rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

Jeśli nie poznałeś Kubusia – lepiej nie czytaj tej książki.

Dramat Kundery jest o wiele krótszy, wyłuszcza wyłącznie główne wątki i zakłada przynajmniej mierną znajomość diderotowskiego Kubusia. Pewnie można przeczytać bez znajomości oryginału i nawet być ukontentowanym, ale zalecałbym jednak wcześniejszą lekturę Diderota, jeżeli chcielibyśmy, a chcielibyśmy przecież, potraktować Kunderę poważnie.

Co do samej wariacji to jest ona.. przyjemna. Moim zdaniem nie tak lekka i żartobliwa jak oryginał (tak, według mnie Kundera nie dorównał swemu mistrzowi), ale miejscami naprawdę zabawna i ciekawie podana.

Kundera napisał kiedyś, że wolałby, aby ten dramat czytano niż wystawiano. Ja uważam przeciwnie. Ja chętniej zobaczyłbym to na scenie niż na papierze. Jako autor dramatyczny Kundera zaimponował mi tutaj, poznałem go z nowej strony. Kiedy jednak czytam tę sztukę wyłącznie na papierze, nie mogę przestać porównywać go z Diderotem, co wychodzi na niekorzyść dla czeskiego pisarza.

Za formę mogę dać 3,5/4, szczególnie ze względu na udaną formę dramatyczną i genialną nią zabawę. Z treści tylko 2/4, bo bardzo mnie boli ten okrojony świat Kubusia i jego Pana. Oczekiwałem także, a może przede wszystkim, że tak wspaniały autor, jakim jest Kundera, odrobinę bardziej twórczo i odważnie zabawi się z tą książką. Dodaję do oceny 1 punkt za wspaniały wstęp – takiego Kunderę ubóstwiam.

6,5/10
Sympatykom Kundery, Diderota, Kubusia i jego Pana spokojnie polecam.

Jeśli nie poznałeś Kubusia – lepiej nie czytaj tej książki.

Dramat Kundery jest o wiele krótszy, wyłuszcza wyłącznie główne wątki i zakłada przynajmniej mierną znajomość diderotowskiego Kubusia. Pewnie można przeczytać bez znajomości oryginału i nawet być ukontentowanym, ale zalecałbym jednak wcześniejszą lekturę Diderota, jeżeli chcielibyśmy, a chcielibyśmy przecież,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kilka zdań skreśliłem już w opisie książki. Mogę tylko dodać, że język nie jest lekki lecz naukowy. Należy również pamiętać, iż jest to książka sprzed 60 lat, więc perspektywa badawcza jest nieco zapóźniona - brakuje najnowszych odkryć. Mimo wszystko ogromna wyobraźnia, wiedza i umiejętność syntezy autora imponuje do dzisiaj. Książeczka jest krótka, więc tym bardziej zalecam, aby przekonać się samemu. Na pewno spodoba się tym, których dręczą odwieczne pytania pozostawione bez odpowiedzi.

Autora i jego puściznę znałem z przekazów z drugiej ręki. Z tego względu oczekiwałem trochę czego innego. Mimo wszystko była to wspaniała przygoda. Na pewno pobudzająca do dalszego czytania w tym zakresie lektura.

8/10

Kilka zdań skreśliłem już w opisie książki. Mogę tylko dodać, że język nie jest lekki lecz naukowy. Należy również pamiętać, iż jest to książka sprzed 60 lat, więc perspektywa badawcza jest nieco zapóźniona - brakuje najnowszych odkryć. Mimo wszystko ogromna wyobraźnia, wiedza i umiejętność syntezy autora imponuje do dzisiaj. Książeczka jest krótka, więc tym bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Konia z rzędem temu, kto w miarę wiernie chciałby streścić fabułę. Nie mniej jednak owa wielowątkowość, lekki styl, a nawet rwana narracja powinny spodobać się współczesnemu czytelnikowi. Trochę trudniej jednak będzie odpowiedzieć na pytanie, o czym jest ta książka, jeżeli chcielibyśmy uniknąć odpowiedzi, że o wszystkim po trochę.

Zazwyczaj podnosi się, że jest to książka filozoficzna. Doprawdy tak jest i nie tylko ze względu na swą fatalistyczną myśl przewodnią. Tutaj jednak uwaga z mojej strony. W moim odczuciu książka ta traktuje bardziej o determinizmie niż o fatalizmie. Diderot pisał „fatalizm”, bo termin ten był jeszcze bardzo popularny, ale myślał już w nowych, naszych, modernistycznych kategoriach. Autor w dwóch miejscach przyznaje się do Spinozy, który też już był modernistyczny (Bóg bezosobowy, przyczyna-skutek etc.). Jeżeli kogoś interesuje to zagadnienie, to polecam poczytać niemalże rówieśników Diderota tj. Leibniza i właśnie Spinozę, a następnie cofnąć się o kilka stuleci. Mniej dociekliwych zostawiam po prostu z pytaniem o wolną wolę człowieka i możemy potraktować te dwa określenia jako synonimy.

Teraz może kogoś zdziwię, a na pewno siebie samego przewracającego jeszcze nie tak dawno pierwsze stronnice – ta książka nie miała być o filozofii. Przede wszystkim o filozofii! To książka o tym, co niebawem miało się dokonać. To książka o nieuchronnej zmianie, która już się dokonywała. To książka o społeczeństwie, klasach społecznych, o kulturze. Tym większa jest to gratka dla czytelnika, im bardziej potrafi wpisać opowieść w ówczesne realia. Doprawdy monumentalne dzieło o ówczesnym człowieku.

„Jednak nie…” – tak powiedziałem odwróciwszy ostatnią stronnicę. „To nie była książka o filozofii wolnej woli ani o filozofii społecznej”. Diderot był jednak zbyt mądry i błyskotliwy, aby tylko na tym poprzestać. Te dwie gałęzie stały się tylko kolejną warstwą maskującą jego niezwykle wyrafinowanej oraz do granic możliwości erudycyjnej zabawy z czytelnikiem. To książka o literaturze najogólniej rzecz ujmując. W znacznej mierze także o sztuce jako takiej. Ja nie jestem kompetentny. Zresztą tyle już napisano… Tak, w moim odczuciu jest to jednak na pierwszym miejscu, jakby rzec? Książka o książce? Książka o książce i te książki o innych książkach? Najlepiej jak już poprzestanę.

A teraz ocena! Nie ulega wątpliwości, że jeżeli za czasów Diderot’a istniałby portal lubimyczytać, ówcześni wystawialiby mu najwyższe noty. Według mojego utartego schematu oceny (forma, treść, walory dodatkowe) wyszło 9/10 tak więc nota prawie najwyższa.

Polecam każdemu. Warto zaryzykować i samemu się przekonać. W tym roku przeczytałem, jak sądzę, tylko jedną odrobinę lepszą książkę.

Konia z rzędem temu, kto w miarę wiernie chciałby streścić fabułę. Nie mniej jednak owa wielowątkowość, lekki styl, a nawet rwana narracja powinny spodobać się współczesnemu czytelnikowi. Trochę trudniej jednak będzie odpowiedzieć na pytanie, o czym jest ta książka, jeżeli chcielibyśmy uniknąć odpowiedzi, że o wszystkim po trochę.

Zazwyczaj podnosi się, że jest to książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dużo wysiłku sprawiło mi, aby przebrnąć przez tę lekturę. Książka ewidentnie napisana dla czytelników, którzy oczekują lektury lekkiej. Wyobrażam sobie, że są czytelnicy, którzy oczekują właśnie takiej tematyki, identyfikują się z takimi bohaterami, oczekują pewnego… „klimatu”. Sądzę, że Ci właśnie czytelnicy zwęszą tę książkę bez problemu i będą mogli czerpać z niej przyjemność.

Teraz moja skromna opinia. Formalnie 1,5, treściowo 1,5, brak walorów dodatkowych.Nie ma sensu dłużej się rozpisywać. To był mój pierwszy kontakt z urban fantasy.

3/10

Dużo wysiłku sprawiło mi, aby przebrnąć przez tę lekturę. Książka ewidentnie napisana dla czytelników, którzy oczekują lektury lekkiej. Wyobrażam sobie, że są czytelnicy, którzy oczekują właśnie takiej tematyki, identyfikują się z takimi bohaterami, oczekują pewnego… „klimatu”. Sądzę, że Ci właśnie czytelnicy zwęszą tę książkę bez problemu i będą mogli czerpać z niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Najkrócej: wyartykułowana zaduma nad bytami jednostkowymi i zbiorowymi przy szczególnym uwzględnieniu ich aspektu temporalnego.

I tak autor zastanawia się nad tożsamością poszczególnych ludzi i narodów, zestawia ze sobą rozbieżne systemy wartości, wybory i perspektywy. Osią czasu i miejsca akcji jest II Wojna Światowa, ale także powojenna komuna, a nawet występują wątki przedwojenne. Odmienni, usytuowani po przeciwnych strona barykady bohaterzy, szczególne wydarzenia oraz silne nawiązania do świata antycznego mają za zadanie pomóc nam w odnalezieniu jakiejś racji wyboru, sensu bytu et cetera.

Pod względem treści książka jest na wysokim poziomie. Porusza ona sprawy trudne i ważne. Z pewnością wzbogaci nie jednego czytelnika 3,5/4.

Więcej zastrzeżeń znajduję ze względów formalnych. Przeszkadzały mi bardzo rozbudowane, wielokrotnie złożone zdania. Chętnie widzę w tym stylu Cycerona, który bezpośrednio pisze o sprawach filozoficznych, ale już nie koniecznie Szczypiorskiego, który tworzy bohaterów i ubiera ich w koleje losu. Ponadto niektóre fragmenty wydawały mi się, jakby były wyjęte z dramatu. Czasami może to się podobać, innym razem nie. Podoba się autora podejście do czasu, postacie czy z wielu części w jedno poskładana opowieść. Formalnie 3/4.

Walory dodatkowe. Dla Polaka, ale nie tylko, jest to książka ciekawa, niosąca ze sobą, prócz wspomnianych już motywów uniwersalnych, próbę ustosunkowania się do trudnych czasów, różnych postaw Polaków, Niemców i Żydów. Sądzę, że autor wyszedł z tego niełatwego zadania obronną ręką. Należy jednak znać miarę, ponieważ wiele znakomitych książek dotyczących II WŚ wydała już literatura europejska: 1/2.

7,5/10

Najkrócej: wyartykułowana zaduma nad bytami jednostkowymi i zbiorowymi przy szczególnym uwzględnieniu ich aspektu temporalnego.

I tak autor zastanawia się nad tożsamością poszczególnych ludzi i narodów, zestawia ze sobą rozbieżne systemy wartości, wybory i perspektywy. Osią czasu i miejsca akcji jest II Wojna Światowa, ale także powojenna komuna, a nawet występują wątki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo dobrą książkę łatwo poznać po tym, że wciąga. Czytasz ją w z wypiekami na twarzy, łakniesz kolejnych stron. Nie liczy się nic poza chęcią zaspokojenia tego głodu. Tym różni się książka bardzo dobra od pozostałych. Kundery „Nieznośna lekkość bytu” nie jest jednak książką bardzo dobrą…

Jest książką genialną! A książka genialna różni się tym od książki bardzo dobrej, że każdą z jej stron czytelnik starannie przeżuwa, odwracając nieśpiesznie acz z niepohamowanym smutkiem kolejne stronice, ponieważ czytelnik wie, że kres tej lektury jest nieunikniony. Taka właśnie jest ta książka.

Świetnie nazywa nasze stare przeczucia i niedookreślone olśnienia przeżywane w codzienności, które tak trudno jest nam wyartykułować. I nawet ukaże takie rzeczy, jak intymne ścieżki rodne naszej melancholii bez uciekania się w poezję lub patos, lecz poprzez precyzję i właściwą miarę słowa.

Książka jest bardzo egzystencjalna, więc miłośnicy filozofii tego nurtu powinni przygotować się na prawdziwą ucztę. Wpływ Nietzschego na Kunderę jest ewidentny, czego autor zresztą nie kryje. Jeżeli mowa o tej książce to w drugiej kolejności, jeśli można tak rzec, widziałbym tutaj wpływ Kierkegaarda. Innych tropów można spokojnie wytropić więcej. Ach, no i jeszcze ta błyskotliwa analiza komuny – polecam. A wszystkie te błyskotliwe uwagi z naszego, środkowoeuropejskiego punktu widzenia. Jest klimat.

Przy ocenie nie będę się rozpisywać. Długie chwile należałoby poświęcić, aby oddać, choć część mądrości tej książki, a moje opinie tutaj mają wyłącznie charakter spontaniczny.

Język i styl jest dobry. Czyta się z przyjemnością, oczywiście, lekko i płynnie. Na szczególny plus zasługuje ciekawie poprowadzona narracja. Przykuwa uwagę czytelnika, pogłębia wymiar świata przedstawionego. Formalnie 3,5/4.

Treść książki jest bardzo gęsta a zaskakująco lekko się ją czyta. Miejscami w książce każdy akapit przynosi nowe, ciekawe przemyślenia. Po mistrzowsku wykorzystany zasób treściowy. Nie ma tutaj miejsca na niepotrzebne wtręty, wątki, opowiadania. Wszystko jest po coś i coś znaczy. Skarbnica myśli, sentencji, aforyzmów, błyskotliwych uwag. Treściowo 4/4.

Walory dodatkowe? Cała książka się z nich składa – 2/2! Porywająca, stymulująca, olśniewająca.

9,5/10

Lektura obowiązkowa.

Bardzo dobrą książkę łatwo poznać po tym, że wciąga. Czytasz ją w z wypiekami na twarzy, łakniesz kolejnych stron. Nie liczy się nic poza chęcią zaspokojenia tego głodu. Tym różni się książka bardzo dobra od pozostałych. Kundery „Nieznośna lekkość bytu” nie jest jednak książką bardzo dobrą…

Jest książką genialną! A książka genialna różni się tym od książki bardzo dobrej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Golem XIV - dla jednych olśnieniem dla innych przekleństwem.

Rzeczywiście, słownictwo przepełnione jest językiem zaczerpniętym ze świata nauki, ale proszę się nie obawiać. Dzisiaj wiedza ta jest już o wiele bardziej rozpowszechniona (informatyka w szkołach od podstawówki). Jeżeli ktoś w miarę uważał na lekcjach biologii, fizyki, informatyki to z pewnością przez lekturę przebrnie. Paradoksalnie bardziej obawiałbym się o braki z zakresu szeroko pojętej humanistyki, bowiem odniesienia do filozofii starej, nowej i współczesnej są silne. Nie brakuje również łacińskich sentencji. Oczywiście przy odrobinie zapału i to można przezwyciężyć a warto, bowiem lektura potrafi rozbudzić wyobraźnię.

Styl wypowiedzi jest, rzecz jasna, w nawiązaniu do kreacji postaci Golema. Jeżeli faktycznie wszystko jest jak miało być, to uważam ten zabieg, przynajmniej miejscami za przesadzony. Cenię Lema za jego bogate słownictwo, gładki styl i pomysłowość, ale tym razem 3/4. To i tak przecież wysoko.

Treść opowiadania jest bardzo ciekawa. Oczywiście mamy tutaj do czynienia z obfitym, długim strumieniem natchnionego wywodu a nie wartką akcją, ale pasjonatom futurologii, filozofii itd. nie powinno to przeszkadzać. Ze względu na to, że jest to po trosze science fiction i coś w rodzaju eseju filozoficznego non-fiction zmuszony jestem ocenić książkę, jakby była pisana w obu gatunkach.

Jeżeli by rozpatrywać Golema pod kontem rozprawy filozoficznej, to byłaby to całkiem przyjemna i przystępna konwencja. Problem pojawia się, kiedy chcemy książkę oceniać pod kątem opowieści SF. Tu już nawet nie chodzi o brak akcji. Dość deprecjonujące jest to, że autor nie postarał się wprowadzić czytelnika w świat przedstawiony na tyle, aby mógł on skosztować go jakoś bardziej. Poczuć jego smak i zapach. Poza zarysem sytuacji we wstępie i krótkim rozwinięciem w zakończeniu nie za bardzo możemy wczuć się w świat książki. To trochę podważa rację tworzenia specjalnej konwencji i figury maski dla istoty wywodu. Na szczęście na ratunek przychodzą genialne przemyślenia zawarte w książce. Dlatego aż 3/4.

Walory dodatkowe? No oczywiście 2/2! Wspaniała, mądra, gimnastykująca rozum, pouczająca… Rarytas dla czytelników z zacięciem filozoficznym.

8/10

Starałem się ocenić obiektywnie. Zawsze się staram. Zawsze starać się mogę. Książka jest jednak specyficzna, dlatego dla jednych będzie olśnieniem a dla innych koszmarem. Warto się upewnić.

Golem XIV - dla jednych olśnieniem dla innych przekleństwem.

Rzeczywiście, słownictwo przepełnione jest językiem zaczerpniętym ze świata nauki, ale proszę się nie obawiać. Dzisiaj wiedza ta jest już o wiele bardziej rozpowszechniona (informatyka w szkołach od podstawówki). Jeżeli ktoś w miarę uważał na lekcjach biologii, fizyki, informatyki to z pewnością przez lekturę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zaimponowało mi lekkie i zarazem bardzo wyraźne malowanie słowem. Szczególnie szkicowanie postaci, szczególnie niepozornymi drobiazgami. A po drugie: bardzo lekkie pióro przełamujące barierę prędkości nawet najbardziej wprawionych gałek ocznych.

Fabuła opowiadania utkana została w odniesieniu do dwóch głównych bohaterek: dziewczynki i jej "przyszywanej" babci. Akcja zawiązana zostaje w obliczu wydarzenia bez precedensu. Umierający mag odchodząc, przekazuje i namaszczona na swego następcę… kobietę (dziewczynka). W związku z tym na główny plan satyrycznego pióra autora wyłonią się takie zagadnienia jak równouprawnienie, stosunek do tradycji, rodzaj gramatyczny (płeć w języku) et cetera.

Dziewczynka raz z braku zrozumienia z zastałej sytuacji, innym razem gnana niepochamowanym gniewem wywołanym brakiem możliwości realizacji swoich marzeń starać się będzie dokonać niemożliwego (zostać pierwszym magiem kobietą). W licznych przygodach, które ją spotkają towarzyszyć jej będzie owa "przyszywana" babcia, która pomimo swej ogromnej magicznej mocy w swoim życiu odnalazła się w patriarchalnym społeczeństwie stając się czarownicą. Jest jednak czarownicą nietuzinkową a dzięki dziecku, które wzięła pod swoją opiekę rozbudza się w niej młodzieńcza iskra.

Język, styl autora jest charakterystyczny. Liczne, zabawne dialogi oraz lekkie pióro sprawiają, że książkę czyta się niebywale szybko. Ze względu na to właśnie, że autor wykształcić swój własny, charakterystyczny styl, który przy tym jest przyjemny, jestem w stanie za formę wystawić nawet 4/4.

Jeżeli natomiast chodzi o treść, to książka jest dla mnie zbyt grzeczna. Wydaje mi się, że ten baśniowy klimat nie w każdym momencie porwie szczególnie starszego czytelnika. Z pewnością nie dotyczy to wielbicieli gatunku. Poza tym formalne fajerwerki niemal na każdym kroku rekompensują nam ewentualne treściowe ziewanie. Ach, no i przede wszystkim na koniec spodziewałbym się czegoś szczególnego. Z tę sielankę treściowe 2,5/4.

Pół punkcika za walory dodatkowe. Mam tutaj na myśli próbę podjęcia pewnych pytań natury filozoficznej. Na pewno sposób odpowiedzi, które serwuje nam autor niektórych zadowoli a innych niekoniecznie (zaliczam się do tego drugiego nurtu, ale doceniam twórcze wykorzystanie kwestii filozoficznych do skonstruowania ciekawego świata). Przeważnie jednak dostarczy trochę przyjemności.

Bo dużo jednak czaru jest w stylu autora. Sposób opowieści nie dość, że jest przyjemny, to pozwala autorowi nieraz puścić oczko do czytelnika i ukryć się za nim. Zaleta czy wada?

7/10

Zaimponowało mi lekkie i zarazem bardzo wyraźne malowanie słowem. Szczególnie szkicowanie postaci, szczególnie niepozornymi drobiazgami. A po drugie: bardzo lekkie pióro przełamujące barierę prędkości nawet najbardziej wprawionych gałek ocznych.

Fabuła opowiadania utkana została w odniesieniu do dwóch głównych bohaterek: dziewczynki i jej "przyszywanej" babci. Akcja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W książce wraz z naszym bohaterem odbywamy swoistą katabazę do otchłani piekielnych.

Akcja osadzona została na Dzikim Zachodzie i z początku czytelnik odnosi wrażenie, że z realizacją właśnie tego gatunku ma do czynienia. Jednak wraz z postępującą akcja uświadamiamy sobie, że w świecie przedstawionym przez autora nie ma miejsca na jakiekolwiek przejawy dobra. W związku z tym ten „westernowski” świat pełni rolę wyłącznie wdzięcznego tworzywa a i może przy okazji antywesternu. Zło towarzyszy nam na każdym kroku i gdyby brać to dosłownie, obraz ten wydać mógłby się nieprzekonywujący a wręcz naiwny. Uderza zobojętnienie ludzi i rutyna z jaką oddają się mordowaniu oraz innym zbrodniom.

Drugim po złu motywem, na który warto zwrócić uwagę jest motyw podróży. Gdzie jednak zaprowadzić nas może droga w tak fatalnym świecie, jeżeli nie w to samo miejsce? Pod koniec książki będziemy mogli odnieść wrażenie, jakby czas zatoczył koło. Jedyne, co się zmieniło to postępująca degeneracja i widmo nowych aktorów odgrywających wciąż te same role.

Idea wiecznego powrotu to nie jedyny motyw zaczerpnięty z Nietzschego. Mamy tutaj moralność panów, nadczłowieka, wolę mocy, charakterystyczne ujęcie natury, dziecko, szaleńca, taniec itd. Te i inne nawiązania do Nietzschego najczęściej przejawiać się będą poprzez postać Holdena, który notabene jest sędzią. To też znaczące, że człowiek, który powinien stać na straży porządku i prawa dokonuje najbardziej szalonych i zbrodniczych postępków. Swoją drogą Sędzia stoi na straży ładu, ale trochę inaczej pojętego. Wykłady, epifanie, którymi nas raczy Sędzia to zresztą, przynajmniej dla mnie, jedne z ciekawszych momentów.

Jedne z ciekawszych miejsc w książce, ponieważ autor nie powala na kolana zarówno fabułą, jak i stylem. Akcja prowadzona jest bardzo szybko, jest wręcz szarpana. Z początku z wypiekami na twarzy śledzimy strzelaniny oraz inne wyczyny naszych bohaterów. Z czasem utarty jednak schemat (strzelanie-mordowanie-chlanie-ruchanie) szybko się nudzi a przez resztę powieści ulega wyłącznie nieznacznym modyfikacjom.

Tak więc czytelnikowi, któremu nie spodoba się sposób przedstawienia i sama treść opowieści, pozostaje jeszcze meta-tresć i alegorie. Widziałem tutaj kilka naprawdę dobrych wypowiedzi na temat tej książki, więc nie będę się dalej produkował i przechodzę do oceny. Poza tym bardzo trudno pisać o takiej książce jak "Krwawy południk", jeżeli nie che się popełnić wielostronicowego elaboratu.

Formalnie i treściowo po trói i dodatkowo jeden punkt za walory. Wielka szkoda, że życie wewnętrzne bohaterów było tak ubogie. W zasadzie nie było go w ogóle. Można to uznać za kolejny z zabiegów potęgujących pustkę, zewnętrzny chłód et cetera, ale strasznie to jałowe…

7/10

Ambiwalentna w odbiorze ;-)

W książce wraz z naszym bohaterem odbywamy swoistą katabazę do otchłani piekielnych.

Akcja osadzona została na Dzikim Zachodzie i z początku czytelnik odnosi wrażenie, że z realizacją właśnie tego gatunku ma do czynienia. Jednak wraz z postępującą akcja uświadamiamy sobie, że w świecie przedstawionym przez autora nie ma miejsca na jakiekolwiek przejawy dobra. W związku z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wbrew pozorom to nie jest opowiadanie ani kronikarskie sprawozdanie, chociaż przez znaczną część książki możemy ulec takiemu wrażeniu, ale to jest niemalże czysta tragedia antyczna napisana prozą. Chyba każdy zauważy tak podstawowe przesłanki jak zachowanie zasady trzech jedności, ironię tragiczną, czy fatum, którym przepełniony jest ten otwór, pomimo że samo słowo zostało wymienione w utworze tylko raz. Tragizm? Wyrażony został wprost, wyłożony explicite poprzez „sprawę honoru”, która odwołuje się do odwiecznego konfliktu prawa stanowionego i prawa naturalnego. Co ciekawe postacie mieszkańców zostały bardzo interesująco przedstawione. Po pierwsze obstają oni za prawem zwyczajowym a nie stanowionym, nie bez rozterek i pewnych wyłamań, ale jednak. Najciekawsze jednak jest dla mnie to, że jako uczestnicy dramatu przypisana im została, jak mi się zdaje, również rola publiczności. To niesamowite wrażenie! Przechodzą obok nieszczęśliwca, bohatera tragicznego i jakby mieli sparaliżowane ciała i zakneblowane usta – nie mogą się z nim porozumieć. „Fatum czyni nas niewidzialnymi” napisze autor, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że pisarz chciał nam unaocznić coś, co nazwałbym tragizmem życia codziennego. To znaczy, że antyczne tragedie losu odgrywane są nieustannie obok naszych partykularnych jestestw, a nie są wyłącznie czymś odrealnionym, zapisanym rozumieniem świata i to na domiar złego poprzez ludzi żyjących wieki temu.

Jeżeli kogoś to nie przekonuje to nie oznacza, że nie znajdzie czegoś dla siebie w tej książce. Można na to spojrzeć – ja wiem? – bardziej współcześnie. Nasuwają się tutaj szczególnie pytania związane z etyką. Pytanie o definicję zła, jego granice, z czym graniczy, jak wyznaczyć te granice, pytanie o obojętność drugiego człowieka. Właśnie, jaki motyw legł u podstaw tak rozbrajającej obojętności? Po prostu obojętność, dzisiejsza "znieczulica" a może walka klas (są wzmianki o relacjach majątkowych)? To wszystko, co powyżej zostało zawarte to są, oczywiście, wyłączne moje spontaniczne odczucia. Jestem głęboko przekonany, że można to widzieć inaczej i szerzej.

Język jest po prostu dobry, ale trzeba zachować świadomość formy, na jaką zdecydował się autor. W związku z tym przy naprawdę klarownym i przyjemnym stylu mogę wystawić 3/4.

Treść opowiadania, przynajmniej na początku, nie sprawi, że opadnie nam szczęka. Nie miej jednak za całym opowiadaniem oraz poszczególnymi motywami, jak mi się zdaje, skrywa się wiele paralel oraz przesłanie daleko wykraczające poza czysto przyziemną, „literową” treścią. Dlatego w zgodzie z własnym sumieniem przyznaję 3,5/4.

Walory dodatkowe wystawiam maksymalne tj. 2/2. Mocne zakończenie, chciałoby się rzecz katarktyczne. No i ta narastająca świadomość wielowarstwowości opowieści.

8,5/10

To była przyjemność.

Wbrew pozorom to nie jest opowiadanie ani kronikarskie sprawozdanie, chociaż przez znaczną część książki możemy ulec takiemu wrażeniu, ale to jest niemalże czysta tragedia antyczna napisana prozą. Chyba każdy zauważy tak podstawowe przesłanki jak zachowanie zasady trzech jedności, ironię tragiczną, czy fatum, którym przepełniony jest ten otwór, pomimo że samo słowo zostało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Fabuła książki zdecydowanie koncentruje się wokół miłości. Mamy tutaj do czynienia z różnymi sposobami przeżywania tego wzniosłego uczucia: od różnego rodzaju miłości romantycznej po liczne odmiany miłości racjonalnej. Nie jest to jednak ani średniej klasy ani w ogóle romansidło, ale racjonalna opowieść, która stopniowo się rozwija. Werter, Wokulski, czy Don Juan to tylko niektóre skojarzenia, które przywodzi na myśl lektura. Wyjątkowe jest jednak to, że wszystkie te skojarzenia nasuwają się nam przy lekturze jednej książki, ponieważ autor podjął się próby poszukania i zarysowania jak najpełniejszego obrazu miłości.

Opowiedziano historię życia wielu ludzi, co bez wątpienia świadczy o olbrzymiej wyobraźni autora. Ucierpiała na tym nieco akcja, która momentami wyraźnie zwalnia i jeśli czytelnik zdążył nasycić się już miłosnymi perypetiami bohaterów i kolejne ich przygody nie ciekawią go już tak bardzo, to chwilami może go dopaść znudzenie.

Ale czy rzeczywiście jest to wyłącznie książka o miłości? W moim przekonaniu równie dobrze można ją czytać jako relację pomiędzy ludzkim szczęściem i człowieczą wolnością. To drugie zostało nam dożywotnio przydzielone. Natomiast w kierunku tego pierwszego dożywotnio zmierzamy. Staranie nakreślone sylwetki postaci, które poznajemy niemal od kołyski po grobową deskę, wydają się eksponować niemożliwą do pogodzenia relację między nauką wolności (wybór, coś pozornie obiektywnego) i nauką szczęścia (coś pozornie subiektywnego). Wkrótce ludzie starający poradzić sobie z tą tragiczną dychotomią odwracają ten porządek wybierając(!) szczęście i poddając się(!) losowi. W tej książce szczęście, oczywiście, utożsamione zostało z miłością a wolność (wybór) z ustosunkowaniem się do niej. Tyle jednak możliwych postaw ustosunkowujących się do tego problemu, co postaci przedstawionych w książce. Jedynym człowiekiem, który zdaje się, że zgłębił tajemnicę złotego środka, jest dr Urbino. Doprawdy? Kilkukrotnie w książce będziemy mogli nabrać co do tego wielu podejrzeń. Czy nie okaże się to wyłącznie grą pozorów a to za sprawą jego przesadnej religijności, później słów jego żony, aż wreszcie czynów samego doktora? Ty, czytelniku, zdecydujesz.

W książce bardzo wyraźnie postawiona została także kwestia czasu w ogóle, a przede wszystkim temporalności bytu ludzkiego oraz jego postrzeganie czasu, o czym można by tu sporo napisać.

Kolejny bardzo silny motyw to samotność. A raczej opowieść o tajemnicy samotności wypływającej z nieprzeniknionej natury naszych zmysłów – emocji, wspomnień, aktualnych (siłą rzeczy samotnych) doznań. Czy miłość jest jedyną siłą, która może wyswobodzić nas z tej koniecznej, wynikającej z naszej ludzkiej konstytucji, samotności? Odpowiedź wydaje się być twierdzącą, bo prawdziwa miłość to tajemnica, której doznać mogą wyłącznie dwie osoby. Na zawsze.

Książka napisana została bardzo dobrym językiem. Obrazy odmalowywane słowem są konkretne i przystępne. Rytm słowa jest przyjemny i szybko się w niego wpada. 3/4

Jeżeli chodzi o treść, to miejscami odnosiłem wrażenie, że pewnych rzeczy było odrobinę za dużo a o innych zbyt często. Mam tutaj na myśli to, że wiele prozaicznych wypadków zostało przedstawionych w dość rozbudowany, żeby nie powiedzieć rozwlekły sposób. Pomimo tego zarówno w trakcie lektury, jak i po jej zakończeniu nachodzą czytelnika liczne refleksje. 3/4

Walory dodatkowe? W skrócie – po przeczytaniu ma się wrażenie przeżycia kawałka cudzego życia, a o to w tej zabawie przecież chodzi. Dlatego dodam 1 punkt.

7/10

Warto.

Fabuła książki zdecydowanie koncentruje się wokół miłości. Mamy tutaj do czynienia z różnymi sposobami przeżywania tego wzniosłego uczucia: od różnego rodzaju miłości romantycznej po liczne odmiany miłości racjonalnej. Nie jest to jednak ani średniej klasy ani w ogóle romansidło, ale racjonalna opowieść, która stopniowo się rozwija. Werter, Wokulski, czy Don Juan to tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Akcja „Barbarzyńskich zaślubin”, książki nagrodzonej w 1985 r. prestiżową nagrodą Goncourtów toczy się we Francji w czasach współczesnych (lata 60-te XX). Młoda dziewczyna pada ofiarą brutalnego gwałtu popełnionego przez trzech mężczyzn. W związku z zaistniałym czynem Nicole zachodzi w ciążę. Jak można było się spodziewać dziewczynka jest zbyt młoda, aby wcielić się w rolę matki, w szczególności obarczonej tak dramatyczną historią, co rodzi smutne konsekwencje.

Nie dowiadujemy się o dalszych losach gwałcicieli, a całą książkę zajmuje tragiczna relacja matki i syna. Książka jest przepełniona smutkiem i nierzadko wzruszająca. Dla wielu może okazać się zbyt „dołująca” a wręcz zmęczyć tak przewlekłym, gęsto nagromadzonym ponurym nastrojem.

Jest to opowieść o złu. Co ciekawe każde cierpienie, przykrość, wszystkie odcienie zła w świecie przedstawionym przez autora wywodzą się z działań człowieka. Nie ma tutaj miejsca na zło w ujęciu fatum, nieszczęśliwego trafu, czegoś, co się ludziom przytrafia. Prócz tej namacalnej obecności zła dostrzegamy również jego małostkowość. Do największego okrucieństwa okazują się być zdolni ludzie „mali” kierujący się pytaniem „co ludzie powiedzą?” i niemający zarazem odwagi przeciwstawić się złu, którzy zawsze poszukują winowajcy „za zewnątrz”.

W takiej sytuacji ludzie dotknięci nieszczęściem wraz z upływem czasu na własne życzenie formują i żywią demony przeszłości, które będą prześladować ich już do końca życia. Zarówno matka jak i jej rodzice potrzebują kozła ofiarnego, który mógłby odegrać rolę winowajcy całego nieszczęścia. Jak na ironię cały gniew spada na najbardziej niewinną istotę (dziecko), które już przed własnymi narodzinami staje się niechciane i lepiej byłoby dla niego, aby nigdy się nie narodziło.

Ale to także opowieść o miłości. Autorowi udało się tak skonstruować opowiadanie, że potrafił uchwycić miłość w jej najczystszej postaci. Miłość przeogromną, niewinną i ślepą. Jednak w takim świecie miłość jest przekleństwem i z czasem pcha głównego bohatera w szaleństwo oraz śmiertelne niebezpieczeństwo. Jaki jest sposób na wyzwolenie się od przekleństwa? Po przeczytaniu ostatnich stron autor nie pozostawia wątpliwości.

Od początku miałem lekki problem ze stylem prowadzenia opowiadania przez autora, jednak z czasem przywykłem. Ponadto, być może, zgadłem konwencję, że taki sposób opowiadania miał odzwierciedlać, przynajmniej w jakimś stopniu, stan wewnętrzny naszego bohatera. Mimo wszystko nad językiem zarówno trudno się rozpływać, jak i czynić względem niego zbyt wielkie zarzuty. Formalnie, przez wzgląd na konwencje: 3/4.

Nie wiem, czy to z racji samej fabuły, czy też ciężaru gatunkowego opowiadania, lecz poprzez to opowiadanie czytelnik raczej się sunie, aniżeli lekko galopuje. Pomimo tego, jak zostało zaznaczone powyżej, można i w tej książce przy odrobinie dobrych chęci odnieść bardziej uogólnioną refleksję. Nie miej jednak chyba największym atutem tego opowiadania pod kontem treści jest postawienie ciekawie interesującego, do bólu intensywnego zagadnienia. I właśnie dzięki temu: 3/4.

No i na zakończenie tzw. walory dodatkowe. Różne rzeczy można powiedzieć o tej książce, ale na pewno na bardzo długo i mocno zapada w pamięć. Poza tym doznałem kilkakrotnie bardzo osobistego odczucia zdziwienia. Dziwiłem się bohaterom, jakbym stał obok żywych ludzi, że można być tak nieczułym, złym, naiwnym. To takie fajne, żywe odczucie i min. za to – aż! – dodatkowy punkcik i pół.

7,5/10

Polecam.

Akcja „Barbarzyńskich zaślubin”, książki nagrodzonej w 1985 r. prestiżową nagrodą Goncourtów toczy się we Francji w czasach współczesnych (lata 60-te XX). Młoda dziewczyna pada ofiarą brutalnego gwałtu popełnionego przez trzech mężczyzn. W związku z zaistniałym czynem Nicole zachodzi w ciążę. Jak można było się spodziewać dziewczynka jest zbyt młoda, aby wcielić się w rolę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Patrick Suskind swą opowieść usytuował w osiemnastowiecznej Francji. Autor przedstawia nam los głównego bohatera od chwili jego narodzin aż po śmierć. Śledząc losy naszego protagonisty tak naprawdę odbywamy kilka podróży naraz.

Jan Baptysta Grenouille jest bohaterem tragicznym, który za wszelką cenę dąży do tego, aby zunifikować swój świat wewnętrzny z otaczającym go światem zewnętrznym. Ten oczywisty dla przeciętnego człowieka dualizm, opozycja Ja – Świat, która nieraz stanowi dla ludzi ostatnią deskę ratunku ku zachowaniu integralności swej podmiotowości, Janowi Baptyście jawi się jako nieprzekraczalna granica i staje się dla niego przekleństwem. Nie jest tak tylko przez wzgląd na jego wygląd zewnętrzny (jest szpetny i sprawia wrażenie uwstecznionego), ani przeklęty rodowód, lecz przede wszystkim dlatego że Grenouille postrzega rzeczywistość inaczej. Dobrze widać to na przykładzie jego stosunku do języka, którego decyduje się używać wyłącznie wtedy, kiedy jest do tego zmuszony. Z jednej strony słowa nie wystarczają, aby opisać koloryt jego wewnętrznych przeżyć. Z drugiej jednak strony posługiwanie się językiem stanowi dla niego nie lada wysiłek. Stosunki ze światem (rzeczywistość zewnętrzna) sprowadzone zostają do nudnego obowiązku. Natomiast jego wnętrze, wyobraźnia (rzeczywistość wewnętrzna) zyskuje z czasem miano rzeczywistości jedynej i obiektywnie prawdziwej. Grenouille będzie nabierać z wolna przeświadczenia, że zdarzenia które go spotykają, oraz niezwykły dar który otrzymał, nie są dziełem przypadku, a jego jestestwo ma charakter misyjny.

Los od samego początku nie jest dla niego łaskawy, ale to właśnie dzięki tym przeciwnością, które go spotykają, w bohaterze wyrabiają się takie cnoty jak wytrwałość, przebiegłość i odwaga, które pchają go w świat dostarczając coraz to nowych przygód. Niestety, jako człowiek odrzucony i samotny nie jest w stanie zdobyć się na najmniejsze przejawy empatii. Z czasem Grenouille okopuje się coraz bardziej i odgradza od świata, schodzi do najgłębszych otchłani swego wnętrza. Wtedy jego genialny zmysł powonienia zastępuje wszystkie zmysły oraz tak wzniosłe uczucia jak miłość czy piękno. Staję się on w końcu eremitą i mistykiem.

Na dalszych kartach opowieści a szczególnie pod koniec opowieści nie jesteśmy już pewni, czy odbyliśmy tylko te dwie podróże: wewnątrz siebie i na przestrzał epoki. Coraz częstsze i bardzo wyraźne paralele, motyw pogaństwa, cuda dają nam asumpt do zastanowienia, czy czasem autor nie chciał nam opowiedzieć czegoś bardziej uniwersalnego.

Wszyscy, którzy zainteresowali się tą książką ze względu na podtytuł („Historia pewnego mordercy”) mogą czuć się momentami zawiedzeni, bowiem zbrodnia nie jest tutaj wyeksponowana i „skonsumowana” jak w kryminale. Tym wszystkim polecam jednak prześledzić tę opowieść pod względem wpierw rodzącej się, a następnie rozwijającej się osobowości przestępczej, słowem mordercy.

Książka jest napisana bardzo dobrym językiem. Zdecydowanie przemawia do wyobraźni i maluje w niej piękne obrazy. Słowa są precyzyjne, a narracja z reguły świetnie poprowadzona. W związku z tym formalnie 4/4.

Jak starałem się naszkicować we wstępnie można doszukać się w tej opowieści… opowieści wielu. Autor nie szczędzi też licznych paralel i nie trącą one tandetą. Prawie przez całą lekturę byłem pewien, że nie wystawię najwyższej noty, ale że autor ostatnią sceną „dopełnił obietnicę” - 4/4.

Zostały dwa punkty za tzw. walory specjalne. Robi się jeszcze bardziej subiektywnie niż przy formie i treści. Mimo wszystko dodaję pół punkcika za to, że książka wciąga i bardzo szybko się ją czyta.

8,5/10

Szczerze polecam.

Patrick Suskind swą opowieść usytuował w osiemnastowiecznej Francji. Autor przedstawia nam los głównego bohatera od chwili jego narodzin aż po śmierć. Śledząc losy naszego protagonisty tak naprawdę odbywamy kilka podróży naraz.

Jan Baptysta Grenouille jest bohaterem tragicznym, który za wszelką cenę dąży do tego, aby zunifikować swój świat wewnętrzny z otaczającym go...

więcej Pokaż mimo to