-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
2016-05
2014
Przygodę z historią rodziny Beksińskich zatem proponuję rozpocząć od wyśmienitej książki Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy. Portret podwójny”. Wspaniały zapis życia dwóch arcyciekawych postaci, to saga rodziny, thriller i kryminał w jednym, zaręczam że trudno się od niej będzie oderwać. To mądra książka, obszerny zapis relacji dwóch ekscentryków, ojca i syna. Ojciec - nieufny, a do tego ogromnie łatwowierny, za co płacił w życiu wysoką cenę, ze swoją demoniczną, mroczną, przesiąkniętą seksualnością twórczością. Syn – przede wszystkim egoista, nienawidzący świata i życia, doskonały manipulator, fascynujący swoją osobowością, typ depresyjny. A w tle Zosia, żona, matka, opiekunka obu panów, całkowicie im oddana. Ja nie chcę opowiadać całej historii ponieważ warto przeczytać książkę, jest to opowieść która nadaje się na scenariusz filmowy, i tak też to się czyta. Autorka opiera historię na rozmowach z bliskimi, współpracownikami, zapiskach, listach, czy dzienniku fonicznym Zdzisława. W moim przypadku przepłakana, refleksyjna, 400 stron poruszenia.
cała recenzja na:
www.booksmypassion.blog.pl
Przygodę z historią rodziny Beksińskich zatem proponuję rozpocząć od wyśmienitej książki Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy. Portret podwójny”. Wspaniały zapis życia dwóch arcyciekawych postaci, to saga rodziny, thriller i kryminał w jednym, zaręczam że trudno się od niej będzie oderwać. To mądra książka, obszerny zapis relacji dwóch ekscentryków, ojca i syna. Ojciec -...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015
Różowa okładka, tytuł do dupy, problem z zakupem, bo to jakiś diabelny biały kruk i „przymus” przeczytania. A książka? Obowiązkowa lektura dla każdego, niezależnie od płci, niezależnie od tego czy jest na rozstaju w swoim życiu, czy ma się świetnie, niezależnie od tego czy jest w szczęśliwym związku, czy nie.
Ja już wiem wszystko - dlaczego jestem taka właśnie jaka jestem, dlaczego tkwiłam w dziwnych, chorych związkach, dlaczego wybierałam takich a nie innych partnerów, dlaczego mam takich a nie innych przyjaciół i dlaczego część z nich nie powinna być tak nazywana. Czytałam zarzuty, że język jakim posługują się autorki jest zbyt prosty, że jest to pozycja na jeden raz. Być może dla kogoś tak, dla mnie książka - wstrząs. Gdyby właśnie nie było to podane w tak przystępny sposób to ja bym przez tę książkę nie była w stanie przebrnąć, fachowy język tylko by utrudnił lekturę. Dla mnie jest ona bardzo prawdziwa, widziałam w tych historiach mnie samą, moje wybory i porażki. Dzięki tej książce wiem już, że wszystko zależy ode mnie, że muszę przestać przeglądać się w oczach innych, zaszczepić w sobie ten zdrowy egoizm. To droga ku wewnętrznemu dojrzewaniu, zrozumieniu w moim przypadku, że partner nie jest celem w życiu, a jego dopełnieniem i dlaczego warto poznać swojego Pana Czesia. Bardzo mądra, bardzo refleksyjna, ale nie dla wszystkich.
Zapraszam również na mojego bloga: http://booksmypassion.blog.pl
Różowa okładka, tytuł do dupy, problem z zakupem, bo to jakiś diabelny biały kruk i „przymus” przeczytania. A książka? Obowiązkowa lektura dla każdego, niezależnie od płci, niezależnie od tego czy jest na rozstaju w swoim życiu, czy ma się świetnie, niezależnie od tego czy jest w szczęśliwym związku, czy nie.
Ja już wiem wszystko - dlaczego jestem taka właśnie jaka jestem,...
„Był młody. Myślał młodo. Umarł młodo. Jego młodość była wyzywająca i delikatna. Był bezlitosny dla hipokrytów i durniów w każdym wieku.” Tak o Borisie Vianie napisał krytyk literacki, późniejszy redaktor serii jego książek - Nöel Arnaud. Zmarł na atak serca, w wieku 39 lat podczas prapremiery filmu nakręconego na podstawie jego książki „Napluję na wasze groby”, nieudanej ekranizacji, dodam. Muzyk, fantastyczny pisarz, poeta, piosenkarz, malarz, wynalazca, łatwiej napisać czym się nie interesował, dla mnie geniusz. Najbardziej kontrowersyjne książki pisał pod pseudonimem Vernon Sullivan, są one prawdziwymi białymi krukami, nie do zakupienia w księgarniach, poluję na nie w sieci i antykwariatach. Przyznam szczerze, że nie jestem pruderyjną osobą, ale nawet u mnie wywołują rumieniec… podwójny, kiedy pomyślę, że powstały w pierwszej połowie XX wieku, a nie w naszych, wydawało by się, wyzwolonych czasach. Autor nie oszczędza nikogo i niczego – kościół, sex, homoseksualizm, polityka, moralność…
Będzie dzisiaj o „Pianie dni” Borisa Viana, w pierwszym polskim wydaniu przetłumaczonej na „Pianę złudzeń” (niezwykle ciekawy jest wątek ocenzurowania tego wydania, ale to historia na osobny wpis, wycięto np. zwrot „Chrystus mruczał jak nażarty kocur” w scenie kiedy główny bohater rozmawia z Chrystusem), oraz o filmie Michela Gondry’ego – „Dziewczyna z lilią” nakręconego na podstawie książki. Zarówno książkę, jak i film bardzo gorąco polecam.
Najpierw o książce, bo w końcu od niej wszystko się zaczęło. Historia, właśnie jak ją sklasyfikować? Historia idealnej miłości? Nieszczęśliwej miłości? Dla mnie, to historia akcentująca ulotność, tak jak ulotna jest tytułowa piana, nieważne czy dotyka złudzeń, czy dni. Na przykładzie miłości Colina i Chloe autor pokazuje nam siłę pieniądza, obdziera nas ze złudzeń, dobry czy zły, altruista czy chciwiec, wszystko kręci się wokół pieniędzy. Obnaża nasz stosunek do kościoła, religii i wiary, pięknie ukazując również drugą stronę, czyli jak kościół i księża traktują nas, ich podejście do wiernych (bardzo prawdziwie poakzane według mnie zwłaszcza na samym końcu książki, kiedy główny bohater ustala „warunki” pogrzebu, jakież to aktualne!). Ukazuje jak podmiotowo traktują nas koncerny, jesteśmy nic nie znaczącymi trybikami w wielkich machinach, żyjącymi niejednokrotnie w nieludzkich warunkach. Pokazuje nam, że życie nie jest piękną bajką, i zawsze kiedyś przyjdzie czas na konfrontację z rzeczywistością. A wszystko okraszone surrealną groteską, kolorowe, fantastyczne, nieprawdopodobnie piękne, a zarazem niewyobrażalnie smutne, przede wszystkim jednak ogromnie prawdziwe. Ironia i humor są chyba najmocniejszą stroną powieści sprawiając, że mysz - kaleka, czy 11 ślepych dziewczynek z sierocińca, są całkowicie na miejscu. Autor pokazuje, jak można o bardzo poważnych tematach opowiadać pięknie, a czasem śmiesznie...
więcej na: www.booksmypassion.blog.pl
„Był młody. Myślał młodo. Umarł młodo. Jego młodość była wyzywająca i delikatna. Był bezlitosny dla hipokrytów i durniów w każdym wieku.” Tak o Borisie Vianie napisał krytyk literacki, późniejszy redaktor serii jego książek - Nöel Arnaud. Zmarł na atak serca, w wieku 39 lat podczas prapremiery filmu nakręconego na podstawie jego książki „Napluję na wasze groby”, nieudanej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02
Moja przygoda z autorem rozpoczęła się od końca. Najpierw przeczytałam „Czarną samicę kruka”, a dopiero teraz pierwszą powieść autora, czyli „Arcanus Arctica”. Książka według mnie bardzo dobra, to świetny kryminał, polecany jest również jako powieść sensacyjna z wątkami horroru. Dla mnie to, co kulało w drugiej książce, czyli dialogi, w „Arcanus Arctica” są bardzo dobre. Horror według mnie to nie jest, ale książka podoba mi się zdecydowanie bardziej, niż druga pozycja autora.
Sama historia napisana jest bardzo ciekawie. To, co mnie zachwyciło, jak i większości czytelników, jest osadzenie historii na Arktyce, która stanowi niezwykłe tło dla toczącej się opowieści. Akcja rozgrywa się dwutorowo, na wspomnianej Arktyce, oraz w Polsce ogarniętej stanem wojennym. Mimo fizycznej odległości, wątki są ze sobą powiązane. Jest to historia niejednego morderstwa, ciekawych retrospekcji, interesujących wątków pobocznych. Dla mnie największą wartością dodaną powieści jest sama Arktyka, oraz postać Henryka Arctowskiego, który w książce jest postacią fikcyjną, ale nosi imię i nazwisko autentycznej osoby. Zimna, skuta lodem, niebezpieczna Arktyka pasuje idealnie do wątku morderstwa, a moim zdaniem dobrze łączy się również z wątkiem wybuchu stanu wojennego w Polsce, który jak wiemy miał miejsce w mroźnym grudniu. Dzięki temu nastrój, jaki panuje w książce jest złowieszczy, tajemniczy, groźny...
Dla mnie osobiście fantastycznie napisany jest prolog, oraz wątki z sennymi majakami, które są niezwykle plastyczne i przerażające. Mnie kojarzą się z jego kolejną powieścią, i potwierdzają dla mnie fakt, że autor powinien pójść w stronę horroru i psychodeli, oraz całej tej tajemniczej, troszkę idącej w stronę fantastyki otoczki (proszę traktować to jako komplement), gdyż w tym jest po prostu świetny. Okładka książki to strzał w dziesiątkę, bardzo przyciąga spojrzenie, a tytuł jest dla mnie po prostu genialny. Młodych, zdolnych, jak zawsze polecam!
www.booksmypassion.blog.pl
Moja przygoda z autorem rozpoczęła się od końca. Najpierw przeczytałam „Czarną samicę kruka”, a dopiero teraz pierwszą powieść autora, czyli „Arcanus Arctica”. Książka według mnie bardzo dobra, to świetny kryminał, polecany jest również jako powieść sensacyjna z wątkami horroru. Dla mnie to, co kulało w drugiej książce, czyli dialogi, w „Arcanus Arctica” są bardzo dobre....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
I co tu teraz napisać? Sama nie wiem od czego zacząć, ponieważ książka jest tak absurdalna, tak śmieszna a do tego porusza tak ważne tematy i jest takim anty kryminałem, że nie sposób tego okiełznać, tak jak nieokiełznany jest tytułowy fryzjer, czyli główny bohater. Nieudacznik, którego wyrzucono z zakładu psychiatrycznego, bez imienia i nazwiska ale posiadający siostrę, do której przyjeżdża, szwagra homoseksualistę i teściową siostry z ostrą biegunką.. tak zaczyna się seria przygód naszego fryzjera, który ucząc się fachu w zakładzie szwagra, poznaje pewną famme fatale i… no jak to zawsze w takich okolicznościach bywa, popada w niezłe tarapaty. Jego przygody wywołują salwy śmiechu, nie pamiętam przy jakiej innej książce (nie – Mendozy) tak się ubawiłam! Gagi, specyficzny styl jakim autor się posługuje, tony absurdu, które wylewają się z tej książki są wspaniałe. A przy tym wszystkim książka porusza bardzo poważne tematy m.in. korupcji, pokazuje tzw elitę z tej innej, być może prawdziwej strony, może tak wygląda świat polityki czy biznesu? Wszystko to podaje nam autor bardzo ironicznie, cynicznie, ale też z wielkim szacunkiem do nas czytelników – nie sposób przy tej lekturze się nie uśmiechnąć.
Polecam pozostałe książki z przygodami detektywa amatora.
www.booksmypassion.blog.pl
I co tu teraz napisać? Sama nie wiem od czego zacząć, ponieważ książka jest tak absurdalna, tak śmieszna a do tego porusza tak ważne tematy i jest takim anty kryminałem, że nie sposób tego okiełznać, tak jak nieokiełznany jest tytułowy fryzjer, czyli główny bohater. Nieudacznik, którego wyrzucono z zakładu psychiatrycznego, bez imienia i nazwiska ale posiadający siostrę, do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015
O tym, że egoizm to nie grzech dowiedziałam się jeszcze przed przeczytaniem książki. Przede wszystkim kiedy mnie uświadamiano, że pozytywny egoizm muszę w sobie odnaleźć, to proces ten został nazwany szacunkiem do siebie. Dokładnie o tym szacunku do siebie, jako osoby, mówi ta książka tylko nazywa to pozytywnym egoizmem. Prawdą jest, że uświadomienie sobie jak ważny jest dla każdego z nas w życiu, bywa ogromnie trudne. Bardzo trudno ten szacunek w sobie odnaleźć, jeszcze trudniej na samym starcie przyznać się, przede wszystkim przed samym sobą, ale również otoczeniem, że się go nie miało, że pozwalanie innym na krzywdzenie nas to właśnie jest brak szacunku dla siebie samego. Kiedy człowiek sobie to uzmysławia wówczas pewne puzzle układają się same – znajomi, ścieżka kariery (być może gdybym odnalazła w sobie egoistkę byłabym w zupełnie innym miejscu), przyjaciele, współpracownicy i wreszcie partnerzy, oni byli „dobierani” przeze mnie wg klucza. To byli ludzie, którym wielokrotnie pozwoliłam na zbyt wiele, ale których nie winię za to – brali tyle, na ile sama pozwoliłam… Takie uwalnianie się od niechcianych wpływów jest bardzo trudne – z jakiegoś powodu nam taki, a nie inny kształt danej relacji odpowiada (człowiek przyzwyczaja się do pewnej wizji siebie, nawet bycia ofiarą, sama coś o tym wiem), czasem podkładem relacji jest poczucie winy, zwłaszcza w kontaktach z rodzicami, czy dziećmi a to powoduje, że ciężko jest opuścić ten „znany światek”.
A czym jest pozytywny egoizm? Wiarą w siebie, szacunkiem do własnej osoby, do swoich uczuć, wyborów, racji. To przede wszystkim wolność, zrozumienie, że nie da się zaplanować życia, że trzeba, a nawet należy dać się zaskoczyć. Że trzeba zaakceptować siebie, życie – czasem gorzkie momenty i ufać, właśnie ufać sobie, że wszystko się ułoży, bo jesteśmy dojrzałymi, mądrymi ludźmi, bez lęków. Proszę go nie mylić z egocentryzmem!
Podtytuł książki brzmi: Kurs na miłość, i właśnie o tę miłość chodzi, o to byśmy przede wszystkim pokochali siebie, tak szczerze, ze swoimi kompleksami, wadami, z wszystkimi zaletami i całym dobrem jakie mamy do zaoferowania światu, bo bez tego obdarzyć innych prawdziwą, dojrzałą miłością nie sposób. Od siebie mogę tylko dodać, że pokochanie siebie to trudna i żmudna praca nad sobą samym, transformacja nie przychodzi łatwo, ale uwierzcie mi warto, dzięki temu jest się po prostu szczęśliwym człowiekiem.
Na sam koniec kilka słów o autorach, celowo dopiero teraz, by nie wpływać na ocenę. Książka napisana przez dwóch kochających się ludzi, taką szaloną miłością, dla której wiele poświęcili, a myślę też, że która wiele im dała. Książka dokończona przez Dagmarę Skalską po śmierci męża w ubiegłym roku. Piszę to na zakończenie dlatego, że tutaj nie ma smutku, łez, rozpaczy, wołania: dlaczego Ja? Tutaj jest kurs na miłość i pozytywny egoizm, czy jak ja mówię - szacunek do siebie, w całej krasie, nic tylko czerpać garściami. Polecam.
www.booksmypassion.blog.pl
O tym, że egoizm to nie grzech dowiedziałam się jeszcze przed przeczytaniem książki. Przede wszystkim kiedy mnie uświadamiano, że pozytywny egoizm muszę w sobie odnaleźć, to proces ten został nazwany szacunkiem do siebie. Dokładnie o tym szacunku do siebie, jako osoby, mówi ta książka tylko nazywa to pozytywnym egoizmem. Prawdą jest, że uświadomienie sobie jak ważny jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBardzo przejmująca, arcyciekawa biografia człowieka nazywanego "religijnym malarzem śmiałych erotyków". Autorka jest krytykiem i historykiem sztuki, ale książka portretuje artystę na wskroś. Nie jest skupiona tylko na malarstwie, mamy mnóstwo wątków osobistych, które pokazują nam Nowosielskiego z całym jego bagażem, czasem głęboko amoralnym. Z jednej strony wybitny teolog, ikonograf, z drugiej alkoholik ze swoimi mrocznymi sekretami... Jedna z najlepszych biografii jakie czytałam - polecam ją nie tylko miłośnikom jego malarstwa.
Bardzo przejmująca, arcyciekawa biografia człowieka nazywanego "religijnym malarzem śmiałych erotyków". Autorka jest krytykiem i historykiem sztuki, ale książka portretuje artystę na wskroś. Nie jest skupiona tylko na malarstwie, mamy mnóstwo wątków osobistych, które pokazują nam Nowosielskiego z całym jego bagażem, czasem głęboko amoralnym. Z jednej strony wybitny teolog,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012
Czy zmarły człowiek może nam coś przekazać po śmierci? Zwłoki, które znajdują się na farmie niszczeją. Jedne szybciej, wystawione na działanie słońca, deszczu, wrzucone do wody, inne wolniej, zakopane w ziemi, lub schowane w bagażniku samochodu. Pokiereszowane przez zwierzęta, nadgryzione przez ptaki, zjedzone przez owady, są częścią natury, ogniwem łańcucha pokarmowego. Każde z nich coś nam przekaże, czegoś nauczy, będzie kolejną lekcją.
Książka opowiada o tym, jak antropolog doktor Bill Bass założył swój ośrodek badań antropologicznych, pod łatwo wpadającą w ucho nazwą „Trupia farma”. Perypetie doktora, związane z samym otwarciem ośrodka, próba jego likwidacji (sprawa zamknięcia ośrodka zaszła aż do senatu, gdzie została przegłosowana), kłopoty medialne, związane głównie z niezrozumieniem tego co się dzieje na farmie, przedstawiane przede wszystkim w formie skandalu (głównie zarzuty o bezczeszczenie ciał). Wszystko to opisane w bardzo łatwy, i o dziwo dość przyjemny sposób, gdyż nigdy nie czułam niechęci do bohatera, czy odrazy w związku z omawianymi sprawami, zaś doktor pięknie opowiada historie kryminalne, na ich podstawie pokazując nam, czytelnikom, na czym polega działanie ośrodka. Poczytamy sobie o sposobach badania tłuszczowisk, o tym jak utopić topielca, jakie relacje z muchami i czerwiami ma autor (dodam bliskie i jak sam to określa – symbiotyczne), ile rozkłada się trup (i dlaczego akurat tyle czasu), jak spalić ciało, że o hicie, który przytaczają wszyscy, czyli gotowaniu kości przez długie lata na domowej kuchence, nie wspomnę… Mimo doktorskiej, prawie żołnierskiej szczerości w opisywaniu szczegółów, wszystko podane jest, że tak powiem bardzo smacznie. Dr Bass opowiada prawdziwe historie w sposób bardzo ciekawy, z dużym szacunkiem do tzw materiału badania, do tego lekko, a czasem nawet dowcipnie. Książka bardzo na tym zyskuje, to jedyna taka pozycja na rynku, czyta się to z wypiekami na twarzy, a na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że z przyjemnością się do niej wraca.
http://booksmypassion.blog.pl/2016/01/01/trupia-farma-bill-bass-jon-jefferson/
Czy zmarły człowiek może nam coś przekazać po śmierci? Zwłoki, które znajdują się na farmie niszczeją. Jedne szybciej, wystawione na działanie słońca, deszczu, wrzucone do wody, inne wolniej, zakopane w ziemi, lub schowane w bagażniku samochodu. Pokiereszowane przez zwierzęta, nadgryzione przez ptaki, zjedzone przez owady, są częścią natury, ogniwem łańcucha pokarmowego....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012
Sex, alkohol, narkotyki – i główny bohater, czyli antybohater – to wszystko, za co kocham tę powieść.
Panie i Panowie poznajcie Konstantego Willemanna – lubi dobrze się napić, zerżnąć fajną babkę (niekoniecznie jest to żona), porządnie się naćpać, pierdoli głupków (to cytat) którzy żyją uczciwie, ma głęboko, wiecie gdzie, ojczyznę. Prawdziwy bohater tej powieści, który jest antybohaterem, ale to pociąga, momentami kochasz go za jego szaleństwo, a za moment nienawidzisz. W tej książce nie znajdziemy pochwały patriotyzmu, walecznych ludzi, wspaniałych akcji konspiracyjnych toczących się w okupowanej Warszawie rocznik 1939… o nie… tutaj ludzie to szuje, są słabi, kombinują jak przetrwać. Tak jak słaby i nijaki jest Konstanty uwikłany w dziwne relacje z kobietami, które są silne, władcze, wręcz przerysowane. W pewnym momencie spotyka przywódcę podziemnej organizacji i jego życie bon vivanta się komplikuje, wówczas zaczyna zastanawiać się nad tym kim jest, gdyż do tej pory nie czuł się ani Polakiem, ani Niemcem, ani ślązakiem. Nie będę opowiadać fabuły, ponieważ warto książkę przeczytać. Powieść jest transowa, dzięki narratorce mamy mnóstwo retrospekcji, wybiega ona często w przyszłość, choć nie jest to tak uwypuklone jak w „Drachu”, miejscami wulgarna, ironiczna, okraszona dobrym humorem, bardzo groteskowa – to po prostu trzeba przeczytać i się zakochać...
http://booksmypassion.blog.pl/2015/12/27/morfina-szczepan-twardoch/
Sex, alkohol, narkotyki – i główny bohater, czyli antybohater – to wszystko, za co kocham tę powieść.
Panie i Panowie poznajcie Konstantego Willemanna – lubi dobrze się napić, zerżnąć fajną babkę (niekoniecznie jest to żona), porządnie się naćpać, pierdoli głupków (to cytat) którzy żyją uczciwie, ma głęboko, wiecie gdzie, ojczyznę. Prawdziwy bohater tej powieści, który jest...
Mam taką tendencję od kilku miesięcy, że czytając książkę (zwłaszcza takie opasłe tomiska, jak ten) robię zdjęcia – cytatom, stronom, które chciałabym zapamiętać. Po przeczytaniu „Małego życia” jest ich sporo, co prawda książkę czytałam kilka miesięcy temu, ale właśnie dzięki tym zdjęciom pamięć o bohaterach jest ciągle żywa.
„A little life” czyli „Małe życie” Hanyi Yanagihary jest bardzo przewrotną książką. To niby lekka historia czwórki przyjaciół opowiedziana przyjemnie, lekko, do tego zanurzona w cudowny klimat Nowego Jorku. To historia piękna, ale do tego bardzo trudna i ogromnie wzruszająca. Historia męskiej przyjaźni, gdzie praktycznie nie ma miejsca dla kobiet, historia singli. Mnie poruszała na każdym kroku, bardzo ją przepłakałam, to mocno rozbijająca emocjonalnie książka. Mamy tutaj wszystko: miłość, przyjaźń, seks, przemoc, uzależnienie (w każdej postaci), ból i chorobę, i mogłabym tak jeszcze wymieniać, ale obiecałam sobie, że nie będzie spojlerów, zatem na tym kończę, cytatem skończę, jednym z wielu zapamiętanych.
I jeszcze na koniec proszę, niech Was nie przeraża ilość stron – z każdą następną, przeczytaną – wciągnie Was bardziej, mocniej i głębiej. To jedna z piękniejszych książek jakie dotychczas przeczytałam, mocna, dająca w kość czytelnikowi. Bardzo, bardzo dobra – warta każdej minuty spędzonej na czytaniu, i każdej wylanej łzie, i każdemu uśmiechowi jaki pojawił się przy lekturze, i każdej refleksji jaką wywołuje. Po prostu zacznijcie czytać, a nie oderwiecie się – zaręczam.
„ Teraz nie zrozumiesz tego, co ci mówię, ale kiedyś zrozumiesz: cała sztuka z przyjaźnią polega na tym, żeby znaleźć ludzi lepszych od siebie, nie inteligentniejszych, nie bardziej cool, ale lepszych, serdeczniejszych i bardziej wybaczających, a potem szanować ich za to, czego mogą cię nauczyć, i słuchać ich, gdy mówią ci coś o tobie samym, choćby i najgorszego… albo i najlepszego, to się zdarza; i ufać im, co jest najtrudniejsze ze wszystkiego.
Ale też i najlepsze.”
Mam taką tendencję od kilku miesięcy, że czytając książkę (zwłaszcza takie opasłe tomiska, jak ten) robię zdjęcia – cytatom, stronom, które chciałabym zapamiętać. Po przeczytaniu „Małego życia” jest ich sporo, co prawda książkę czytałam kilka miesięcy temu, ale właśnie dzięki tym zdjęciom pamięć o bohaterach jest ciągle żywa.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„A little life” czyli „Małe życie” Hanyi...