Rausz. Niemcy między wojnami Harald Jähner 7,5
ocenił(a) na 711 tyg. temu Brawurowy i fascynujący opis początków nowej i rodzącej się w chaosie republiki. Na szczególną uwagę zasługują tu starcia starego cesarskiego porządku reprezentowanego przez rozżalonych wojskowych oraz hordy byłych żołnierzy i najemników z Freikorpsów z komunistycznymi bojówkami KPD dążącymi zgodnie z wytycznymi Lenina do światowej rewolucji. Chwała autorowi, że nie przemilcza faktu, iż Republika Weimarska de facto przejęła długi wojenne wobec zwycięskich mocarstw, i dzięki hiperinflacji wyłgała się od niebotycznych kwot zaciągniętych od społeczeństwa za pośrednictwem obligacji przeznaczonych na wysiłek wojenny. Natomiast kolejne spłaty reparacji zgodnie z planem Younga były tak naprawdę uiszczane środkami z pożyczek zaciągniętych za oceanem (co oczywiście runęło niczym domek z kart wraz z "czarnym czwartkiem" na Wall Street). Zresztą gospodarczy boom, rozwój niemieckich miast, realizowanie wielkich projektów budowlanych, życie elit republiki ponad stan, za wszystko to płaciła Ameryka za pośrednictwem zadłużających się u niej niemieckich banków jako pośredników w tym procederze. Jahner trochę przemilczał fakt, że Niemcy przodowały w rozwoju nowych technologii, co pomogło im potem w zbudowaniu nowoczesnej armii, oczywiście z obejściem traktatu wersalskiego, którego postanowienia gros społeczeństwa uważało za niezasłużoną i zbyt drastyczną karę. Oczywiście radykalne elementy jak NSDAP zbijały na tym niezadowoleniu kapitał, ale przecież to kanclerz Cuno nadwerężał państwowy budżet płacąc odszkodowania właścicielom wielkich koncernów z Zagłębia Ruhry oraz powstrzymującym się od pracy robotnikom. Co więcej, społeczeństwo popierało sabotaż wobec francuskiego okupanta, który jako zwycięzca wojenny miał prawo domagać się chociaż części finansowego zadośćuczynienia, którego Niemcy płacić nie zamierzali. Przez całą książkę wyczuwalna jest sympatia autora do SPD i władz republiki, oczywiście nie stroni on od krytykowania takich czy innych posunięć, częstych roszad gabinetowych (12 kanclerzy w ciągu zaledwie 14 lat),to jednak próbuje skwapliwie scedować winę za dojście Hitlera do władzy na prezydenta Republiki, sędziwego feldmarszałka von Hindenburga i nadużywania przez niego instrumentu dekretu nadzwyczajnego w obliczu niemożności stworzenia stabilnej koalicji przez SPD i wielkiego kryzysu, do którego przecież ta sama socjaldemokracja dołożyła cegiełkę swoim szastaniem cudzymi pieniędzmi i oderwanymi od rzeczywistości projektami. Samo społeczeństwo również lecące na fali i upojone nieograniczonymi możliwościami w sztuce, architekturze, literaturze, życiu codziennym, żądne wyjścia ze strefy komfortu, pogardzało umiarkowanym kanclerzem Ebertem, który był kwintesencją roztropności i solidności, które jednak w owym czasie rozbuchania nowych idei były synonimem nudy i nijakości. Interesujący rozdział traktujący o Bauhausie, ukazujący zarówno jego świeżość i funkcjonalność, jak i bezkompromisowość zahaczającą o skrajny radykalizm architektoniczny i fanatyzm niektórych przedstawicieli nurtu. Autor wspomina również o nurcie będącym w kontrze do Bauhausu, czyli Heimatschutzstil, bardziej konserwatywnym, stroniącym od obcych naleciałości, odwołującym się do kultury nordyckiej i budownictwa zgodnego z niemieckim duchem. Jednak odnoszę wrażenie, że autor bardziej potraktował ten nurt jako ciekawostkę, skwapliwie przypinając mu łatkę bazy dla radykalnych prawicowych ruchów, żeby nie posądzono go o stronniczość. Należy pamiętać, że zarówno elity lewicowe (SPD),ale również te konserwatywne i prawicowe (Centrum, DVP czy ultrakonserwatywne DNVP) uważały Hitlera i jego ruch za zgraję nieokrzesanych parweniuszy, którymi będzie można sterować jak pionkami na szachownicy. Zresztą sama elita wojskowa traktowała SA jako przyszłe kadry dla nowego Wehrmachtu, który miał zastąpić Reichswehrę. Szczególną moją uwagę zwrócił passus, w którym posłowie SPD, którym udało się dotrzeć na głosowaniu nad ustawą o pełnomocnictwach (tych, którym udało się umknąć nowemu konstruktowi tzw. aresztu ochronnego) docierają na salę i mimo wszechobecnej wrogości ze strony parlamentarzystów NSDAP, szturmowców z SA (szpaler niczym "ścieżka zdrowia"),wręcz wiszącej w powietrzu atmosferze przemocy i mordu, jednak głosują przeciw, zachowując namiastki honoru.