Najnowsze artykuły
- ArtykułyPremiera „Tylko my dwoje”. Weź udział w konkursie i wygraj bilety do kina!LubimyCzytać2
- ArtykułyKolejna powieść Remigiusza Mroza trafi na ekrany. Pora na „Langera”Konrad Wrzesiński3
- ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz4
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać4
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Cliff Richards
17
7,3/10
Pisze książki: komiksy
Urodzony: 1964 (data przybliżona)
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,3/10średnia ocena książek autora
105 przeczytało książki autora
46 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Legion Samobójców: Kopniak w zęby
Clayton Henry, Cliff Richards
7,1 z 31 ocen
53 czytelników 4 opinie
2023
Nightwing. Curiouser and Curiouser
Kyle Higgins, Cliff Richards
9,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2014
Najnowsze opinie o książkach autora
Batman - Mroczny Rycerz: Glina Gregg Hurwitz
6,2
W ramach „The New 52” światło dzienne ujrzało kilka komiksowych serii z głównym bohaterem DC Comics, Batmanem, w roli głównej. Obok tych najbardziej rozpoznawalnych, czyli „Batmana” i „Detective Comics”, jedną z podstawowych sił odrodzonego uniwersum, miał być „Mroczny Rycerz”. Szybko okazało się, że scenarzysta, któremu powierzono początkowe numery, David Finch, nie podołał zadaniu, a seria, w założeniu przybliżająca najciekawszych wrogów Nietoperza i oszałamiająca mrocznym klimatem, zmierza w stronę efektownej, ale zarazem bezmyślnej nawalanki. Miejsce u sterów przejął więc Gregg Hurwitz i to spod jego pióra wyszły kolejne historie, które ostatecznie znalazły swoje miejsce w drugim, trzecim, a teraz także czwartym tomie zbiorczym „Mrocznego Rycerza”. Po postaciach Bane’a (jeszcze od Fincha),Stracha na Wróble i Szalonego Kapelusznika, przyszedł czas na przybliżenie czytelnikom Clayface’a.
Główna część tomu to oczywiście zmagania Batmana ze zmiennokształtnym przeciwnikiem. Clayface chce w końcu wyjść z cienia innych i stać się pierwszoplanową postacią w Gotham City. Ujęcie złoczyńcy nie będzie sprawą prostą, bo jak zatrzymać kogoś, kto może wykorzystać najmniejszą szczelinę, by uniknąć zaciskającej się pętli? Batman musi jednak znaleźć odpowiedni sposób, inaczej konflikt będzie stale eskalował, pogrążając miasto w chaosie. Kolejne dwie zamieszczone tu historie są krótsze, pierwsza zahacza o problem nielegalnych imigrantów i ich wykorzystywaniu przez ludzi bez sumienia, druga zamyka (?) z kolei wątek Man-Bata.
Kolejnym przedstawionym na łamach „Mrocznego Rycerza” złoczyńcą jest, jak wspomniałem wyżej, Clayface. Gregg Hurwitz także tym razem zdecydował się na pokazanie jego originu. Jak prezentuje się więc historia metamorfozy młodego aktora w zmiennokształtną bestię? Przeciętnie. Pobudki antybohatera są w najlepszym razie mocno naciągane. Chęć bycia zauważanym przez otoczenie prawdopodobnie może stanowić silną motywację, ale pomysł by w jej imię testować na sobie specyfiki nieznanego pochodzenia, jest delikatnie to ujmując, absurdalny.
Opowieści z Clayface’m brakuje także dramatyzmu. Przedstawione wydarzenia nie wzbudzają szybszego bicia serca, czytelnik niestety nie uświadczy podczas lektury większych emocji. Wszystko toczy się w standardowy sposób, zawierając elementy, które były już używane setki razy przez komiksowych scenarzystów. Porwanie, zmiana tożsamości, ucieczka z więzienia, zagrożenie większym aktem terroru – ileż można mielić w kółko to samo? Być może taki stan rzeczy nie będzie przeszkadzał czytelnikom początkującym w świecie Batmana, wszak Hurwitz to dobry rzemieślnik, ale bardziej doświadczeni w uniwersum odbiorcy, tę wtórność z pewnością odbiorą jako istotny mankament.
Drugą połowę „Gliny” zajmują cztery zeszyty, które łącznie przynoszą dwie osobne opowieści. Pierwsza zaskakuje formą – jest niema. Zabieg jest dosyć nietypowy jak na nowoczesny komiks superbohaterski, ale przynosi dobre rezultaty. Historia jest z gatunku tych sensacyjno-obyczajowych i mimo że w widoczny sposób gra na emocjach czytelnika, poruszając taką tematykę jak poszukiwanie lepszego jutra dla swojego dziecka czy czerpanie profitów z nielegalnej pracy nieletnich, to potrafi zainteresować. Druga to kontynuacja wątku Man-Bata. Tym razem złym nietoperzem jest ktoś inny niż profesor Kirk Langstrom, ale nawet ta próba odświeżenia tej postaci jest daremna. Pomysł był oryginalny i intrygujący na samym początku, jednak dalsze drenowanie wątku przynosi coraz więcej absurdów i zarazem dostarcza coraz mniejszych emocji.
Warstwa graficzna Gliny prezentuje się dosyć ciekawie. Zwłaszcza w przypadku zeszytów z Clayface’m, uwagę zwraca swoisty brud, który wręcz wylewa się z kolejnych kadrów. Ilustracje Alexa Maaleva na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie niechlujnych, jednak to odczucie szybko mija. Jego rysunki są czasami jakby zamazane i rozmyte, artysta utrzymał je w dodatku w dosyć monotonnej i ciemnej tonacji, nadając całości tajemniczego wydźwięku. Kolejny rysownik, Alberto Ponticelli, także pozostawia po sobie dobre wrażenie, on również operuje raczej w ciemniejszych barwach, co podkreśla mrok scenariusza. Najbardziej typowo prezentują się prace Ethana van Scivera – w jego przypadku jest efektownie i komiksowo, co niektórym odbiorcom na pewno podejdzie, jednak ja jestem zdania, że jest nowocześnie aż do przesady.
Wraz z numerem 29. decydenci podjęli decyzję o anulowaniu „Mrocznego Rycerza”. Wyniki finansowe tytułu były co prawda całkiem przyzwoite, ale patrząc na poziom całości (w najlepszych momentach ledwie dosyć dobry),decyzja wydaje się być jak najbardziej uzasadniona. Tego obrazu nie zmienia niestety i „Glina”. Czwarty zbiorczy tom utrzymał poziom poprzednich, tak tych spod pióra Hurwitza, jak i jedynego, którego autorem był Finch. Jedyne co może zaoferować „Mroczny Rycerz” to odrobina szybkiej i łatwo przyswajalnej rozrywki. Przeczytać go jak najbardziej można, ale nie sądzę, by pozostał w pamięci fanów na dłużej.
Recenzja do przeczytania także na moim blogu - http://zlapany.blogspot.com/2016/10/batman-mroczny-rycerz-tom-4-glina.html
oraz na łamach serwisu Szortal - http://szortal.com/node/10758
Batman - Mroczny Rycerz: Glina Gregg Hurwitz
6,2
Wychowałem się na serialu Batman: The Animated Series, który jest dla mnie po dziś dzień niedoścignionym ideałem o postaci Bruca Wayne'a. Owszem są lepsze i gorsze serie czy filmy pełnometrażowe poświęcone Batmanowi, jednak dzieło zrodzone w pierwszej połowie lat 90-tych XX wieku, stało się w moim przypadku kanonem. Z pewnością znalazłoby się jeszcze trochę ludzi podobnie myślących. Z tego powodu dzisiaj z pewną dozą rezerwy sięgam po nowe przygody Mrocznego Rycerza. Glina zawiera w sobie trzy historie. Pierwszą gdzie występuje pierwszy Clayface w osobie Basila Karlo, druga opowieść dotyczy handlu ludźmi, zaś ostatnia kolejnej "wersji" Man-Bata. Co je łączy? Są do bólu wtórne.
W przypadku pierwszej historii najmniej się nudziłem, choć kilka rzeczy mnie lekko irytowało. Być może jest to spowodowane tym, że akurat postać, czy też postacie, Clayface'a są mi znane nieco lepiej niż wielu innych przeciwników Batmana. Ze względu na wspomniany wcześniej serial najbardziej w pamięci zapadł mi Matt Hagen, czyli druga osoba nosząca pseudonim Clayface. Posiada on wiele wspólnych cech z Basilem Karlo, gdyż obaj byli aktorami i grali raczej w produkcjach kategorii B. Co ich zatem odróżniało? Po pierwsze Karlo był gwiazdą kina niemego i mistrzem charakteryzacji, zaś Clayface był jednym z potworów jakie zagrał w swoich filmach. Zdolności przemiany ciała zyskał dużo później gdy wyszedł już z więzienia. Hagen natomiast zyskał je dużo wcześniej dzięki substancji, która pozwalała mu odtwarzać zdeformowaną twarz. W przypadku tego komiksu mamy coś pomiędzy, czy też przedstawione tutaj wydarzenia opisują czasy gdy Karlo posiada już ponad ludzkie zdolności.
Niestety to co mnie ubodło to zmiany w jego genezie. Oryginalnie Basil zyskał swe zdolności pobierając materiał genetyczny od dwóch innych przestępców noszących ten przydomek. Tutaj zaś stało się to za sprawą "prezentu" podarowanego przez Pingwina, który chciał mieć odpornego na pociski psa gończego. Wykorzystał on fakt, że Karlo bardzo chciał zostać aktorem, ale niczym się nie wyróżniał i wszyscy traktowali go jak powietrze. Potem dzięki swym zdolnością metamorfozy zabłysną, jednak ostatecznie jego blask szybko zgasł i wylądował na smyczy Pingwina. Jakoś to do mnie nie przemawia, gdyż oryginalna wersja narodzin tego przestępcy jest o wiele ciekawsza. Już lepiej jakby do komiksu wybrali Matta Hagena, trzymając się jego genezy.
Sytuacji nie poprawia sam scenariusz oraz boleśnie przewidywalny od pierwszych stron finał. Sama opowieść nie jest zła, jednak do dobrych również bym jej nie zapisał. Ot wielokrotnie powielany schemat psa gończego, który zerwał się ze smyczy i teraz kąsa każdego kogo popadnie. Rysunki w tej historii również jakoś do mnie nie przemówiły. Miejscami są dla mnie zbyt groteskowe, szczególnie w przypadku starć z samym Clayface'm. Poza kilkoma scenami, nie czułem też w nich mroku Gotham. Owszem, jest ciemno, cienie się gdzieś tam słaniają, ale całość jakoś nie sprawia, że widzę mroczne miasto, pełne przestępców i zwykłych ludzi chowających się ze strachu w mroku.
Kolejna opowieść jest niezła i jakby nie patrzeć mocno "na czasie", choć również nie powala na kolana. Mamy tutaj do czynienia z nowelą graficzną. Rzecz dotyczy handlu ludźmi i zmuszaniem ich do niewolniczej pracy w murach wielkiego miasta, gdzie mieli odnaleźć wolność i dostatek. Uciekli z kraju, gdzie przyszło im żyć w totalnej biedzie, pracując za grosze i ledwo wiążąc koniec z końcem. W końcu w akcie desperacji postanawiają przekroczyć nielegalnie granicę, co oczywiście kończy się wywózką do niewolniczej pracy. Na arenę wkracza Batman i mimo początkowych problemów... cóż, łatwo się domyślić jak to wszystko cukierkowo się kończy. Z drugiej strony uderzył mnie mocno obraz przepaści rysujący się w metropoliach. Bieda i dotknięte nią dzieci, spoglądające przez zakratowane okno na niczego nie świadomych, wesołych i cieszących się życiem ludzi, którzy narzekają co najwyżej na drogą benzynę. Czyż tak nie jest na całym świecie?
Najsłabiej od strony scenariusza, za to najlepiej w przypadku rysunku, wypada ostatnia opowieść dotycząca Man-Bata. Ten mutant występował już w tylu formach, że w pewnym momencie miałem wrażenie jakby powstawał taśmowo. Tym razem jest nim Abraham Langstrom, ojciec Kirka Langstroma, naukowca który opracował recepturę pozwalającą człowiekowi stać się monstrualnym, na poły humanoidalnym, nietoperzem. Teraz okazuje się, że tatuś jest niezadowolony z osiągnięć syna, ulepszył recepturę i używa jej na sobie aby poczuć się jak Bóg i oczyścić miasto ze bezdomnych. Wypada to dość słabo. W praktyce cała fabuła zostaje streszczona niemal na pierwszych stronach, zaś finalny pojedynek pomiędzy Batmanem a nowym, zmutowanym Man-Batem to czysta kpina. Sposób w jaki nasz bohater rozprawia się z mutantem woła wręcz o pomstę do nieba. Zastanawiałem się czy aby autorom po prostu się nie nudziło, po czym zrobili coś na odwal, oprawili w ładny rysunek i puścili w druk.
Album ten finalnie mnie rozczarował, ale mimo to nie umiem go całkowicie przekreślić. Przyszło mi czytać czy oglądać już znacznie gorzej napisane przygody Batmana, zaś ten komiks traktuję jako totalny przeciętniak. Ni to dobre ni totalnie złe, choć zapewne wiernych fanów Mrocznego Rycerza może rozczarować znacznie mocniej niż mnie. Niemniej część scen tu zamieszczony bardzo przypadła mi do gustu, podobnie rysunków, i mimo niekiedy pojawiającego się znużenia, całość czytało się całkiem znośnie. Można zatem sięgnąć po ten album, szczególnie jeśli ktoś zbiera serię Batman Mroczny Rycerz, choć lepiej najpierw ją przekartkować. Nie jest to pozycja obowiązkowa, a szkoda kupować coś tylko po to aby stało na półce do kompletu z innymi albumami.