-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
2024-05-31
2024-05-30
2024-05-21
2024-05-14
2024-05-05
2024-04-30
Książki o najnowszej historii Polski rzadko kiedy są lekturą pasjonującą. Rozumiem dominację faktów i merytoryki w książkach pisanych przez historyków czy politologów. Taka „Historia polityczna Polski” Antoniego Dudka jest w warstwie informacyjnej bez zarzutu, natomiast sprawdza się równie dobrze, albo nawet lepiej (przynajmniej w moim przypadku) jako lek na bezsenność. Nie inaczej bywa w przypadku książek autorstwa publicystów. Na przykład w „Symetrystach” Janickiego i Władyki ci dwaj czołowi autorzy tygodnika „Polityka” zachowali powściągliwość i umiar godny rzeczników Departamentu Stanu USA. W rezultacie ich książka równie dobrze jak dzieło prof. Dudka sprawdza się jako remedium na problemy ze snem.
Robert Krasowski nie poszedł tą drogą. Ba! On wybrał zupełnie inną ścieżkę, taką tylko dla zuchwałych. Niczym harcownik przed bitwą postanowił ruszyć śmiało naprzód, aby fechtować z fantazją i rozmachem. Atrakcyjność lektury mocno na tym zyskuje, warstwa informacyjna wręcz przeciwnie. Na pewno nikt nie będzie ziewał czytając takie oto zdania: „Prawnicy byli najsłabszym ogniwem polskich zmian, polegli na wszystkim. Bezkarni byli sprawcy mordów z czasów PRL-u, bezkarni byli gospodarczy aferzyści, mafiosi, skorumpowani politycy, a nawet chuligani i oszuści notorycznie niepłacący alimentów. W latach 90 Polska była Dzikim Zachodem, a prawnicy udawali, że problem nie istnieje”. Dla retorycznego efektu Krasowski wrzuca do jednego worka mafiosów i alimenciarzy, tych drugich nazywając przy tym „oszustami”.
Gdy autor ustawia fakty pod atrakcyjną tezę, nie jest źle. Gorzej, gdy manipuluje faktami lub wręcz pisze nieprawdę. Przykładem jest fragment dotyczący pierwszego rządu Tuska: „po 2007 roku premier Tusk poprowadził najbardziej minimalistyczną politykę w historii III RP. Miał wielki wzrost, miał wielkie możliwości, mógł wiele zrobić, ale nie chciał.” Spójrzmy na te „wielkie możliwości” po 2007 roku. Rząd Tuska powstał w listopadzie 2007. Bank Lehman Brothers upadł we wrześniu 2008 roku, dając początek światowemu kryzysowi, który nie ominął Polski (spadek eksportu o ponad 20%, wzrost bezrobocia, deficytu budżetowego, etc.). Okres „wielkich możliwości” trwał zatem około 10 miesięcy. W rzeczy samej, zmarnowana dekada.
A co z rzekomym minimalizmem tego okresu? Krasowski pisze: „Każda zmiana, najdrobniejsze reforma, groziła spadkiem popularności, a Tusk nie miał zamiaru tracić nawet procenta.” Doprawdy? Czyli to w pościgu za popularnością jego rząd podwyższył wiek emerytalny i dokonał „grabieży” OFE? Kolejna pretensja autora dotyczy tego, że Tusk, zostając szefem Rady Europejskiej, zrezygnował z funkcji premiera. Krasowski nazywa to nadzwyczajnym, niespotykanym „ekscesem”. Jakby nie wiedział, że następca Polaka na tym stanowisku, Charles Michel, był premierem Belgii, który dokładnie tak jak Tusk podał się do dymisji, aby zostać przewodniczącym Rady.
Te antytuskowe filipiki służą jednemu celowi - aby zaznaczyć swój symetryzm, podkreślić niezależność i chłodny obiektywizm wobec głównego bohatera książki. W znacznym stopniu to się udało. Znajdujemy wiele stwierdzeń rzeczywiście trafnych, choć ich odkrywczość bywa wątpliwa. Osoby śledzące polską politykę dobrze wiedzą, nawet bez podpowiedzi Krasowskiego, że Jarosław Kaczyński lepiej czuje się w siedzibie PiSu przy Nowogrodzkiej niż w KPRMie. Że nie ceni swoich własnych nominatów na najwyższe stanowiska, że szczuje, manipuluje, przestrasza. Jednocześnie autor zachowuje sporo powściągliwości w opisie metod uprawiania polityki przez Kaczyńskiego. Przykładowo pisze o uproszczonej, archaicznej wersji patriotyzmu i religijności, na jaką postawił prezes, ale już nie o tym, że zamienił media publiczne w prostacką tubę propagandową, która w swoim obsesyjnym radykalizmie i zacietrzewieniu stawała się coraz bardziej groteskowa i coraz mniej skuteczna.
Pomimo tych zastrzeżeń uważam książkę Roberta Krasowskiego za wartą lektury, a taki sposób pisania o polityce, o najnowszej historii, bardziej w stylu pamfletu niż dysertacji, chciałbym spotykać częściej.
Książki o najnowszej historii Polski rzadko kiedy są lekturą pasjonującą. Rozumiem dominację faktów i merytoryki w książkach pisanych przez historyków czy politologów. Taka „Historia polityczna Polski” Antoniego Dudka jest w warstwie informacyjnej bez zarzutu, natomiast sprawdza się równie dobrze, albo nawet lepiej (przynajmniej w moim przypadku) jako lek na bezsenność. Nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-28
2024-04-15
2024-04-10
2024-04-07
2024-03-31
2024-03-30
2024-03-26
2024-03-18
2024-02-29
2024-02-27
2024-02-24
2024-02-15
Najnowsza powieść Jakuba Małeckiego spowodowała wysyp także takich opinii, z których niewiele dowiadujemy się o samej książce, za to całkiem sporo o emocjach czytelniczek. Informują one, że „Korowód” „porusza każdą strunę wszelakich emocji”, robi dziwne rzeczy z ich „sercem i duszą”, wywołując „zachwyt, ból, rozpacz”. Cóż, w pewnym wieku niewiele trzeba, żeby spowodować histeryczną reakcję: wystarczy piosenka, film, książka, wstrzymanie kieszonkowego. Zastanawiam się tylko, czy te wszystkie egzaltowane czytelniczki zachwycają się bardziej samą powieścią, czy raczej własną wrażliwością.
A książka jest naprawdę warta uwagi. Wprawdzie nie przebija trzech najlepszych moim zdaniem dokonań autora - mam na myśli „Dygot, „Rdzę” i „Ślady” - ale dorównuje „Saturninowi” i „Sąsiednim kolorom”. Zasługa to sugestywnego stylu, ale i kunsztownej formy. Pomimo niewielkich rozmiarów, powieść jest wyjątkowo różnorodna pod względem struktury. Autor na 250 stronach pomieścił fragmenty w stylu powieści epistolarnej, pamiętnika, dziennika, baśni a nawet powieści gotyckiej, Ta szkatułkowa konstrukcja, pomimo znacznych przeskoków w czasie, zachowuje zaskakującą spójność. Przypomina pod tym względem znakomitą powieść „Ludzie księgi” Geraldine Brooks.
Co do samej fabuły zawsze szczególnie doceniam wątki wnikliwie opisujące jakąś dziedzinę, w której autor wydaje się ekspertem. Tak było choćby w „Pachnidle” Suskinda, gdzie świat zapachów został przedstawiony brawurowo i pasjonująco. Pamiętam też fragmenty „Innej duszy” Orbitowskiego, który pisał o cukierniczych wypiekach jak wysokiej klasy fachowiec. Małecki też tak potrafi! W „Sąsiednich kolorach” okrasił fabułę tajnikami stolarskimi, w „Korowodzie” pojawia się natomiast matematyka, szyfry i Enigma. Takie wątki szczerze podziwiam, choć nawet one nie wstrząsają aż tak bardzo moim sercem i duszą;)
Najnowsza powieść Jakuba Małeckiego spowodowała wysyp także takich opinii, z których niewiele dowiadujemy się o samej książce, za to całkiem sporo o emocjach czytelniczek. Informują one, że „Korowód” „porusza każdą strunę wszelakich emocji”, robi dziwne rzeczy z ich „sercem i duszą”, wywołując „zachwyt, ból, rozpacz”. Cóż, w pewnym wieku niewiele trzeba, żeby spowodować...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to