Jeśli szanujecie swój wolny czas, jeśli nawet lubicie uniwersum Star Wars, ale także dobrą historię i wreszcie – jeśli nie jesteście tak naiwni jak ja, by wierzyć, że ta historia rozkręci się po kilkudziesięciu czy nawet kilkuset stronach – nie czytajcie tego.
Styl jest bardzo toporny, co może być winą tłumaczenia lub samego oryginału. Brakuje mu polotu, a powtórzenie goni powtórzenie – czasem imienia „Vader” używa się kilka razy w jednym krótkim akapicie. Wyrostki Twil’leków raz są określane mianem „ogonów”, by ni stąd ni zowąd po kilkudziesięciu stronach stać się „lekku”.
W historii tej nie ma emocji, nie ma czegokolwiek poza niezbyt porywającą i przewidywalną akcją. Dodam jeden punkt do jedynki za parę dobrych zdań o wewnętrznej walce Vadera z jego ciężarem.
Miałem duży problem z tą książką. Zapowiadała się ciekawie, poprzednie pozycje z uniwersum SW, które miałem okazję przeczytać czytało mi się dobrze, natomiast tutaj wielokrotnie przysypiałem, ciężko było przez to przejść. Na plus przedstawienie relacji między Vaderem, a Sidiousem (niemniej było tego za mało, w końcu tytuł coś sugeruje). Ogólnie mówiąc - rozczarowanie.