-
ArtykułyOjcowie w literaturze, czyli świętujemy Dzień OjcaKonrad Wrzesiński29
-
ArtykułyRękopis „Chłopów” Władysława Stanisława Reymonta na liście UNESCOAnna Sierant3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 21 czerwca 2024LubimyCzytać579
-
ArtykułyWejdź do świata, który przyspiesza bicie serca. Najlepsze kryminały w StorytelLubimyCzytać2
Biblioteczka
Trudno było mi się zdecydować na ocenę tej książki. Jest ona nietypowa, bo strasznie ciężko i długo mi się czytało, a jednocześnie uważam, że jest niesamowicie dobra. Dlaczego? Wytłumaczę w odwrotnej kolejności. Autor włożył dużo wysiłku w zebranie i spisanie wszystkich przedstawionych baśni. Co więcej podzielił je na kategorię, do których stworzył mini wstępy teoretyczne, dzięki którym Czytelnik z "pierwszego świata" mógł zrozumieć to, co czyta. Bo baśnie afrykańskie są zupełnie inne od tych które znamy. Największym zadziwieniem dla mnie było to, że raczej nie mają morału. Samo opowiadanie dziwnych, magicznych historii w afrykańskich plemionach jest taką rozrywką, że nic więcej nie trzeba! Wartości baśni można raczej szukać w zawartych w niej dziwach oraz zdolnościach opowiadacza - bo można spędzić cały wieczór w wiosce, słuchając jak kolejni bajarze opowiadają to samo, na różne sposoby. Dlatego źle mi się czytało :) Bo jestem z innej kultury, moje życie, doświadczenia i wychowanie są inne, co innego jest dla mnie wiedzą podstawową o świecie oraz mam zupełnie inny sposób postrzegania go, oceniania i opisywania niż przeciętny Afrykańczyk.
Już coraz trudniej jest pojechać do Afryki i trafić na dzikość, zobaczyć tradycję i kulturę. Czasem sobie myślę, że jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma na to szansę. Ale ta książka wręcz ocieka afrykańską kulturą, dzikością i odmiennością. Wejście w tą magiczną inność jest trudne - czasem czyta się ciężko i wolno. Ale w Afryce żyje się ciężko i wolno... Warto czytać powoli te baśnie, chwilę się przy nich zatrzymać i oddać refleksji i próbie zrozumienia tamtego świata.
Trudno było mi się zdecydować na ocenę tej książki. Jest ona nietypowa, bo strasznie ciężko i długo mi się czytało, a jednocześnie uważam, że jest niesamowicie dobra. Dlaczego? Wytłumaczę w odwrotnej kolejności. Autor włożył dużo wysiłku w zebranie i spisanie wszystkich przedstawionych baśni. Co więcej podzielił je na kategorię, do których stworzył mini wstępy teoretyczne,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJak autor sam wskazuje, gatunek książki trudno jest określić. Składa się ona z dwóch przeplatających się przez całość części - rozdziałów opisujących wydarzenia z wyjazdu autora oraz opowiedziane na nowo legendy pochodzące z rejonów RPA. Pozwolę sobie te dwie części ocenić oddzielnie i niezależnie od siebie, bo są bardzo różne, zarówno gatunkowo jak i jakościowo. Rozdziały opisujące sam wyjazd są... niestety słabe... Zabrakło mi w nich zrozumienia lub chociażby próby zrozumienia tamtejszej kultury i ludzi. Może za dużo naczytałam się Kapuścińskiego :) Jednak chociaż autor sam wskazuje, że to nie reportaż ani literatura podróżnicza, to jednak po 3-tygodniowej wycieczce, pobytach w hotelach, restauracjach, parkach narodowych i muzeach pozwala sobie na ocenianie, krytykowanie i narzekanie... Co więcej ciężko się to czytało, ze względu na zupełnie zbędne wulgaryzmy... Ale na szczęście to nie cała książka. Bo te części przeplatane były rozdziałami zaskakująco dobrymi! Legendy afrykańskie są zupełnie inne niż te w naszej kulturze. Mają inną konstrukcję, sens i cel. Czytając polskie przekłady można mieć problem z ich zrozumieniem i zainteresowaniem się. Orbitowskiemu udało się uchwycić to co w nich najlepsze i najważniejsze, zachować ich inność, a jednocześnie przedstawić bardziej "po europejsku". I to się czytało dobrze. Czy poleciłabym tą książkę? Hmm... Pasjonatowi Afryki możliwe, że bym o niej wspomniała...
Jak autor sam wskazuje, gatunek książki trudno jest określić. Składa się ona z dwóch przeplatających się przez całość części - rozdziałów opisujących wydarzenia z wyjazdu autora oraz opowiedziane na nowo legendy pochodzące z rejonów RPA. Pozwolę sobie te dwie części ocenić oddzielnie i niezależnie od siebie, bo są bardzo różne, zarówno gatunkowo jak i jakościowo. Rozdziały...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W książce w pewnym momencie natrafiamy na małą dygresję dotyczącą trudów pracy pisarza. Kapuściński pokazuje, jak łatwa jest praca pisarza tworzącego jakąś historię mającą miejsce w Europie, bo wystarczy, że wyjdzie z domu i będzie opisywał to co widzi: tu kamienica, tam zatłoczona ulica, pełne sklepy, mnóstwo się dzieje. Afrykę opisać trudniej. Często całe miasta, ulice, wyglądają - na pozór - identycznie. Wszędzie takie same małe chatki, brudne zatłoczone uliczki, głodni, nic nie robiący ludzie. O czym tu pisać? Dwa zdania i po sprawie.
Czytając "Heban" można odnieść wrażenie, że odbywamy podróż razem z Kapuścińskim. Nagle przenosimy się do próbującej sobie poradzić z własną historią Rwandy, do zatłoczonego pociągu w Senegalu, czy też na niekończące się piaski Sahary. Książka jest znakomita. Pełna barwnych opisów i przygód. Dla mnie osobiście najlepsze były fragmenty opisujące jakieś małe, drobne szczegóły dotyczące samego miejsca, jakiejś konkretnej osoby, próby wytłumaczenia drobnych gestów, sposobu myślenia ludzi Afryki. Opisy buszujących w ugandyjskiej kuchni czerwonych mrówek, znaczenia powitań i pozdrowień sąsiedzkich, czy drogi z wioski nad rzekę i roli plastikowych pojemników w życiu całych społeczności. Dzięki temu chwilami naprawdę miało się wrażenie, że chwyta się jakiś kawałek tamtego świata, że nagle się w nim znajdujemy i rozglądamy z zachwytem dookoła.
Niesamowite jest to, że z tej książki można poznać różnorodności Afryki, nie ma tu (jakże powszechnego) generalizowania, upraszczania. Bo w końcu Afryka to ogromny kontynent, z 10 tys. plemion, a każde ma swoją kulturę, wierzenia i historię. Jednocześnie Kapuściński znakomicie uchwycił to co wspólne, powtarzalne: mechanizmy niewolnictwa, kolonializmu, dekolonizacji, rządów dyktatorskich, a także powolność i bezczynność ludzi wraz z ich przyczynami, znaczenie czasu, czy pojęcie odległości :)
"Heban" to podróż w głąb tego ciągle nieznanego, nieodkrytego, zaskakującego Lądu! Bardzo polecam! :)
W książce w pewnym momencie natrafiamy na małą dygresję dotyczącą trudów pracy pisarza. Kapuściński pokazuje, jak łatwa jest praca pisarza tworzącego jakąś historię mającą miejsce w Europie, bo wystarczy, że wyjdzie z domu i będzie opisywał to co widzi: tu kamienica, tam zatłoczona ulica, pełne sklepy, mnóstwo się dzieje. Afrykę opisać trudniej. Często całe miasta, ulice,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-17
Arkady P. Fiedler wraz z ekipą filmowo-fotograficzną w 3,5 miesiąca przejechał maluchem wschodnią część Afryki - z Egiptu do RPA. Z ogromną ciekawością sięgnęłam po tę książkę. I trochę się niestety zawiodłam... Sam pomysł wyprawy i to, że to się udało, napawa podziwem i jest ogromnym sukcesem. W trakcie podróży powstawał film, ostatecznie po montażu powstał serial, ponoć dobry. Ogromnym atutem książki są zdjęcia, których jest bardzo dużo i są genialne! :)
Co do samej książki, niestety autor większy nacisk kładł na to, że to wyprawa maluchem, niż na fakt, że przez całą Afrykę. W efekcie Czytelnik dostaje długie strony opisów stanów dróg, na którym biegu i dlaczego trzeba jechać, jak maluch sobie radzi, co się w nim psuje, a co nie, że na każdej stacji przelewają paliwo do baku, i wszyscy pytają "czy to jest samochód"... Od polowy książki to już jest strasznie nudne. Gubi się w tym całe otoczenie, a 16-tys. km Afryki jest odarte z kultury, historii, spotkań z ludźmi, przyrody... Oczywiście te elementy też znajdują swoje miejsce, ale drugorzędne, bardzo szczątkowe i jakby przy okazji. Szkoda. Bo, gdy już znajdzie się czas na rozmowy z jednym z plemion Etiopii, wizytę u goryli, czy też pochylenie się nad kawałkiem historii jakiegoś miejsca, to robi się bardzo ciekawie. Tylko takich chwil w tej wyprawie znajduje się zaledwie kilka. Mam wrażenie - co najsmutniejsze - że sam Fiedler nie doświadczył w czasie tej wyprawy... podróży. Jedynie przejechał przez ten inny świat, jakim jest Afryka. Nie poznał jej, nie doświadczył. Poznał i doświadczył malucha i rodzaje dróg szutrowych...
I jeszcze jedna rzecz, której nie chciałabym pozostawiać bez komentarza. Przykre jest to, jak są opisane w książce relacje z członkami ekipy i jak oni są traktowani. Można dokładnie przeczytać co i w kim się autorowi nie podobało, jak Ktoś tam narzekał i źle pracował... Ok. Może tak było - nie umniejszam tego. Ale czy takich spraw dorośli ludzie nie wyjaśniają sobie osobiście? Naprawdę książka dostępna w każdej księgarni jest dobrym miejscem na takie opisy? Przykre. Moją uwagę też zwróciło uwagę, że narracja przez większość czasu jest prowadzona tak, jakby Fiedler jechał sam, bez 3-osobowej ekipy w drugim aucie, której członkom może i było trochę wygodniej, ale oni również pokonali 16-tys. km. I chociaż jechali lepszym samochodem, który mógłby pojechać dalej i szybciej w ciekawsze miejsca, lub zostać gdzieś na chwilę dłużej, pozostali przy maluchu wiernymi towarzyszami drogi...
Arkady P. Fiedler wraz z ekipą filmowo-fotograficzną w 3,5 miesiąca przejechał maluchem wschodnią część Afryki - z Egiptu do RPA. Z ogromną ciekawością sięgnęłam po tę książkę. I trochę się niestety zawiodłam... Sam pomysł wyprawy i to, że to się udało, napawa podziwem i jest ogromnym sukcesem. W trakcie podróży powstawał film, ostatecznie po montażu powstał serial, ponoć...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to