Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Mateusz Kowalski
0
0,0/10
Pisze książki: czasopisma
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
0,0/10średnia ocena książek autora
8 przeczytało książki autora
0 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Magazyn Silmaris nr 1/2018 (8) Marianna Szygoń
7,5
Przyznam szczerze, iż ściągając na komputer pdf z najnowszym wydaniem Silmarisa, miałam nadzieję na wiele dobrych tekstów. Niestety szybko okazało się, że większość nie jest w moim guście. Siedem gwiazdek widnieje powyżej tylko dzięki dwóm, które mnie naprawdę wciągnęły oraz z szacunku do warsztatu pisarskiego, jakim z pewnością popisało się kilku autorów. Nie sposób ocenić każde opowiadanie z osobna, także ocena przypadła grupowa. Komentarz już mniej grupowy.
Zacznę od pierwszej subiektywnej uwagi - brakuje mi choć jednego opowiadania z fabułą, którą uwielbiam - z magią z prawdziwego zdarzenia i odrealnionym światem fantasy wypełnionym tajemniczymi lasami, stworami i mężnymi czarownikami. Zdaję sobie sprawę, że owa tematyka powoli odchodzi do lamusa, zastępowana historiami rodem z kosmosu, lecz na miłość Boską, to jest magazyn fantasy! W pierwszym opowiadaniu Mateusza Kowalskiego znalazły się smoki, lecz... całość odebrałam jako dobrą opowieść dla dzieci. Urocza, jednak nie porywająca.
Po przeczytaniu drugiego opowiadania, zwątpiłam i odłożyłam magazyn na długo w otchłań zapomnienia. Dopiero tekst Jakuba Rewiuka przywrócił mi nieco chęci. Świetny pomysł, dobrze opisany. Podobało mi się, lecz wciąż nie zachwycało.
Krzysztof Rewiuk również napisał coś ciekawego. Tutaj nawet wciągnęłam się w losy bohaterów. Odczuwałam w stosunku do nich pewne emocje, co bardzo cenię we wszelkich tekstach. Relacja czytelnik - postać fikcyjna musi być okraszona mocniejszą więzią, którą udało się Rewiukowi zbudować nawet w tak krótkiej formie, jaką jest opowiadanie.
Jakub Tyszkowski z kolei stworzył coś mrożącego krew w żyłach. Historia jest zdecydowanie najtrudniejsza w odbiorze i równocześnie mocno refleksyjna. Wszystkie obrazy, które wyobrażałam sobie podczas czytania opisu, były niezwykle mroczne, osnute mgłą niedopowiedzeń. Naprawdę świetna robota.
Najbardziej jednak spodobał mi się "L'enfant sauvage". Czytało się przyjemnie, opisy same przeradzały się w obrazy, stylistyka niezmiernie mi odpowiadała. Historia? Ha! Polecam przeczytać i przekonać się samemu. Ja łyknęłam migiem, zaintrygowana do samego końca, podobnie jak biorące udział w akcji bohaterki.
"Kod błędu" śledziłam okiem mocno krytycznym. Autorka i równocześnie jedna z redaktorek Silmarisa, miejmy nadzieję, była oceniana przez kolegów na równi z resztą piszących. Tekst na szczęście wybronił się po troszę sam. Podobał mi się. Po prostu. Mimo iż nie przepadam za tematyką science-fiction, dałabym mu na tle reszty mocne 7. Trzymał w napięciu, chociaż końcówce brakowało "tąpinięcia". Niemniej jednak gratuluję dobrej roboty.
Jeśli chodzi o recenzje, z pewnością zachęciły mnie do kilku pozycji :) Zerknę w wolnym czasie choćby na jedną na pewno.
Ten numer zamykam i mam cichą nadzieję, że w kolejnym pojawi się więcej magów rodem ze starego, dobrego fantasy.
Magazyn Silmaris nr 1/2018 (8) Marianna Szygoń
7,5
Tradycyjnie po kilka słów na temat opowiadań.
SMOKOWIĄZAŁKA – W moim prywatnym rankingu najsympatyczniejsze opowiadanie numeru. Wesołe, lekkie, napisane z werwą. Gryzelda kupiła mnie swoją nietuzinkową osobowością i pomysłowością od samego początku. Mam tylko jedno “ale” – początek, a właściwie wzmianka o królu, wydaje mi się zbędna. Nie widzę żadnego nawiązania do tego elementu w zasadniczej części tekstu.
NIE CAŁKIEM KONIEC ŚWIATA – W sumie tekst nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, pozostał obojętny. Może to przez fakt, że w zasadzie niewiele się dzieje, tylko gadają i gadają... Aczkolwiek trzeba przyznać, że zakończenie mnie lekko zaskoczyło, nie spodziewałam się takiego zwrotu.
RODZĄC SIĘ W PONIEDZIAŁKI – Były momenty, gdy uważałam, że “tajemnice” wcale nie są takie tajemnicze i łatwo je przejrzałam (np. zabójstwo widelcem),ale też były i takie, gdzie nie mogłam się połapać. Ogólnie – oceniam jako tekst neutralny. Taka wariacja matrixopodobna, która ani mnie nie zachwyciła, ale też nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało.
ZBYNIO – Szorcik zdecydowanie klimatem stoi. Jeśli wziąć pod uwagę samą wędrówkę Zbynia przez wioskę, to w trakcie czytania przypomniały mi się wakacje, które w dzieciństwie spędzałam na wsi, a na pajdę chleba ze śmietaną i cukrem aż mi ślinka pociekła. I zakończenie, które może komuś wydać się smutne, ja uznaję za w pewien sposób ciepłe i pozytywne.
NIĆ ARIADNY – Rozbroił mnie mały fiat z kiwającym głową pieskiem. Ponieważ mam sentyment do tego, co odeszło już w przeszłość, urzekła mnie ta niezwykła retro-kolonia. I wszystko byłoby ok, ale przez chwilę zastanawiałam się nad zakończeniem i ostatecznie doszłam do wniosku, że jednak chyba mi się nie spodobało. Wewnętrzny konflikt bohatera – zostać czy odejść – został potraktowany moim zdaniem zbyt lekko. Odbieram to jako pójście na łatwiznę. Pewnie, że każdy chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko, ale zastosowane tu rozwiązanie jest jak dla mnie nudne.
POTRZEBA SKORUPY – Straszne, makabryczne, jak dla mnie też nieco obrzydliwe. Gdybym się stołowała w fast foodach, to po lekturze tego tekstu przestałabym to robić. Jedyne, co mogę pochwalić, to to, że napisane jest sugestywnie.
L’ENFANT SAUVAGE – Hm, po raz kolejny mamy wariację na dobrze znany temat. Nie jestem fanką tego typu opowieści, jednak muszę przyznać, że czytało mi się dobrze. Autor potrafił zaciekawić mnie tekstem, jak Abel sobą paryskie damy.
KOD BŁĘDU – Śmierć najeźdźcom! – chciałoby się zakrzyknąć. Lubię takie samodzielne światy, które chcą i potrafią się bronić przed obcymi. Nawet jeśli Autorka nie zdradziła wszystkich sekretów Troi, to i lepiej – lekki dreszczyk emocji pozostał do samego końca. I nie wiem, czy to wstyd przyznać, ale kibicowałam nie Maksimowi i Kat, ale właśnie planecie. Naprawdę dobry tekst.