Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"- Raven! - fuknęła, nie wiadomo który już raz tego dnia.
- No co? Godność i tak zostawiłam już przy wejściu. Nie pamiętasz?"

W twórczości Agnieszki Zawadki jestem niezaprzeczalnie zakochana. Co prawda wciąż nie wiem, czy serce mocniej bije mi dla dylogii Poskromić Chłód czy Ery Cieni, ale... uznajmy, że to dyskusja na inny dzień.

Wspaniale było wrócić do świata wykreowanego przez Agnieszkę, zwłaszcza po tak długim czasie. Historia porywa już od pierwszych stron - nie mamy tutaj nadmiernej ekspozycji, kontynuujemy przerwaną w pierwszym tomie przygodę i... jedyne, co musicie zrobić, to wyszarpać wolny dzień z zapchanego kalendarza, bo jak weźmiecie tę książkę do ręki - odłożycie ją dopiero, gdy zobaczycie magiczne słowo "koniec". Gwarantuję Wam to.

Zabrzmię teraz jak starta płyta, ale uwielbiam wielowątkowość Ery Cieni. O ile w pierwszym tomie poszczególne wątki dopiero zostały zakreślone, o tyle teraz zaczęły się wzajemnie przenikać, przeplatać. Jasne, powiecie: nic specjalnego, czym ty się zakurzona zachwycasz. Cóż, współczesne trendy w literaturze fantasy przyzwyczajają nas do tego, że dostajemy maksymalnie dwóch bohaterów - różnych płci, a sama historia oczywiście zmierza do tego, by wreszcie skończyli ze sobą razem - i wszystkie inne elementy powieści (o ile w ogóle wystąpiły) przysłania wątek miłosny. U Zawadki wątku miłosnego nie ma, a przynajmniej nie na pierwszym planie... może tak na piątym.

Jest bardzo dużo polityki, knucia, planowania i walki o władzę. I to tygryski lubią najbardziej.

A poza tym: wszystko w tej historii idzie nie tak. Dosłownie. Nathaniel zawsze stara się być o krok przed wszystkimi, bardzo dokładnie analizuje wszystkie posunięcia, by wyeliminować błędy, ale los udowadnia, że czasami po prostu się nie da. Co ma z tego czytelnik? Nie da się nudzić.

"- Interesuje mnie tylko jedno - zaczął Nathaniel powoli.
- No...?
- Czy ty byś właściwie umiała złożyć pisemne zażalenie?"

Erę Cieni doceniam również za zróżnicowanych charakterologicznie bohaterów - każdy ma inny cel oraz motywację do działania - jedni są bardziej zaangażowani w konflikt, który rozlewa się po Cesarstwie, inni mniej, niektórzy te metaforyczną szalę goryczy przelali (w myśl zasady: I started the drama), są też tacy, co dopiero zastanawiają się, po jakiej stronie stanąć.

Nic nie dzieje się z przypadku. Jest akcja, a potem reakcja. Zachowany został ciąg przyczynowo-skutkowy, a o tym bardzo wielu współczesnych autorów zapomina.

Czytajcie, nie rozczarowujecie się.

"- Raven! - fuknęła, nie wiadomo który już raz tego dnia.
- No co? Godność i tak zostawiłam już przy wejściu. Nie pamiętasz?"

W twórczości Agnieszki Zawadki jestem niezaprzeczalnie zakochana. Co prawda wciąż nie wiem, czy serce mocniej bije mi dla dylogii Poskromić Chłód czy Ery Cieni, ale... uznajmy, że to dyskusja na inny dzień.

Wspaniale było wrócić do świata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kwiat, który rozkwita w niepogodę jest rzadszy i piękniejszy niż inne."

Otworzę niniejszą recenzję właśnie tym znanym cytatem z jakże znanej bajki Disneya. Powiem Wam, że długo zbierałam się do napisania tutaj czegoś sensownego - ostatnio nie mam szczęścia, jeśli chodzi o artykułowanie myśli. Niemniej o fantastyce nie mówi się tak dużo i głośno, jak o innych gatunkach, a o fantastyce spod pióra polskich autorek to już tyle, co nic.

Więc oto jestem i mówię: CZYTAJCIE, bo taki jest Wasz obywatelski obowiązek!

"Każdy trening przynosi swój rezultat. Czasami tylko musimy poczekać nieco dłużej, by dostrzec jego efekt."

Ta historia zaczyna się dosyć niepozornie, bo scenami codzienności małego miasteczka. Ten subtelny w swoim wydźwięku początek potraktowałam jako zachęcająco wyciągniętą dłoń w moją stronę. Chwyciłam ją i pozwoliłam się poprowadzić. Lepiej, nawet nie zauważyłam, kiedy trzymałam się tej ręki kurczowo, chcąc jedynie więcej.

"Wiem, że każdy skrywa w swoim wnętrzu sekrety. Drobne kawałki stłuczonego szkła, które bez przerwy kaleczą nasze dusze. Z jakiegoś powodu nie potrafimy się ich pozbyć, przywiązując się do bólu, który przysparzają. Czasami te ostre fragmenty naszych tajemnic sprawiają, że nie jesteśmy w stanie żyć, prześladowani przez cienie wspomnień. Na niektóre rany nie istnieją bowiem lekarstwa, a nawet czas nie zawsze bywa na tyle łaskawy, by chcieć pomóc je uleczyć."

W Historiach nie ma zbędnych scen, rozwlekłych opisów czy ciągnących się rozdziałów, ponieważ wszystko jest doskonale wyważone, dokładnie takie, jak powinno być.
Świat przedstawiony został w intrygujący sposób wykreowany, a tekst jest pełen nawiązań do azjatyckiej kultury, baśni oraz legend - przy czym każdy element został przemyślany i umiejętnie wpleciony w tekst tak, by ktoś, kto doskonale zna kontekst, mógł się uśmiechnąć pod nosem, a osoba nieco mniej zaznajomiona nie poczuła się zignorowana.

"- To miłe z twojej strony. Dziękuję.
- Nie jesteś sama, Mayleo. Wszyscy powinniśmy nauczyć się sobie ufać. Bez tego nie uda się nam daleko zajść."

Niemniej nie kreacja świata, nie retellingowe zapożyczenie, jakim jest "kradzież tożsamości" grają tu główną rolę. Osobiście pokochałam tę historię za wysuwający się na pierwszy plan motyw przygody oraz drużyny.
Autorka stworzyła nam tutaj szeroką gamę bohaterów - różnorakich, nieidealnych, rzeczywistych. Iiii... Panie oraz Panowie, którzy lubują się w wyszukiwaniu książkowych kraszy, cóż... nie zawiedziecie się ;>

"Jedyna rzecz, do której byłem szkolony przez całe życie, która była moją misją, przepadła. A jeśli nie jestem generałem, kim jestem?"

Dlaczego jednak ta pozycja chwyciła mnie za serce? Za wątek przyjaźni. Kto mnie zna (albo obserwuje tutaj nieco dłużej), wie, że mam do tego motywu ogromną słabość, więc jeśli go lubicie, z pewnością się nie rozczarujecie.

"Przyjaźń bywała bardziej skomplikowana niż relacje wiążące z osobami tej samej krwi. Sama krew zobowiązywała do pewnych rzeczy, nieuzasadnionej miłości i podporzadkowania, podczas gdy na przyjaźń trzeba było sobie zasłużyć, szanować ją, pielęgnować i dbać o nią. Przyjaźń była darem, a więzy krwi obowiązkiem."

"Kwiat, który rozkwita w niepogodę jest rzadszy i piękniejszy niż inne."

Otworzę niniejszą recenzję właśnie tym znanym cytatem z jakże znanej bajki Disneya. Powiem Wam, że długo zbierałam się do napisania tutaj czegoś sensownego - ostatnio nie mam szczęścia, jeśli chodzi o artykułowanie myśli. Niemniej o fantastyce nie mówi się tak dużo i głośno, jak o innych gatunkach, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W większości przypadków mam ogromny problem z wykrzesaniem z siebie czegoś sensownego w odniesieniu do historii, która po prostu mi się podobała.

Z Ragnarokiem mam jeszcze taki problem, że w gnałam przez jego rozdziały, szybciutko przeklikując strony, by jak najszybciej dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. I jak się domyślacie, szybkie tempo czytania nie sprzyjało zaznaczaniu ewentualnych cytatów.

Nie było to moje pierwsze zetknięcie z twórczością Darii i najpewniej dlatego w trakcie lektury w mojej głowie zagościła myśl: Daria się autorstwa tej historii nie wyprze. Ragnarok jest taki jej. Zrozumiecie, jak przeczytacie coś jeszcze spod jej pióra.

Zdecydowanie podobało mi się to, jak zaskoczona byłam, w jakim kierunku potoczyła się ta historia. Zaczęło się niepozornie, bo w szkole średniej (!) w Nowym Orleanie. Wiecie, takie zwykle nastoletnie życie i dosyć przyziemne perypetie. Ogromnym plusem jest fakt, że na scenie jednocześnie pojawiło się sporo bohaterów — puff, mamy ich mnóstwo. Kilka osób na scenie zwykle stanowi problem dla autorów, ale Daria się tego nie bała i moim zdaniem słusznie — chociaż do tej pory nie potrafię wymienić ich z imienia (Daria, przepraszam!), mogę swobodnie ich scharakteryzować oraz wskazać łączące relacje. A to świadczy o tym, że dobrze to przedstawiono w historii.

Wracając do samej historii — wow. Naprawdę żałowałam, że już skończyłam pierwszy tom i muszę czekać na kolejny, bo tak cholernie wciągnęłam się w ten świat… we wszystkie jego zawiłości, nawiązania do mitologii nordyckiej, specyfikę działania — przede wszystkim, jak zgrabnie koncepcja Darii połączyła się z naszym światem. Chce tylko więcej i więcej i jeszcze więcej ;-;

(Chciałabym napisać więcej szczegółów, ale obiecałam sobie, że będzie to wywód bezspojlerowy)

Moim skromnym zdaniem bardzo udany debiut. Ragnarok jest naprawdę dobrą młodzieżówką — jest z nim trochę, jak ze skokiem do basenu — przed rozpoczęciem czytania trzeba wziąć naprawdę głęboki oddech, by nie utonąć ;) Ta historia wciąga bez reszty, po prostu czytacie, bo jesteście ciekawi, dokąd zaprowadzą Was kolejne strony i jak to wszystko się rozwinie (spojler: nie, nie tak XD).

Także ten… ufajcie runom, czy coś.

W większości przypadków mam ogromny problem z wykrzesaniem z siebie czegoś sensownego w odniesieniu do historii, która po prostu mi się podobała.

Z Ragnarokiem mam jeszcze taki problem, że w gnałam przez jego rozdziały, szybciutko przeklikując strony, by jak najszybciej dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. I jak się domyślacie, szybkie tempo czytania nie sprzyjało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Prawdziwie silnego człowieka poznasz właśnie po tym, że nie staje przeciwko prawom natury, ale zawsze umie się dostosować do tego, co przyniesie mu los."

Trochę odkładałam lekturę, bo słyszałam, że książka może się dłużyć i jest przegadana, poza tym — co też takiego może się tam dziać, skoro głównym bohaterem jest bagatela dwunastoletni chłopiec.

Dawno się tak nie pomyliłam. Przez zaakcentowane „tak” mam na myśli, że ze sterty do przeczytania Iskra przemieściła się na stosunkowo niewielką półkę moich ulubieńców.

Na początku po prostu czytałam - pierwsze sto stron to solidnie, ładnie napisane wprowadzenie, które może nie wywołuje potrzeby, by do tej książki wracać. Jednakże od drugiej części, cóż, można przepaść. Ja na przykład, oglądając mecz siatkówki, złapałam się na rozważaniach, co będzie dalej, więc wróciłam do czytania, ba, nawet zarwałam trochę nocki, co mi się nie zdarza (stary człowiek jestem).

Nie musicie się obawiać, że zaśniecie z nudów - zdecydowanie nie. Olav jest wyjątkowo ciekawskim świata chłopcem, który nieustannie pakuje się w jakieś kłopoty - serio, problemy to jego specjalność. I, żeby nie było, nie zawsze udaje mi się wyjść z nich obronną ręką. Pojawiają się również porażki, wątpliwości, kary, zupełnie jak to w życiu bywa... a gdy robi się zbyt spokojnie, to mimowolnie dostajecie gęsiej skórki i sami zaczynacie się zastanawiać: kiedy coś się schrzani.

W związku z tym, że narrator pozostaje przy dwunastolatku, który pochodzi z nieszczególnie religijnego, ale również niezaangażowanego politycznie Wybrzeża, pojęcie czytelnika o świecie przedstawionym jest nikłe. W obecnej literaturze nieustannie powtarza się, iż błędem, jaki popełniają współcześni twórcy jest opowiadanie, zamiast pokazywanie. Tutaj świat przedstawiony zdecydowanie zostaje czytelnikowi pokazany, ba, o niektóre informacje trzeba wręcz walczyć, co nasz dzielny Olav cały czas czyni - podsłuchując bądź zadając niewygodne pytania. A czytelnik ma wówczas wielką przyjemność poskładać to wszystko w jedno - i w sumie jestem za to wdzięczna, bo zapomniałam, jakie to odświeżające i przyjemne uczucie.

"Nic nie może cię powstrzymać. Nic prócz ciebie samego."

Gdyby ktoś zapytał mnie, kto jest moim ulubionym bohaterem, bez mrugnięcia okiem odpowiedziałabym - Rovelin. Ma w sobie tajemnicę, ma swoje sekrety, ma również coś na sumieniu... i nie brakuje mu charyzmy. Aczkolwiek sporo w tej historii postaci, które można szczerze polubić, a nawet jeśli na samym początku budzą w czytelniku szczerą niechęć, nastawienie to zmienia się stopniowo, wraz z kolejnymi wydarzeniami - o tym też współcześni twórcy zapominają - nic trudnego w napisaniu bohatera, którego wszyscy będą nie znosić. Prawdziwą sztuką jest ukazanie złożoności jego charakteru za pomocą czynów.

W tej książce znajdziecie sporo tajemnic, jeszcze więcej prowadzących do nich poszlak, całą masę (mniej lub bardziej) sympatycznych i zróżnicowanych charakterologicznie bohaterów, całkiem sporo akcji i... jeszcze więcej niedosytu. Bo tak, połknęłam w weekend tomiszcze liczące sobie sześćset stron i kilkukrotnie zastanawiałam się dzisiaj, co też dopiero się wydarzy. Będzie Wam mało. Zwłaszcza, gdy dostajecie nie tylko dobrze napisaną książkę, ale również dobrą książkę.

"Twój dar jest jak iskra, może wzniecić wielki płomień za każdym razem, gdy go użyjesz."

"Prawdziwie silnego człowieka poznasz właśnie po tym, że nie staje przeciwko prawom natury, ale zawsze umie się dostosować do tego, co przyniesie mu los."

Trochę odkładałam lekturę, bo słyszałam, że książka może się dłużyć i jest przegadana, poza tym — co też takiego może się tam dziać, skoro głównym bohaterem jest bagatela dwunastoletni chłopiec.

Dawno się tak nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Daję wam wybór, o który nikt nigdy się nie upomni. Daję wam wybór, bo niesprawiedliwie byłoby was go pozbawić.”

Cała historia zaczyna się dosyć niepozornie, powiedziałabym nawet, że baśniowo. Trafiamy do Pałacu Świtu, gdzie zarówno za dnia, jak i nocną, życie upływa w leniwym nastroju beztroskiej hulanki. Jednak nieoczekiwanie na tle tej wielobarwnej niefrasobliwości wyraźnie odznacza się czerń szat nieoczekiwanych gości z położonego na północy Pałacu Zmierzchu — postrzeganego dotychczas w roli wroga.

Przywołanie pradawnej obietnicy, a także pozornie zapomnianego zobowiązania skutkuje rozpoczęciem dosyć osobliwej podróży — Sienna, główna bohaterka, wraz z przyjaciółmi — Errel oraz Merenem — wyrusza w drogę do cieszącego się złą sławą Pałacu Zmierzchu. W tle mamy zachwycające baśniowe krajobrazy, osobliwe magiczne stworzenia, nawet pogoda dopisuje — słowem: wszystko cacy, gdyby nie towarzystwo przyrodniej siostry Sienny (Księżniczki Pałacu Świtu) oraz eskorty przysłanej przez Wielkiego Księcia Pałacu Zmierzchu z ponurym Wojownikiem Pierwszej Krwi na czele. No i pewnych komplikacji na trasie, które, moim skromnym zdaniem, napędzały w historii akcję, jak i stanowiły wprowadzenie na nowy poziom tej opowieści.

Wiem, co teraz sobie myślicie — standardowa historia, w której motyw podróży odgrywa główną rolę… nuuuudy. Pstryk, pstryk, proszę nie zasypiać, bo tutaj znajdziecie trochę więcej, niż na początku może się wydawać.

W tle mamy trochę magii — różnorodnej, bo każdy z Pałaców dysponuje nieco innymi zwyczajami, sytuacją polityczną, co przekłada się bezpośrednio na rolę oraz, brzydko mówiąc, wykorzystanie osób z magicznym potencjałem (celowo ujmuję to tak oględnie, by nie psuć zabawy).

W tej opowieści nie da się uciec również przed polityką wszelaką — począwszy od wzajemnych relacji sąsiedzkich, poprzez nastawienie poddanych do samego władcy, na, że tak to ujmę, międzynarodowych stosunkach kończąc. Przy czym nie trzeba niczego się obawiać — wszystko zostało zgrabnie wplecione w historię, doskonale uzupełnia tło i stanowi swoisty smaczek.

I jest też jeszcze coś, o czym naprawdę trudno pisać, unikając spojlerów. Wojna. Wojna Pałacu Zmierzchu — dzielnego obrońcy Rantii, z Martwymi Królestwami. Brzmi dosyć niepokojąco, prawda? Osobiście dla mnie ten element stanowi największe zaskoczenie i chyba jest moim ulubionym.

Generalnie ten tom, dosyć obszerny, stanowi rozbudowane wprowadzenie do tego, co dopiero ma nastąpić. Strasznie dużo tutaj tajemnic, jeszcze więcej sugestii i niedomówień, które niewątpliwie dopiero nabiorą w oczach czytelnika sensu… i szczerze powiem, że nie mogę się tego momentu doczekać. Z niecierpliwością wyczekiwałam również dotarcia do tego słynnego, złego Pałacu Zmierzchu — i wstępne zarysowanie funkcjonujących tam intryg — o tak, to jest coś!

Na pochwałę zasługuje również stopniowy rozwój siostrzanej relacji. Sienna i Maire (Księżniczka Świtu) nie żyły w zbyt dobrych stosunkach, w najlepszym wypadku ich relacja należała do poprawnej. Tutaj, wraz z rozwojem wydarzeń, ulega to zmianie.

Nie była to moja pierwsza przygoda z twórczością Agnieszki, więc miałam pewne oczekiwania co do Poskromić Chłód — i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że podana mi historia im sprostała. Chociaż książka jest bardzo obszerna, składa się na nią wiele różnych elementów, które umilają lekturę — barwne opisy, rozbudowane mity i legendy często opowiadane przez Merena (<3), przyjemne dialogi, intrygi, nieoczekiwane zwroty akcji. Gdzieś tak pod koniec lektury złapałam się nawet na myśli, że czuję się tak, jakbym miała do czynienia z przekładem bardzo dobrej i popularnej zagranicznej książki. Jak to mówią: cudze chwalicie…

A na sam koniec zostawiłam sobie taki o, cytat. Bo tak w sumie… może tak warto odsunąć na bok te wszystkie uprzedzenia? ;>

„— Nigdy cię nie ciekawiło — wyrwało się Siennie — jak wyglądają Martwe Królestwa?
— Tak, no wiesz… — zmieszała się. — Czasami irytuje mnie, że nie wiem, co jest… dalej. Poza górami, poza nieprzebytą wodą, nawet poza Martwymi Królestwami.
— Nie, Si. Nigdy mnie to nie interesowało. Nasz Pałac nie jest perfekcyjny, ale jest znajomy… Jest wszystkim, czego trzeba. Rantia jest naszym domem, więc po co szukać dalej?”.

„Daję wam wybór, o który nikt nigdy się nie upomni. Daję wam wybór, bo niesprawiedliwie byłoby was go pozbawić.”

Cała historia zaczyna się dosyć niepozornie, powiedziałabym nawet, że baśniowo. Trafiamy do Pałacu Świtu, gdzie zarówno za dnia, jak i nocną, życie upływa w leniwym nastroju beztroskiej hulanki. Jednak nieoczekiwanie na tle tej wielobarwnej niefrasobliwości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"- To nie będzie zabawa z dostarczaniem listów, Alyane. Ani tym bardziej ze zrobieniem kilku wywarów. Wiesz, co on zamierza zrobić? Wywołać wojnę. A takowe są tylko ucztą Daarath. Niczym więcej.
- W życiu trzeba mieć jakiś cel, Raven - mruknęła nieśmiało czarownica.
- Tak. Moim jest przeżyć jak najdłużej."

Z Wyklętymi zetknęłam się się, kiedy byli w swojej najbardziej surowej, raczkującej formie. Ileż czasu od tamtego momentu minęło! I jak wiele się wydarzyło, że spotykamy się właśnie tutaj - to jest poniekąd niesamowite... i niezwykle satysfakcjonujące, patrzeć, jak czyjeś marzenia się spełniają, przybierając materialną formę.

"- Ale książę ma zamek i... kucyka.
- Zamek się wam znudzi, kucyk zdechnie, a książę znajdzie sobie młodszą kochankę - odparła Raven melancholijnie. - Prawdziwą sztuką jest znaleźć sobie absztyfikanta, który sam poleci do lasy po maliny, wybuduje kompleks zamków, a jego kucyk będzie prawdziwym ogierem."

Aż chce się zawołać: cudze chwalicie, a swego nie znacie! Gdzie się bowiem nie spojrzę, tam Dwory, tam Griszowie... podczas gdy tutaj, o, tu, mamy coś swojego, o wiele lepszego, bo z sensem i logiką... i przede wszystkim fabułą!!!

Wyobraźcie sobie, że woreczek pełen kości pada na stół i jego zawartość rozsypuje się po blacie. Patrząc z góry, jako czytelnicy, widzimy, w którym kierunku kulają się kości, obserwujemy ich drogę i wiemy, że koniec końców i tak wylądują z powrotem w sakwie.
Tak samo jest z Wyklętymi. Autorka stworzyła kilka wątków, które podała czytelnikowi w pierwszym tomie na tacy, a które w dalszych częściach (piszę to, mając w pamięci zalążki drugiego tomu) będą ewoluować, sunąć po tym metaforycznym stole. Dlatego czytajcie uważnie, bo w tej powieści nic nie dzieje się z przypadku, a detale (np. takie, jak odesłanie Varlany do Santre) mają znacznie.

Oprócz tego otrzymujemy naprawdę ładne opisy - nie jest ich za dużo, nie jest też za mało, tak w sam raz. Równowagę dla nich stanowią dialogi - ich także nie brakuje na kartach Wyklętych, co więcej, dialogi te są bardzo realne - język, jakim posługują się bohaterowie zdecydowanie nie jest martwy.
Bohaterowie zaś... od koloru do wyboru! Poszukujecie sarkastycznej, nieco lekkomyślnej dziewczyny, która nie potrafi powiedzieć sobie dość i tym samym przecenia własne zdolności? Polubicie Raven. A może wolicie nieco wycofaną, niepewną, ale bardzo lojalną czarownicę? Może tajemniczy, do cna strategicznie wyliczony (również w słowach) generał? Hm... a co powiecie na kompletnie nieprzewidywalnego chochlika?

Podsumowując: bardzo dobry debiut. Mając na uwadze wiek Agnieszki Zawadki, chce się aż napisać, że rewelacyjny. I ciśnie się, ponownie, na usta jakieś porównanie - tym razem do Christophera Paoliniego... bo prawda jest taka, że inaczej ocenia się książki, z którymi związany jest jakiś ładunek emocjonalny, a inaczej takie, które losowo zdjęło się z półki w księgarni. I jak do Paoliniego mam ogromny sentyment, bo stworzył opowieść, na której się wychowałam, tak w przypadku Wyklętych przyglądałam się, jak powstają. Obie historie są debiutami, obie mają wady, ale ja uparcie przymykam na nie oko, po prostu ciesząc się przyjemną lekturą (i będę robić już tak zawsze).

Na sam koniec uwaga techniczna: rozmiar czcionki zabija, a niewielki wewnętrzny margines znacząco utrudnia czytanie. Mnie poratował ebook, ale dla wielu osób, które zaintrygowane okładką (jest rewelacyjna!), wezmą książkę do ręki, pewnie równie prędko ją odłożą.

"- Będziesz pisać listy? - zapytała Rai, marszcząc brwi.
- Nie, będę grał na lutni - odparł swobodnie Nathaniel, sięgając po pierwszą kartę i maczając gęsie pióro w pojemniczku z atramentem.
- Czasami zastanawiam się, czy jesteś cesarskim generałem, czy może jednak błaznem.
- W Lyr to profesje pokrewne - wyjaśnił, nawet nie podnosząc wzroku znad papieru."

I tym oto akcentem, kończę te jakże subiektywną opinię, albowiem jedno jest pewne: w Wyklętych jestem niezaprzeczalnie zakochana.

"- To nie będzie zabawa z dostarczaniem listów, Alyane. Ani tym bardziej ze zrobieniem kilku wywarów. Wiesz, co on zamierza zrobić? Wywołać wojnę. A takowe są tylko ucztą Daarath. Niczym więcej.
- W życiu trzeba mieć jakiś cel, Raven - mruknęła nieśmiało czarownica.
- Tak. Moim jest przeżyć jak najdłużej."

Z Wyklętymi zetknęłam się się, kiedy byli w swojej najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest w tej historii coś urzekającego, coś, co nie pozwala się oderwać.

Może to te bajeczne opisy, które sprawiają, że siedząc w mieszkaniu czuję się tak, jakbym przeniosła się na oddaloną o dwa kilometry plażę? A może ta wisząca w powietrzu, czarna, ciekawska i skrzecząca zagadka? Hm, niewykluczone, że to zasługa stosunkowo krótkich rozdziałów, których strony gdzieś niepostrzeżenie umykają. Chociaż... bohaterowie raczej nie podzieliliby mojego zdania. Oho, już nawet słyszę głośne, pirackie określenie z ust Lirr.
Niewątpliwie — bohaterowie są wymiarowi. Za każdym coś się kryje, każdy ma coś do powiedzenia, przekazania. A już z całą pewnością lubią wywoływać mętlik w głowie. ;)

Chciałoby się napisać o wiele więcej, ale wówczas nie obeszłoby się bez spoilerów. Dlatego pozwolę sobie w tym miejscu skończyć, a niech resztę moich rozważań okryje mgła.

Jest w tej historii coś urzekającego, coś, co nie pozwala się oderwać.

Może to te bajeczne opisy, które sprawiają, że siedząc w mieszkaniu czuję się tak, jakbym przeniosła się na oddaloną o dwa kilometry plażę? A może ta wisząca w powietrzu, czarna, ciekawska i skrzecząca zagadka? Hm, niewykluczone, że to zasługa stosunkowo krótkich rozdziałów, których strony gdzieś...

więcej Pokaż mimo to