Moje pierwsze dobrowolne zetknięcie z poezją zakończyło się dość przewidywalnie, czyli spektakularną porażką. Cel odnalezienia ulubionego wykładowcy w autorze został do pewnego stopnia, możliwego jak na rok uczestniczenia w zajęciach, osiągnięty. Autor jest godny uwagi, dlatego smuci mnie tylko jeden czytelnik i zero opinii. Apeluję do ludzi czytających pana Bartczaka o dzielenie się swoimi refleksjami, by osoby takie jak ja mogły się dowiedzieć o czym czytały. Moje nieśmiałe sugestie, za które śpieszę przeprosić to kpina pogoni za tym co 'modne', co migocze i kręci się wokół, unieruchamiając nas w miejscu, stojących z rozdziawioną buzią. Brak komunikacji i zakłócanie jej przez to, co do komunikacji zostało stworzone jak na przykład środki masowego przekazu, zagłuszające dialog. Nie jestem pewna co miałoby być ucieczką od tego. Autor pisze o powrocie do tego, co było przed, o tym do czego zwracają się drzewa czyli ma być to sugestia, że kiedyś było lepiej? Skoro w szumie radioodbiornika ginie głos człowieka to mamy zwrócić się do siebie? Zachwyt cudami, które już były ma sugerować ogólne znudzenie i to, że ten zachwyt jest niejednokrotnie udawany? Spadanie do błękitu, który rozciąga się pod nami oznacza, że jesteśmy wyżej niż można oczekiwać, jednak nic tam nie ma, a lot w dół jest niepewny bo nie wiemy tak do końca czy 'niebo' jest tym, czego tak naprawdę chcemy? Albo odwrotnie, ma to wskazywać kierunek, w którym mamy się zwrócić? Nie wiem... . Z jednej strony błękit połyskuje pod nami, a szczyty są mroczne, ale to szczyty pozwalają na odniesienia. Zagmatwałam się. Podoba mi się bardzo "znikanie" w 'przenikaniu" i inne językowe rozwiązania. Czyta się gładko, prawie się 'przepływa' po słowach. Pewne są odniesienia do J. Ashbery'ego chociaż niewątpliwie bardziej je przeczuwam niż dostrzegam... . "Płaskie" tytuły mają za zadanie kontrastować i wydobyć ironię. Tego akurat jestem pewna. Ha. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kiedyś spłynie na mnie światło zrozumienia... Ale miałam przecież nie być 'so serious', a zatem za całokształt, za to jaki Autor jest i w równej mierze za to jakim być nie chce - szacun i żółwik!
Pomimo całej sympatii z pewną ulgą jednak wracam do Pottera... .
Moje pierwsze dobrowolne zetknięcie z poezją zakończyło się dość przewidywalnie, czyli spektakularną porażką. Cel odnalezienia ulubionego wykładowcy w autorze został do pewnego stopnia, możliwego jak na rok uczestniczenia w zajęciach, osiągnięty. Autor jest godny uwagi, dlatego smuci mnie tylko jeden czytelnik i zero opinii. Apeluję do ludzi czytających pana Bartczaka o...
Moje pierwsze dobrowolne zetknięcie z poezją zakończyło się dość przewidywalnie, czyli spektakularną porażką. Cel odnalezienia ulubionego wykładowcy w autorze został do pewnego stopnia, możliwego jak na rok uczestniczenia w zajęciach, osiągnięty. Autor jest godny uwagi, dlatego smuci mnie tylko jeden czytelnik i zero opinii. Apeluję do ludzi czytających pana Bartczaka o dzielenie się swoimi refleksjami, by osoby takie jak ja mogły się dowiedzieć o czym czytały. Moje nieśmiałe sugestie, za które śpieszę przeprosić to kpina pogoni za tym co 'modne', co migocze i kręci się wokół, unieruchamiając nas w miejscu, stojących z rozdziawioną buzią. Brak komunikacji i zakłócanie jej przez to, co do komunikacji zostało stworzone jak na przykład środki masowego przekazu, zagłuszające dialog. Nie jestem pewna co miałoby być ucieczką od tego. Autor pisze o powrocie do tego, co było przed, o tym do czego zwracają się drzewa czyli ma być to sugestia, że kiedyś było lepiej? Skoro w szumie radioodbiornika ginie głos człowieka to mamy zwrócić się do siebie? Zachwyt cudami, które już były ma sugerować ogólne znudzenie i to, że ten zachwyt jest niejednokrotnie udawany? Spadanie do błękitu, który rozciąga się pod nami oznacza, że jesteśmy wyżej niż można oczekiwać, jednak nic tam nie ma, a lot w dół jest niepewny bo nie wiemy tak do końca czy 'niebo' jest tym, czego tak naprawdę chcemy? Albo odwrotnie, ma to wskazywać kierunek, w którym mamy się zwrócić? Nie wiem... . Z jednej strony błękit połyskuje pod nami, a szczyty są mroczne, ale to szczyty pozwalają na odniesienia. Zagmatwałam się. Podoba mi się bardzo "znikanie" w 'przenikaniu" i inne językowe rozwiązania. Czyta się gładko, prawie się 'przepływa' po słowach. Pewne są odniesienia do J. Ashbery'ego chociaż niewątpliwie bardziej je przeczuwam niż dostrzegam... . "Płaskie" tytuły mają za zadanie kontrastować i wydobyć ironię. Tego akurat jestem pewna. Ha. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kiedyś spłynie na mnie światło zrozumienia... Ale miałam przecież nie być 'so serious', a zatem za całokształt, za to jaki Autor jest i w równej mierze za to jakim być nie chce - szacun i żółwik!
Pomimo całej sympatii z pewną ulgą jednak wracam do Pottera... .
Moje pierwsze dobrowolne zetknięcie z poezją zakończyło się dość przewidywalnie, czyli spektakularną porażką. Cel odnalezienia ulubionego wykładowcy w autorze został do pewnego stopnia, możliwego jak na rok uczestniczenia w zajęciach, osiągnięty. Autor jest godny uwagi, dlatego smuci mnie tylko jeden czytelnik i zero opinii. Apeluję do ludzi czytających pana Bartczaka o...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to