Stephen King – mistrz nie tylko krótkiej formy. Nowy zbiór opowiadań „Jest krew…”

LubimyCzytać LubimyCzytać
15.05.2020

Horror, dramat, a także porządna wiwisekcja małej lokalnej społeczności, w której rzeczywistość miesza się z fantazją. Stephen King jest utalentowanym twórcą, który biegle radzi sobie z zarówno z długą, jak i krótką formą. Dopiero co miał swoją premierę kolejny zbiór jego opowiadań, zatytułowany „Jest krew…”. Znalazły się w nim cztery krótsze teksty pisarza, w tym jeden zaskakująco aktualny szczególnie dzisiaj.

Stephen King – mistrz nie tylko krótkiej formy. Nowy zbiór opowiadań „Jest krew…”

Niedawno w lubimyczytać.pl ukazał się tekst, w którym przytaczaliśmy słowa Stephena Kinga, które padły w jednym z ostatnich wywiadów. „Słyszę ludzi, którzy mówią: Hej, to zupełnie jak byśmy żyli w jednej z powieści Stephena Kinga. I jedyne, co mogę im powiedzieć, to: przepraszam”. Te słowa rezonują także dzisiaj, gdy na rynku ukazała się kolejna publikacja z nazwiskiem Kinga na okładce. Dlaczego? Posłużmy się cytatem:

– No i są jeszcze samobójstwa.

Marty kiwnął głową.

– Felicia ogląda ich skutki na co dzień.

- Myślę, ze z czasem będzie ich mniej – stwierdził Gus. – Ludzie po prostu zaczną czekać.

– Na co?

– Na koniec, kolego. Koniec wszystkiego. Przechodzimy pięć etapów żałoby, nie rozumiesz? Teraz doszliśmy do ostatniego. Akceptacji.

Marty milczał. Nie wiedział, co powiedzieć.

– Tak mało jest w ludziach ciekawości. A to wszystko… – Gus machnął ręką. – Wzięło się znikąd. Owszem, wiedzieliśmy, że środowisko naturalne schodzi na psy, chyba nawet prawicowe oszołomy w to skrycie wierzyły, ale to, co się teraz dzieje… sześćdziesiąt pieprznych plag, wszystkie naraz. – Spojrzał na Marty’ego niemal błagalnie. – W ile czasu, rok? Czternaście miesięcy?

– Tak – przyznał Marty. – Kiepska sprawa. – Jakoś tylko to określenie pasowało.

Stephen King i świat zmierzający do zagłady

„Życie Chucka” to jedno z czterech opowiadań, jakie znalazło się w zbiorze „Jest krew…”. To tekst, który z czterech ujętych w tym tomie jest chyba najbardziej refleksyjny; skłania do zastanowienia się nad pozornie błahymi wydarzeniami, które wywierają wielki wpływ na życie (niekiedy nie tylko nasze). Opisany na początku opowiadania kres świata, jaki znamy, dziś – w sytuacji, gdy świadomi jesteśmy skutków pandemii COVID-19 – może wywołać dreszcze na plecach (coś, w czym Stephen King jest świetny). Zalewana wodą Kalifornia, pożary w wielu stanach USA, ginące pszczoły, zniszczone pola uprawne i wynikający z tego głód na całym świecie, a do tego wszystkiego jeszcze dżuma… Świat, w którym przeraża zarówno brak połączenia z internetem (koniec z oglądaniem Netflixa dla ukojenia nerwów!), jak i niepewność jutra. Jak wyjaśnia sam autor w posłowiu, w opowiadaniu wykorzystał trzy pomysły, które połączył w jedno opowiadanie, a poszczególne akty przedstawił w odwrotnej kolejności – jak film puszczony od tyłu. Widz-czytelnik może dać się wciągnąć w fabułę, przypomnieć sobie swoje własne momenty przerażenia i chwil czystej radości, a także dojść do wniosku, że każdy z nas „zawiera w sobie cały świat” – czego najbardziej jesteśmy świadomi dopiero w momencie, gdy świat ten zmierza ku końcowi.

Starzy znajomi z książkowego uniwersum

Stali czytelnicy Stephena Kinga powitają bohaterkę innego opowiadania z tego zbioru – „Jest krew, są czołówki” – jak starą znajomą. Z Holly Gibney spotkali się już bowiem w trylogii rozpoczętej tomem „Pan Mercedesa”, a także w „Outsiderze” z 2018 roku. Tym razem współpracowniczka detektywa Hodgesa (razem prowadzili biuro detektywistyczne) musi rozwiązać zagadkę, która nawiązuje do tej znanej z uniwersum „Outsidera”. Autor umieszcza w opowiadaniu także inne postaci, które kojarzy zaznajomiony z jego twórczością fan – Ralpha Andersona, Jerome'a i jego siostrę Barbarę – możemy więc na powrót zanurzyć się w tym alternatywnym, Kingowskim świecie.

„Jest krew…” to najobszerniejsze opowiadanie w zbiorze (zajmuje niemal połowę objętości publikacji). Czy to minipowieść, nowela, czy też jeszcze opowiadanie? Osobny tekst, czy raczej kontynuacja książek z Billem Hodgesem i „Outsidera”? Można zastanawiać się, dlaczego „Jest krew, są czołówki” nie zostało wydane jako samodzielne publikacja. Tak uczyniono przecież z podobnymi objętościowo tekstami „Pudełko z guzikami Gwendy” i „Uniesienie” (gdyby być skrupulatnym, to należałoby odnotować, że teksty te były nawet odrobinę krótsze). A może połączenie tego opowiadania w jeden zbiór z innymi wskazuje dziś na to, że wtedy popełniono błąd, decydując się na wydanie tak krótkich form jako samodzielnych pozycji? Bo przecież czytelnikom spragnionym książek Kinga trudno czasem nie odczuć rozczarowania, gdy lektura kończy się zbyt szybko, po zaledwie kilku godzinach spędzonych na przewertowaniu dwustu stron. Niezależnie jednak od dywagacji na temat tego, czy tekst „Jest krew, są czołówki” zasługuje na osobne wydanie (podobnie jak inne dłuższe formy Kinga, które trafiły do wcześniejszych jego zbiorów), niewątpliwie jest to kawał wciągającej historii – historii, którą można potraktować jako bilet na przejażdżkę po niezwykłej wyobraźni autora, która nie zawodzi.

Horrory na straszne czasy

Przejażdżka ta zostawia po lekturze zbioru „Jest krew…” z wieloma emocjami i refleksjami. Co naprawdę wydarzyło się bohaterowi opowiadania „Telefon pana Harrigana”? Jak my postąpilibyśmy na miejscu bohatera „Szczura”? Plastyczny świat, który wciąga do środka, to coś, za co Stephena Kinga kochają miliony czytelników – a takie oderwanie się od rzeczywistości jest pożądane szczególnie dzisiaj. A co sam Mistrz Grozy myśli o popularności horroru w czasach kryzysu? Szukając odpowiedzi warto znów oddać mu głos i przytoczyć słowa, jakie wypowiedział podczas niedawnej rozmowy ze Stephenem Colbertem (podczas której znów przepraszał swoich czytelników, czujących się jak wciągnięci do jednej z jego książek). Prowadzący „The Late Show” zapytał go o rolę horroru w dzisiejszej, dystopijnej rzeczywistości.

Wydaje mi się, że ludzie skłaniają się ku horrorom, gdy czasy są ciężkie i straszne, a z pewnością teraz właśnie takie mamy. Sięgasz po horror, taki jak „Jest krew…”, „Gra Geralda” czy jakikolwiek, który napisałem (…), czytasz go, a sytuacje tam przedstawione są straszniejsze niż areszt domowy bez papieru toaletowego. Gdy kończysz lekturę, zamykasz książkę i miałeś miejsce, które pozwoliło ci na pewien czas umieścić swoje lęki. Mogłeś powiedzieć: „te problemy są znacznie gorsze od moich”. Potem możesz zamknąć książkę, iść do łóżka i spać jak dziecko. Tak przynajmniej wygląda to w teorii.

A jeśli nie będziecie mogli zasnąć po lekturze „Jest krew…”, pamiętajcie, że na lubimyczytać.pl możecie wymieniać się opiniami i refleksjami 24 godziny na dobę – nocne dyskusje o nowej książce Kinga to sposób na niezapomniane wrażenia z lektury…!

Artykuł na podstawie zbioru opowiadań „Jest krew...”

[ec]


komentarze [4]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
PAWEŁ82  - awatar
PAWEŁ82 15.05.2020 15:59
Czytelnik

Osobiście podobały mi się trzy z czterech opowieści, szału niestety nie ma ale to nie zmienia faktu że to bardzo dobra książka, może nie tak dobra jak "Instytut" Ale pozycja obowiązkowa dla każdego fana thrillerów.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Agnieszka Żelazna - awatar
Agnieszka Żelazna 15.05.2020 15:37
Czytelniczka

Ja postaram się "upolować" w jakimś konkursie lub na OLX

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 15.05.2020 12:00
Czytelnik

Słyszałem,że szału nie ma.Pewnie jak będzie w bibliotece toi przeczytam.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 15.05.2020 09:21
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post