Właśnie Izrael Eli Barbur 6,9
ocenił(a) na 75 lata temu Gadany przewodnik po teraźniejszości i historii Izraela.
Ten podtytuł idealnie oddaje charakter tej publikacji. Gadany, bo w formie trochę wywiadu, trochę rozmowy, a trochę przyjacielskiej pogawędki między dwoma dziennikarzami bardzo dobrze znającymi realia zarówno izraelskie, jak i polskie. Eli Barbur to wnuk jednego z założycieli państwa Izrael. Krzysztof Urbański to Polak często bywający w Izraelu i „gruntownie znający ten kraj” – jak przeczytałam w krótkim biogramie na okładkowym skrzydełku. Obaj na tyle profesjonalni, z ogromną i szeroką wiedzą, by móc się nią wymieniać, uzupełniać, tu i ówdzie ubarwiać anegdotą lub ciekawostką i od czasu do czasu otwierać mi buzię z zadziwienia lub zaskoczenia. Dodatkowo licznie ilustrowaną zdjęciami.
Bo co ja wiedziałam o współczesnym Izraelu?
Jakieś strzępki informacji z doniesień mass mediów. Jakieś migawki zdjęć z ataków terrorystycznych. Trochę literatury o problemach współczesnych kobiet w Izraelu opisywanych przez Ornę Donath w „Żałując macierzyństwa”, a z drugiej o ciemnej stronie życia w Telawiwie z opowiadań pisarzy współczesnych „Tel Awiw Noir”. Gdzieś między nimi zaplątała się powieść o romantyku Benjamina Tammuza „Minotaur”. Tyle i mało, ale jak się później okazało, mało też literatury hebrajskiej, godnej uwagi, w Polsce się ukazuje. Lubianego i popularnego w Polsce Edgara Kereta, Eli Barbur do niej nie zaliczył. Jego pogląd na temat twórczości tego pisarza mnie obraził i zirytował, ale o tym na końcu. Chcę zachować chronologię rozmowy o bardzo skomplikowanych i trudnych sprawach, by nie zgubić się w natłoku ogromnej ilości wątków. Rozmowa zaczęła się od powstania państwa Izrael, poprzez jego zasiedlanie, rozbudowę, formowanie się rządu, a zakończyła na współczesności pokazanej geograficznie na mapie. W tej historycznej pigułce dynamicznych zmian geograficznych, demograficznych, politycznych i gospodarczych pod wpływem kolejnych fal emigrantów z różnych stron świata, które zresztą trwają do dzisiaj, widziałam stale obecną nadzieję, ale i cechę, która nieustępliwie, a nawet krwawo, wyrąbywała Żydom swoje miejsce na Ziemi Świętej – skrajny upór. Eli Barbur potwierdził to w podsumowującym rozmowę zdaniu – „...tak naprawdę Izrael w dużym stopniu powstał z desperacji, szaleństwa, rozpaczy i niezwykłej determinacji garstki ludzi...” Może dlatego, że doświadczyli makabrycznych skutków braku własnego państwa. Bezdomności narodu osamotnionego w świecie. Bezpaństwowości, a tym samym nieliczenia się i nieistnienia w świecie polityki, która skutkowała Holocaustem. Teza Henryka Schönkera zawarta w „Dotknięciu anioła”, której zaprzeczali historycy, dopóki nie pojawiły się dowody, zabrzmiała i tutaj. Została wyrzucona na margines, co autorzy czynili często, jeśli myśl była warta wyróżnienia. Pamięć tragicznej przeszłości była motorem walki, jaką toczyli od początku przybywający Żydzi. Ocaleńcy „z Holokaustu, których rzucano na front niemal od razu po tym, jak schodzili ze statków”. Teraźniejszość tę gotowość stale podtrzymuje w kolejnych intifadach, wojnach, kryzysach i zamachach bombowych. Izrael jawił mi się pełnym sprzeczności. Wypełniony żołnierzami, zasiekami i murami, zdawałoby się niemożliwym do normalnego życia, które jednak toczyło się. W atmosferze stanu wojennego żyje prawie dziewięć milionów Żydów pochodzących ze stu i jeden narodów, jak sami o sobie mówią. W kraju, w którym religia ma ogromne, wręcz decydujące znaczenie, w którym rabini nie pozwolili na uchwalenie konstytucji, a jednocześnie „małżeństwa homoseksualne są w nim legalne, a geje i lesbijki mogą adoptować dzieci”. To jedno z wielu zaskoczeń.
A było ich dużo więcej!
Mnie najbardziej zaciekawiły rozmowy o kulturze, a szczególnie o literaturze. O tym, co Izraelczycy czytają i co piszą. Niewiele mam ich przeczytanych, z których okazało się, że Edgar Keret jest najmniej godnym uwagi. Dobrze byłoby, gdyby autor na tej opinii zakończył wypowiedź. Jednak nie! Konsekwentnie rozwinął temat, mówiąc – „Moim zdaniem jego opowiadania to najwyżej skecze dla niezbyt sprawnych myślowo małolatów.” Ha! Kolejne zaskoczenie z cyklu – rozdziaw buzię i tak trzymaj! Na szczęście polski dziennikarz stanął w jego obronie, bo przecież ja nie mogłam, chociaż bardzo chciałam, ale ta uwaga ostatecznie okazała się cenną. Podsunęła mi myśl, którą kieruję do polskich wydawców – proszę skorzystać z sugestii nazwisk pisarzy Eliego Barbury, których twórczość warto podsunąć polskim czytelnikom – Noemi Regen, Jochi Brandes, Orly Cestel-Bloom, Anat Einhar, Sami Berdugo czy Ilai Rowner. Bardzo chciałabym, aby wydawnictwa wzięły je pod uwagę w swoich planach wydawniczych ku lepszemu zrozumieniu siebie nawzajem Polaków i Żydów. Zwłaszcza teraz, kiedy neofaszyzm podnosi łeb.
Bardzo proszę o to.
http://naostrzuksiazki.pl/