jest praktycznie nieśmiertelny. Ja osobiście bardzo lubię filmy typu Rambo, Mission: Impossible czy Szybkich i Wściekłych. Nie uważam ich za arcydzieła, ale za tytuły, które spełniają swój podstawowy cel - dostarczają rozrywki. Taki właśnie jest Green Arrow. Komiks niepozbawiony wad, ale sprawiający masę frajdy.