-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2017-12-11
2017-07-28
2017-07-07
HENRI MICHAUX – POETA ŁASKOCZĄCY
Z przyjemnością powróciłem do perypetii Pana Piórki, dlatego że to króciutka i przyjemna lektura, a przede wszystkim – arcydzieło literatury francuskiej, jeden z najważniejszych tekstów w historii kultury europejskiej. „Niejaki Piórko” Henriego Michaux (1899-1984) to zbiór makabresek, króciutkich historyjek z pogranicza jawy i koszmaru. Tytułowy bohater to typowy everyman, człowiek niepozorny, skromny, nijaki, wiecznie przepraszający, że żyje. Staje się on dla autora idealnym „kozłem ofiarnym” – żyjąc w brutalnym i nieprzyjaznym świecie, doświadcza najróżniejszych przykrości. A to podczas snu kradną mu dom, (a ponieważ jego łóżko stało akurat na torach kolejowych – ginie jego żona), a to zostaje aresztowany w restauracji za to, że na jego talerzu leżał kotlet, którego nie było w karcie, a to lekarz musi amputować mu palec, w wyniku czego nie może napisać listu do matki, a to znowu trzech mężczyzn wyzywa go na pojedynek.
Piórko żyje w miniaturowym kafkowskim świecie, jednak tylko na pozór, gdyż nie jest do końca bezbronny, ani niewinny – ma na swoim sumieniu zabójstwo wszystkich mężczyzn na pewnym balu (tych, którzy niesłusznie chcieli się pojedynkować), współudział w zabójstwie pięciu Bułgarów w przedziale nocnego pociągu, niejasny jest także jego udział w zorganizowanej grupie przestępczej kradnącej ludziom głowy.
Zaiste, autor znęca się nad swoim bohaterem ponadprzeciętnie. Doskonałe podsumowanie „Niejakiego Piórki” możemy odnaleźć w innym utworze Henriego Michaux – wierszu pt.: „Moje zajęcia”, cytuję w tłumaczeniu Julii Hartwig:
"Rzadko mogę patrzeć na kogoś i nie uderzyć. Inni wolą monolog wewnętrzny. Ja nie. Wolę bić.
Są ludzie, którzy siadają naprzeciw mnie w restauracji i nie mówiąc nic siedzą tak jakiś czas, postanowili bowiem coś zjeść.
Oto jeden z nich.
Więc chwytam go, bęc.
I jeszcze raz, bęc.
Wieszam go na wieszaku.
Zdejmuję.
Znów wieszam.
Znów zdejmuję.
Kładę na stół, ugniatam i duszę.
Brudzę go i zalewam wodą.
Odżywa.
Płuczę go, rozkładam (zaczynam się denerwować, trzeba z tym skończyć), ugniatam, wyciskam, wyżymam, wkładam do mojej szklanki, wyrzucam ostentacyjnie zawartość na ziemię i mówię do kelnera: «Proszę jednak o czyściejszą szklankę.»
Ale czuję się źle, płacę szybko rachunek i wychodzę.”
Uwaga na marginesie: w 1969 roku, Krystyna Zachwatowicz wygłaszała w Piwnicy pod Baranami monolog pt.: „Ciach, trach”. Miał on być fragmentem wspomnień niejakiej Jadwigi Mrozowskiej. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że jest on niczym więcej, jak tylko przerobionym na formę żeńską pierwszym opowiadaniem ze zbioru o Piórce, pt. „Spokojny człowiek”. Sprawdziłem: chodzi tu najprawdopodobniej o Jadwigę Mrozowską-Toeplitz (1880-1966), aktorkę, muzę Tadeusza Boya-Żeleńskiego i jej wspomnienia pt.: „Słoneczne życie”, opublikowane w 1963 roku. Mało prawdopodobne wydaje się więc, że to Michaux odpisywał od Mrozowskiej, a nie odwrotnie.
Henri Michaux był bez wątpienia twórcą niezwykle oryginalnym, o niespotykanej wręcz stylistyce. Jego twórczość w prostej linii wywodzi się z surrealizmu, co doskonale widać właśnie w przypadku „Niejakiego Piórki” – zapis marzenia sennego (koszmaru) był jedną z podstawowych zasad estetyki surrealistycznej, postulowanej przez André Bretona (1896-1966) w słynnym manifeście z 1924 roku. Istnieje pewna bardzo łatwa do zaakceptowania tendencja, polegająca na tym, że gdy czytelnik napotyka na swojej drodze dzieło szokujące, budzące sprzeciw i niezrozumienie (na poziomie tematyki, stylistyki, słownictwa, formy), najprostszym wyjaśnieniem jakie znajduje jest to, że powstało ono w wyniku nadużywania przez autora środków psychoaktywnych. W wielu przypadkach jest to koncepcja niesłuszna i krzywdząca dla autora, ale nie w przypadku Henriego Michaux, który do eksperymentów z narkotykami i tworzenia pod ich wpływem przyznawał się expressis verbis. Michaux przez całe swoje życie pozostawał także pod silnym wpływem twórczości Comte de Lautréamonta (1846-1870), francuskiego poety, duchowego ojca surrealizmu, który definiował piękno jako „przypadkowe spotkanie parasola i maszyny do szycia na stole sekcyjnym”. Ta fascynacja jest w „Niejakim Piórce” doskonale widoczna.
Niezwykła oryginalność tego dzieła, swoisty melanż tonacji tragicznej z komiczną sprawiają, że „Niejaki Piórko” to nadal fascynująca lektura. Niezwykle krótka, skondensowana (13 opowiadań, małoformatowe wydanie razem ze wstępem Jerzego Lisowskiego liczy niewiele ponad 80 stron). Pan Piórko i jego perypetie prowokują, zasiewają w głowie czytelnika specyficzny ferment. A Henri Michaux tym swoim Piórką – łaskocze tak, jak to potrafią tylko surrealiści.
HENRI MICHAUX – POETA ŁASKOCZĄCY
Z przyjemnością powróciłem do perypetii Pana Piórki, dlatego że to króciutka i przyjemna lektura, a przede wszystkim – arcydzieło literatury francuskiej, jeden z najważniejszych tekstów w historii kultury europejskiej. „Niejaki Piórko” Henriego Michaux (1899-1984) to zbiór makabresek, króciutkich historyjek z pogranicza jawy i koszmaru....
2016-12-14
Ostatnio modne stały się różnego rodzaju kursy tzw. „świadomego śnienia”. „Świadomy sen” (z ang. Lucid Dream, w skrócie LD) to, (podaję za Wikipedią): „sen, w którym śniący zdaje sobie sprawę, że śni. Dlatego klarowność myślenia, dostęp do wspomnień z jawy oraz świadomy wpływ na treść snu mogą być kontrolowane”. Osobom chcącym nauczyć się śnić świadomie zaleca się na początek ćwiczenie się w zapamiętywaniu snów, zapisywanie ich w dzienniczku. Przez pewien okres czasu tak właśnie postępował Wojciech Kuczok (ur. 1972), czego efektem jest ta osobliwa książka.
„Proszę mnie nie budzić” to dzieło przede wszystkim na wskroś surrealistyczne – to właśnie sen, obok szaleństwa i pijaństwa, jest uważany za źródło surrealistycznej prozy. Patrząc na temat w szerszej perspektywie – wychodząc od arystotelesowskiej „Poetyki” – Kuczok dokonał podziału swoich snów na komedie i tragedie, traktując gatunki dosyć swobodnie i zacierając granice między nimi. Następnie mamy tu przemieszanie tonów – historie tragiczne opowiedziane są w sposób komiczny i na odwrót. Co więcej, Arystoteles w „Poetyce” odrzucał oniryzm, jako element nie mogący służyć budowie opowiadania. Mamy tu więc zerwanie ze wszystkimi klasycznymi literackimi prawidłami, co, tak dla surrealistów charakterystyczne, czyni z „Proszę mnie nie budzić” prozę trudną do jednoznacznego zakwalifikowania. I choć niektórym z zapisanych snów daleko do bycia porywającymi, to niektórych z nich nie powstydziliby się Boris Vian, Sławomir Mrożek czy Eugène Ionesco. Zaś bohater, nie we wszystkich przypadkach tożsamy z Kuczokiem, jawi się jako zanurzony we własnym świecie everyman, który niczym Niejaki Piórko u Henri Michaux – jest wszędzie i doświadcza wszystkiego.
Zdanie Marcina Świetlickiego, z jego najnowszej książki „Drobna zmiana”: „Spisywać sny, jaka żenada” („W uśpieniu”) raczej nie dotyczy Kuczoka, tym bardziej, że po zbiorze snów (w tzw. „posnowiu”) następuje próba refleksji teoretycznej nad snami. – uznanie ich surrealizmu i postawienie w opozycji „sure-realizmu”, czyli „oczywizmu”. „Surrealizm jest nieoczywizmem, nie interesuje mnie w snach to, co samowite, lub też interesuje tylko o tyle, o ile da się przekształcić w niesamowite” – pisze Kuczok,
„Proszę mnie nie budzić” to raczej coś na kształt spełnienia marzeń Georges’a Pereca o „Człowieku, który śpi”, człowieku, który wycofany z prawdziwego życia, żyje wyłącznie w świecie onirycznym – „Z chwilą, gdy zamykasz oczy, rozpoczyna się przygoda snu. Znajomy półmrok pokoju – ciemny masyw porozcinany detalami, w którym twoja pamięć bez trudu rozpoznaje szlaki przemierzane tysiące razy i odtwarza je (...)”.
Mając na uwadze słowa Kuczoka, że de facto, to nie on napisał tę książkę, ale „napisała się sama, we śnie”, jest to również spełnienie marzeń o tzw „écriture automatique” (fr. zapis automatyczny), o którego rozwinięciu marzyli chociażby tacy twórcy jak Robert Desnos, czy André Breton .
Nową książkę Wojciecha Kuczoka polecam, tak samo jak i jego sposób na zapamiętywanie snów. Warto zwłaszcza poczytać przed snem, wtedy powstają ciekawe sny o śnie, „meta-sny”. Oczywiście, dopiero wtedy, kiedy już się zaśnie i „przygoda snu” się rozpocznie.
Ostatnio modne stały się różnego rodzaju kursy tzw. „świadomego śnienia”. „Świadomy sen” (z ang. Lucid Dream, w skrócie LD) to, (podaję za Wikipedią): „sen, w którym śniący zdaje sobie sprawę, że śni. Dlatego klarowność myślenia, dostęp do wspomnień z jawy oraz świadomy wpływ na treść snu mogą być kontrolowane”. Osobom chcącym nauczyć się śnić świadomie zaleca się na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11
Z moich notatek, sporządzonych pod wpływem "Piany dni":
Boris Vian w swojej twórczości przedstawia świat do niczego nie podobny, osobny.
Świat, w którym słowo ma moc sprawczą, a wręcz obowiązek stwarzania. Dźwięk może być smakiem, wystarczy uruchomić pianocktail. Religijność jest tu tylko jedną z form spędzania wolnego czasu dla ludzi, których nie dopadła jeszcze święta trójca futuryzmu: miasto, masa, maszyna.
Świat na opak, w którym chodzi się po coraz bardziej obniżającym się suficie. Mężczyźni noszą tu kobiece imiona, a kobiety nenufary w płucach. Ci, którzy wychodzą na ludzi, zostają kucharzami, a ludzie przegrani muszą zadowolić się podrzędnym stanowiskiem profesora matematyk w jakimś Instydrucie.
Wobec niewątpliwego wakatu na najwyższym tronie, w centrum tego świata tkwi człowiek, swoją decyzją może wszystko - nawet spowodować tymczasowy powrót Boga z wygnania. A tym Bogiem, może być równie dobrze Duke Ellington, a hymnem tego świata - jego stanadard pod tytułem "Chloe".
Z moich notatek, sporządzonych pod wpływem "Piany dni":
Boris Vian w swojej twórczości przedstawia świat do niczego nie podobny, osobny.
Świat, w którym słowo ma moc sprawczą, a wręcz obowiązek stwarzania. Dźwięk może być smakiem, wystarczy uruchomić pianocktail. Religijność jest tu tylko jedną z form spędzania wolnego czasu dla ludzi, których nie dopadła jeszcze święta...
MICHELA LEIRISA ŚNIENIE I ŻYCIE
Odkąd ponad rok temu przeczytałem „Wiek męski”, fascynuje mnie ten człowiek, którego czoło przypomina deltę wielkiej rzeki, a w spojrzeniu maluje się pierwiastek szaleństwa. Michel Leiris (1901-1990) – poeta, prozaik, a także etnograf, za cel swojej twórczości obrał nieustanne, dogłębne drążenie wewnątrz własnego „ja”. Leiris porównywał twórczość pisarską z corridą – w swoim słynnym eseju „Literatura a tauromachia” pisał, że gest pisarza, uznającego autobiografię za budulec literatury jest obarczony podobnym ryzykiem, co gest torreadora – może zaboleć. „Noce bez nocy i kilka dni bez dnia” stanowi dopełnienie tej osobliwej literackiej misji i jest zapisem stu siedmiu snów pisarza z lat 1923-1960. U początków swojej kariery pisarskiej był Leiris związany z surrealistami i tym należy tłumaczyć jego zainteresowanie oniryzmem. Sen był bowiem jednym z trzech najważniejszych elementów, uznanych przez surrealistów za nośnik literackości. Ale sennik Leirisa nie jest wyłącznie zwykłą apologią snu – chodzi tu raczej o ucieczkę twórcy w rodzaj alternatywnej rzeczywistości, która również podlega opisowi. Nie na darmo „Noce bez nocy…” otwiera motto zaczerpnięte z prozy jednego z duchowych ojców surrealizmu, Gérarda de Nervala (1808-1855): „Sen jest drugim życiem”. Inny z gigantów literatury francuskiej, Maurice Blanchot (1907-2003) w znakomitym wstępie do omawianej książki, pozwala sobie na wprowadzenie rozróżnienia między „ja” piszącym a „ja” śniącym: „Ten, który śni, odwraca się od tego, który śpi; to znowu śni, że śni (…) Kim jest «Ja» snu? Kim jest osoba, której przypisuje się owo «Ja», przy założeniu, że istnieje jakieś «Ja». Zaś jeden z nielicznych badaczy twórczości Leirisa, Tomasz Szerszeń, uzupełnia tekst Blanchota stwierdzeniem, że zarówno pisanie, jak i śnienie są czynnościami „należącymi do nocnej części egzystencji, oddzielonymi od tego, co «dzienne» znaczącym pęknięciem. A nade wszystko chodzi Leirisowi, jako się rzekło, o precyzyjną, graniczącą z natręctwem introspekcję samego siebie: „(…) śniło mi się, że wsuwam głowę, jakbym chciał coś zobaczyć, w otwór, który trochę przypomina wole oko, wychodzący na zamknięte i ponure miejsce, podobne do cylindrycznych spichlerzy z gliny, jakie widywałem w Czarnej Afryce (…) Mój strach bierze się z tego, że wychylając się nad tą zamkniętą przestrzenią, patrzę w głąb samego siebie”.
„Sen, jest tam powiedziane, jest przede wszystkim pośrednikiem; możesz go opowiedzieć tylko w sekrecie, tak jak został ci powierzony… I nigdy nie opowiadaj złego snu”. Większość z nas lubi opowiadać swoje sny, w przekonaniu o ich wyjątkowości i proroczości, ale słuchać snów innych – już niekoniecznie. Lektura sennika Michela Leirisa jest osobliwym literackim doświadczeniem, nie mającym nic wspólnego ze zwykłą erotyką, czy horrorem. Teksty te są świadectwem ogromnej wyobraźni, ale również narcyzmu, czy wręcz zalążków jakiegoś psychicznego defektu. Nieodłącznym elementem mojej fascynacji Leirisem jest irytacja. Francuski pisarz notował swoje oniryczne doświadczenia przez całe życie, między innymi w swoim najsłynniejszym dziele „Widmowa Afryka” (1934), które miało być kroniką badań naukowych, a poprzez opisy snów, stało się zwykłym dziennikiem intymnym. „Noce bez nocy…” są zbiorem snów z lat 1923-1960, a zatem zapisem przekrojowym, reprezentatywnym. Czytelnik z łatwością dostrzeże ewoluującą świadomość pisarza – wczesne teksty, na wskroś surrealistyczne, surowe i dosadne, z biegiem lat zamieniają się w małe prozy poetyckie o niezwykle oryginalnym idiolekcie. A ponieważ życie nieustannie miesza się ze snem (czy też sen jest raczej inną formą życia) – widać na przykład w snach z okresu II wojny światowej nieustanne zagrożenie śmiercią, egzekucją, zagładą. Pojawiają się u Leirisa również prawdziwe, bliskie mu postaci, wymienione z imienia i nazwiska: „papież surrealizmu” André Breton, pisarz André Gide, poeci: Robert Desnos, Gérard de Nerval (w postaci ducha), filozofowie: Simone de Beauvoir, Georges Bataille, malarze: André Masson, Giorgio de Chirico, Pablo Picasso, a także kompozytor Francis Poulenc.
Ciekawe swoją drogą, w jaki sposób Michel Leiris zapamiętywał swoje senne marzenia, czy podobnie jak Salvador Dali, któremu większość dzieł podyktował właśnie sen. Fundował on sobie krótkie drzemki, wcześniej oparłszy łyżeczki od herbaty na dłoniach, gdy zasypiał spadały one, wydając dźwięk – dzięki temu obraz, jaki zdążył się wytworzyć w wyobraźni malarza, zapisywał się na światłoczułym sreberku pamięci. W każdym razie autor „Wieku męskiego” zachował pamięć swoich snów, co widać zwłaszcza w przypadku zapisków późniejszych, gdy komentuje sporządzone przez siebie notatki, dopowiada szczegóły, podejmuje próbę interpretacji obrazów, których projekcji dokonywał jego mózg.
W jednym ze swoich wierszy (bo przecież był również utalentowanym poetą) tak pisał Leiris o poezji: „ta bezimienna rzecz/ spomiędzy śmiechu i jęku/ która się w nas wierci/ którą z siebie trzeba wystrzelić” (tłum. – T.W). W tym kontekście można stwierdzić, że zapisy snów francuskiego pisarza to poezja par excellence – zapiski z pogranicza jawy i snu, sytuujące się pomiędzy śmiechem i jękiem. Michel Leiris zawsze pozostanie dla mnie „pisarzem zaklinowanym”, siedzącym w szczelinie między prozą a poezją, między wieloma swoimi tożsamościami. Jak wynika z lektury „Nocy bez nocy…” – również między jawą a snem. I choć nie znajdziemy w tej książce bohaterów, wartkich fabuł, zawiłych intryg – a jedynie narcystycznego pisarza, opowiadającego swoje sny z irytującym pietyzmem – to jednak z pewnością jest to podróż warta odbycia. Nie jako apoteoza snu, lecz apologia potęgi ludzkiego umysłu. Każdy z nas ma przecież wiele tożsamości, pomiędzy którymi śni i żyje.
MICHELA LEIRISA ŚNIENIE I ŻYCIE
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOdkąd ponad rok temu przeczytałem „Wiek męski”, fascynuje mnie ten człowiek, którego czoło przypomina deltę wielkiej rzeki, a w spojrzeniu maluje się pierwiastek szaleństwa. Michel Leiris (1901-1990) – poeta, prozaik, a także etnograf, za cel swojej twórczości obrał nieustanne, dogłębne drążenie wewnątrz własnego „ja”. Leiris porównywał...