Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński9
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
John Sladek
18
7,5/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,5/10średnia ocena książek autora
19 przeczytało książki autora
69 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
White Fang Goes Dingo and Other Funny S.F. Stories
Thomas M. Disch, John Sladek
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
1971
Najnowsze opinie o książkach autora
Hybryda Clifford D. Simak
7,0
Generalnie są to nowelki ciekawe i zajmujące - czy to po prostu fajne, czy też (takich jest większość) mądre i dające do myślenia i pochodzące z lat 50. i 60. (jedno z 1981). Autorzy - znani, cenieni, ważni. Dwóm nie dopisało szczęście (pisali tylko opowiadania) i dotychczas nie doczekali się zbioru podsumowującego ich dorobek: James McConnell (konsekwentnie - copyright, spis treści, żywa pagina - pisownia nazwiska z dwoma błędami - jako Mc Connel!!!) i Henry Slesar. Prawie wszystkie opowiadania pochodzą z miesięcznika "Problemy" (i były w większości zamieszczone w almanachu Kroki w nieznane).
Ach, jak to łatwo i wygodnie robić powtórki, brać teksty i pakować do antologii - w większości nazwiska tłumaczy pominięto (wiadomo, co to oznacza!),a jak dodaje się tekst nowy, którego przekład zapewne powstał na zamówienie (może z poślizgu?) i który nie wszedł do dotychczasowych wyborów Murraya Leinstera (nierównych, dodajmy),wtedy się okazuje, że ten najdłuższy w antologii utwór jest kompletnie przypadkowy i pasuje do reszty jak pięść do nosa.
No bo niestety, prawda jest taka, że Leinster pisał za dużo i przed wojną, i później - praktycznie do końca l. 60. - i choć sprawdził się po wojnie (wielu międzywojennych pisarzy nie zdołało się dostosować do wymogów nowej epoki),to wiele jego tekstów było pisanych na siłę (i wiele straszliwie się zestarzało, jak choćby klasyczny zabytek z 1945 pt. "Pierwszy kontakt") - i "Planeta strachu" jest tego najlepszym przykładem. To aż 70 stron nudnych, głupawych perypetii, żwawej bieganiny wte i wewte, drewnianych postaci plus obowiązkowy, wysilony happy-end. Całość jest piekielnie naiwna, prymitywna, na chybcika posklejana do kupy jak układanka i w ogóle ma się wrażenie, że powstała w surowych latach 30. Po co takie knoty w ogóle tłumaczyć? Przecież u Leinstera jest jeszcze trochę dobrych tekstów - a nawet znakomitych? Ale tych już pewnie nie poznamy, bo został najwyraźniej odfajkowany - a był wydawany z puli dostępnych w internecie tekstów, które weszły (w Stanach, a nie w Polsce!) do domeny publicznej; w Polsce trzeba za nie płacić - ale po co to robić, skoro ryzyko wpadki niewielkie, a jeśli nawet, zapewne można się dogadać bez uruchamiania machiny sądowniczej...
Ale oprócz Leinstera pozostałe nowelki są naprawdę warte przeczytania. I praktycznie wszystkie je pamiętam, choć czytałem je w l. 70/80. Generalnie odczucie mam takie, że opowiadania sf sprzed 90. roku były zdecydowanie wyrazistsze i co lepsze z nich zdecydowanie lepiej zapadały w pamięć. Dzisiejsza sf - nawet ta najlepsza, przeważnie znakomita literacko, psychologicznie, socjologicznie, etc. przy czytaniu sprawia ogromną przyjemność, ale potem wpada do morza "dobrej sf" i się w nim jakoś rozpływa.
Mamy tu opowiadania naukowców (James McConnell, Martin Gardner),solidnych i pomysłowych twórców sf "środka", znanych i cenionych do dziś za wyśmienite nowelki z puentą - zwłaszcza Keith Laumer (napisał też sporo niezłych czytadeł) i twórców zaliczanych do czołówki amerykańskiej sf: Alfred Bester, C. M. Kornbluth, Clifford Simak (w nietypowej dla siebie nowelce zbliżonej do grozy) i - last but not least! - Damon Knight. Jest też paru Angoli na okrasę: James Blish (co prawda mieszkał jednak w USA),Eric Frank Russell - też konsekwentnie występujący z błędem! - który pisał przede wszystkim na rynek amerykański, oraz nowofalowiec John Sladek.
Używam określeń "znany", "uznany", "czołówka", ale prawda jest taka, ze są to wszystko autorzy b. słabo znani w Polsce. Najczęściej z nich wydawany był u nas Simak, ale i tak nie mamy przekładów kilku znakomitych jego powieści (nie mówiąc już o opowiadaniach!!!, a tacy np. Rosjanie wydali mu "po prostu" - obok wszystkich powieści - wszystkie opowiadania...). Na drugim miejscu pod względem ilości przekładów plasuje się James Blish, ale to tylko oznacza, że brakuje nam kilku dobrych powieści i wielu opowiadań. Jeśli chodzi o pozostałych autorów, to znamy raczej ich pojedyncze powieści i/lub po parę opowiadań.
Czy można się spodziewać, że Solaris naprawi tę sytuację? Niestety nie, ponieważ jego twórca i szef jest przekonany, że praktycznie wszystko co dobre już wyszło po polsku (a nowi znakomici autorzy nie pojawiają "codziennie", co też jest znamiennym przykładem nieznajomości dzisiejszego stanu rzeczy)...
Zatem zachęcam do czytania tego, co on nam łaskawie "odcedza" (bo poza nim właściwie nikt w Polsce starszej sf nie wydaje). Ze świadomością, że robi masę powtórek (po sobie też!),co mu nabija ilość tytułów w serii.
Złoty wiek SF 8 Robert Sheckley
6,3
Kolejny zbiór nie do końca wybitnych opowiadań science-fiction, które wyszły spod piór wybitnych pisarzy, w latach 1953 - 1961.
Jakkolwiek niosą one w sobie pewien urok i dostarczają rozrywki, zwłaszcza jeśli lubicie - podobnie jak ja - kiedy twórcy literatury fantastycznej wplatają w ten sztafaż elementy z takich gatunków, jak powieść detektywistyczna (Robert Sheckley "Zamek Skagów"),wątki charakterystyczne dla "heist movies" (James H. Schmitz, 'Gwiezdne hiacynty", tu nawet nieco w klimacie "Wyspy skarbów") czy podróże w czasie (John Sladek, "Człowiek z przyszłości" - dość zabawna opowieść o odwiedzającym XVIII-wieczną Anglię przybyszu z XXI wieku, któremu nikt nie wierzy w opowieści o cudach przyszłości, bowiem ludzie, z którymi się spotyka, mają dość historyjek fantasy, gdzie opisano już owe cuda niejednokrotnie...).
Ponad opowiadania, których głównymi walorami jest ich lekkość i przygodowe zacięcie, wybijają się "Zapomnij o mnie " F. L. Wallace'a, które mogło zainspirować Phillipa K. Dicka i jego "Przypomnimy to panu hurtowo" (a.k.a. "Pamięć absolutną"),"Najdziwaczniejszy świat" L. A. Lafferty'ego, przypowieść o obdarzonym niezwykłą wrażliwością - i niemal omnipotencją, w każdym razie potrafi rozmawiać z każdym żywym przedstawicielem ziemskiej fauny - galaretowatym przedstawicielu obcej rasy, który jednak nie wytrzymuje starcia z ludzką podłością i małostkowością, oraz "Szczury" Miriam Allen deFord, w którym jeden z tytułowych bohaterów, w wyniku eksperymentu, zyskuje przewyższające ludzką inteligencję i spryt i postanawia zrobić z tym coś, co nie spodoba się jego "twórcom".
Po raz kolejny sympatyczny, acz daleki od tego, by nazwać go zbiorem arcydzieł gatunku, zbiorek fantastyki. Opowiadania, poza wyróżnionymi, do raczej bezrefleksyjnego, rozrywkowego przeczytania. Mimo tego, polecam!