Fiat 126p zwany w Polsce maluchem jest symbolem zmotoryzowania kraju i „gierkowskiego cudu gospodarczego”. Taki mały pojazd, który na twarzach wywołuje uśmiech. Natomiast Afryka to daleki i nieznany ląd. Wyprawa tym małym miejskim samochodzikiem do krainy lwów i tygrysów zapowiadała się, jako wielka przygoda, ale niestety jedynie się zapowiadała.
Po przeczytaniu Maluchem przez Afrykę czułam niedosyt. Miałam wrażenie, że głównym bohaterem książki jest Arkady Paweł Fiedler, a nie czarny kontynent i zielony 126p. Niestety autorowi brak „lekkości pióra”, dlatego książkę czyta się ciężko, dosłownie trzeba przez nią przebrnąć. Chociaż muszę przyznać, że jest kilka ciekawostek, jednak ogólnie, nie zachwyca. Dla mnie osobiście żenujące jest to, że samochodem w którym odbywa się podróż jest tak naprawdę pojazd włoski (widoczne logo FIAT-a),a nie polski maluszek z logo FSM.
Daję aż pięć punktów tylko, dlatego, że autor książki dojechał fiacikiem do wyznaczonego celu podróży.
Cenię Arkadego za kego dokonania, teraz również za przejechanie całej Afryki elektrykiem. Misja, która wydawała się niemożliwa, stała się faktem. Jedno co może w książce przeszkadzać to przykrycie przygody i poznawania Afyki przez ciągłe opisy gdzie autor znalazł prąd, jak daleko ma do gniazdka i ile procent energii posiada bateria. Autor sam zdaje sobie sprawę, że czytelnikowi może to przeszkadzać, za co przeprasza. Być może inaczej się nie dało - wybaczam. Oczywiście nie brakuje opisów afrykańskiej przyrody czy relacji z rozmów z napotkanymi ludźmi. Duży plus za przemierzenie Afryki zachodnią stroną, czyli zupełnie inną trasą niż Maluchem. Czekam z niecierplieością na kolejne przygody (również na kanale na YT).