Syn Audrey Hupbern z drugiego małżeństwa z włoskim psychiatrą, profesorem Adreą Dottim. Z wykształcenia grafik, projektant, obecnie prowadzi pomagającą dzieciom na całym świecie Fundację im. Audrey Hepburn, stworzoną przez rodzinę aktorki już po jej śmierci, w 1994 roku. Mieszka w Rzymie z żoną i trojgiem dzieci.
Pięknie wydana książka, zawierająca nie tylko wspomnienia syna Audrey, ale także dość długą listę ulubionych jej dań i przepisów. Niektóre warte wypróbowania, bo Audrey co ciekawe preferowała prostotę w kuchni, zatem na pewno nie znajdziecie tam dań zbyt trudnych do zrobienia. Raczej są to typowe, bardzo domowe i sycące smaczne dania, które powinna znać każda mama i żona.
Audrey uwielbiam odkąd po raz pierwszy zobaczyłam "Wojnę i pokój".
Do tej pory uwielbiam scenę tańca bohaterki, którą grała - Nataszy Rostow na pierwszym balu.
Moim zdaniem to cała kwintesencja Audrey - łobuzerski urok i figlarna uroda połączona z ogromnym sercem dla innych.
Portret Audrey Hepburn, tej wspaniałej gwiazdy filmowej obdarzonej niesamowitą urodą i talentem przybliża nam jej syn Lucca Dotti. Z czułością i miłością opowiada o swojej mamie, która dla niego i jego brata Seana Ferrera była przede wszystkim mamą a dopiero potem słynną aktorką.
Zatem mamy tu opisy życia rodzinnego zwykłej kobiety: żony i matki, bo Audrey dla rodziny potrafiła zrezygnować z obiecującej kariery filmowej i pełnego przepychu Hollywood.
Otrzymujemy zatem szereg ciekawostek z życia domowego Audrey. Jak spędzała wolny czas, co jadała i co uwielbiała przyrządzać, co lubiła czytać, gdzie i jak podejmowała gości - nierzadko słynne postaci branży filmowej, jaka była na co dzień i dlaczego zaangażowała się w działalność charytatywną.
Co ciekawe Audrey była bardzo skromna i nigdy nie wykorzystywała swojej pozycji słynnej gwiazdy.
W książce znajduje się mnóstwo zdjęć z rodzinnego archiwum i za to ogromny plus oraz spisanych szczegółowo i skrupulatnie przepisów.
Dla wszystkich wielbicieli talentu i samej Audrey to absolutny must read. Polecam, coś wspaniałego ;)
Bardzo długo tą książkę czytałam. Był moment, że zginęła gdzieś w stosie aktualnie czytanych i zaczęłam od nowa i znów odłożyłam. Bo tak naprawdę tej książki nie da się przeczytać na raz, od deski do deski. Dla mnie to było coś więcej niż książka kucharska. Tak naprawdę dzięki tym przepisom, komentarzom autora i wzmiankom o Audrey mogłam ją poznać z innej strony i zweryfikować swoje wyobrażanie o niej. Do tej pory jawiła się jako gwiazda filmowa z niezapomnianymi rolami. A tak naprawdę była matką, żoną i kobietą uwielbiającą gotować. Jak każda z nas miała swoje guilty pleasures - czekoladę i penne z ketchupem.
Czytałam kilka rozdziałów i odkładałam na bok. Analizowałam, które przepisy chciałabym spróbować, które nie wpisują się w moje gusta, a które są dla mnie zbyt wyszukane. Magdalenki skradły moje serce! Ale mam jeszcze paręnaście pozycji do przetestowania...
Dla mnie to książka inna od typowej biografii czy książki kucharskiej. Ale mam świadomość, że nie każdemu przypadnie do gustu.