Najnowsze artykuły
- ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
- Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
- ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński4
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Hubert Gruszczyński
Znany jako: Hunter
2
7,3/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Sam o sobie zwykł mawiać, iż jest człowiekiem renesansu. Z wykształcenia hotelarz, masażysta, instruktor samoobrony i survivalu, ale przede wszystkim wychowawca młodzieży. Na co dzień łączy swoją pracę z działalnością charytatywną oraz w grupach rekonstrukcyjnych i paramilitarnych. Ośmiokrotnie odznaczony za swoją działalność, w tym odznaczeniami państwowymi.
7,3/10średnia ocena książek autora
14 przeczytało książki autora
26 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Program Wahadło
Hubert Gruszczyński
Cykl: Wielki układ (tom 2)
7,0 z 2 ocen
9 czytelników 1 opinia
2017
Najnowsze opinie o książkach autora
Racja stanu Hubert Gruszczyński
7,6
„(…) podobno jeśli patrzysz w otchłań, to ona zaczyna patrzeć na ciebie.”
Dziś niecodziennie zacznę od części wizualnej. A co! Okładka sugeruje, że książka jest niezwykle mroczna i można by rzec, wręcz demoniczna. Pomarańczowa tęczówka skupia na dobie uwagę czytelnika, popękana skóra wzmaga niepokój a otaczająca czerń szat tylko potęguje to wrażenie. Chciałabym powiedzieć „fajne”, ale wydaje mi się zbyt, może to zabrzmi brutalnie, tandetne. Jakby posadzić niedoświadczonego grafika przed komputerem i kazać mu się pobawić. Popękana skóra wygląda bardzo sztucznie, oko zaś nienaturalnie (po kiego grzyba nachodzi ten fioletowy kolor?!). Rozumiem, że okładka miała być nawiązaniem do jednej z głównych bohaterek, ale wyszło raczej miernie. Jedyne, co mi się w niej podoba, to tytuł. Poza tym, niestety książka, choć niewielka, bo zaledwie 255 stronicowa strasznie się rozkleja. Przy pierwszym otworzeniu zaczęła niepokojąco skrzypieć. Później było już nieco lepiej. Co nie zmienia jednak faktu, że połączenie okładki ze stronami pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Na początku wkleiłam Wam opis książki. Cóż jest on bardzo ogólny, ale zasadniczo trafny. Historia rozpoczyna się właśnie spotkaniem po latach, które może okazać się zgubne w skutkach dla jednego z głównych bohaterów.
Jeśli chodzi o konstrukcję samej powieści, to wygląda ona następująco – rozdział dziejący się w teraźniejszości jest przeplatany z retrospekcjami. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że rozdziały dziejące się tu i teraz mają z reguły plus/minus 3 strony, a retrospekcje około 80. W trakcie czytania naprawdę zastanawiałam się czy nie lepszym zabiegiem byłoby stworzenie książki, która opowiadałaby losy bohaterów począwszy od ich lat młodzieńczych po dzień dzisiejszy, zamiast bawić się w takie „mieszanie”, które wybija czytelnika z rytmu. Dodatkowo, denerwował mnie fakt tak długaśnych rozdziałów. Do poduszki taki „kolos”, to już wyzwanie, duże wyzwanie. Jedynym „plusem” są kwadraciki odcinające poszczególne wątki.
Nie pisałam Wam jeszcze, że głównymi bohaterami są Michael i Vaux. Przyznacie mi chyba rację, że te imiona nie brzmią po polsku. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie kiedy nagle pojawił się ANDRZEJ :o Tak, moja mina była wtedy na pewno bezcenna. Później było już więcej „typowych” imion.
Co jeszcze mi się gryzło? Cóż, „Hunter” ma skłonności do bardzo dokładnego opisywania praktycznie wszystkiego. Jest jednak jeden wyjątek omijany szerokim łukiem – sceny erotyczne. Autor podsumowuje je mniej więcej takim zdaniem – spędzili przyjemne chwile, które były udziałem ich obojga… Aż ciśnie się na usta pytanie: „Serio?!” Naprawdę, nie wymagam nie wiadomo jak rozbudowanych i szczegółowych scen seksu, ale w moim odczuciu, skoro Hubert Gruszczyński zdecydował się na rozbudowane opisy, powinien zawsze się tego trzymać. Miałam sprzeczne wrażenia, bo nie wiedziałam czy to „ugrzecznienie”, które miało poszerzyć zasięg czytelników, czy autora krępuje poruszanie tego typu wątków.
„Biel anielskich szat podszyta jest czarną skórą demonów.”
Pisałam Wam już o długich i szczegółowych opisach. Przyznam szczerzę, że osobiście nie jestem fanką stosowania takiego zabiegu (może dlatego nie przyjaźnimy się z Sienkiewiczem). Hubert „Hunter” Gruszczyński bardzo często wykorzystuje je w swojej książce. Myślę, że spodoba się to przede wszystkim miłośnikom militariów i motoryzacji (nie moja bajka). Podobały mi się natomiast opisy pól bitewnych. Powodowały, że czytelnik mógł dokładnie sobie wyobrazić, co działo się wokół bohaterów.
Skoro jesteśmy już przy bohaterach. Muszę przyznać, że są naprawdę dobrze wykreowani. Oboje zmagają się z różnymi problemami i starają się jak najlepiej z nich wybrnąć. Porzucenie swojej ojczyzny, życie w niewoli, wojna, pozorny powrót do normalności. Hubert Gruszczyński bardzo ciekawie przedstawił ich rozterki. Każda z postaci była dopracowana i przemyślana.
Zakończenie Racji stanu okazało się jednak dość przewidywalne w jednym aspekcie, w innym nieco zaskoczyło.
Podsumowując: ciekawi bohaterowie i dopracowany świat powieści zdecydowanie na plus, rozciągające się opisy na minus. Momentami miałam wrażenie, że historia pisana troszkę na siłę, a niektóre wątki na zapchaj dziurę. Na pewno nie jest to opowieść, która na dłużej pozostanie mi w pamięci. Mój stosunek do niej jest ambiwalentny, ani nie jest zła, ani w moim odczuciu dobra (może nie jest to odpowiednie słowo, ale lubię, kiedy książka zostawia po sobie jakieś emocje, tutaj tego nie ma). Mimo że bohaterowie byli dobrze wykreowani, jakoś nie udało im się zyskać mojej sympatii. Nie martwiłam się o nich, kiedy byli torturowani czy walczyli o życie. Przechodziłam nad tym do porządku dziennego, bo miałam przeczucie, że i tak wszystko skończy się dobrze (słowo „dobrze” dziwnie brzmi w kontekście tortur i walki o życie, ale chodzi mi o to, że i tak będą żyć, pomimo odniesionych ran). Wszystko z pozoru wydaje się ekscytujące – walki w okopach, konspiracyjna działalność w wywiadzie, trudne do wykonania akcje, a wszystko wzbogacone odrobiną magii. Brzmi fajnie, ale nie tym razem. Może w kolejnych tomach trylogii Wielki układ będzie lepiej.
„Nie mów: „Żegnaj” – odparł wyjątkowo stanowczo. – Powiedz: „Do zobaczenia”.”
Racja stanu Hubert Gruszczyński
7,6
Kiedy przyglądałem się okładce "Racji stanu", sądziłem, że będzie to powieść fantasy, jakich wszędzie pełno. I jakich nie lubię. Jest jedna rzecz, która w moich oczach przekreśla książkę pretendującą do miana dobrego fantasy. Magia. A właściwie nieumiejętnie i nachalnie wykorzystana magia. Mierny pisarz używa jej, by ukryć niedostatki fabularne i by wybrnąć ze ślepego zaułka, do którego w toku akcji doprowadził swoich bohaterów. Za pomocą wszechobecnych czarów można wytłumaczyć największą fabularną bzdurę.
Dobry pisarz użyje magii w inny sposób. Będzie ona ciekawie wplecionym w intrygę elementem świata, czymś, co zainteresuje czytelnika nie samą swoją obecnością, lecz oryginalnym jej użyciem.
W "Racji stanu" Hunter stworzył od podstaw system czarów, które nie opierają się na pospolitym rzucaniu zaklęć, ale na ich pisaniu. Czar powoływany jest do życia za pomocą niezwykłego minerału zwanego etherytem, używanego niczym atrament. Ciekawym elementem magicznym w powieści jest też możliwość transferu i przechowywania duszy umierającego człowieka, dzięki czemu umysł zmarłego może służyć kolejnym pokoleniom swoją mądrością i doświadczeniem. Przedstawia się to nader interesująco i na szczęście jest tylko jednym z elementów świata. A ten jest całkiem bogaty i ciekawy.
Zwracają uwagę przede wszystkim w szczegółach dopracowane realia geograficzne i historyczne. W istnienie tego uniwersum można naprawdę uwierzyć. Opisy miast, postaci, technologii i elementów militarystycznych są przedstawione w detalach, jednak nie wpływa to na tempo powieści, której akcja rozwija się dość szybko i nie nuży. Czasem chciałoby się nawet odrobinę dłużej zatrzymać i pobyć z bohaterami w tych okolicznościach, w których się znaleźli w danej chwili, a nie gnać ku dalszym perypetiom. No, ale jest to też przecież książka przygodowa, więc wobec prędkości i rytmu akcji nie powinienem wnosić zarzutów.
"Racja stanu" to nie tylko powieść fantasy i przygodowa, ale też w dużej mierze polityczna, wojenna, historyczna i… miłosna. Hunter w pierwszej części trylogii zarysowuje tylko tło „wielkiego układu”, będącego (jak się można spodziewać) główną osią kolejnych książek cyklu. Niemniej już w "Racji stanu" czuć, że intryga polityczna nabierze w przyszłych tomach większego znaczenia.
Bardzo wyraźnie w książce odbija się zainteresowanie Huntera historią i militarystyką. Akcja osadzona jest w świecie będącym u progu rewolucji przemysłowej, co ukazano przez kontrast: zdobycze techniczne jednej z walczących frakcji znacznie odstają od stopnia zaawansowania drugiej. W powieści, jak i w życiu, doskonale widać, że wojna niszczy jednostki, lecz przyspiesza postęp technologiczny. Miłośnicy broni i taktyki wojskowej znajdą tu parę smaczków. Szowinistycznie zakładam, ze będą to głównie panowie. A panie? Wątek miłosny na pewno będzie czymś, co umili im lekturę.
Żeby nie było tylko bajecznie, miło i różowo - "Racja stanu" nie jest dziełem bez wad. Na początku książki gdzieniegdzie pojawiają się drobne niezręczności językowe i fabularna niekonsekwencja, przez co można poznać, że mamy do czynienia z debiutantem. Tych potknięć nie ma na szczęście wiele i z każdą stroną i kolejnym rozdziałem jest ich coraz mniej, a opowieść po prostu się chłonie. Pod koniec nie miałem już wrażenia, że czytam książkę żółtodzioba. Bohaterowie stali się moimi dobrymi znajomymi, wesołe dziecięce przygody zastąpiły poważniejsze i coraz bardziej mroczne wydarzenia, a zakończenie książki zaostrzyło apetyt na kolejne tomy.
Istnieje teoria, że pisarze swoje najlepsze dzieła tworzą w gatunkach, które sami lubią czytać. "Racja stanu" jest książką, która odzwierciedla pasje autora, ale wiem, że nie tylko Hunter będzie czerpał przyjemność z jej lektury. Sprawdziłem to empirycznie.
Źródło: http://www.kesqultury.pl/2016/09/hubert-gruszczynski-racja-stanu-czyli.html