Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać285
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
- ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Piotr Wielgosz
1
4,5/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
4,5/10średnia ocena książek autora
7 przeczytało książki autora
17 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Za zieloną bramą Piotr Wielgosz
4,5
"Za zieloną bramą" autorstwa Piotra Wielgosza wywarła na mnie piorunujące wrażenie.
Intrygująca książka, zaskakująca czytelnika na każdej stronie.
Nie mogłam się oderwać, pragnęłam poznać przeżycia jej bohaterów i zrozumieć ich wszystkie myśli, uczucia i emocje.
Jestem pewna, że historia Ellie i Tomka zostanie na bardzo długi czas w mojej pamięci. :)
Opowieść ogromnie mi się spodobała. Mam nadzieję, że autor wyda niebawem inne książki tego typu.
Polecam wszystkim nałogowym czytelnikom i czytelniczkom !!! :D
Za zieloną bramą Piotr Wielgosz
4,5
Redakcja, redakcja, po trzykroć redakcja!
I Autorowi słownik wyrazów bliskoznacznych w prezencie. Choć bez niego można sobie poradzić, wystarczy z internetu skorzystać wpisując hasło: bliskoznaczne lub synonim. Nawet roboty ciut jakby mniej.
Słownik zaś przydałby się dlatego, że Autor wyraźnie nadużywa tych samych słówek. Może mu umknęły, ale w takich wypadku nie powinny ukryć się przed rzetelną redakcją, która takie powtórzenia powinna wyłapać i przynajmniej zmienić.
Nie mówiąc już o opisowej formie snucia historii.
Autor bardzo przykładał się, by a każdej możliwej sytuacji opisywać i to przeogromną ilością określeń wszelkie stany uczuciowe bohaterów. Niestety znacznie mniej okoliczności przyrody, a już najmniej ich relacje, choć nie, mylę się, jeszcze bardziej skąpo traktuje sprawy codzienne. A nimi żywią się wszelkie historie, po prostu łaknąc konkretu. Nie wiemy zatem czym Tomek – główny bohater się zajmuje, poza tym, że mieszka z Elli pod jednym dachem. Która jest jego przyjaciółką, po czym nie wiadome dlaczego okazuje się, że również miłością.
Autor choć preferujący styl opisowy, za wiele świata nie ukazuje. Pozostaje przede wszystkim w obrębie burzy, powietrza, śniegu i deszczu oraz słonecznych promieni. Po wielekroć powtarza mało różniące się opisy. Niestety, nie używa prawie wcale dialogów, które wzbogaciłyby przedstawiane postacie.
Co jest materią opowieści? Zdawałoby się, że fabuła, wymyślna lub nie, wynalazki w fantastyce, magia w fantasy, potwory w grozie. Ale tak naprawdę? Relacje międzyludzkie. Czy wybuchnie wulkan, czy zagrozi epidemia, czy pojawią się obcy, zawsze idzie o to, by pokazać w jaki sposób reagują ludzie na takie zagrożenia. I jakie relacje rozwijają się wśród społeczności. Oparte na tym, co konkretne. Czy w „Obcym” najważniejsza jest praca na kosmicznym towarowcu? Nie. Ale kosmonauci o swojej pracy mówią, a przede wszystkim o zapłacie za nią. Czy w „Łowcy androidów” człekopodobni są mocniejsi, sprawniejsi i wytrzymalsi? Są nawet bystrzejsi. Ale jak ludzie otaczają się zwykłymi przedmiotami, zdjęciami, których potrzebują. Ludzie wpływają na swe zewnętrze, czerpiąc z tego, co mają w środku, konfrontują swe wyobrażenia, stąd rozmowy, w których przedstawiają osobiste doświadczenia. Ludzie są istotami społecznymi.
Nie w powieści Piotra Wielgosza, to miotające się, obce sobie światy. Zaledwie kilku bohaterów żyjących w nieopisanej rzeczywistości. Nie muszą ze sobą rozmawiać, bo co mieliby przekazać? Jakie doświadczenia?
Są tak pretekstowi, że tylko mimochodem dowiadujemy się, że Elli i Tomek to jacyś studenci. Jednakże ich uczelnianego życia nie poznamy wcale. Zdałoby się, by zaliczyli jakiś egzamin, przysiedli fałdów w czytelni, wzięli udział w imprezie. Niechby popili, ponarzekali na wykładowców, niechby on później wrócił do siebie i włączył telewizor, który kocha nade wszystko, a co pokaże jego ogląd świata i to, że jest samotnikiem. Cokolwiek. Ale nic nie zobaczymy. Żadnego konkretu przybliżającego bohaterów, tylko te po wielokroć powtarzające się opisy deszczu i słonecznych promieni. A jeśli opis to mnicha nie mnicha, co nie ma oblicza groźnego, kiedy da się wyłowić jego twarz spod kaptura? Choć przeraża. Więc czemu na przykład nie takiego marmurowego, psiego, robociego? Też ich nie ma, a ileż daje możliwości opisania tego, czego nie ma.
W kilku wypadkach widać, że Autor zbliża się do jakiegoś powiązania na przykład tego deszczu z rytmem bębenka szamana. Czego nie wykorzystuje, choć to akurat miałoby sens, przynajmniej przedstawiając coś konkretnego. Niech deszcz brzmi miarowo, podobnie chroboczą konary o parapet, narzucając powtarzające metrum, a wtedy w jawę wkraczają magiczne praktyki. Ale nie.
Nie mówiąc już o tym, że z racji przyjętej formy opisowej, ale takiej porównawczej, nadużywa słówka: „który”. Trafia się ono wielokrotnie w tym samym akapicie, niestety, również w zdaniu. Sama opisowa forma i tak rozciąga niepomiernie nikłą akcję. Niechby ją zbudował, oddając głos swym bohaterom, nie opisując ich nieustannie, przy tym nie indywidualizując. Niech mówią. Będą różnorodni.
Tyle, że w zasadzie o czym mogliby nas poinformować? Nie egzystują w żadnym miejscu, które by ich ukonkretniało. Dziwny pomysł na powieść, absolutnie nie przybliżający bohaterów.
Książka nie jest długa, ale nużąca. Naście razy podobne obrazki, a dziania się tyle co kot napłakał.
Słabizna.
Gwiazdki –
trzy.