Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Boje się niemal wszyskich sequeli. Kiedy słyszę to słowo, od razu przypominam sobie masę niezliczonych dzieł filmowych, które zostały upokorzone przez marne kontynuacje. Z książkami jest podobnie. Pół biedy, jeśli chodzi o kontunuację po latach jakiegoś cyklu (o którym to autor zapomniał albo nie chciało mu się go pisać). Ale w jaki sposób chwycić się za bary z takim klasykiem, jak Dracula Brama Stokera? A właściwie nie tylko z Draculą, ale i całym mitem wampira. Nie patrząc na przypadkową książkę Dacre'a Stokera i Iana Holta Will Boje się niemal wszyskich sequeli. Kiedy słyszę to słowo, od razu przypominam sobie masę niezliczonych dzieł filmowych, które zostały upokorzone przez marne kontynuacje. Z książkami jest podobnie. Pół biedy, jeśli chodzi o kontunuację po latach jakiegoś cyklu (o którym to autor zapomniał albo nie chciało mu się go pisać). Ale w jaki sposób chwycić się za bary z takim klasykiem, jak Dracula Brama Stokera? A właściwie nie tylko z Draculą, ale i całym mitem wampira. Nie patrząc na przypadkową książkę Dacre'a Stokera i Iana Holta Will Hill postanowił przenieść historię o najsłynniejszym wampirze do naszych czasów i zrobić z niej powieśc dla młodszych czytelników. Wiem... wiem... Przed oczami staje świecący Pattison, ale śpieszę donieść, że Departament 19 nie kolejną książką na modłę wampirów lalusiów, ale pełnokrwistym zaproszeniem do tańca z klasykiem.

Jamie jest najzwyklejszym brytyjskim nastolatkiem, w którego życie pewnego dnia wkrada się niezwykły świat. Okazuje się, że to, co zobaczył w horrorach jest jak najbardziej prawdziwe. Co gorsza, on sam będzie musiał stawić czoła niektórym z tych koszmarów.
Wybaczcie ten krótki i niezbyt zachęcający opis fabuły, ale nie chciałbym psuć zabawy.
Akcja zaczyna się już od pierwszych stron, a sama książka jest nią dosłownie wypełniona po brzegi. Karabiny, oddziały specjalne, mnóstwo krwi, wampiry, wilkołaki, monstra i strzelaniny - infantylny opis książki mógłby wyglądać właśnie w ten sposób. Na szczęście Hill pokusił się również o zbudowanie dosyć ciekawej historii w pełni opartej na klasycznej powieści Brama Stokera. Z klasyki, z resztą, autor czerpie pełnymi gaściami, ponieważ nawiązania w powieści odnoszą się nie tylko do dzieła Irlandczyka. Przyznaję, że z dużym zainteresowanie śledziłem losy Jamiego i spółki. Hill wie kiedy zwolnić, wie również, w którym momencie trzepnąć mocniej czytelnikiem.
Książka stanowi pierwszą część dłuższej serii, więc postacie są raczej nakreślone niż zbudowane ze specjalną dbałością o głębię. Mnie jednak w ogóle nie przeszkadzało to, żeby kibicować chłopakowi w jego poczynaniach.
Warto też zwrócić uwagę, iż pomimo, że książka adresowana jest do młodszego czytelnika, występują tam naprawdę niezłe momenty. Jest sporo krwi, pojawiają się też sceny przypominające gore. Cóż, signum temporis...
Całość została złożona do kupy wyjątkowo sprawnie.
Spokojnie mogę polecić tą książkę wszystkim, i młodszym i starszym. Z pewnością każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Dla mnie Departament 19 świetnie wskazuje młodemu (i nie tylko) człowiekowi drogę do klasyki nie tylko grozy, ale również literatury. Nie mam wątpliwości, że taki sposób promocji czytania nieco leciwych dzieł, będzie o wiele bardziej skuteczny niż obowiązujący dziś.

Boje się niemal wszyskich sequeli. Kiedy słyszę to słowo, od razu przypominam sobie masę niezliczonych dzieł filmowych, które zostały upokorzone przez marne kontynuacje. Z książkami jest podobnie. Pół biedy, jeśli chodzi o kontunuację po latach jakiegoś cyklu (o którym to autor zapomniał albo nie chciało mu się go pisać). Ale w jaki sposób chwycić się za bary z takim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cóż ciekawego można wymyślić w świecie ogarniętym przez wiecznie głodne ludzkie ścierwa, wałęsające się tu i ówdzie w poszukiwaniu czegoś mniej zepsutego od nich?
Żywe trupy ostatnim czasem zawładnęły umysłami telewidzów i śmiałym - lecz powłóczącym i chwiejnym - krokiem wstąpiły na panteon najbardziej popularnych paskudztw, jakimi karmią nas twórcy literatury popularnej. Powstają kolejne części literackiej, nieznanej wersji Walking Dead. Mamy żywe trupy w świecie bloggerów, żałosne literackie mash-upy, szkalujące zarówno dobre imię twórców klasyki literatury, jak i ukochanych zmarłych. Kirkman zarabia na komiksach, Moody atakuje infekcją Wielką Brytanię, a Keene rozpisuje się w głupotach odnośnie prowadzących samochody trupów. Słowem - jest tego mnóstwo!
Ponawiam pytanie: czy można w literackim świecie żywych trupów stworzyć coś nowego i oryginalnego? Pewnie można. Rhiannon Frater jednak w pierwszej części swojej trylogii Zmierzch Świata Żywych opiera się tej pokusie i prowadzi historię po dobrze znanych torach. Nie oznacza to jednak, że to źle.
Pierwsze dni rozpoczynają się wręcz standardowo. Piękny poranek na przedmieściach pewnego miasta w Teksasie. Mężowie w szlafrokach wychodzą po gazetę z obowiązkowym kubkiem kawy w ręcę, żony odjeżdżają do pracy wystrojone w garsonki, dzieciaki radośnie biegają po podwórku. Mija chwila i mamy apokalipsę zombie. Trupy gryzą żywych, ci gryzą innych żywych, wszędzie krew, flaki i jeszcze raz flaki - istna masakra. W tych warunkach spotykają się dwie urocze niewiasty Jenni i Katie. I to im właśnie czytelnik będzie towarzyszył w podróży do urojengo bezpieczeństwa gdzieś w głębi stanu.
Przyznam, że jeszcze dwa tygodnie temu nie miałem pojęcia o istnieniu pani Frater. Dziwić się temu ciężko, wszak owa pisarka do tej pory umieszczała swoje utwory jedynie w Internecie lub wydawała je własnym sumptem. Podobnie historia ma się z trylogią Zmierzch Świata Żywych. Jednak ku uciesze pani Frater z rodzinką, ktoś podjął się wydania tych książek w USA i w Polsce.
Pierwsze dni to nic innego jak posklejana z różnych kawałków [sic!] żywych trupów opowieść o dwóch kobietach, które nagle muszą radzić sobie w świecie po apokalipsie zombie. Widać, że Rhiannon Frater napisała książkę, którą sama chciałaby przeczytać. Wszystkie elementy już widzieliśmy, ale doprawdy trudno winić samą autorkę. Temat żywych trupów mocno zagarnęły produkcje telewizyjne i kinowe, poszerzając temat o dramat, komedię czy obyczajówkę.
Pierwsze dni to jednak niezła rozrywka w dobrze znanym świecie. Szybka akcja, kilka pukntów zwrotnych i odrobina dramatu psychlogicznego. Autorka (ku uciesze piszącego te słowa) skupiła się w dużym stopniu na anihilacji truposzy, więc ilość gore w powieści jest zadowalająca. Kilka momentów jest nawet nieco obrzydliwych, a słowa miażdżyć, mózg i jelita występują tu wielokrotnie. Z drugiej strony Frater starała się nakreślić zmiany w psychice i zachowaniu poszczególnych bohaterów. Wyszło średnio i nieco naiwnie (w szczególności w dialogach), ale całościowo wychodzi na plus.
W mojej opinii Pierwsze dni to całkiem niezła rozrywka w świecie żywych trupów. Domyślam się, że malkontenci i domorośli specjaliści tematyki ludzkiego chodzącego ścierwa mogą kręcić nosem i wyliczać porównania, ale chyba nie o to chodzi.
Ja czekam na kolejne części ze stajni Vesper i cieszę się, że ktoś bez konieczności silenia się na oryginalność sięgną po dobrze znane elementy i ułożył z nich całkiem zgrabną historię.

http://anti-experthorror.blogspot.com/2013/03/kobiety-na-krancu-swiata.html

Cóż ciekawego można wymyślić w świecie ogarniętym przez wiecznie głodne ludzkie ścierwa, wałęsające się tu i ówdzie w poszukiwaniu czegoś mniej zepsutego od nich?
Żywe trupy ostatnim czasem zawładnęły umysłami telewidzów i śmiałym - lecz powłóczącym i chwiejnym - krokiem wstąpiły na panteon najbardziej popularnych paskudztw, jakimi karmią nas twórcy literatury popularnej....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Najlepsze horrory A.D. 2012 Mort Castle, Brian Evenson, Dawid Kain, Kazimierz Kyrcz jr, Jarosław Moździoch, Michael Slade, Peter Straub, Kaaron Warren, Aleksandra Zielińska, Dariusz Zientalak
Ocena 5,5
Najlepsze horr... Mort Castle, Brian ...

Na półkach:

Antologie to dziwne twory wydawnicze, które wydawcy starają się reklamować przedziwnymi chwytliwymi tytułami. Kiedy zobaczyłem nową antologię opowiadań grozy wydawnictwa Polonsky, zatytułowaną Najlepsze horrory A.D. 2012, nieco kpiący uśmieszek wykwitł mi na twarzy. Kontrowersyjny tytuł przykuwa uwagę potencjalnego czytelnika, ale niesie ze sobą pewną odpowiedzialność. Dlatego z ogromnym zainteresowaniem zasiadłem do czytania. Na chwilę obecną jestem już po lekturze i muszę przyznać, że o ile zabieg marketingowy jest w miarę udany, tak zawartość w większości broni śmiało tego tytułu. Ale od początku.
Zbiór otwiera mocny i zaostarzający apetyt wstęp Bartłomieja Paszylka, który zebrał te teksty w całość. Pierwszym tekstem jest Konkurs obrzydliwości Michaela Slade'a, który w zamierzeniu (jak sugeruje tytuł opowiadania) miał być chyba najbardziej obrzydliwym tekstem zbioru. Dla mnie efekt średnio udany. Owszem, nie polecam czytania tekstu przy posiłku, jednak dla mnie wydał się po prostu komiczny. Na plusik otwarta końcówka.

Kolejnym opowiadaniem jest Kolekcjoner zelówek Jarosława Moździocha. Bardzo byłem ciekaw tego tekstu, ponieważ o autorze naczytałem się mnóstwa przeróżnych opinii, a sam jeszcze nie zapoznałem się z żadnym jego opowiadaniem. Przyznaję, że tekst jest średni, nawet bardzo średni. Niezły pomysł i nieco gorsze wykonanie. Trochę zbyt przewidywalny i toporny. Nie można natomiast odmówić autorowi pomysłu. Jestem przekonany, że komuś ten tekst na pewno się spodoba. Mnie jakoś nie przekonał.
Rzecz o niewidzialnej skrzyni Briana Evensona to dziwna i okraszona czarnym humorem historyjka, która znów nie znalazła u mnie wielkiej akceptacji. Tekst jest niezły stylistycznie i ma pewien abstrakcyjny klimat, ale znów jakoś mnie nie ujął. W tym momencie pomyślałem, że będzie niedobrze. Że oto ponownie dostałem ładnie opakowany zbiór średnich tekstów, który wyparowują z głowy, kiedy człowiek odłoży książkę na półkę. Na szczęście obawy okazały się płonne.
Dawid Kain swoją Ektrakcją udowadnia, że na chwilę obecną jest jednym z najciekawszych autorów polskiej grozy. Tekst jest co najmniej dobry. Świetny pomysł, niezły styl, a sama historia wsysa, że aż miło.
Kolejnym tekstem jest zakręcony, długi i przyjemnie niepokojący tekst Petera Strauba Kicuś to smaczny chleb. Dołujący, ponury i nieco abstrakcyjny tekst o tym, czym jest zło i jakie mogą być jego korzenie. Dodam tylko, że tekst jest dedykowany przyjacielowi pisarza Stephenowi Kingowi, którego raczej przedstawiać nie trzeba. Jeden z lepszych tekstów w antologii. Bardzo podobał mi się oszczędny, wręcz momentami chłodny styl Strauba. Duży plus.
Potem pałeczkę przejmuje znów Polak, czyli Kazimierz Kyrcz Jr. Jego Randka w ciemni to dla mnie jeden z najlepszych tekstów tego zbiorku. Prosty, łatwy i zabawny tekst o rzeczach mało zabawnych. Zdarzyło mi się kilkakrotnie parsknąć śmiechem i poczułem autentyczną sympatię do głównej, nieco zagubionej w chorym świecie bohaterki...
Po opowiadaniu Kyrcza przyszedł czas na nieznaną mi personę, czyli Kaaren Warren. I możesz już tylko oddychać to horror pełną gębą. Tekst o tyle niepokojący, że groza niby widoczna i jasna, a podświadomie wgryza się w umysł i myślę, że (przynajmniej w moim) zostaje na dłużej.
W Najlepszych horrorach A.D. 2012 znalazło się również miejsce dla Aleksandry Zielińskiej. Przyznaję uczciwie, że tekst tej autorki z antologii Pokój do wynajęcia był chyba jedynym, który niezbyt przypadł mi do gustu. Na szczęście tutaj jest zupełnie inaczej. Nocny gość to miejskie ghost story w klimatach a'la Łukasz Orbitowski (jak ujął to Barłomiej Paszylk) w posłowiu. Śmiało się pod tym podpisuję. Do tego opowiadanie z pewnym morałem dla panów, którzy zmieniają partnerki jak rękawiczki.
Czas Gedeona Morta Castle'a to perełka tego zbioru. Bardzo dobre, mocno sugestywne opowiadanie. Castle ma kapitalny styl, dzięki któremu śmiało trzyma czytelnika przyszpilonego to książki. Duża doza makabry, nieco obłędu wymieszane z klimatami postapokaliptystycznymi. Dla mnie rewelacja!
Na koniec zaskoczenie. Tekst Dariusza Zientalaka Robaki zębowe. Kapitalny horror, z niezły twistem. Szczególnie polecam tym, którzy boją się dentysty. Druga perełka książki. Mocny i bardzo dobry tekst.
I tyle. I aż chciałoby się zakrzyknąć: "Co? Już?". Niestety już. Zbiorek liczy sobie dziesięć niezbyt obszernych opowiadań. A chciałoby się więcej...
Słowem podsumowania. Najlepsze horrory A.D. 2012 to naprawdę kawał świetnej roboty. Pozostaje pogratulować wydawnictwu Polonsky i Bartłomiejowi Paszylkowi, bo wypuszczają na świat naprawdę ciekawą pozycję. Oprócz początkowego zgrzytu, ja jestem bardzo zadowolony z lektury. Mnie pozostaje jedynie bardzo polecić tą antologię. Nie dość, że ktoś ponownie stawia na literacką grozę w naszym kraju, to jest to groza na wysokim poziomie. Słowem: must read, must have!

Książkę można nabyć na razie bezpośrednio na stronie wydawcy:
http://www.polonsky.pl/pelna-oferta/najlepsze-horrory-a-d-2012/

http://anti-experthorror.blogspot.com/2012/09/spory-potencja-ad-2012.html

Antologie to dziwne twory wydawnicze, które wydawcy starają się reklamować przedziwnymi chwytliwymi tytułami. Kiedy zobaczyłem nową antologię opowiadań grozy wydawnictwa Polonsky, zatytułowaną Najlepsze horrory A.D. 2012, nieco kpiący uśmieszek wykwitł mi na twarzy. Kontrowersyjny tytuł przykuwa uwagę potencjalnego czytelnika, ale niesie ze sobą pewną odpowiedzialność....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiedzenie, że lubię powieści historyczne, byłoby sporym nadużyciem. "Szukam powieści historycznej, która przypadłaby mi do gustu" jest stwierdzeniem bardziej odpowiednim. Zaczynałem wiele książek traktujących o różnych okresach historycznych. Jedynie garstka z nich zdołała poprzewracać się pod moimi palcami do samuśkiego końca. Większość wróciła do bibliotek, czy wylądowała na półce "Kiedyś się za to wezmę". Jakiś czas temu spróbowałem po raz kolejny odkryć świat, tym razem wczesnego średniowiecza z pomocą Bernarda Cornwella. Siadając do lektury Ostatniego królestwa nie byłem sobie w stanie wyobrazić, że na trzecią część tej sagi będę czekał z zaciśniętymi zębami.
Panowie Północy to trzecia część sagi o Wikingach wymienionego wyżej pisarza. Tym, którzy nie znają losów Uthreda z Bebbanburga odsyłam do wcześniejszych części. Mam nadzieję, że nie popełnię grzechu spojlerowania, jeśli napomknę, że bohater, którego losy śledzimy dzięki Cornwellowi jest w conamniej dziwnej sytuacji. Jest Sasem, wychowanym przez Duńczyków, więc za ojczyznę uważa poniekąd Danię i Anglię. W ten oto sposób młodzieniec bardzo szybko napytuje sobie biedy i musi walczyć w okrutnym świecie.
Tyle, jeśli chodzi o szczątkowy zapis fabuły trzech powieści.

Panowie Północy to zdecydowanie najlepsza i najbardziej dojrzała część sagi. Głównie za sprawą Uthreda, który jako dwudziestodwulatek - według własnej wiary - jest już doświadczonym i określonym władcą. Fabularnie dzieje się sporo. Chyba nawet więcej niż w poprzednich częściach. To, co bardzo znamienne w te powieści, to fakt, że będąc władcą w IX wieku, nie sposób uciec od polityki i to ona zaczyna dyktować fabularne poczyniania Uthreda. Cornwell nie czyni jednak tego w sposób namolny czy zagmatwany. Nie, Uthred tłumaczy sobie politykę ówczesnego świata w spoósb bardzo prosty, przez co i czytelnik nie gubi się w świecie powieści.
Elementem widocznym w Panach Północy jest niepewność i wątpliwości. Nie tylko Uthreda, ale wszystkich, którzy mu towarzyszą. Wątpliwości natury moralnej, politycznej i religijnej. Nadaje to powieści dużo dramatyzmu i realizmu.
Dla kogoś, kto nie czytał tych powieści, ta recenzja będzie mało zrozumiała. Tych delikwentów odsyłam do pierwszej części Ostatnie królestwo - naprawdę warto! Entuzjastów poprzednich części specjalnie zachęcać nie trzeba, wszak Panowie Północy to długo wyczekiwana kolejna odsłona tego świetnego cyklu.
I ostatnie słowo - polecam jak cholera!

http://anti-experthorror.blogspot.com/2012/07/nie-samym-horrem-czowiek-cz4-czyli.html

Powiedzenie, że lubię powieści historyczne, byłoby sporym nadużyciem. "Szukam powieści historycznej, która przypadłaby mi do gustu" jest stwierdzeniem bardziej odpowiednim. Zaczynałem wiele książek traktujących o różnych okresach historycznych. Jedynie garstka z nich zdołała poprzewracać się pod moimi palcami do samuśkiego końca. Większość wróciła do bibliotek, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznaję, że nie należę do zagorzałych fanów gatunku, jakim jest fantasy. Czasem jednak nachodzi mnie niezrozumiała ochota, żeby zgłębić się w świat mieczy, magii, wojowników i smoków. Problem w tym, że choć uwielbiam sam klimat średniowiecznego fantasy, to jednak pokaźne dzieła, które brylują w tym gatunki, niezwykle szybko mnie nudzą. Licząc na literackie „dotknięcie” średniowiecznych krain czy szalonych bitew, dostaje strzępy tego, czego zazwyczaj oczekuję. Czasem jednak zdarza mi się trafić na książki, które nie tylko pochłaniają mnie całego, ale po których odłożeniu na półkę, gęba mi się śmieje i mam ochotę przywdziać zbroje i iść walczyć ze smokami. Podobne odczucia miałem, kiedy odłożyłem na półkę Władcę wilków Juraja Červenáka.

VIII wieka naszej ery. Imperium Awarów zostaje rozbite, część pokornie przyjmuje nową wiarę, narzucaną przez Karola Wielkiego, część natomiast stanowczo się temu sprzeciwia. Uciekająca grupa tego koczowniczego plemienia zostaje nazwana Krwawymi Psami. Kryją się oni w otoczonej magicznymi zaklęciami twierdzy. Śladem mordów, spalonych wiosek i pożogi podąża Czarny Rogan, chcący dokonać zemsty na grupie zabójców…

Tak mniej więcej przedstawia się fabuła tej powieści. Władca wilków jest oparty o mnóstwo wierzeń słowiańskich. Červenák wrzucił do kotła tej krótkiej książki zarówno fakty historyczne, jak i świat słowiańskiej magii. Nie przepadam za dużą ilością elementów magicznych w fantasy, ale tutaj nie przeszkadzał mi ona w ogóle. Autorowi udało się w całkiem sprawny sposób połączyć dwa światy. Czyta się to z niesłabnącym zainteresowaniem.

Kolejnym istotnym elementem, który winduje tą pozycję nad inne w tym gatunku, to osobliwy klimat. Kapitalnie zbudowana ciężka i mroczna atmosfera nadaje Władcy wilków szczególnych – dla mnie – walorów. W szczegóły się zagłębiam, żeby nie popsuć nikomu zabawy, mogę jedynie powiedzieć, że fani horroru, którzy nie stronią od powieści fantasy powinni być w pełni usatysfakcjonowani.

Červenák kapitalnie opisuje również sceny batalistyczne. Jest w nich coś z hollywoodzkiego kiczu, ale w bardzo dobrym znaczeniu tego słowa. Kiedy przeczytałem pierwszy rozdział książki, pomyślałem, że tak właśnie powinna zaczynać się każda pozycja, w której autor walczy o uwagę czytelnika. Wszystko sprawnie, w odpowiednich proporcjach, ale oczywiście nie stroniąc od brutalności i lekkiej makabry.
Bardzo spodobały mi się postacie. Czarny Rogan jako postać niemal sztandarowa przy tzw. epic fantasy, Mirena – wiedźma z dość specyficznym uosobieniem, oraz komiczny Wielimir. Jest oczywiście cała masa innych ważnych i mniej ważnych postaci, ale odkrycie ich pozostawiam czytelnikom tej powieści.

Nie może być za pięknie, więc sypnijmy też dziegciem. Po przeczytaniu Władcy wilków oprócz sporej satysfakcji pozostaje również spory niedosyt. Chociaż zakończenie jest w pełni otwarte, a na horyzoncie szykują się kolejne tomy, to człowiek pyta sam siebie: że już? że koniec? Ta książka jest moim zdaniem za krótka, przez co lekko cierpi kwestia fabularna. Mam wrażenie, że jest to bardziej rozbudowane opowiadanie. Myślę, że rozdmuchanie jej nieco mogłoby przynieść dobre efekty. Tym, którzy przyzwyczajeni są do rozbudowanych fabuł, wielowątkowych powieści czy wielowarstwowych opowieści muszę ostrzec, że tutaj niczego takiego nie znajdą. Władca wilków to solidna, dobrze napisana jednowymiarowa rozrywka. Szybka, krwawa i zabawna.

Dla kogo? Dla wszystkich. Absolutnie. Nie musicie być fanami fantasy, żeby z satysfakcją przyswoić historię Czarnego Rogana. Červenák bardzo umiejętnie złapie was w swoje łapy i nie puści do końca historii. Gorąco polecam!

http://www.anti-experthorror.blogspot.com/2012/06/sowianska-dusza-fantasy.html

Przyznaję, że nie należę do zagorzałych fanów gatunku, jakim jest fantasy. Czasem jednak nachodzi mnie niezrozumiała ochota, żeby zgłębić się w świat mieczy, magii, wojowników i smoków. Problem w tym, że choć uwielbiam sam klimat średniowiecznego fantasy, to jednak pokaźne dzieła, które brylują w tym gatunki, niezwykle szybko mnie nudzą. Licząc na literackie „dotknięcie”...

więcej Pokaż mimo to