-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz2
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant3
Biblioteczka
2015-10-17
2013-06-20
2013-06-15
2013-02-24
2010-01-01
2011-12-02
Chaos – to słowo według mnie najtrafniej opisuje powieść Kealana Patricka Burke’a. Pod dobrym tytułem, zachęcającą okładką i notką na jej ostatniej stronie kryje się niezbyt porywająca treść.
Być może nie znam się na literaturze grozy i wierni czytelnicy tego typu książek będą chcieli mnie ukamienować, jednak muszę przyznać, że powieść kilkakrotnie wzbudziła we mnie obrzydzenie, odłożenie książki i skierowanie oczu ku górze z towarzyszącym temu, znaczącym westchnieniem. Nie chcę zniechęcić do lektury, bo ilu czytelników, tyle gustów. Przedstawiam jedynie moją subiektywną opinię, licząc się z tym, że nie każdy może przyznać mi rację.
Pomysł jest dość oryginalny, aczkolwiek osoby wierzące w Boga mogą poczuć się nieco dotknięte, ale w przypadku takiej literatury dystans do wydarzeń jest u czytelnika obowiązkowy. Miasteczko Milestone, zapomniane, leżące gdzieś na końcu świata. Latarnie wzdłuż ulic nie działają, mieszkańcy nie spacerują po chodnikach, rzadko kiedy ktokolwiek wychodzi z domu. Jedynie pod knajpami przesiadują roześmiani, niezbyt trzeźwi obywatele. Jednym z tych miejsc jest bar „U Eddiego”, który wcale nie przypomina rozrywkowego lokalu, tak samo jak jego klienci. Nazwę bar zawdzięcza Eddiemu, o którym wiemy tylko tyle, że był łajdakiem, i został pogrzebany gdzieś za pubem. Mroczna speluna, w której co sobota spotykają się… grzesznicy, w celu odpokutowania za popełnione w przeszłości grzechy. Pieczę nad nimi sprawuje wielebny Hill, który co tydzień wyznacza osobę, która w ramach pokuty zabije kogoś innego, wsiadając w samochód i potrącając go na ulicy. Dlatego zdanie „Dzisiaj pojedziesz ty!” budzi grozę wśród klientów. Łatwo się domyślić, że z pastora też jest kawał drania.
Pewnej soboty w barze zjawia się uzbrojony mężczyzna wraz ze swoją dziewczyną, narkomanką i prostytutką. Swoją obecnością przewracają rytualny ciąg zdarzeń do góry nogami. Mózg wielebnego ląduje na ścianie, ktoś się wykrwawia, ktoś trzyma pod stołem pistolet gotowy do wystrzału. Tej nocy do odpokutowania za grzechy został wybrany szeryf Tom, który jest narratorem powieści. Jednak śmierć wielebnego pokrzyżowała te plany i zaczynają się dziać zupełnie nieprzewidziane rzeczy. I tu pojawia się chaos, o którym wspomniałam na początku. Mimo że starałam się czytać książkę naprawdę uważnie, do tej pory nie znam przyczyn niektórych sytuacji. Narracja przeskakuje z miejsca na miejsce, wszystko jest zagmatwane i nie do końca zrozumiałe. Sporo postaci, które są na początku książki opisane z wyglądu, jednak o ich charakterach nie wiemy zbyt wiele, dlatego czasem myliło mi się, kto jest kim, i dlaczego jeszcze się nie wykrwawił na śmierć. Dodam, że czasem wyobrażenia tych postaci budziły bardziej śmiech niż grozę, na przykład czarnoskóry nudysta Cobb czy facet, któremu ktoś usunął oczy, wciskając je kciukami do wnętrza czaszki. Są też gadające, rozjuszone jelenie biegnące przez miasto, które przypomniały mi ukochany w dzieciństwie film „Jumanji”. Pojawia się tu nawet duch piosenkarza Deana Martina wygłaszającego filozoficzne wywody życiowe oraz jego piosenka „There’s no tomorrow”. Groteska.
Język jest cyniczny i wulgarny, czasem nawet prześmiewczy. Chwytem poniżej pasa jest tu opisanie wizerunku Maryi jako kobiety, która „wygląda, jakby miała zaraz dostać ataku padaczki”. Niezbyt trafnych określeń jest tu więcej, jak na przykład „ulica za nimi jest śmiertelnie cicha i wyzuta z życia jak porzucony plan filmowy”.
Nie jestem fanką Kinga, nie oglądam horrorów. Być może dlatego książka do mnie nie trafiła. Po okładce zapowiadającej plejadę barwnych postaci i czarnego humoru, trochę się zawiodłam. Mam jednak nadzieję, że ta opinia przekona kogoś do skonfrontowania własnych odczuć z moimi i przeczytania tej powieści.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi Kobieta20.pl
Chaos – to słowo według mnie najtrafniej opisuje powieść Kealana Patricka Burke’a. Pod dobrym tytułem, zachęcającą okładką i notką na jej ostatniej stronie kryje się niezbyt porywająca treść.
Być może nie znam się na literaturze grozy i wierni czytelnicy tego typu książek będą chcieli mnie ukamienować, jednak muszę przyznać, że powieść kilkakrotnie wzbudziła we mnie...
2012-04-29
Jak przeżyłeś życie? Gdyby teraz miała się zakończyć jego ziemska część, co by po tobie zostało?
Jakie cechy, jakie przedmioty najbardziej cię określają? Gdyby był zwyczaj wkładania do trumny podczas pogrzebu rzeczy związanych z żegnaną osobą, co by to było w twoim przypadku? Czy coś niezwykłego, czy ulubiona biżuteria, może zdjęcie z przyjaciółmi lub po prostu tradycyjnie Biblia i różaniec, a może... Nic?
Takie rozmyślania obciążyły moją głowę po lekturze „Josepha”. Przyznacie, że są to myśli dość grobowe. Choć książka wcale bezpośrednio o śmierci nie mówi. Ale o przemijaniu – owszem.
Minipowieść francuskiej pisarki opisuje życie Josepha – samotnego mężczyzny nie pierwszej młodości, pracującego na gospodarstwie u pewnej rodziny. Joseph to typowy każdy, typowy nijaki, można by powiedzieć, że typowy Józek, gdyby spolszczyć tytuł. Joseph niewiele osiągnął, nie założył rodziny, żyje w cieniu. Nie ma przyjaciół, raczej nikt by nie zauważył, gdyby gdzieś zniknął. Żyje zgodnie z rytmem pór roku, dogląda zwierząt, żadnej roboty się nie boi. Jego codzienne życie można opisać słowami „wstałem – egzystowałem – położyłem się spać”.
Niewielka objętościowo książka ma raczej charakter długiego opowiadania, niż powieści. Nieznacznie ponad sto stron wystarczyło, abym się przekonała, że niestety pisarstwo Marie-Hélène Lafon nie przypada mi do gustu, choć jestem pewna, że znajdzie swoich zwolenników. Pisarka potrafi w jednym, obszernym zdaniu opisać kilka lat życia głównego bohatera, a przy okazji na marginesie wspomnieć o jego bracie i nałogu alkoholowym. Trzeba przyznać, że potrafi budować te złożone zdania bardzo dobrze, bo nie zdarzyło się, żebym kończąc zdanie zapomniała, jak ono się zaczęło. Mimo to styl pisania obfitujący w przecinki i średniki nie należy do moich ulubionych.
Niemniej jednak doceniam tę książeczkę za skłonienie do silnej refleksji nad tym, czy moje życie jest równie nieważne i nijakie, jak Josepha. Świetna okładka dobitnie wskazuje, że Josepha określają zwyczajne przedmioty: zegarek z zepsutą klamrą, scyzoryk, jakieś monety (raczej niskie nominały), klucz i medalik z Matką Bożą, taki normalny, z tych, co rozdaje ksiądz po kolędzie. Nic specjalnego. Co przedstawiałaby moja okładka, okładka książki „Typowa Hania”? Boję się pomyśleć. A jaka byłaby twoja?
Do refleksji. Polecam, choć bez zachwytów.
Recenzja opublikowana na dlaLejdis.pl
Jak przeżyłeś życie? Gdyby teraz miała się zakończyć jego ziemska część, co by po tobie zostało?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJakie cechy, jakie przedmioty najbardziej cię określają? Gdyby był zwyczaj wkładania do trumny podczas pogrzebu rzeczy związanych z żegnaną osobą, co by to było w twoim przypadku? Czy coś niezwykłego, czy ulubiona biżuteria, może zdjęcie z przyjaciółmi lub po prostu tradycyjnie...