Jak dla mnie, jednak, zbyt dużo szczególików, rozgałęzień, rodów, postaci do ogarnięcia. Przez to nie mogłam się skupić na tym wszystkim, męczyłam się i niechętnie wracałam, dawno tak długo nie czytałam książki.
Końcowo nawet się nakręciłam i zaczęłam ją lubieć, ale to trwało za krótko by mieć miłe wspomnienia z lektury.
Okrutnie wymęczyła mnie ta powieść i gdyby nie to, że sama zażyczyłam ją sobie w ramach prezentu, pewnie rzuciłabym w kąt po 100 stronach. Doceniam drobiazgowość historyczną autorki, ale nijak nie mogłam się połapać w dynastiach, imionach, polityce itd. Ciągła atmosfera napięcia, uwagi na każdy krok, słowo, spojrzenie. Czy rzeczywiście tak żyli? Poza tym, jeśli pisze się o chrześcijaństwie, to trzeba mieć o nim pojęcie; wiedzieć, czym było i czym jest. A jeśli nie jest się chrześcijanką, to i tak należy okazać religii nieco szacunku. I, doprawdy, bardzo wątpię w to, że stosunki lesbijskie były tak powszechne w średniowieczu, jak autorka próbuje nam wmówić. Wielkie rozczarowanie - po drugi tom nie sięgnę na pewno.