-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1156
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać409
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2016-11-21
2016-11-16
2016-11-04
2015-11-03
2016-11-02
O Boże. Najgorszy kryminał, jaki w życiu czytałem. Opis miejsc - katastrofa. Na swoje nieszczęście mieszkam w Trójmieście. I zapewniam, że jest tu więcej ulic, niż Morska. Od pierwszych kilku zdań wiem, ze nienawidzę głównego bohatera. Sylwetka dość ciekawa - życiowy nieudacznik i idiota. Kiedy specjaliści kreślą mu historię kryminalistyki na najciekawszych przypadkach, nasz bohater obserwuje osę. Dużo bardziej interesuje go urlop, niż śledztwo. Właściwie bardziej wyobrażam go sobie w budzie z kebabem, niż na posterunku policji. Język, jakim posługują się twórcy, jest straszny. Tutaj nie pali się papierosów, ale "pallmale". Wzorce zaczerpnięte z takich arcydzieł, jako "50 twarzy Greya". Wszechobecny product placement. Widać, że nie poświęcono najmniejszego wysiłku na zbadanie topografii opisywanych miejsc, procedur, etc. Dlatego główny bohater ciągle jeździ po najbardziej zakorkowanych ulicach w mieście i zachowuje jak kowboj na prerii. Jak naiwnym trzeba być, żeby uwierzyć w opisany przez autorów sposób funkcjonowania policji? Czy my żyjemy na dzikim zachodzie. Z jednej strony totalnie byle jak opisane metody śledcze, struktura, zadania policji. Z drugiej strony przegięte i naturalistyczne opisy każdej pierdoły, jaką bohater mija. Po połowie książki wiem, że zabójca zabija i jest naśladowcą. I tyle. Dowiedziałem się natomiast, że na plaży obok bohatera stał parawan z napisem "Nivea", nosi dres "Adidas" a telefony wykonuje z "Nokii". Dziś nie istnieje marka "Nokia" i to właśnie zagrożenie uprawiania takowego nibypisarstwa, że w oderwaniu od czasu i miejsca treść staje się niezrozumiała. Natomiast przegięty opis odstręcza od czytania kryminału jako lektury nastawionej na śledztwo a nie historię telefonii komórkowej. Bylejakość i brak szacunku dla adresata - czytelnika. Miłoszewskiemu się udało, bo wykazał minimalny szacunek dla odbiorcy i przynajmniej skonsultował część swoich pomysłów z prokuratorami, chociaż też sporo ubarwił i masę byków nasadził (aplikant to nie to samo co asesor). Ponadto konstrukcja fabuły jest koszmarna i niespójna, a jej sposób opowiadania wybitnie nieciekawy. Kiedy doszedłem do opisu zmagań bohatera z szerszeniami, powoli miałem dość i chciałem spalić czytaną książkę w piecu. Z reguły Pater jeździ sobie po Polsce i przeprowadza różne czynności "operacyjne". Następnie prawdopodobnie telepatycznie przekazuje polecenie innym funkcjonariuszom Policji. Dla Patera nie istnieje problem właściwości miejscowej. Nie zajmuje się także żadnymi innymi sprawami. Nie ma on również problemu z ujawnianiem osobom postronnym tajemnicy postępowania przygotowawczego. Ale najgorsze jest to, że widać odmienność stylów obu autorów. Bardzo wypada, żeby jeden z nich nauczył się, że nauka zajmująca się zbieraniem i utrwalaniem dowodów, to w Polsce kryminalistyka a nie kryminologia. Inne nazewnictwo np. w USA. Drugi z autorów używa tej nazwy poprawnie. W efekcie na przemian w książce przejawia się w tym samym kontekście zarówno termin "kryminalistyka" jak i "kryminologia".
O Boże. Najgorszy kryminał, jaki w życiu czytałem. Opis miejsc - katastrofa. Na swoje nieszczęście mieszkam w Trójmieście. I zapewniam, że jest tu więcej ulic, niż Morska. Od pierwszych kilku zdań wiem, ze nienawidzę głównego bohatera. Sylwetka dość ciekawa - życiowy nieudacznik i idiota. Kiedy specjaliści kreślą mu historię kryminalistyki na najciekawszych przypadkach,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zły kryminał. Podobnie jak produkcje spod znaku "Krajewski-Czubaj". Dolegliwości niniejszego dziełka koncentrują się jednak na odmiennym biegunie, niż przy wspominanym wyżej tandemie, a mianowicie chodzi o zły balans pomiędzy realizmem, fantazją oraz zbytnią i niepotrzebną szczegółowością co do wydarzeń. Nie przeszkadza mi ona, jeśli ma fabularne uzasadnienie. Tutaj jednak stanowi jedynie swoiste wypełnienie pomiędzy kolejnymi momentami kulminacyjnymi. Przykładowo wątek księdza - zajmuje dość sporo miejsca, a wykreowany został zupełnie byle jak. Inny problem, to bohater - zupełnie nijaki i nieinteresujący. Kolejny rozwodnik, miłośnik swojej pracy i muzyki. Warto również wspomnieć o dialogach - nędza. Żeby nikt mi nie zarzucił braku argumentacji - fabularnie książka jest dość sztampowa, zawiera kilka ciekawostek związanych z pracą w "firmie". Jednakże pod względem warsztatowym stwierdzić należy, że książka jest napisana językiem bardzo topornym. Utknęła gdzieś pomiędzy realizmem a fantazją. Na zakończenie warto wspomnieć, że "żarcików" autora nikt spoza Polski nie zrozumie. Wątpię również, żeby osoba niezainteresowana historią/politologią zrozumiała, o co mu chodzi. Tak to jest, jak się pisze o sobie, a miejsce i czas akcji osadza wokół "samego siebie". Nie skomentuję kwestii nazwisk - wygląda to jakby autor miał tak bardzo "wylane" na postacie, że nie chciało mu się nawet wykreować ciekawszych, nie mówiąc już o historii i psychologii postaci. Stąd "bohaterów" określają dwie, maksymalnie trzy cechy - Adam Nowak, rozwodnik i pracoholik; Józef Markowski - pieniacz; Anna - drobna blondynka po trzydziestce, wygadana. I oczywiście niechlujstwo jeśli chodzi o dobór nazwisk jest pretekstem do kolejnego żarciku. Maksymalnie irytował mnie wątek piłki nożnej - jednak więcej osób się nią nie interesuje, niż się nią interesuje. Jeszcze mniej można znaleźć entuzjastów polskiej ligi. W efekcie naszego bohatera - Adama Nowaka - można postrzegać jedynie jako łysego "dresa", swoistego smutnego klauna, machającego łapami na meczu piłkarskim drugoligowej drużyny, zdzierającego gardło i przewracającego puste puszki po piwie - swoisty symbol przemijania życia naszego "dzielnego" policjanta. Chyba jednak nie tak miało być, Panie Tomaszu. Na marginesie warto dodać, że w Polsce mieliśmy i mamy tak wiele fajnych spraw, że wystarczyłoby sięgnąć do akt i oblec historię w pewną fabułę - np. opowiedzieć na nowo sprawę Gorgonowej. Ponadto autor porusza fenomenalne kwestie które wystarczyłoby odrobinę rozwinąć również w oparciu o autentyczne sprawy - np. używanie broni. Bohater mógłby nawiązać do tego i wskazać, że sam kiedyś użył bez ostrzeżenia broni i poszedł siedzieć, etc. Ale niestety - to wymaga pewnego "wysiłku", na co nie stać nie tylko naszych krajowych bajkopisarzy, ale również światowej sławy kreatorów pseudokryminałów - w tym najbardziej poczytnych w stylu Mankell czy -mój Boże...- Lackberg. I wreszcie - czy bohater każdej książki, to musi być jakiś patol? Szczytem jest Indriadson, którego bohater nie dość, że rozwiedziony pracoholik, to jeszcze mu się córka puszcza i narkotyzuje. To jest nudne...
Zły kryminał. Podobnie jak produkcje spod znaku "Krajewski-Czubaj". Dolegliwości niniejszego dziełka koncentrują się jednak na odmiennym biegunie, niż przy wspominanym wyżej tandemie, a mianowicie chodzi o zły balans pomiędzy realizmem, fantazją oraz zbytnią i niepotrzebną szczegółowością co do wydarzeń. Nie przeszkadza mi ona, jeśli ma fabularne uzasadnienie. Tutaj jednak...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to