Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Książkę pt. „Wojna futbolowa” napisał Ryszard Kapuściński. Jest to zbiór różnych reportaży z Ameryki i Afryki pozbieranych w całość przez autora, co ciekawe, pod presją ze strony wydawnictwa.
Tytułowa wojna futbolowa została przedstawiona jako konflikt pomiędzy Hondurasem i Salwadorem w czasie eliminacji do Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w Meksyku 1970 roku. Rywalizacja tych krajów przerodziła w wyniku nieszczęśliwych wydarzeń w wojnę. W czasie 100 godzin wali zginęło ok. 6 tys. osób, wiele tys. zostaje rannych, a także kilkanaście tys. traci dach nad głową. Czytając ten reportaż, możemy uświadomić sobie, jak futbol był postrzegany w Ameryce Łacińskiej. Dla tamtych mieszkańców był to nie tylko sport, ale także część kultury, sposób do rozwiązywania konfliktów. Kapuściński nie zatrzymuje swojego reportażu na samej relacji z przebiegu wojny. Stara się również pokazać podłożę i kulturę tamtego świata. W Ameryce Łacińskiej sposób odbierania futbolu jest szaleństwem. Ludzie po przegranym meczu są zdolni do samobójstw, a całe drużyny mogą pójść za to do więzienia. Właśnie tak oddaną realnością Kapuściński zachwyca czytelnika, pokazując, do czego mogą prowadzić emocje sportowe.
„Wojna futbolowa” ukazuje reportaże z najrozmaitszych miejsc. Większość poświęcona jest Afryce - „domu” i miejscu pracy Kapuścińskiego. Właśnie z Afryki relacjonował on najważniejsze wydarzenia.
Wszystkie reportaże stoją na wysokim poziomie, lecz nie sposób wszystkich zrecenzować. Jednym z wielu, godny uwagi jest reportaż o sytuacji Nigerii w 1966 roku. Doszło tam do masowych wystąpień ludności, krwawych, bezwzględnych i niesprawiedliwych, byle obalić przeciwnika, a później zdobyć władzę.
Tenże reportaż to książka dla ciekawych. Znajdują się tutaj obiektywne relacje z Afryki oraz inne teksty, w których aktywnie uczestniczył autor. Zaznacza on wiele ważnych problemów występujących na Czarnym Lądzie. Kontynent ten jest, niestety, najuboższy. Wielu ludzi jest niewyedukowanych i m.in. przez to ogromna liczba społeczeństwa umiera na AIDS.
Wojna futbolowa pozwala spojrzeć na świat z innej perspektywy i docenić to, co mamy. Warto wiedzieć, że zawsze może być gorzej niż jest.
„Wojna futbolowa” w bardzo barwny sposób ukazuje nam rodzącą się niepodległość krajów afrykańskich oraz burzliwe kształtowanie się ich chwiejnej, bo opartej na korupcji i przemocy państwowości.
Czytając książkę Kapuścińskiego, stajemy się również świadkami podróży na Kaukaz, wojny domowej w Angoli oraz wielu innych wydarzeń opisanych w sposób, który z pewnością wywrze pozytywne emocje na czytelniku. Książka jest warta przeczytania także dlatego, że ukazuje nam kulisy pracy reportera sprzed kilkudziesięciu lat, z czasów, gdy jedynym środkiem przekazywania informacji na odległość była maszyna zwana dalekopisem, co tylko podkreśla jak trudny, ale i pełen przygód był ten zawód.

Pozdrawiam nauczycielkę od j. polskiego JW :)

Tekst został sprawdzony pod kątem błędów przez profesjonalny program. Interpunkcja, ortografia, styl, logika - wszystko w jak najlepszym porządku.

Książkę pt. „Wojna futbolowa” napisał Ryszard Kapuściński. Jest to zbiór różnych reportaży z Ameryki i Afryki pozbieranych w całość przez autora, co ciekawe, pod presją ze strony wydawnictwa.
Tytułowa wojna futbolowa została przedstawiona jako konflikt pomiędzy Hondurasem i Salwadorem w czasie eliminacji do Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w Meksyku 1970 roku. Rywalizacja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książkę pt. „Wojna futbolowa” napisał Ryszard Kapuściński. Jest to zbiór różnych reportaży z Ameryki i Afryki pozbieranych w całość przez autora, co ciekawe, pod presją ze strony wydawnictwa.
Tytułowa wojna futbolowa została przedstawiona jako konflikt pomiędzy Hondurasem i Salwadorem w czasie eliminacji do Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w Meksyku 1970 roku. Rywalizacja tych krajów przerodziła w wyniku nieszczęśliwych wydarzeń w wojnę. W czasie 100 godzin wali zginęło ok. 6 tys. osób, wiele tys. zostaje rannych, a także kilkanaście tys. traci dach nad głową. Czytając ten reportaż, możemy uświadomić sobie, jak futbol był postrzegany w Ameryce Łacińskiej. Dla tamtych mieszkańców był to nie tylko sport, ale także część kultury, sposób do rozwiązywania konfliktów. Kapuściński nie zatrzymuje swojego reportażu na samej relacji z przebiegu wojny. Stara się również pokazać podłożę i kulturę tamtego świata. W Ameryce Łacińskiej sposób odbierania futbolu jest szaleństwem. Ludzie po przegranym meczu są zdolni do samobójstw, a całe drużyny mogą pójść za to do więzienia. Właśnie tak oddaną realnością Kapuściński zachwyca czytelnika, pokazując, do czego mogą prowadzić emocje sportowe.
„Wojna futbolowa” ukazuje reportaże z najrozmaitszych miejsc. Większość poświęcona jest Afryce - „domu” i miejscu pracy Kapuścińskiego. Właśnie z Afryki relacjonował on najważniejsze wydarzenia.
Wszystkie reportaże stoją na wysokim poziomie, lecz nie sposób wszystkich zrecenzować. Jednym z wielu, godny uwagi jest reportaż o sytuacji Nigerii w 1966 roku. Doszło tam do masowych wystąpień ludności, krwawych, bezwzględnych i niesprawiedliwych, byle obalić przeciwnika, a później zdobyć władzę.
Tenże reportaż to książka dla ciekawych. Znajdują się tutaj obiektywne relacje z Afryki oraz inne teksty, w których aktywnie uczestniczył autor. Zaznacza on wiele ważnych problemów występujących na Czarnym Lądzie. Kontynent ten jest, niestety, najuboższy. Wielu ludzi jest niewyedukowanych i m.in. przez to ogromna liczba społeczeństwa umiera na AIDS.
Wojna futbolowa pozwala spojrzeć na świat z innej perspektywy i docenić to, co mamy. Warto wiedzieć, że zawsze może być gorzej niż jest.
„Wojna futbolowa” w bardzo barwny sposób ukazuje nam rodzącą się niepodległość krajów afrykańskich oraz burzliwe kształtowanie się ich chwiejnej, bo opartej na korupcji i przemocy państwowości.
Czytając książkę Kapuścińskiego, stajemy się również świadkami podróży na Kaukaz, wojny domowej w Angoli oraz wielu innych wydarzeń opisanych w sposób, który z pewnością wywrze pozytywne emocje na czytelniku. Książka jest warta przeczytania także dlatego, że ukazuje nam kulisy pracy reportera sprzed kilkudziesięciu lat, z czasów, gdy jedynym środkiem przekazywania informacji na odległość była maszyna zwana dalekopisem, co tylko podkreśla jak trudny, ale i pełen przygód był ten zawód.

Ocena za recenzję: 5

Pozdrawiam nauczycielkę od j. polskiego JW :)

Książki całej nie przeczytałem, bo była strasznie nudna, ale z czegoś musiałem sklecić tę recenzję.

Tekst został sprawdzony pod kątem błędów przez profesjonalny program. Interpunkcja, ortografia, styl, logika - wszystko w jak najlepszym porządku.

Książkę pt. „Wojna futbolowa” napisał Ryszard Kapuściński. Jest to zbiór różnych reportaży z Ameryki i Afryki pozbieranych w całość przez autora, co ciekawe, pod presją ze strony wydawnictwa.
Tytułowa wojna futbolowa została przedstawiona jako konflikt pomiędzy Hondurasem i Salwadorem w czasie eliminacji do Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w Meksyku 1970 roku. Rywalizacja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

- Dzisiaj 15 września – to pamiętna data dla bitwy o Anglię…
- Łee, kto by się tam jakimiś datami interesował? Myśliwcami to mam mózg zaprzątnięty, bo mnie to interesuje, a po co komuś jakieś daty? W ogóle cię nie rozumiem…
- Myśliwcami się interesujesz, a roku 1940 nie znasz?
- A co niby ta data ma wspólnego z tymi samolotami?
- Hurricane, Spitfire, Messerschmitt – mówi to „panu” coś?
- Same myśliwce mówią, ale bitwy w ogóle nie znam. Jak chcesz, to możesz mi opowiedzieć o tej bitwie.
- W sumie to sam możesz przeczytać w „Dywizjonie 303” Arkadego Fiedlera.
- Dobra obiecuję, że przeczytam, ale najpierw mi opowiedz o tej książce.
- OK. Ten utwór to przede wszystkim reportaż z pola, a w zasadzie z powietrza bitwy o Anglię, dziejącej się w ciągu dwóch miesięcy – sierpnia i września 1940 roku. Autor opisuje najważniejsze wydarzenia, w których znaczącą rolę odegrali nasi polscy piloci.
- A coś więcej o samym „Dywizjonie”?
- Fiedler opisuje, że powstał w 1940 roku, z rozkazu Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych generała Władysława Sikorskiego. Był on pisany „na gorąco”; pierwsze strony zostały napisane w końcu bitwy, a ostatnie kilka tygodni później.
„Nigdy w historii ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele, tak nie wielu”. Te słowa Winstona Churchilla chyba najlepiej odzwierciedlają to jaka była załoga Dywizjonu. W całej bitwie samemu Dywizjonowi 303 udało się zastrzelić aż 126 wrogów, co oznacza, że co siódmy niemiecki samolot giną wtedy od polskich pocisków.
Czytając książkę mamy okazję poznać historię młodych 20-letnich bohaterów, a m.in. Józefa Frantiska, Mirosława Ferića, Witolda Urbadowicza, Witolda Łokuciewskiego i Ludwika Paszkiewicza. Poświęcenie i odwaga – to ich główne cechy. Przez Fiedlera zostały poruszone także wątki bezkresnej, bezinteresownej przyjaźni panującej między polskimi lotnikami. Oni byli gotowi oddać za siebie życie w sytuacji zagrożenia drugiego.
- Czyli cała książka skupia się i wychwala tych, niewątpliwie, bohaterów?
- Nie tylko ich. Dla mnie Fiedler wcale nikogo nie wychwalał, a nawet traktował każdego na równi. Bohaterami książki są także np. mechanicy, którzy mimo braku bezpośredniego udziału w bitwie odgrywali w niej całkiem dużą rolę. W końcu te myśliwce nie były niezniszczalne.
- A jakieś obrazki z tamtego okresu bitwy to znajdę w książce, czy nie?
- Ależ oczywiście. Można powiedzieć, że to taki mini album zdjęciowy prowadzący przez losy tej wojny. Sama książka jest napisana bardzo prostym i przystępnym językiem. Z pewnością ją szybko przeczytasz.
Oczywiście w książce znajdziesz masę ciekawie i realistycznie odzwierciedlonych pojedynków Naszych przeciw „Adolfkom”, jak żartobliwie nazywali Niemców piloci Dywizjonu. Osobiście czytając książkę, miałem wrażenie jak bym siedział na skrzydle jednego brytyjskiego Spitfire’a Dywizjonu 303 i bezpośrednio uczestniczył we wszystkich tamtych powietrznych pojedynkach. Losy oczywiście rozstrzygnęły się na korzyść Anglii, decydującej niedzieli - 15 września 1940 roku, dokładnie 74 lata temu. Czy nie uważasz, że powinno być ci wstyd, za brak patriotyzmu – brak pamięci o II wojnie światowej?
- No w sumie to masz rację, głupio, że nic o tej bitwie nie wiedziałem, ale to nie oznacza, że nie pamiętam o II wojnie światowej! Idę do biblioteki, wypożyczę i przeczytam. Mam nadzieję, że się nie zawiodę, ale w końcu będzie coś o myśliwcach, więc nudzić się nie będę?
- Oczywiście, że się nie zawiedziesz! Wrażenia niezapomniane, polecam! :)

Ocena: 5

- Dzisiaj 15 września – to pamiętna data dla bitwy o Anglię…
- Łee, kto by się tam jakimiś datami interesował? Myśliwcami to mam mózg zaprzątnięty, bo mnie to interesuje, a po co komuś jakieś daty? W ogóle cię nie rozumiem…
- Myśliwcami się interesujesz, a roku 1940 nie znasz?
- A co niby ta data ma wspólnego z tymi samolotami?
- Hurricane, Spitfire, Messerschmitt – mówi to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Recenzja spektaklu Teatru Telewizji

LATO GORĘTSZE OD INNYCH – WARSZAWA 1944

Powstanie warszawskie, jak i cała II wojna światowa zapadło głęboko w pamięć narodowi polskiemu, a w szczególności osobom cudem ocalałym – naocznym światkom tamtych wydarzeń.
Miron Białoszewski – autor „Pamiętnika z powstania warszawskiego” u schyłku lat sześćdziesiątych spisuje swoje wspomnienia w tymże utworze.
Reżyserka Maria Zmarz-Koczanowicz w połowie lat 10. XXI wieku zdecydowała się na inscenizację dzieła Białoszewskiego w formie spektaklu teatru telewizji, który nawet dziś, tyle lat po wybuchu powstania robi niezwykłe wrażenie przede wszystkim swoją prostotą, potocznością, zwyczajnością języka, który zestawiony jest z archiwalnymi materiałami filmowymi.
Sama inscenizacja „Pamiętnika…” opowiada o losach polskiego poety, wcześniej wspomnianego Mirona Białoszewskiego oraz jego przyjaciół, znajomych i po części rodziny w okresie powstania w 1944 r. Sztuka została zrealizowana na podstawie wspomnień pisarza. W postać Białoszewskiego wcielił się Adam Woronowicz.
Akcja przedstawiona jest chronologicznie do wydarzeń powstania warszawskiego. Zaczyna się w dniu 1 sierpnia, dla Mirona świętem słoneczników, lecz tak naprawdę wybuchem powstania warszawskiego. Znajduje on się wtedy na Woli. Od tego momentu życie bohatera zmienia się o 180 stopni, praktycznie z dnia na dzień. Przeżycie kolejnego dnia – to to o czym marzy wraz z innymi. Później walka o życie staje się jeszcze brutalniejsza. Bohaterowie spektaklu ukrywają się w piwnicach, ale z każdym następnym dniem sytuacja staje się groźniejsza i są oni zmuszeni do szukania nowego pewniejszego lokum – najpierw na ulicy Chłodnej, potem na Starówkę. Tam Miron dołącza do rodziny Swena – swojego przyjaciela. Potem wszyscy przenoszą się do piwnicy na ul. Miodową. Wciąż przybywa nowych uciekinierów. Chleba i wody brakuje. Nikt tu niczym nie gardzi.
Przy ucieczce do kościoła Panny Marii ma miejsce rozsypanie sucharów na ulicy przez Mirona. Starał się ocalić jak najwięcej z nich, ryzykując zastrzeleniem. Ta scena dobitnie pokazała wartość chleba w tamtym okresie.
Pierwszy września – upadek Starówki. Tamtego dnia Miron uciekł do swojego domu rodzinnego kanałami. Niedługo potem nastąpił kres powstania, wszystko ucichło, zachciało się wszystkim żyć. Ludzie zaczęli wychodzić na ulicę, lecz w tej Warszawie nic się nie ostało prócz Śródmieścia. Końcowe kadry spektaklu przedstawiały Warszawę – piękne, kolorowe miasto, żyjące pełnią życia. Tak jakby w ogóle nietkniętą niszczycielską ręką Hitlera.
Można powiedzieć, że spektakl składa się z trzech integralnych scenerii. Pierwsza – to opowieść Mirona Białoszewskiego w mieszkaniu, w swoim pokoju. Druga – sceneria Warszawy 1944 roku przedstawiona w formie czarnobiałych fragmentów filmów dokumentalnych. Trzecia – kolorowa rzeczywistość współczesnej Warszawy wraz z jej pięknem, które kontrastują z widokami miasta w czasie II wojny światowej.
W czasie spektaklu teraźniejszość przeplata się ze wspomnieniami, kolory z czarno bielą, piękno ze szkaradnością wyglądu warszawskich ulic. Takie zestawienie pomaga wyobrazić sobie tamte wydarzenia, a także w odczuciu atmosfery tamtych chwil. Pokazuje, że na dzisiejszych ulicach, kiedyś toczyła się walka o śmierć i życie.
Miron nagrywany jest w ciemnym pokoju, przy lampce, aby podkreślić grozę tamtych wydarzeń. Widz odczuwa wrażenie, jak gdyby Miron siedział obok i mówił prosto do niego. Czasami on sam staje się naocznym świadkiem wydarzeń.
Jeżeli chodzi o warstwę dźwiękową spektaklu, jest ona bardzo bogata. Znacząco wpływa na ukształtowanie nastroju w zarówno chwilach trudnych, smutnych, jak i szczęśliwszych. Grane są polskie pieśni patriotyczne, których śpiewanie w okresie wojny było zakazane. Oddają one klimat powstania warszawskiego. Dźwięki to również odgłosy wybuchów
i artyleryjskich pocisków. Przybliżają widza do okresu wojny i toczących się cały czas bombardowań. Modlitwy były nieodzownym elementem „przeżycia”. Każdy bał się o życie, więc musiał pokładać nadzieję w miłosiernym Bogu. W zależności od sytuacji starano się śpiewać modlitwy. Popularne było odmawianie litanii.
W spektaklu dominują trzy plany filmowe, a mianowicie półzbliżenie, plan amerykański
i plan ogólny. Półzbliżenie następuje wtedy, kiedy Miron jest przedstawiony w swoim pokoju. Widać jest wtedy tylko jego twarz i widz może skupić się na słowach przez niego wypowiadanych. Plan amerykański następuje wtedy, kiedy mamy do czynienia z dialogami osób, a plan ogólny przedstawia widok dawnej Warszawy.
Autor „Pamiętnika…” stosuje język, dzięki któremu widz może poznać prawdziwe oblicze wojny. Pozwala widzowi zrozumieć powagę sytuacji. Jest to język prosty, wręcz potoczny. Zestawienie takiego języka z archiwalnymi materiałami filmowymi i widokiem współczesnej Warszawy sprawia, że nawet dziś tyle lat po powstaniu warszawskim spektakl robi niezwykłe wrażenie.
Sceneria mieszkania Białoszewskiego, a w nim półzbliżenie, pasuje do stylu opowiadania.
Spektakl „Pamiętnik z powstania warszawskiego” w reżyserii Marii Zmarz-Koczanowicz bardzo mi się podobał. Wg mnie Adam Woronowicz idealnie spisał się w roli Mirona Białoszewskiego. Świetna gra aktorska dodała wiele zalet temu spektaklowi. Scenografia była bardzo urozmaicona. Z jednej strony widok niszczejącej Warszawy kontrastujący
z widokiem współczesności. Była to bardzo dobra próba pokazania zmian, jakie zaszły
w ciągu tych 60 lat po wojnie. Ujęła mnie szczerość i bezpośredniość przekazu, a także „zwyczajność” i prostota języka autora. Samo pokazanie powstania z perspektywy
20-letniego studenta, niebiorącego udziału w wojnie było sprawnie wyreżyserowane. Mogłem poznać życie Warszawy lepiej od scenerii redut i barykad – ze strony studni, piwnic, kanałów i suteren. Odczuć co to znaczy walka z głodem, pragnieniem, śmiertelnym strachem i nadzieją na życie, a także codzienne poszukiwanie bezpieczniejszego miejsca, gdzie można spokojnie żyć. Lecz spokojne życie tamtymi czasy nie istniało. Spektakl pokazał dobitnie życie w piwnicach, gdzie ludzie modląc się, zawierzają życie Bogu, śpiewają układane pieśni patriotyczne, lub po prostu rozmawiają. Inscenizacja była również dla mnie bogatą lekcją historii o powstaniu warszawskim.

Ocena za recenzję: 5

Pozdrawiam nauczycielkę od j. polskiego JW :)

Tekst został sprawdzony pod kątem błędów przez profesjonalny program. Interpunkcja, ortografia, styl, logika - wszystko w jak najlepszym porządku.

Recenzja spektaklu Teatru Telewizji

LATO GORĘTSZE OD INNYCH – WARSZAWA 1944

Powstanie warszawskie, jak i cała II wojna światowa zapadło głęboko w pamięć narodowi polskiemu, a w szczególności osobom cudem ocalałym – naocznym światkom tamtych wydarzeń.
Miron Białoszewski – autor „Pamiętnika z powstania warszawskiego” u schyłku lat sześćdziesiątych spisuje swoje wspomnienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

– Światło sobie zapal, bo po ciemku to ty nic się nie nauczysz! – zgromił mnie brat.
– Ćśśś. Właśnie ćwiczę, nie przeszkadzaj… – rzuciłem z przekąsem.
– Aha, ćwiczysz lenistwo?
– Lenistwo to nic nie robienie, a ja jak widzisz, ćwiczę zmysł widzenia w ciemności.
– Przecież nie istnieje taki zmysł! Znowu się jakichś filmów naoglądałeś! NIE ISTNIEJE i kropka.
– A tutaj cię zaskoczę: mianowicie przeczytałem!
– To ta książka musiała być ciekawa, skoro dotrwałeś do końca fabuły.
– A jakże! Ciekawa to za mało powiedziane! To była BARDZO ciekawa książka.
– Dobra już skończmy to przekomarzanie, a ty opowiedz mi o niej.
– Spoko. Autorem „Honoru złodzieja” jest Douglas Hulick.
– Przecież słowo honor i złodziej to w zasadzie oksymoron.
– Ale możesz mi nie przerywać? Może na początku zaznajomię cię pokrótce z akcją tej książki fantasy?
– Zamieniam się w słuch.
– Akcja utworu dzieje się w tajemniczym imperium Ildrekka, gdzie za każdym rogiem czyhają na wszystkich złodzieje i mordercy. Aby w nim przetrwać, potrzebne są przede wszystkim spryt, pieniądze, niemało informacji a najlepiej, żeby ktoś posiadał jeszcze dar widzenia w ciemności.
– No gadaj, kto to wszystko posiadał, bo nie wytrzymam!
– Wyluzuj. Przecież, gdybym nic nie zdradził, to nie zachęciłbym cię do przeczytania tej książki… Ale do rzeczy. Po akcji oprowadza nas główny bohater – Drothe! Jest to Nos, czyli złodziej–informator w jednej ze specjalnych organizacji, która kontroluje miasto. Przez wiele lat zdobywał informacje od najróżniejszych osób, jednak jego dostatnie życie kończy się w najmniej oczekiwanym momencie. Jego szef – Nicco, wraz z jego ludźmi jest przez kogoś nękany. Bohater jest zmuszony wyśledzić, kto za tym wszystkim stoi! Do tego wpada w posiadanie księgi, która daje nieograniczoną władzę, ale może też zniszczyć całe imperium. Ale co ja ci będę ględził, jak zaczniesz czytać, to się nie oderwiesz!
– A co tobie się w niej podobało, skoro była taka interesująca?
– Przede wszystkim akcja! Normalnie zaczynasz czytać i po chwili książka, normalnie wciąga. Autor do ostatniego momentu trzymał mnie w napięciu. Co chwilę los dostarczał Drothe’mu coraz nowe wyzwania, a ja śledziłem, czy uda się jemu ze wszystkiego wyjść cało. I nie zawsze mu się udawało, nie było tutaj bohaterów wyidealizowanych, sam Drothe porażki, które nadrabiał wytrwałością w działaniu. Pozostałych bohaterów autor również przedstawia barwnie, przez co zapadają w pamięć.
– A ta cała Ildrekka ci się podobała?
– Ildrekka i cały świat wykreowany przez autora. Ciekawe było poruszenie tematu reinkarnacji króla, którego dusza podzielona na części powracała na tron. Również interesujący był sposób, w jaki powstała cała władza. Podobały mi się też barwne opisy miejsc i wydarzeń, które oddawały mroczny klimat Ildrekki.
– A jak oceniasz język książki?
– Książkę, według mnie czytało się bardzo szybko, akcja nie zwalniała, a język był w większości momentach prosty. Jeżeli chodzi kwestię artystyczną, to podobało mi się użycie tzw. „gwary złodziei”, którą posługiwali się bohaterowie, a ona sama niejako dodała wartości autentycznych, jeżeli chodzi o tematykę przestępczości.
– A w jakich czasach dzieje się akcja?
– Są to czasy ok. XVI w. Nie znajdziesz tu pistoletów, ale za to rapiery i miecze, którymi można było wyrządzić o wiele więcej ciekawszych rzeczy, niż strzałem z pistoletu. Myślę, że cię przekonałem do przeczytania? Na koniec dopowiem jeszcze, że Hulick miał wiele przygód, podczas pisania tej powieści. Pisał ją aż 10 lat, ale naprawdę warto.
– A to jest książka z jakiegoś cyklu? Są kontynuacje?
– Niestety na razie są tylko 2 tomy z cyklu „Opowieść o kamratach”, ale mam nadzieję, że kolejne już powstają! „Przysięgę stali” już zamówiłem, a tobie radzę zacząć czytać „Honor złodzieja”.
– Wiesz co? W zasadzie to lekcje mogą poczekać :).

Ocena za dialogo-recenzję: 5

Pozdrawiam nauczycielkę od j. polskiego JW :)

W zasadzie to wszystko co jest w tej recenzji napisałem pod publikę i wcale tak nie uważam.

Książki całej nie przeczytałem, bo była strasznie nudna, ale z czegoś musiałem sklecić tę recenzję.

Tekst został sprawdzony pod kątem błędów przez profesjonalny program. Interpunkcja, ortografia, styl, logika - wszystko w jak najlepszym porządku.

– Światło sobie zapal, bo po ciemku to ty nic się nie nauczysz! – zgromił mnie brat.
– Ćśśś. Właśnie ćwiczę, nie przeszkadzaj… – rzuciłem z przekąsem.
– Aha, ćwiczysz lenistwo?
– Lenistwo to nic nie robienie, a ja jak widzisz, ćwiczę zmysł widzenia w ciemności.
– Przecież nie istnieje taki zmysł! Znowu się jakichś filmów naoglądałeś! NIE ISTNIEJE i kropka.
– A tutaj cię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Posiadam z roku 1983

Posiadam z roku 1983

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Posiadam egzemplarz z roku 1986, więc między okładką , a wydaniem rzekomo z roku 1984 jest duża różnica. Podsumowując zmieńcie okładkę książki.

Posiadam egzemplarz z roku 1986, więc między okładką , a wydaniem rzekomo z roku 1984 jest duża różnica. Podsumowując zmieńcie okładkę książki.

Pokaż mimo to