Akacje kwitną. Montaże Debora Vogel 7,8
ocenił(a) na 109 lata temu „Nigdy jeszcze czytane słowa nie wywoływały takiej lawiny znaczeń i skojarzeń” – zapisałem sobie w trakcie lektury książki „Akacje kwitną” autorstwa Debory Vogel, polskiej Żydówki z Galicji. To jedna z tych książek, która odcisnęła na mnie trwałe piętno, która śni się nie tylko po nocach, ale również na jawie!
Trudno opisać fabułę „Akacji”, bo właściwie jej tam brak. Mamy tu raczej do czynienia z opisem tego, co najczęściej nam umyka, bo nie stanowi dla nas treści życia a stwierdzenie, że to zbiór krótkich utworów prozatorskich w konwencji konstruktywistycznej a do tego inspirowanej filozofią Hegla niczego nie wyjaśnia, razi akademicką manierą a niektórych na pewno zniechęci. Czym zatem są „Akacje”?
Wspomniane wyżej krótkie formy składające się na zbiór „Akacje kwitną” Vogel nazwała montażami, których treść niosła wielość zdarzeń niezwiązanych przyczyną czy skutkiem a raczej miejscem i nastrojem. Bohaterów tam również nie znajdziemy – są za to ludzie-manekiny, pozbawione twarzy automaty, wprawiane w ruch pracą nóg, zajęte „odrabianiem życia” czy też jego „załatwianiem”: „Wszystkie produkty na rynku miały jedną cenę – 10 groszy (…) A towar ten kolportowano z taką powagą gorzką i takim patosem płomiennym, że tandeta zdawała się odgrywać jedyną rolę w życiu, niezastąpioną”.
Bez pudła można za to powiedzieć, że to Życie jest bohaterem montaży. Czym w takim razie jest życie jak nie załatwianiem spraw i cieszeniem się z owej tandety za dziesięć groszy? Jedną z możliwości kryje następujący fragment: „Był kwiecień, pierwszy miesiąc lepkich liści. Przy krawędzi trotuaru zawirowała garstka płowego pyłu i rozsypała się w bladym jeszcze powietrzu (…). To zaś nic nie mówiące zajście sprzed roku i sprzed lat dwu zdawało się stwierdzać, że wszystko wróciło na swe zwykłe miejsce i że potoczy się dalej w oznaczonej kolejności (…). Od płowej grudki prochu zaleciało zapachem upałów i nieznanych możliwości. I nie było już więcej czasu do stracenia”.
Podstawową cechą montaży jest geometryczny opis świata. Nieraz miałem wrażenie, że napotykam na mur nie do przeparcia, wyrażenie naszpikowane jakąś niecodzienną logiką („wszystko, co ma stałe kontury i postać prostokąta lub kubu jest szare od smutku, gdyż jest już raz na zawsze”). Na pierwszy rzut oka może niezrozumiałe, kolejne akapity odkrywają konsekwentnie budowany obraz świata. Trzeba zaufać autorce, pójść za nią jak w dym – przecież coś się za tym kryje! Komentatorzy twórczości Debory Vogel (zwłaszcza K.Szymaniak) piszą o podjętym problemie konwencjonalizacji języka i widzenia. Parafrazując klasyka chciałoby się powiedzieć „wszyscy jesteśmy manekinami!”. Jak dotrzeć do sedna, tej „ostatniej warstwy rzeczywistości”? Trzeba obnażyć jałowość języka manekinów, albo jeszcze lepiej: porzucić ich język! W ten sposób nasz odbiór rzeczywistości stanie się mniej automatyczny, możemy ją odczuć na nowo. To pragnienie ostrości widzenia wzbudziło we mnie niekłamany zachwyt.
Pragnienie zmierzenia się z życiem, opanowania przestrzeni rzeczywistości może być kolejnym motywem kreacji języka geometrycznego – wszak wprowadza on poniekąd ład. Kolejny punkt zaczepienia stanowi cykliczność zjawisk – zupełnie jak wspomniany wyżej pył, taki sam jak rok i dwa lata wcześniej albo wprowadzająca niepokój woń traw morskich w letnich ulicach nadbałtyckich miejscowości. Jednak owe ostoje stałości to za mało! Ciąży nad nami widmo niepewności, bo „każdy rok życia ma jakiś plan szczęścia i jakąś sprawę przegraną”. Nieodzowny twórczości Debory Vogel jest rys melancholii, obawa przed utratą i związana z tym nierozerwalnie chęć uchwycenia życia.
To zaledwie kilka tematów poruszonych w książce „Akacje kwitną”, która dostarczy niemało materiału do rozważań na temat roli artysty, upływu czasu, anonimowości, przemocy… i pewnie wielu innych, których nie jestem jeszcze świadom. Jest to lektura wymagająca i wielce zadowalająca. Ja w niej znalazłem kawałek samego siebie, poczułem się nieco raźniej co nie jest bez znaczenia, gdy otumaniony zdaję sobie czasem sprawę, że już jest wiosna, że kwiecień wybucha właśnie milionem lepkich, zielonych liści a "od płowej grudki piachu zalatuje zapachem upałów i nieznanych możliwości…".