Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
- Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
- Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
- ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ada Palmer
Źródło: Press photos from https://adapalmer.com
4
7,6/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Naukowiec i wykładowca historii na Uniwersytecie w Chicago, autorka książek science fiction a także kompozytorka.https://adapalmer.com
7,6/10średnia ocena książek autora
213 przeczytało książki autora
1 449 chce przeczytać książki autora
13fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Zdecydowani na walkę
Ada Palmer
Cykl: Terra Ignota (tom 3)
7,2 z 56 ocen
285 czytelników 6 opinii
2020
Do błyskawicy podobne
Ada Palmer
Cykl: Terra Ignota (tom 1)
7,2 z 157 ocen
981 czytelników 33 opinie
2019
Powiązane treści
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
To nie sama władza korumpuje, lecz przekonanie, że jest ona naszą własnością.
2 osoby to lubią
Kłamstwa w wojnie mają równie długą tradycję jak kije i kamienie.
1 osoba to lubiChoć Saladin nie przestawał bawić się z psem, cały czas przesuwał spojrzeniem wzdłuż rowu, obserwując grę świateł i cieni oraz powierzchnie ...
Choć Saladin nie przestawał bawić się z psem, cały czas przesuwał spojrzeniem wzdłuż rowu, obserwując grę świateł i cieni oraz powierzchnie murów. Szukał miejsc, gdzie najłatwiej będzie się wspiąć, ukryć albo zostawić zasadzkę. Skąd o tym wiem, Czytelniku? Mój Saladin zawsze bada w ten sposób otoczenie, podobnie jak dzikie psy. Żołnierze również uczą się to robić, gdy oglądany przez różowe okulary sen o cywilizacji rozpryskuje się nagle.
1 osoba to lubi
Najnowsze opinie o książkach autora
Siedem kapitulacji Ada Palmer
7,8
Trudna lektura jakkolwiek po pierwszej części powinienem już czuć się wstępnie zahartowany. Mniej irytującym jest nadal zastosowany rodzaj nijaki wypowiadany przez bohaterów, ale ciężar lektury rośnie przez intensywniejsze nasycenia dialogami i uprawianej nimi szermierki.
Intryga odkrywa się ujawnieniem zaprzęgnięcia mordu, jako swoistego wzmacniacza prawdopodobieństwa dla lepszej przyszłości społeczności siedmiu Pasiek. Po prostu statystycznie antycypowana najbardziej prawdopodobna przyszłość jest uprawdopodabniana selektywną eliminacją jednostek w imię „spokoju i kruchej jak się okazuje równowagi" dzięki nie-eliminacji tysięcy, czy milionów w nieuniknionych ponoć konfliktach. Diaboliczna inżynieria wyboru mniejszego zła, a jakże użyteczna dla załatwiania przy okazji swoich interesów przez znikanie bardziej lub mniej faktycznych oponentów.
Utopia społeczeństwa żyjącego bez konfliktów jest w istocie plutokracyjną antyutopią, samożywną i przegniłą absolutyzmem władzy.
Książka z gatunku trudno czytalnych, która zmęczyła mnie srodze mimo, że czytałem jednorazowo po góra 20-30 stron, a zdarzało się też kilku stronnicowe powracanie wstecz dla utrzymania się w strumieniach zdarzeń.
Tylko dla twardych zawodników.
Być może gwiazdy Ada Palmer
8,2
Zdecydowanie najlepsza książka, jaką przeczytałem przez ostatnie 3-5 lat. Ekscytująca, szalenie oryginalna i wielopoziomowa w wykonaniu, inspiracjach jak i warstwie znaczeniowej.
„Tej nocy opuściło mnie zdecydowanie na walkę. Walkę o gwiazdy. Ale ono wraca niczym zakażenie, przenosi się z piersi do piersi. Ta starożytna iskra gasła już tysiące razy, ale nigdy we wszystkich piersiach jednocześnie” (s. 233)
(Uwaga: recenzja odnosi się do wydarzeń i postaci z tomów poprzednich: od „Do Błyskawicy Podobne” do „Zdecydowani na walkę”)
„Wojna wszystkich ze wszystkimi”, jak mawiał Thomas Hobbes, ogarnęła cały świat XXV wieku. Figury rozstawiono na geopolitycznej szachownicy, wzajemnie mieszające się strony konfliktów zarysowane w poprzednim tomie zostały określone. Bestialski atak na Atlantydę stanowił zaledwie pierwszy krok w serii krwawych walk, które rozegrają się na każdym skrawku lądu, wód, a nawet w przestrzeni kosmicznej… Każde miasto, uliczka, basz stanie się elementem większej barykady, na której szczycie dumnie powiewać będą sztandary bitewne w barwach rywalizujących frakcji. Jedno jest pewne: ta wojna musi trwać krótko, ponieważ za pół roku od akcji przymusowego rozbrojenia Ziemi przez Utopię powrócą zwiastuny - broń masowego rażenia zdolna zakończyć historię naszej cywilizacji.
Myślisz, drogi Czytelniku, że znasz stawkę i motywy tej wojny? Że po przeczytaniu 3 tomów relacji Mycrofta Cannera rozumiesz, o co naprawdę toczy się gra? Finalna część tej tetralogii udowodni Ci, że jesteś w błędzie. Nie chodzi już tylko i wyłącznie o stworzenie nowego, doskonalszego ustroju politycznego, tak potrzebnego w dobie kryzysu zaufania publicznego po ujawnieniu programu OS. Przyszłość i wyższy cel naszego gatunku – oto prawdziwe znaczenie Wojny Pasiek. Czy gwiazdy są naszym przeznaczeniem? A być może filozoficzny klucz potrzebny do lepszego poznania siebie i poprawy naszej egzystencji leży zupełnie gdzie indziej?
Aby ta recenzja miała jakikolwiek sens, muszę Ci opowiedzieć o dwóch wydarzeniach, które mają miejsce na samym początku 4 tomu (w pierwszych 5% treści. Więcej fabuły nie zdradzę, masz moje słowo). Otóż już w pierwszych dniach wojny Nieznany Nieprzyjaciel postanowił cofnąć świat Pasiek o ponad pół milenium. Zaatakowano basz Saneer-Weeksboothów - siedzibę Sześciopasiekowego Systemu Transportowego, wywołując autolotową blokadę nieba. Od tej pory jakikolwiek transport powietrzny stał się niemożliwy. Chwilę później padła również sieć lokalizatorów, a próby nawiązania zastępczej łączności bezprzewodowej były konsekwentnie zagłuszane. Nastąpił czas Wielkiej Ciszy. Po raz pierwszy od stuleci na Ziemię powrócił dawno pokonany wróg – Odległość, oraz jego wierny druh – Czas. Człowiek został ponownie przywiązany do małego, lokalnego skrawka przestrzeni. Kto wtrącił świat z powrotem w paszczę powolności i jaki miał w tym ukryty cel?
Ogólnie powieść czytało mi się bardzo podobnie do cyklu barokowego Neala Stephensona. Książka wymaga dużo cierpliwości, maksymalnego skupienia, obfituje w masę interesujących detali składających się na mozaikę świata przedstawionego, skala opisywanych wydarzeń jest powalająca, a rozważania natury czysto filozoficznej potrafią dostarczyć ogromną ilości intelektualnej frajdy. Wszystko po to, aby na koniec zostawić nas z uczuciem satysfakcji z lektury misternie skonstruowanej opowieści. Tak samo jak u Stephensona przyjdzie nam odwiedzić niemal wszystkie miejsca na kuli ziemskiej (większość czasu spędzimy w basenie Morza Śródziemnego i na Oceanie Indyjskim),palcem po mapie towarzyszyć będziemy naszym bohaterom w ich zmaganiach z metaforycznym Posejdonem i Aresem. Na przestrzeni tych 900 stron dzieje się naprawdę sporo – niech przemówi za tym fakt, że streszczenie, które dla siebie spisywałem po każdym rozdziale zajęło aż 16 stron A4 (a starałem się być bardzo zwięzły w tym co notuję). Pomogło mi to jednak nie pogubić się w tym natłoku informacyjno-narracyjnym i spojrzeć z perspektywy całości na to doskonale wielopoziomowe dzieło literackie.
Już od pierwszych rozdziałów autorka w znakomity sposób prezentuje nam ewolucje w sposobie prowadzenia wojny – przechodzimy przez historyczne taktyki, które ulegają jednak drobnym modyfikacjom, bowiem technologia się zmieniła, a państwa geograficzne przestały istnieć, zatem linie frontu nie przebiegają w podobny sposób jak w przeszłości. Istotną rolę odgrywa również próba odzyskania globalnej sieci połączeń aby móc efektywniej koordynować działania ofensywne oraz defensywne. Opóźnienia w przekazywaniu informacji z pól bitewnych, dezinformacja, sposoby identyfikacji wroga, humanitarne sposoby obchodzenia się z jeńcami wojennymi – sprawne pióro Ady Palmer dokonuje bardzo szczegółowej rekonstrukcji tych i wielu innych zagadnień, a wraz z upływem czasu, bitwy stają się bardziej zorganizowane, lecz jednocześnie bardziej niszczycielskie. Fabuła stopniowo przeistacza się z klinicznie prowadzonej kroniki historycznej w prawdziwą jazdę bez trzymanki, w której stawki są potężne i namacalne, a postacie absolutnie śmiertelne - postacie, które zdążyliśmy przez te setki stron poznać, polubić i obdarzyć szacunkiem lub wyrozumiałością. Gdy przekraczamy pewien punkt w narracji niemal każda wielka bitwa ma tak ogromne znaczenie, że ich przebieg i rezultaty na zawsze zapiszą się w annałach wszystkich podręczników do historii tego fikcyjnego świata. Być może jakąś ogólną strukturę wydarzeń i tożsamość Nieprzyjaciela będziemy w stanie przewidzieć samodzielnie, ale liczne szczegóły mozaiki (czasem sięgające poprzednich tomów) będziemy w stanie interpretować dopiero w późniejszej fazie tekstu. Po „Być może gwiazdy” doskonale widać, że Palmer zaplanowała wszystkie cztery tomy serii z wyprzedzeniem i dbałością o szczegóły godną pozazdroszczenia.
Drugim wyróżniającym się elementem powieści są rozważania natury filozoficznej będących w głównej mierze domeną Jehovy Masona i Mycrofta. Czy na podstawy natury wszechświata – istnienia Czasu, Odległości i Śmierci, które sprowadzają na nas cierpienie, samotność i ból – możemy odkryć naturę Boga? Gdybym żył w świecie terra ignota złamałbym zasady o zakazie prozelityzmu mówiąc Ci, że o ile jestem osobą niewierzącą, to jest to zagadnienie ciekawe z takiego czysto akademickiego punktu widzenia i epicentrum rozwiązań fabularnych tego tomu. Sądzę, że Palmer uchwyciła Boga w najbardziej interesujący sposób ze wszystkich współcześnie napisanych SF.
Jehova porusza również temat rozmiarów wszechświata. Jako Gość z Innego Wszechświata nieznający wcześniej Odległości i Czasu nie potrafi zrozumieć, czemu Nasz Stwórca nadał naszej rzeczywistości tych niesprzyjających ekspansji parametrów.
„Dlaczego Wasz Stwórca umieścił etapy waszej drogi tak daleko od siebie? Równi mi Bóg, Wasz Stwórca dał wam te kamienie, by ułatwić wam drogę. Dał wam pierwszy przystanek, bliski, przyciągający spojrzenia Księżyc, a dalej małego, podobnego do Ziemi Marsa, byście mogli wypróbować na nich swe siły, nim wyruszycie do dalszych i bardziej niezwykłych światów. Dał wam rzeki, które mogliście przechodzić w bród, jeziora, oceany, tak wiele krótkich kroków. Dlaczego każdy następny jest tak znacząco dłuższy?” (s. 386)
Sam się nad tym wielokrotnie zastanawiałem. Jeśli założymy, że Bóg istnieje, a naszym przeznaczeniem jest sięgnąć gwiazd, to czemu uczynił wszechświat tak pustym? Czemu odległości są tak wielkie, że przy założeniu niemożliwości podróżowania z prędkościami większymi niż prędkość światła, podążając w Kosmos utracimy na zawsze możliwość swobodnego kontaktu z naszymi krewnymi w innych częściach wszechświata? Przecież to nie ma sensu. Czemu Bóg stawia przed nami te wszystkie bariery, na których pokonanie tylu ludzi musiało poświęcić swe życia?
Czytelnik: Żebyśmy pamiętali o cenie jaką przyszło nam za to zapłacić, a ta pamięć budziła w nas szacunek wobec dokonań przodków, tym samym rozniecając w nas dalsze pragnienie eksploracji.
Ja: Czyżby? Wydaje mi się, że ludzkość nie jest wdzięcznym i pamiętliwym gatunkiem. Dziś podróżując samolotem czy sprowadzając różne produkty zza oceanu nikt raczej nie myśli o poświęceniach tych ludzi, którzy ryzykowali życiem ruszając na spotkanie białym plamom na mapach świata. Ujarzmiliśmy odległości na naszej planecie i obecnie trywializujemy tę władzę – przyjmujemy ją za pewniak, za codzienność, nikomu za nią nie dziękując. Dlaczego zatem droga w kosmos jest tak uciążliwa i niebezpieczna? Wcale nie wysuniemy motywacyjnej lekcji z tej podróży, z faktu, że „udało nam się!”. Może na krótko, ale potem znowu zapomnimy o tym i oswoimy Próżnię, traktując ją jako coś powszechnego i naszego. Dlaczego zatem tyle trudu? Odpowiedź poznacie na kartach powieści.
Czy istnieje nieuświadomiona psychologiczna przeszkoda leżąca u podstaw eksploracji kosmosu? I czy istnieją ścieżki rozwoju człowieka, które w dość nieoczekiwany sposób będą stać w sprzeczności z naszymi pragnieniami odkrywania i podróży w nieznane? Ada Palmer twierdzi, że mogą istnieć, a rozważania na ten temat są niezwykle pobudzające intelektualnie i pokazują dosyć nieoczywistą perspektywę naszego dalszego podboju wszechświata (z którą nie trzeba się w pełni zgadzać, ale warto ją przynajmniej rozważyć). Zainteresowanym polecam stronę 469.
Rozmowy Mycrofta z bogami greckiego panteonu (według mojej interpretacji) w interesujący sposób odzwierciedlały sposób myślenia naszych starożytnych przodków. Ludzie od wieków zastanawiali się nad niezrozumiałymi wyrokami Boga. Czemu zsyłasz na mnie to cierpienie? Dlaczego powodujesz to, a tego nie robisz? Dlaczego wybrałeś akurat ten sposób działania? Dla Mycrofta wszystko jest dziełem Opatrzności, ale niekoniecznie mającej na celu osiągnięcie ostatecznego dobra. Bogowie są kapryśni, lecz sprawiedliwi, ich nastroje są nieprzewidywalne, a decyzje dokonują się na mistycznej szalce dobrych i złych uczynków. Są nieprzebłagalni, lecz Mycroft i tak błaga ich nieustannie wierząc, że ich decyzja będzie tą właściwą. Olimp jest miejscem skonfliktowanych interesów i sympatii, a nasza wierność może przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Bogowi są surowi i aktywnie partycypujący. Bardzo przyjemnie jest wyobrazić sobie taki poniekąd archaiczny sposób postrzegania rzeczywistości w codziennym życiu… i to w powieść SF rozgrywającej się 4 stulecia w przyszłości!
Każda epoka ma swoje normy, moralność, idee, zwyczaje i sposoby myślenia o rzeczach realnych i tych z pogranicza metafizyki. W XXI wieku gloryfikujemy wolność słowa jako nadrzędną wartość naszej cywilizacji. Nigdy jednak nie spojrzałem na tę ideę z perspektywy przyszłego narratora, który żyje w świecie, gdzie możliwość swobodnego wyrażania swoich poglądów na forum doprowadziła do takich napięć, że wywołała ona Wojnę Kościołów. Być może nadrzędność tej idei również okaże się kiedyś przestarzała, gdy zrozumiemy, że słowa potrafią wpływać na nasze zachowanie i kształt świata równie mocno jak broń? Brzmi irracjonalnie, nieprawdaż? Jesteśmy dumni z tego, że wyswobodziliśmy się spod jarzma cenzury. Ale tak jak rycerskość umarła, gdy broń krótką zastąpiły pistolety i karabiny maszynowe, tak być może epoka dezinformacji doprowadzi niegdyś do logicznie uzasadnionej decyzji o świadomej rezygnacji z pełnej wolności słowa? Spokojnie, absolutnie nie nawołuję w tym miejscu do utworzenia państw policyjnych. Jest to jednak z pewnością interesujący temat warty samodzielnego zgłębienia w oparciu o stronę 193 w historycznym kontekście powieści.
Krótko o całej reszcie. O ile w poprzednich tomach przeważającą większość stron spędzimy w salach na rozmowach i dyplomacji, tak tutaj dostaniemy setki stron wypełnionych zapadającymi w pamięć scenami akcji, czerpiącymi pełnymi garściami z japońskiej anime i mangi (autorka jest wielką fanką azjatyckiej kultury). Liczne nawiązania do mitów i dziejów starożytnych, a także motywy przeznaczenia fantastycznie współgrają z elementami Iliady Homera (oraz tej rozgrywanej w przyszłości, autorstwa Apolla) i kluczową rolą Bridgera. Funkcja literackich archetypów potrzebnych ludzkości została tutaj pięknie przedstawiona i ponownie podkreślona przez autorkę w swoim posłowie. Wspominałem już o epokowej randze wydarzeń obfitujących w emocje i wizualną ucztę wyobraźni. Chciałbym do tego dodać także satysfakcjonujące zwroty akcji oraz długie metafory i parafrazy, do których autorka czuje niezaprzeczalną słabość. Dzięki temu, że są napisane tak świetnym i angażującym uwagę językiem, dostarczyły mi one niemałej przyjemności z lektury. Pod pojedynczymi imionami bóstw czy gałązką abstrakcji Palmer potrafiła wyrazić całą sieć znaczeń i motywów idealnie wkomponowanych w rozważania natury filozoficznej. Dodatkowo przez większą część powieści mamy dwóch narratorów – Mycrofta i Dziewiątego Anonima, co nadało książce odmienny ton i okresową zmianę stylu na bardziej współczesny, który z czasem (pod wpływem Mycrofta) przeobraża się z powrotem w oświeceniowy archaizm. Kryje się za tym nie tylko wykwintna różnorodność form ale także głębsza warstwa znaczeniowa, której nie odważę się zdradzić.
W recenzji „Zdecydowani na walkę” zarzuciłem Palmer dwie rzeczy: wydarzenia dziejące się bez wcześniejszego, fabularnego umocowania oraz dehumanizację motywów J.E.D.D-a Masona. Jak miłym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że autorka bezpośrednio odniosła się do tych argumentów przypominając mi, że jest to kronika historyczna pisana na bieżąco, więc pewne rzeczy będą się dokonywały z powodów ukrytych przed swym kronikarzem. Natomiast całkowicie niewłaściwie oceniłem motywy Donatiena z poprzedniego tomu i w tej części znów urósł on w moich oczach do miana tej niezwykle tajemniczej i bezkresnej istoty Spoza Czasu i Przestrzeni, który przygląda się naszemu Wszechświatowi z zewnątrz, dzięki czemu jako jedyny może go w pełni zinterpretować i zrozumieć. Również wiele dwuznacznych linii dialogowych i fabularnych tomu trzeciego znalazło satysfakcjonujące uzasadnienie. Posłowie autorki jest również świetne. Nigdy nie dajcie sobie wmówić, że zmyślone postacie i światy nie kształtują ludzi i miejsca, w którym żyjemy. Nie dajcie się przekonać, że fantastyka pozbawiona jest mocy transformowania społeczeństw i naszych indywidualnych dusz.
Ostatecznie pomimo faktu, że czytamy o okrucieństwach wojny, „Być może Gwiazdy” zostawia czytelnika z żywo płonącym ognikiem nadziei. Pokazuje ludzkość, która „w obliczu kryzysu oferuje to, co najlepsze”. Możemy być lepsi. Następnym razem możemy zdecydować inaczej. Następnym razem możemy tego uniknąć. Bo historia ostrzega i uczy, że jeśli będziemy pielęgnować braterską miłość i myślenie w kategoriach wspólnego dobra, a odrzucać nienawiść wobec tego co obce, niezrozumiałe, niepojmowalne, to być może… - powtarzam - być może sięgniemy gwiazd, w sensie dosłownym i metaforycznym. Być może staniemy się godni i gotowi na nasz Pierwszy Kontakt.
Na sam koniec chciałbym pożegnać Cię, mój wierny i cierpliwy Czytelniku, optymistycznym cytatem. Do zobaczenia następnym razem, w kolejnym fantastycznie wykreowanym wszechświecie.
„Nasz świat miał w sobie bardzo wiele dobroci, Czytelniku, światła ukrywające się niczym nieprzygotowane świetliki nagle poczuły się gotowe wypełnić noc galaktyką blasku”.