rozwiń zwiń

„Sercem kryminału jest zagadka” – wywiad z Katarzyną Wolwowicz, autorką „Toksycznych układów”

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
13.04.2023

Katarzyna Wolwowicz to jedna z najbardziej oryginalnych autorek kryminałów, która od niedawna podbija czytelniczy rynek za sprawą cyklu o komisarz Oldze Balickiej. Przy okazji debiutu rozmawialiśmy o gatunkowych oczekiwaniach i założeniach, poszukiwaniu własnych śladów na „ścieżce literackiej zbrodni”. Premiera „Toksycznych układów”, najnowszej, trzeciej już powieści z cyklu, to doskonały pretekst, aby porozmawiać o emocjach, jakie wywołują opowieści o zbrodni. Poznajcie świat sekretów i namiętności, który stworzyła Katarzyna Wolwowicz. Zapraszamy do lektury wywiadu.

„Sercem kryminału jest zagadka” – wywiad z Katarzyną Wolwowicz, autorką „Toksycznych układów” Materiały Wydawnictwa Zwierciadło

Toksyczne układu - okładka książki[Opis – Wydawnictwo Zwierciadło] Olga Balicka wraca do pracy po urlopie macierzyńskim. Czeka na nią milion spraw niecierpiących zwłoki. Jednak pani komisarz chce się przyjrzeć śledztwu, które już dawno zostało umorzone. Ktoś zabił Barbarę Muszyńską na klatce schodowej kamienicy Olgi, ale z powodu braku śladów nie wykryto sprawcy. Najpierw jednak trzeba rozwikłać zagadkę śmierci Beaty Nowak–kontrowersyjnej kierowniczki w koncernie farmaceutycznym BigPharma.

Czy to przypadek, że obie zamordowane kobiety pracowały w tej samej firmie? Olga czuje niepokój, wiedząc, że jej siostrę też tam zatrudniono. Jakie tajemnice ukrywa prezes BigPharmy? Czy jest to firma działająca dla dobra ludzkości? Czy raczej nie liczy się z chorymi, a stawia wyłącznie na własne zyski?

Do śledztwa dołącza prokurator Kalina Talarek. Współpraca z małżeństwem śledczychnie jest usłana różami. Pani prokurator nie lubi Olgi, ale interesuje się Kornelem. Jak bardzo uda jej się namieszać?

Duet Olga Balicka i Kornel Murecki wracają w trzeciej części serii. A razem z nimi do akcji dołącza ktoś jeszcze…Ktoś, kto nie został ujęty podczas ich pierwszego wspólnego śledztwa.

Kiedy do głosu dochodzi strach o najbliższych, gra toczy się o najwyższą stawkę.

Wywiad z Katarzyną Wolwowicz, autorką książki „Toksyczne układy”

Marcin Waincetel: Na łamach naszego pierwszego wywiadu zadeklarowałaś, że chcesz rzucić sobie wyzwanie, żeby napisać coś, co pochłonie czytelnika, co go zaskoczy, co wprowadzi go w odpowiedni nastrój… „Niewinne ofiary”, twój literacki debiut, stanowi najlepszy dowód na to, że to się udało. Czy praca nad „Fałszywymi tropami”, a później „Toksycznymi układami”, różniła się od pisania pierwszej powieści?

Katarzyna Wolwowicz: Dziękuję! Myślę, że mam już pewne stałe grono czytelników, którzy lubią moje książki, i mam nadzieję, że to grono będzie się powiększało. A czy pisze mi się teraz inaczej? I tak, i nie. Z jednej strony starałam się konstruować fabułę i bohaterów w ten sam sposób. Wiedziałam, że musi być zagadka, która nie jest prosta i jednowątkowa, a w życiu prywatnym bohaterów powinno się wiele dziać. Takie są założenia całej serii kryminalnej z komisarz Olgą Balicką

. Można powiedzieć, że pisząc, staram się sama siebie zaskakiwać. I nawet kiedy w głowie układa mi się kilka lub kilkanaście kolejnych scen, to lubię specjalnie wyprowadzić się w pole i napisać coś, czego nie zakładałam. I to jest bardzo podobne do pisania „Niewinnych ofiar”, ponieważ tam nie miałam żadnej koncepcji, szłam na żywioł i bardzo cieszyło mnie codzienne siadanie do laptopa i wymyślanie nowych scen. Niestety, albo stety (śmiech), kilka książek już po drodze napisałam i teraz choćbym bardzo chciała od początku do końca pisania podążać nieznanymi szlakami, to tak się już nie da, ponieważ w mojej głowie, od chwili kiedy zaczynam pisać pierwszy rozdział, układają się kolejne wydarzenia, często z gotowym rozwiązaniem.

Przekleństwo i błogosławieństwo twórcze zarazem!

I z jednej strony można powiedzieć, że to dobrze, bo znam zarys i wiem, co pisać, ale z drugiej strony nie sprawia mi to już takiej przyjemności. Dlatego czasem buntuję się i piszę coś wbrew poukładanym w myślach wydarzeniom. Inne jest też to, że muszę bardziej uważać. Jeżeli piszę kontynuację, to powinnam doskonale pamiętać nie tylko główne wydarzenia z poprzednich części, ale też wygląd czy dane pobocznych bohaterów, którzy jednak w dużej mierze się powtarzają.

A ja jestem w tym kompletnie beznadziejna. (śmiech) Często zdarza się, że muszę wracać do poprzednich plików i odszukiwać, kto jak miał na imię, kiedy się pojawił i z jaką historią jest powiązany, żeby móc o nim dalej pisać. I w tym sensie jest to dla mnie bardziej męczące. Trzeba też pilnować, żeby w serii nie pojawiały się te same wątki kryminalne, na przykład nie może być w każdej książce opisane śledztwo w sprawie uduszenia, bo to by było nudne, i to samo tyczy się życia prywatnego. A to wiąże się z pewnymi ograniczeniami, jakie ma moja wyobraźnia. Muszę ciągle je pokonywać! Natomiast super jest wracać do bohaterów, którzy są już znani, wykreowani i których się lubi. Myślę, że to dotyczy nie tylko czytelników, ale również pisarzy. Dobrze jest się oderwać, ale dobrze jest też wrócić do tego, co znane.

„Niewinne ofiary”, twój pierwszy thriller, zaczynają się niczym historia Hitchcocka – od trzęsienia ziemi. Jelenią Górą wstrząsają wiadomości o makabrycznym zdarzeniu – w pobliskim lesie odnaleziono ciała dwojga dzieci. Często wspominasz, że starasz się konstruować charaktery postaci tak, żeby żaden człowiek nie był do końca dobry lub zły. Podejrzewam, że to niełatwa sztuka analizy i opisu działań charakterów. Czy takie literackie wyzwania napędzają cię do przekraczania gatunkowych konwencji? Poszukiwania własnego głosu?

Wydaje mi się, że kryminał jest gatunkiem bardzo szerokim. Faktycznie zauważyłam, że sporo ludzi lubi taki typowy kryminał, gdzie jest czarny charakter, który zabija, rozgrywa się śledztwo, a potem rozwiązanie. Broń Boże życie prywatne, ciąże, seks czy jakiekolwiek zdarzenia, które mogłyby się znaleźć w książkach obyczajowych. Ja wolę książki, w których jest wszystko. Bo myślę, że takie jest też życie. Różnorodne, nieoczekiwane, czasem okropnie ciężkie, ale czasem romantyczne i pełne pasji. I piszę tak, jak lubię czytać. Policjanci to też ludzie.

Oddajesz aspekty emocjonalne, obyczajowe, przedstawiasz ich w bardzo różnym świetle.

Policjanci mają przecież swoje życie, swoje słabości, swoje uczucia. A prowadząc śledztwo, nie odcinają się od tego. Bo od życia nie da się odciąć. Czasem postępują dobrze, czasem źle. Czasem lubimy ich bardziej, czasem jesteśmy wkurzeni na to, jak postępują. Jak to w życiu. Dlatego w moich kryminałach, choć głównym wątkiem jest zawsze zabójstwo i prowadzone śledztwo, są też wątki obyczajowe. I w tym znaczeniu można uznać, że moje powieści wychodzą poza gatunkową konwencję, ale pisarzy postępujących podobnie jest wielu. Co do własnego głosu, to zawsze piszę to, co chcę, to, co akurat czuję i w czym dobrze się odnajduję. Nie wzoruję się na nikim i nie układam fabuły pod czyjeś zdanie, bo to nie ma sensu. Zawsze znajdą się ludzie, którzy skrytykują cię za coś, za co inni pochwalą, i na odwrót. Więc najważniejsze to pozostać wiernym własnym założeniom.

„Fałszywe tropy”, czyli drugi tom twojego cyklu, to znów nieoczywista podstawa intrygi kryminalnej. Uwagę Balickiej niespodziewanie przykuwa informacja o wypadku samochodowym na drodze między Świeradowem-Zdrojem a Szklarską Porębą. Bohaterka jeszcze nie wie, że jest to początek nowego śledztwa, które przyniesie niejedno zaskoczenie. A co stanowiło właściwy impuls do napisania powieści?

Jak w każdej rozpoczynanej przeze mnie powieści impulsem jest scena, którą mam przed oczami, i wewnętrzne przekonanie, że niesie ona ze sobą tyle emocji, że czuję potrzebę, by to opisać. W „Fałszywych tropach” był to widok zaśnieżonej drogi między Świeradowem-Zdrojem a Szklarską Porębą, noc i jadący za szybko samochód. Taki obraz pojawia się nagle i niespodziewanie i wiem wtedy, że historia mnie woła. Później dobudowuję kolejne wątki. Ale impulsem zawsze jest scena, którą widzę w głowie.

W swoich książkach – na bazie intryg – w doskonały sposób potrafisz łączyć wieloaspektowe sprawy. Bo przecież „Fałszywe tropy” to również obrazy kolejnej makabry – na Hali Szrenickiej zostaje zamordowany mężczyzna. Czy coś łączyło go z kobietą, której zwłoki znaleziono w bagażniku samochodu, który dachował? Jak wygląda twoja praca nad zbrodniczymi intrygami? Czy dajesz się porwać impulsowi? A może działasz metodycznie, bezpiecznie stawiając kolejne kroki na ścieżce zbrodni?

Totalnie daję się ponieść. Rozpoczynając zagadkę kryminalną, nigdy nie wiem, kto zabił ani jak to się stało, że bohaterowie znaleźli się właśnie w tym miejscu. To wszystko wychodzi w trakcie pisania. Choć jak już wspomniałam, ostatnio przychodzi mi to dużo szybciej do głowy, niż bym chciała. Staram się też łączyć ze sobą pozornie różne zbrodnie. Z początku dwa oddzielne śledztwa z biegiem czasu okazują się mieć wspólne składowe. Lubię wprowadzać elementy zaskoczenia i zwroty akcji. Staram się, żeby wydarzenia toczyły się w sposób dynamiczny.

Materiały promocyjne - Toksyczne układy

„Toksyczne układy” to nowe rozdanie w życiu Olgi Balickiej, która wraca do pracy po urlopie macierzyńskim. Czeka na nią milion spraw niecierpiących zwłoki. Jednak pani komisarz chce się przyjrzeć śledztwu, które już dawno zostało umorzone. Ktoś zabił Barbarę Muszyńską na klatce schodowej kamienicy Olgi, ale z powodu braku śladów nie wykryto sprawcy. Najpierw jednak trzeba rozwikłać zagadkę śmierci Beaty Nowak – kontrowersyjnej kierowniczki w koncernie farmaceutycznym BigPharma. Już sam tytuł jest niejednoznaczny. W swoich powieściach sygnalizujesz, jak bardzo życie prywatne może być (czasami nierozerwalnie) złączone z życiem zawodowym. Co stanowi motyw przewodni „Toksycznych układów”?

Punktem wyjścia jest zawsze zbrodnia, a motywem przewodnim śledztwo. Jeżeli chodzi o „Toksyczne układy”, to głównym wątkiem kryminalnym jest śledztwo w sprawie zabójstwa kontrowersyjnej kierowniczki koncernu farmaceutycznego. Szybko okazuje się, że nie jest to jedyna osoba pracująca w tej firmie, która została zamordowana, a cała działalność korporacji wydaje się – delikatnie mówiąc – prowadzona na granicy prawa. Co więcej, do policjantów docierają informacje, że ludzie poddani badaniom eksperymentalnym związanym z nowym lekiem firmy zaczynają umierać. Jak wszystkie moje kryminalne intrygi, i ta skonstruowana jest wielowątkowo. Do tego dochodzą relacje między policjantami, bo kiedy pracuje się z własnym mężem, a wasze relacje są, delikatnie mówiąc, skomplikowane, to w śledztwo wkrada się wiele prywatnych emocji. Jeżeli do tego dochodzą jeszcze osoby trzecie, które niekoniecznie dobrze wam życzą, tworzy się kolejna równoległa do śledztwa historia warta opowiedzenia. Nie można też zapominać, że emocje, zwłaszcza silne, kierują naszym zachowaniem, również tym w pracy. I nawet jeżeli bardzo staramy się nie przenosić emocji z domu do pracy i odwrotnie, to jednak niewielu osobom się to udaje.

I potrafisz oddać właśnie to emocjonalne napięcie. A czy to przypadek, że obie zamordowane kobiety pracowały w tej samej firmie? Olga czuje niepokój, wiedząc, że jej siostrę też tam zatrudniono. Jakie tajemnice ukrywa prezes BigPharmy? Bodaj najważniejsze pytanie, które rodzi się w głowie, jest związane z tym, co właściwie rządzi naszym życiem. Przypadek? Zrządzenie losu? A może to my jesteśmy panami i paniami własnego życia? Co na ten temat sądzi autorka?

Wiesz, tak naprawdę to nigdy nie jest tylko jedna z tych rzeczy. Często nie mamy wpływu na to, co nam przyniesie los, ale możemy mieć wpływ na to, co z tym zrobimy, jak zareagujemy. Czy przekujemy to w sukces, czy w porażkę, czy wyciągniemy lekcję i nauczymy się, jak lepiej radzić sobie z podobną sytuacją w przyszłości. I z tej perspektywy możemy być panami swojego losu. Ale bywa i tak, że jesteśmy tak przytłoczeni sytuacją i pozbawieni zasobów, chociażby w formie pomocy bliskich osób, środków finansowych, umiejętności radzenia sobie z emocjami czy innych, że wydaje nam się, że jesteśmy na taki los skazani. To są bardzo trudne historie i ja jako psycholog to rozumiem, ale wydaje mi się, że jeżeli jest wola walki, to zawsze można coś zmienić. Może nie wszystko, ale jakąś część życia wokół siebie zawsze można zmienić.

Co ciekawe, tym razem do śledztwa dołącza prokurator Kalina Talarek. Współpraca z małżeństwem śledczych nie jest usłana różami. Pani prokurator nie lubi Olgi, ale interesuje się Kornelem. Jak bardzo uda jej się namieszać? Maksymalizujesz aspekt emocjonalny, bo pulsują w tej powieści bardzo nieoczywiste uczucia. Co chciałaś osiągnąć zwróceniem uwagi na obyczajowe aspekty życia Balickiej? Bo przyznam, że to bardzo umiejętnie opracowana strona „Toksycznych układów”.

Cieszę się, że tak uważasz. Przede wszystkim chciałam pokazać policjantów jako normalnych ludzi. Ludzi, którzy ulegają pokusom, w których grają emocje, którzy potrzebują uwagi, błądzą i popełniają błędy. Nikt z nas nie jest idealny. Moi bohaterowie też nie są. W kreowaniu postaci ważne jest dla mnie to, by główni bohaterowie zmieniali się pod wpływem przeżywanych emocji i zdarzeń, by ewoluowali, nie zawsze w dobrym kierunku, bo przecież nie zawsze wszyscy zmieniamy się na lepsze. Mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną, że Olga w trzeciej części jest trochę inną Olgą niż w części pierwszej. Przeszła swoje, stanęła przed bardzo trudną życiową decyzją, dojrzała. Jej zachowanie musi więc również ulegać modyfikacji. Mam wrażenie, że w części czwartej, która już niedługo pojawi się na rynku wydawniczym, Olga pod wpływem nowych, innych niż dotąd przeżyć i przemyśleń, również trochę się zmieni. Jej reakcje na pewne zdarzenia nie będą już takie jak parę lat wcześniej. Ale przy tej całej zmianie ważne jest, żeby zachować trzon, charakter postaci. I mam nadzieję, że to się udało.

Olga Balicka, bohaterka twoich książek, jest młodą, ambitną kobietą. Nie miała w życiu lekko, ale mimo to nie zeszła na złą drogę. Jest zaradna i pracowita, lojalna wobec ludzi, którym coś zawdzięcza, i bezkompromisowa wobec tych, którzy ją skrzywdzili. Co jest dla ciebie najważniejsze w kreacji tej bohaterki? I czy według ciebie autorka musi lubić – a może wystarczy współodczuwać – tworzoną przez siebie postać?

Myślę, że my – to znaczy autorzy – nie musimy lubić swoich bohaterów, ale na pewno dużo przyjemniej się pisze, jeżeli tak jest. Przy pisaniu spędzamy dużo czasu, a jak powszechnie wiadomo, dobrze go spędzać z kimś, kogo się lubi! Z drugiej strony zbytnie lubienie bohatera może przeszkodzić, bo głównie lubimy osoby podobne do nas, a to grozi tworzeniem postaci mało różnorodnych… Dobrze więc, kiedy wiemy, czego w bohaterze nie lubimy, ale nie chcemy tego zmieniać, bo to go cechuje i sprawia, że jest inny od pozostałych. Natomiast ważna jest umiejętność wejścia w czyjeś buty. Zastanowienia się, jak osoba z takim charakterem by się zachowała. Nie chcę mówić o współodczuwaniu, bo jeżeli kreuję postać psychopatycznego mordercy czy pedofila, to nie chciałabym współodczuwać jego emocji, ale na pewno trzeba je zrozumieć i wiedzieć, jak taka osoba zachowałaby się w opisywanych scenach.

W naszej ostatniej rozmowie wspomniałaś, że w każdym gatunku literackim możemy odnaleźć tematy ważne społecznie, nad którymi warto się zastanowić. Bardzo jasno deklarowałaś też w pewnym sensie swoje twórcze założenia: „Myślę, że w moich książkach będzie ich sporo, jednak nie opisuję ich w taki sposób, aby stanowiły kwintesencję powieści…” – co jest zatem dla ciebie sercem kryminału? I jakie emocje najczęściej generuje w tobie określona konwencja?

Dla mnie sercem kryminału jest zagadka. Oczywiście są pewne elementy, które są nieodłączne, jak zbrodnia i śledztwo, niekoniecznie policyjne. Może je przecież prowadzić na własną rękę jakiś cywil. Bez tych składowych wyszlibyśmy chyba z konwencji kryminału, ale sercem jest zawsze zagadka. Ja nie piszę kryminałów krwawych, z wymyślnymi torturami czy kilkustronicowymi opisami rozkładających się ciał. Za to tajemnica, którą czytelnik chce odkryć, zagadka, którą chce rozwikłać, i klimat wprowadzający go w świat opisywanych postaci są dla mnie bardzo ważne.

Tematy istotne społecznie na pewno osadzają czytelnika w realiach świata bohaterów i powodują jego osobiste zaangażowanie się w historię. W moich książkach poruszam różne trudne tematy, jak choćby ciężkiego dzieciństwa, alkoholizmu, aborcji, zdrady, chciwości czy mobbingu w pracy. Każdy z nas ma określone zdanie na dany temat, które jest wypadkową naszych własnych przeżyć i norm społecznych, w których dorastamy. Te zdania mogą stać w sprzeczności lub w zgodzie ze zdaniem bohaterów, ale w każdym przypadku będą budziły emocje. Lubię, kiedy w kryminałach chodzi o coś więcej niż tylko o przysłowiowe „zabili go i uciekł”. Ale też nie chcę tu mówić, że moje książki niosą jakieś przesłanie, bo nie o to w nich chodzi. Są po prostu rozrywką, która ma pochłonąć swoją historią, wciągnąć w śledztwo, zaskoczyć i zmylić czujność czytelnika, by na końcu pozostawić go z jakąś emocją.

Sakramentalne pytanie wiąże się oczywiście z kwestią przyszłości. Nad czym obecnie pracuje Katarzyna Wolwowicz?

Nad czymś nowym. Powiew świeżości to coś, czego było mi potrzeba. Ale będzie też niespodzianka, taki mały ukłon w kierunku fanów serii z Olgą Balicką. Więcej na ten moment nie mogę zdradzić.

Portret autorki - Katarzyna Wolwowicz

Przeczytaj fragment książki „Toksyczne układy”

Książka „Toksyczne układy” jest dostępna w sprzedaży.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 13.04.2023 12:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post