Pułapka rajskiej wyspy Michał Rozkrut 7,7
ocenił(a) na 53 lata temu To nie okładka uwiodła moje oko, prosta, czysta, wręcz ascetyczna.
Również nie magia nazwiska autora, z którym pierwszy raz mam do czynienia, choć to nie jego debiut.
Przyciągnął mnie tytuł zawierający swego rodzaju antagonizm, postanowiłam sprawdzić jak coś rajskiego może stać się pułapką. Nie bez znaczenia był fakt książkę zaliczono do gatunku kryminału a sam opis też wzbudził moją ciekawość, uwiodło mnie również miejsce wydarzeń, przepiękna wyspa Sylt.
Prolog to fragment przesłuchania Marcina czyli głównego bohatera, przez niemieckiego policjanta. Nie wiemy dlaczego chłopak został aresztowany, to wyjawią kolejne strony.
Marcin pracuje jako konsultant telefoniczny w niemieckiej firmie w Szczecinie, gdy niespodziewanie z dnia na dzień, zostaje zwolniony. To początek czarnej serii w jego życiu. Po powrocie do mieszkania, które zajmuje wraz z dziewczyną, zastaje walizki pod drzwiami, zmienione zamki i jej kategoryczne słowa: Wynoś się! Nie chcę Cię znać! Nie ma żadnych szans na rozmowę i wyjaśnienia. Znajomi odwracają się od niego, jeden po drugim. A ja wciąż nie rozumiem dlaczego tak się dzieje? Więc czytam chcąc poznać powód. Uciekając przed przykrymi konsekwencjami, Marcin bardzo szybko podejmuje pracę na niemieckiej wyspie Sylt. Zdawać by się mogło, że trafił do raju, tylko dlaczego jeden ze współpracowników wita go słowami: Witaj w piekle?
Czyżby chłopak wpadł z deszczu pod rynnę?
Jeśli lubicie poznawać ludzi i ich historie, ta książka jest dla Was.
Przede wszystkim dostajemy obraz Polaków na obczyźnie, czy trzymają się razem i wspierają czy podkładają sobie nogi?
Kolejnym ważnym zagadnieniem jest wizerunek zagranicznego pracodawcy. Czy często wasza współpraca nie rozpoczynała się od wielkich obietnic a gdy jesteście na miejscu ze spuszczoną głową godzicie się na mniej, bo podróż, przygotowania, plany i marzenia wezmą w łeb, bo tak trudno w takiej sytuacji na sprzeciw, bo już za późno a wszystko zabrnęło za daleko. Znam i takie przypadki.
Intrygujący główny bohater, który po spożyciu alkoholu ma skłonność do autodestrukcji.
Lekki chaos wprowadza nagromadzenie dużej ilości postaci, nie wiem na którą z nich powinnam zwrócić baczniejszą uwagę.
Największy zarzut to rozmowy w języku niemieckim, autor chyba myśli że każdy z nas zna ten język bo zdecydowana większość nie była tłumaczona, więc czemu one służyły, większej ilości znaków w tekście?!
Początkowo czytałam z lekkim zaciekawieniem, choć stylistyczna nieporadność nie ułatwiała sprawy, lecz autor potrafił zbudować napięcie na tyle, że chciałam odkryć prawdę. Dowiedziałam się więcej o pracy Polaków na obczyźnie, jak traktują się nawzajem i jak są traktowani przez pracodawcę. Niewiele za to było o samej wyspie, a szkoda.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl