Najnowsze artykuły
- Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Erik Wallin
1
6,3/10
Pisze książki: historia
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,3/10średnia ocena książek autora
139 przeczytało książki autora
78 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Zmierzch bogów. Wspomnienia szwedzkiego ochotnika z 11 dywizji grenadierów pancernych Waffen-SS "Nordland" 1944-1945
Thorolf Hillblad, Erik Wallin
6,3 z 111 ocen
212 czytelników 27 opinii
2011
Najnowsze opinie o książkach autora
Zmierzch bogów. Wspomnienia szwedzkiego ochotnika z 11 dywizji grenadierów pancernych Waffen-SS "Nordland" 1944-1945 Thorolf Hillblad
6,3
Ksiazke czyta sie szybko i przyjemnie, choc temat ciezki. Odnioslem wrazenie ze wojna w wykonaniu nacjonalistycznych Szwedow, Norwegow, Dunczykow i inych nacji to fajna sprawa. Brak w tej ksiazce slowa na "nie" dla dzialan SS. Wszystko co robili Niemcy to rozowy obraz a co "hordy Mongolskie" to be.Takze tytul stronniczy w ktorym bohater nie widzi nic zlego w tym co robil, nie widzi co robili koledzy. Maly plus za dosyc dobrze opisane walki.
Zmierzch bogów. Wspomnienia szwedzkiego ochotnika z 11 dywizji grenadierów pancernych Waffen-SS "Nordland" 1944-1945 Thorolf Hillblad
6,3
Książka „Zmierzch Bogów” jest fantastycznym dowodem na to jak skuteczna może być propaganda, indoktrynacja i pranie mózgu. Narrator wstąpił jako ochotnik do SS i walczył w tej formacji praktycznie do końca wojny. Nie wiem doprawdy, co robił przed tym zanim armie niemieckie zostały zmuszone do powolnego, lecz nieuchronnego odwrotu, ale jakoś dziwnym trafem zupełnie umknęły jego uwadze wojenne zbrodnie owej wielbionej i czczonej niemalże z nabożną świętością organizacji. Relacja, jaką otrzymujemy jest tak subiektywna i pomijająca faktyczny stan rzeczy, że nie ma co udawać, kilka razy zdarzało mi się w trakcie czytania odkładać książkę z autentycznym niesmakiem, niekiedy oburzeniem. Nasz wojak w narodach germańskich widzi wyższą cywilizację i starcie z Armią Czerwoną bez pardonu nazywa stawianiem oporu barbarzyńskim hordom ze stepów Azji. Bohaterstwo i heroiczne wyczyny dostrzega tylko po stronie esesmanów, cała reszta walczących w tej wojnie, łącznie z żołnierzami Wermachtu, to zdemoralizowane typki bez woli walki. No, ewentualnie bezimienna tłuszcza o mongolskich rysach (wedle narratora, to typowy czerwonoarmista).
I tak: III Rzesza była krajem miłującym pokój, który został stworzony i rozwijał się dzięki rzadkiej harmonii pomiędzy wszystkimi zamieszkującymi go grupami narodowościowymi (sic!),okupację terenów wschodnich (w tym także Polski) nazywa niesieniem cywilizacji (już nawet nie wyższej, tylko w ogóle jakiejkolwiek!),a wywożenie ludzi na roboty do Niemiec to wyrwanie tych nędznych egzystencji z ich plugawych, śmierdzących, zawszonych i zapchlonych chat z błota (z cytatu o tym, jak to dopiero w Niemczech zaznali zbawiennych zalet stosowania podstawowych zasad higieny, po raz pierwszy otrzymali doskonale zorganizowane stanowiska pracy, czyste kombinezony i prawdziwą bieliznę, do tego byli należycie karmieni i dobrze traktowani można by swobodnie wyciągnąć wniosek, że ani chybi wszyscy ci pracownicy przymusowi powinni do tego luksusu jeszcze dopłacać!). Nasz błyskotliwy narrator nie wspomina wprawdzie o obozach koncentracyjnych, ale myślę sobie, że może to nawet lepiej. Idąc jego tropem myślenia, zapewne dowiedzielibyśmy się, że były to sanatoria z seriami zabiegów leczniczych….
Nie brak również głosów współczucia dla cierpiącej ludności cywilnej (rzecz jasna tylko miast niemieckich, bo reszta się nie liczy) uciekającej przed bolszewikami lub żyjącymi dekadami (sic!) w ruinach np. Berlina. Mamy też głosy oburzenia w komentarzach odnośnie krzywd, jakich doznali Niemcy w trakcie zawieruchy wojennej i listę nieszczęść, jakie stały się ich udziałem. A taka drobnostka, że to sami Niemcy wywołali tę gigantyczną awanturę nawet przez moment nie zaprząta jego umysłu….
Biorąc to wszystko pod uwagę, nawet nie dziwi za bardzo, że zupełnie mylnie nasz odważny wojak za „wynalazcę” nalotów dywanowych podaje oficera brytyjskiego "Bombowego" Harrisa, w czasie kiedy to właśnie sami Niemcy wpadli na taki doskonały pomysł i zastosowali go w trakcie wojny domowej w Hiszpanii, a potem w roku 1939 w bombardowaniach Warszawy, czy Wielunia. O nalotach Luftwaffe na Rotterdam (już po kapitulacji armii holenderskiej),czy Londyn nie wspominając. Jedyna zasługa brytyjskiego marszałka, to zaadoptowanie tej metody na potrzeby RAF-u.
Osobiście zaskoczona byłam tym, że nasz narrator swoją opowieść toczy kilka lat po wojnie więc teoretycznie będąc nawet najbardziej twardogłowym i wiedzoodpornym osobnikiem powinien otrzymać pośrednio lub bezpośrednio ciut prawdziwych faktów o dokonaniach swoich germańskich kumpli z SS na terenach okupowanych (czy też posługując się jego nomenklaturą: „cywilizowanych”),tymczasem okazuje się, że nic podobnego. I jak tu nie wierzyć psychologom, twierdzącym, że z potoku informacji człowiek wybiera tylko te, które pomagają utwierdzić go we wcześniejszych przekonaniach?...