Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Świetna tragedia i równie świetne, niezbędne dla współczesnego czytelnika, opracowanie autorstwa Stefana Srebrnego, znajdujące się w wydaniu Biblioteki Narodowej.

"Bardzo boleśnie musiał odczuwać Sofokles upadek autorytetu Delf, jeśli w porywie protestu mógł uznać taki koniec za bez zastrzeżeń szczęśliwy".

Świetna tragedia i równie świetne, niezbędne dla współczesnego czytelnika, opracowanie autorstwa Stefana Srebrnego, znajdujące się w wydaniu Biblioteki Narodowej.

"Bardzo boleśnie musiał odczuwać Sofokles upadek autorytetu Delf, jeśli w porywie protestu mógł uznać taki koniec za bez zastrzeżeń szczęśliwy".

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

DAMSKI WIECZÓR Z „SEKSUOLOŻKAMI”

Jeśli seksualność jest naturalna dla każdego człowieka, to dlaczego rozmowy o niej już takie nie są? A jeśli już się odbywają, to z całym obrządkiem konspiracyjnie ściszonego głosu, policzków zaczerwienionych zakłopotaniem czy zmarszczonych w naganie brwi. Marta Szarejko w swojej książce przełamuje tabu i w sposób bardzo prostolinijny rozmawia ze specjalistkami od różnych sfer kobiecej seksualności.

A ileż spraw jest do obgadania! Seksualność definiuje przecież każdy aspekt naszego życia. Wokół niej reguluje się sposób funkcjonowania człowieka w społeczeństwie rolę, jaką musi on pełnić w związku ze swoją seksualnością w danym kręgu kulturowym. Stanowi ona motor napędowy do tworzenia relacji międzyludzkich i określa zasady, na których owe związki są budowane. Seksualność składa się również na poczucie tożsamości każdego człowieka i ma znaczący wpływ na jego rozwój. Konsekwencją unikania tematów związanych z tą podstawową funkcją ludzkiego organizmu (np. poprzez brak edukacji seksualnej w polskich szkołach) jest niewiedza czyniąca ludzi bezbronnymi i uległymi. Zwłaszcza kobiety są podatne na krzywdę emocjonalną, wyrządzoną przez próby wpisania się w niezwykle wąski i pełen sprzeczności wzór idealnej matki czy żony lub krzywdę fizyczną, wynikającą po części z nieumiejętności decydowania o własnym ciele.

Rozmowy o seksualności człowieka muszą więc być upowszechniane i traktowane z należytą uwagą. „Seksuolożki” Marty Szarejko świetnie wypełniają brak tego tematu na polskim rynku wydawniczym, zwłaszcza kierowanego do szerokiej grupy odbiorców. Dyskusje odbywają się w bardzo ciepłej atmosferze, przypominającej bardziej zwierzenia i wymianę doświadczeń między przyjaciółkami na damskim wieczorze (nie tracąc przy tym nic z merytoryczności) niż suche i zdawkowe zalecenia w sterylnym pomieszczeniu, z którymi zwykle kojarzy się wizyta u specjalisty. Luźny nastrój zapewniają panie udzielające wywiadów, rzucając co jakiś czas żartem lub opowiadając historie z własnego życia, dzięki czemu lektura tej książki to ogromna przyjemność.

Oprócz wielu przydatnych informacji, dziennikarka i jej rozmówczynie oferują swoim czytelniczkom nieocenione poczucie bezpieczeństwa. Kieruje nimi szczera chęć udzielenia pomocy, umiejętnie poruszają konkretne problemy kobiet, nie oceniają ich wyborów życiowych, gdy jest o tym mowa. To wszystko pokazuje czytelniczkom, że nie są odosobnione w swoich zmaganiach: że istnieje grupa kobiet podzielających ich doświadczenia oraz że czeka na nie wsparcie i akceptacja, jeśli tylko się na nie otworzą. Na pochwałę zasługuje tu wielotematyczność i inkluzywność książki. Poruszane wątki dotyczą zarówno kobiet młodych, jak i starszych, kobiet z niepełnosprawnościami fizycznymi i intelektualnymi, kobiet ze środowiska LGBTQ+, kobiet bezdzietnych i tych tworzących wielopokoleniowe rodziny. Każda z tych grup jest traktowana z odpowiednim szacunkiem i poczuciem przynależności do reszty.

Niedopracowany jest jednak rozdział o transpłciowości. Z tematu dziewcząt chcących dokonać korekty płci motywowanej presją społeczeństwa zbyt szybko i prawie niedostrzegalnie przechodzi się na temat osób, których tożsamość płciowa faktycznie odbiega od tej, która została im przypisana. Różnice między tymi grupami powinny być bardziej wyodrębnione. Mam też wątpliwości co do rozkładu poszczególnych rozdziałów, między którymi zdarzały się za duże przeskoki emocjonalne i do których musiałam się specjalnie „dostrajać”. Z tonu książki wybijał się zwłaszcza ostatni rozdział o pedofilkach, pozostawiający za sobą niesmak i psujący w ten sposób całe zakończenie. Myślę, że spokojnie można by go wyrzucić ze względu na specyfikę tego zaburzenia, która niekoniecznie mieści się w ramach „Seksuolożek”, traktujących raczej o powszechnościach.

Jednak wszystkie te wady nikną w zestawieniu z największą zaletą – a zarazem przesłaniem – książki Szarejko, jakim jest przekonanie o naturalności kobiecej seksualności i jej ekspresji. Nie jest ona tu traktowana ani jako ciężar, ani jako błogosławieństwo – to coś, co po prostu jest i my decydujemy, co z nią dalej zrobimy. „Seksuolożki” uświadamiają również o umowności pojęcia kobiecości i zamiast wpisywania się w tą definicję, zachęcają do napisania własnej i realizowania jej na własny sposób. Cieszę się, że Marta Szarejko w swojej książce wychodzi naprzeciw standardowi samokrytyczności kobiet i w jego miejsce proponuje ćwiczenie samoakceptacji.

Nie bójmy się więc mówić o ludzkiej seksualności. Pozycja Marty Szarejko jest świetnym wstępem do tej rozmowy!

DAMSKI WIECZÓR Z „SEKSUOLOŻKAMI”

Jeśli seksualność jest naturalna dla każdego człowieka, to dlaczego rozmowy o niej już takie nie są? A jeśli już się odbywają, to z całym obrządkiem konspiracyjnie ściszonego głosu, policzków zaczerwienionych zakłopotaniem czy zmarszczonych w naganie brwi. Marta Szarejko w swojej książce przełamuje tabu i w sposób bardzo prostolinijny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rzadko kiedy nie kończę książek. Staram się dostrzec potencjał każdej z nich, a te – wynagradzając mnie za cierpliwość – zazwyczaj okazują się zadowalające. Nawet w przypadku gorszych pozycji udaje mi się zahaczyć o jakiś drobny, ale przyjemny element, dla którego warto zostać do końca historii. Takie samo podejście miałam do „Biegunów”: dość szybko przekonawszy się, że fabuła książki mi nie odpowiada, postanowiłam zastosować tę drugą strategię i poszukać jakiegoś punktu zaczepienia, który uczyniłby mi lekturę Olgi Tokarczuk przyjemniejszą. Niestety po ponad stu stronach przekonywania samej siebie, że takowy nadejdzie, pogodziłam się z tym, że „Bieguni” nie są powieścią dla mnie i z rozczarowaniem (ale też ulgą) odłożyłam książkę na bok.

Jednym z problemów utrudniających mi pozytywny odbiór „Biegunów” jest nietypowa struktura książki. Stanowi ona miszmasz dłuższych opowiadań o ludziach w podróży i ich mentalności oraz ogólniejszych, krótszych refleksji nad życiem w ciągłym ruchu i wszystkim, co takie życie charakteryzuje. Jednostkową historię rodziny rozdzielonej na wyjeździe autorka ucina na rzecz quasi-filozoficznej kontemplacji nad wielowarstwowością czasu, żeby za parę stron pozachwycać się ogromem wiedzy zebranej w Wikipedii, a potem przypomnieć, że z myślą o podróżnych tworzone są specjalne miniaturowe wersje kosmetyków. Kompozycja „Biegunów” przypomina spoglądanie w kalejdoskop, doświadczenie bardzo interesujące, ale nie to na które liczę, kiedy sięgam po książkę. Nie mam nic przeciwko zabawie gatunkiem, jeśli tylko zachowana jest jakaś konsekwentność, a ona w tym przypadku zawodzi. Tak jak rozprzestrzeni po całym świecie są wszelcy koczownicy, tak bardzo rozlazła jest ta książka, którą autorka usilnie próbuje skleić za pomocą wiadomego tematu przewodniego.

Owe podróże nie miałyby sensu, gdyby nie świat, jaki one odkrywają przed tymi, którzy odważyli się wyruszyć w nieznane. Świat, który zastałam w „Biegunach”, okazał się wyblakły. Autorka pisze o nim w sposób bezceremonialny, obnażając wszystkie jego banały i absurdy. Sama przyznaje, że znajduje pocieszenie we wszystkim, co pęknięte, co z idealnego przeszło w osobliwe i tą właśnie perspektywą dzieli się z czytelnikami w swoim dziele. Światem, w którym trzeba szukać i szukać, wyskakując z pociągu i wpadając do autobusu. Ja sama nie odnalazłam się w „Biegunach”, ale cieszę się, że mogłam poznać skrawek wrażliwości Tokarczuk, kobiety pełnej sprzeczności, które tak lubi w innych. Znaleźć je można również w języku autorki, która nawet najbardziej artystyczne ze środków sprowadza do utylitarystycznego poziomu. Jej proza niepozbawiona jest głębi czy symboli, są one po prostu ukryte na widoku, co czyni jej styl tak odstającym od reszty.

Rozumiem entuzjazm czytelników Tokarczuk wobec jej dzieł, ale nie potrafię się z nim utożsamić. To był problem, który towarzyszył mi przez całą (niepełną) lekturę „Biegunów”. Nie mogłam wyjrzeć poza metodyczność autorki w doborze historii i ich przedstawianiu. Byłam odłączona emocjonalnie od całego konceptu podróży, pomimo jego atrakcyjności. Wnioski, które autorka wysuwała z poszczególnych opowiadań były wartościowe i często zbieżne z moimi własnymi poglądami, ale nie miały szansy wybrzmieć, bo już rozpoczął się inny wątek. Coś, co jest moją ulubioną częścią czytania, czyli zatracanie się w świecie przedstawionym, było tu niemożliwe. Ponadto z powieści nieraz wybrzmiewa nutka snobistycznego podziału na tych, którzy podróżują i którzy tego nie robią, a więc na ludzi oświeconych i tych tkwiących w ciemności, co jedynie neguje ogólną wymowę książki o tym, że każdy człowiek prowadzi własną podróż, jaką jest życie, włączając w to jego liczne przystanki.

Być może to małostkowe z mojej strony, aby pragnąć historii, która oprócz licznych mądrości będzie jeszcze oferowała przyjemność czytania. Mam oczywiście na uwadze fakt, że jest to kwestia subiektywna i moja czysto emocjonalna niechęć wobec „Biegunów” nie wyklucza racjonalnej części umysłu, który dostrzega literackie zalety tej książki. Co tu dużo mówić, w obliczu podróży, które przedstawia Olga Tokarczuk, ja pozostaję domatorką. Zapewniam jednak, że życie domatora nie jest takie złe.

Rzadko kiedy nie kończę książek. Staram się dostrzec potencjał każdej z nich, a te – wynagradzając mnie za cierpliwość – zazwyczaj okazują się zadowalające. Nawet w przypadku gorszych pozycji udaje mi się zahaczyć o jakiś drobny, ale przyjemny element, dla którego warto zostać do końca historii. Takie samo podejście miałam do „Biegunów”: dość szybko przekonawszy się, że...

więcej Pokaż mimo to