rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Seria „Kruk” autorstwa Piotra Górskiego to moja ulubiona seria kryminalna. Jako że nie mam ich za wiele na swojej półce, uważam że to już powinna być wystarczająca rekomendacja dla czytelników. Dlatego z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnej części przygód Sławomira Kruka, bezkompromisowego komisarza policji, który stosując metody balansujące na granicy prawa, stara się dotrzeć do prawdy.

Rodziny się nie wybiera

„Krewni” to trzecia cześć serii niepowiązana z poprzednimi książkami. Jak dla mnie było to trochę dziwne, bo nastawiłem się na bezpośrednią kontynuację, a otrzymałem nowe śledztwo dziejące się kilka miesięcy po wydarzeniach z drugiego tomu. Jednakże nowe śledztwo to nowe wyzwania i problemy z którymi musi się zmierzyć główny bohater. Podczas czytania odniosłem wrażenie, że autor z książki na książkę coraz mocniej podkręca śrubę wytrzymałości głównego bohatera. Gdy myślałem, że pierwszy tom był już brutalny i dołujący, to drugi podniósł poprzeczkę. Nie inaczej jest w trzecim tomie, który według mnie pod tym względem zjada dwa poprzednie na śniadanie.

1..2..3.. giniesz Ty!

Fabuła powieści jest zakręcona niczym świderki w pomidorowej. Najbardziej widać to po przeczytaniu połowy książki, kiedy Sławomir Kruk rozwiązuje jednocześnie kilka zagadek i czujemy totalne zdezorientowanie. Dopiero na końcu, gdy wszystkie klocki są do siebie dopasowywane, widzimy geniusz zawarty w całej historii. Taka konstrukcja fabuły wymaga od czytelnika pełnego zaangażowania i przykucia uwagi. W przeciwieństwie do poprzednich książek to jest ogromny krok na przód dla autora, który rozwinął swój warsztat oraz wprowadził kilka ciekawych zabiegów stylistycznych.

Komisarz Kruk

Pomimo kilku zmian względem poprzednich części, jedno jest niezmienne. Najnowsza powieść trzyma w napięciu i nie puszcza aż do samego końca. Dzięki krótszym rozdziałom, wielokrotnie dałem się załapać na „syndrom kolejnej strony”. Interakcje między bohaterami oraz dialogi, to naprawdę silny aspekt tej powieści. Również często uśmiechałem się pod nosem czytając pełne sarkazmu wypowiedzi bohaterów. Jest to niczym słodko-gorzkie danie, gdzie mrok historii przeplata się z typowym dla autora humorem.

Walka z cieniem

Nie po raz pierwszy autor skupił się na socjologicznych i psychologicznych aspektach sprawy, jednak w tej książce bardziej je uwypuklił. Sprawców zabójstwa nie tylko chce dorwać policja, ale również rodzina nieboszczyka, chcąca wykonać samosąd. Kruk jak nigdy przedtem musi zmierzyć się czasem, aby rozwiązać sprawę i wskazać winnego. Żadna postać w tej powieści nie jest czarno-biała, a dylematy moralne towarzyszyły przez całą lekturę.

Minusy

Niestety książka ma też kilka minusów. O jednym pisałem już wcześniej, a mianowicie uczucie dezorientacji. Spodziewałem się kontynuacji, a dostałem całkowicie inną historię, która jest naprawdę dobra. Kolejnym minusem jest, że powieść jest trochę za krótka. Zanim na dobre się rozkręciła, już się zakończyła. Według mnie jest to sztandarowy popis autora, bo poprzednie książki również rozkręcały się za późno. Dla niektórych czytelników brutalność może być minusem, ale według mnie ten element jest konieczny w tego typu historiach.

Podsumowanie

Podsumowując jest to naprawdę świetna powieść, która trzyma w napięciu i nie powoduje znużenia. Komisarz Kruk to twardy glina, który balansując na granicy prawa, musi tego prawa strzec. Bardzo mnie cieszy, że autor z książki na książkę usprawnia swój warsztat eksperymentując z konwencją. Dla mnie osobiście to jeden z lepszych powieści kryminalnych tego roku.

Pozdrawiam
Emil

Seria „Kruk” autorstwa Piotra Górskiego to moja ulubiona seria kryminalna. Jako że nie mam ich za wiele na swojej półce, uważam że to już powinna być wystarczająca rekomendacja dla czytelników. Dlatego z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnej części przygód Sławomira Kruka, bezkompromisowego komisarza policji, który stosując metody balansujące na granicy prawa, stara się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam czytać debiutanckie powieści, z jednego bardzo prostego powodu. Pomimo potknięć czy pewnych braków warsztatowych, potrafią dać sporo radości z czytania. Poza tym biorąc taką debiutancką lekturę, jest spora szansa wyjść ze swojej strefy komfortu, aby spróbować czegoś nowego, np. gatunku którego omijało się szerokim łukiem. Dobrym przykładem jest moja skromna osoba recenzenta, która twardo stąpa po ziemi i której na półce przeważa literatura faktu, pomieszana z historią oraz powieściami szpiegowskimi. Więc proszę sobie wyobrazić jakie było moje zdziwienie, gdy „Stroiciele” zabrali mi dużą część wieczoru i zostawili ogromny deficyt snu.

Mroczne cienie

Fabuła rozpoczyna, gdy poznajemy Asper oraz Kędziora. Dwójka bohaterów próbuje dostać się do Mrocznego Lasu, miejsca z którego nie ma powrotu. Osobistą misją Asper jest odnalezienie grupy młodzieży, która kilka lat wcześniej wraz z bohaterką zapuściła się w głąb Lasu, i jak się domyślacie, tylko ona zdołała wyjść z niego cało. Kędzior, który nie chce mieć z tą wyprawą nic wspólnego, szybko oddala się od Mrocznego Lasu, jednak targany wyrzutami sumienia postanawia wrócić, aby ratować Asper.

Szczypta magii

To co najbardziej przykuło mi uwagę jest tempo powieści. Książka rozpędza się powoli i dopiero w połowie wskakuje na właściwy tor. Gdy już dosłownie wgryzłem się w fabułę, nim się obejrzałem, musiałem zamknąć tylną okładkę. Dużym plusem powieści są ciekawe opisy, które nie pozwalają się nudzić. Styl autorki jest bardzo plastyczny i bez trudu potrafiłem odnaleźć się w opisywanych miejscach. "Stroiciele" stanowią udaną mieszankę współczesności i magii, która spodoba się fanom takich klimatów.

Asper i Kędzior

Kolejnym plusem są bohaterowie. Bardzo łatwo mogłem się z nimi zidentyfikować, choć z początku Kędzior strasznie działał mi na nerwy. Po pewnym czasie to on wraz z Asper dźwigają na barkach ciężar powieści i to przeważnie z ich perspektywy oglądamy całą historię. Ponadto poznajemy sporo postaci drugoplanowych, o których niestety nie mogę opowiedzieć, by bym zepsuł sporą część fabuły. Mogę zapewnić, że niektóre postacie z pewnością odcisną swe piętno w późniejszych tomach. Widać, że autorka ma na nie pomysł i nie zawaha się go wykorzystać w przyszłości.

ale...

Jeżeli chodzi o minusy, to niestety fabuła na tym etapie jest trochę zagmatwana, przez co wiele sytuacji oraz motywów nie jest wyjaśnione. Mimo tych drobnych niedociągnięcia lekturę przyjemnie się czyta. Niestety, tak jak napisałem wcześniej, „rozbieg” powieści przy takiej ilości wątków był trochę za długi, co spowodowało upchaniem dużej ilości fabuły w drugiej część książki, powodując niedosyt na końcu.

Podsumowanie

Podsumowując "Stroiciele" Ewy Kowalskiej to bardzo dobra książka fantasy, która jest napisana z pomysłem. Pomimo drobnych niedociągnięć oraz minusów, jestem pod ogromnym wrażeniem wyobraźni autorki oraz plastyczności z jaką przedstawia krainę. Wykreowany świat został ciekawie przeniesiony na karty powieści i dobrze współgra z ciekawą historią oraz interesującymi głównymi bohaterami. Szczególne brawa należą się dla autorki, która może pochwalić się debiutem, jakiego mogą wszyscy pozazdrościć. Gdybym nie wiedział, że to debiut, nawet bym się nie zorientował, że napisała to początkująca autorka. Już nie mogę doczekać się kolejnej części i bezsennej nocy.

https://www.mowmikate.pl/2019/04/stroiciele-ewa-kowalska-recenzja.html

Uwielbiam czytać debiutanckie powieści, z jednego bardzo prostego powodu. Pomimo potknięć czy pewnych braków warsztatowych, potrafią dać sporo radości z czytania. Poza tym biorąc taką debiutancką lekturę, jest spora szansa wyjść ze swojej strefy komfortu, aby spróbować czegoś nowego, np. gatunku którego omijało się szerokim łukiem. Dobrym przykładem jest moja skromna osoba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy zastanawialiście się, jak to jest otrzymać nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej, potocznie zwanej Oscarem? Jeżeli choć trochę interesujecie się światem filmowym, to pewnie nie raz. Oczywiście to nie jest najważniejsza nagroda filmowa, według mnie taką jest Złota Palma czy Złoty Niedźwiedź. Jednakże Oscar to jedyna nagroda na świecie, która tak rozpala wyobraźnie, a sama ceremonia przyciąga wiele milionów telewidzów przed ekran. Ale jak to jest naprawdę z tymi Oscarami? Czy rzeczywiście tę nagrodę otrzymują tylko najlepsze filmy, aktorki i najlepsi aktorzy? Jak dużo polityki jest w rozdaniu nagród? I czy rzeczywiście ubiór na ceremonii może zaważyć na karierze?

Największe widowisko świata

Na szczęście na te wszystkie pytania odpowiada książka „Oscary. Sekrety największej nagrody filmowej” autorstwa Katarzyny Czajki-Kominiarczuk. Jest to dobrze napisana i świetnie zredagowana książka, która zbiera nas wprost na czerwony dywan. Autorka zgrabnie pogrupowała wiedzę na poszczególne kategorie, dzięki temu nie byłem zagubiony, jak na tak obszerny temat. Oprócz takich standardowych, czyli co powoduje, że dany film wygrywa, czy przemowy podczas odebrania nagrody, aż po Polskie akcenty na rozdaniu nagród i o reprezentacji mniejszości różnych grup społecznych. To nam daje ogląd jak ogromnym przedsięwzięciem jest ceremonia rozdania nagrody.

Piękny umysł

Bardzo mi się podobały przemyślenia autorki na różne tematy około-filmowe, między innymi co by było gdyby Akademia zagłosowała inaczej, czy nad obecną kondycją przemysłu filmowego oraz znaczeniem samej ceremonii. Nie otrzymujemy jedynie akademickiego przekazu, a okraszony trafnym komentarzem obraz amerykańskiej nagrody oraz samego Hollywood. Za to należy się autorce ogromny szacunek dla autorki, ponieważ jest to niezwykle trudne przy tak rozległym temacie.

To nie jest kraj dla starych ludzi

To powoduje, że autorka niestety musiała z czegoś zrezygnować. Czasem miałem wrażenie, że niektóre podrozdziały są za krótkie, a same fakty przemykają niczym Sokół Milenium w nad przestrzeń. Ponadto rykoszetem dostało się złotej erze Hollywood, zmniejszając ilość informacji o tym okresie, który nie ukrywam, był niezwykle barwnym i kontrowersyjnym w historii fabryki snów. Pani Katarzyna bardziej skupiła się na filmach z ostatnich czterech dekad, celując w młodszego widza, który nawet jeżeli ich nie widział, to kojarzy tytuły (i być może chętniej po nie sięgnie, niż po filmy czarnobiałe).

And the Oscar goes to...

Podsumowując, każdy w tej książce znajdzie coś dla siebie. Przyszły filmowiec może być zachwycony analizą jaki film ma sporą szanse zostać nominowanym, a następnie zwycięzcą w kategorii najlepszy film. Osoby szukające informacji o tym gdzie ląduje Oscar po zakończeniu gali, również nie będą rozczarowane. Pani Katarzyna rozdrabnia Oscary na czynniki pierwsze, analizując prawie każdy aspekt nagrody oraz wpływu na cały przemysł filmowy. Jedynie można się przyczepić, że każdy z tematów nie jest dostatecznie zagłębiony, ale wtedy książka musiałaby mieć dwa razy tyle stron. Jest to naprawdę wyjątkowa pozycja na polskim rynku, ukazująca jak działa Oscar „od środka”.

Czy zastanawialiście się, jak to jest otrzymać nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej, potocznie zwanej Oscarem? Jeżeli choć trochę interesujecie się światem filmowym, to pewnie nie raz. Oczywiście to nie jest najważniejsza nagroda filmowa, według mnie taką jest Złota Palma czy Złoty Niedźwiedź. Jednakże Oscar to jedyna nagroda na świecie, która tak rozpala wyobraźnie, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest pewien autor, który mógłby robić za przykład jak należy pisać książki oraz wydawać je. Od 20 lat Daniel Silva, co roku wydaje kolejne przygody najsłynniejszego izraelskiego szpiega, Gabriela Allona. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że książki trzymają niezwykle wysoki poziom, a w pewnych przypadkach wręcz podnoszą poprzeczkę dla przyszłych książek. Czy w tym roku, autor stanął na wysokości zadania? Dowiecie się tego poniżej.

Angielski zabójca

Daniel Silva odszedł od typowego stylu do którego zdążył nas przyzwyczaić. W tej powieści jest zdecydowanie mniej pościgów oraz strzelanin, a więcej rozwiązywania zagadek z przeszłości, które dawno już zostały zapomniane. Jak dla mnie jest to świetna zmiana i wcale bym się nie obraził jakby kolejne części były w podobnym klimacie. Zasługuje to na ogromy plus, że autor wypełzł ze swojej strefy komfortu i nie bał się poeksperymentować. Kto by pomyślał, że dwa rozdziały poświęcone czytaniu zakurzonej dokumentacji przez dwóch szefów wywiadu, będzie tak emocjonujące. Ale na nic by się zdały te zabiegi, gdyby nie poczucie autentyczności.

Piąta z Cambridge

Aby nadać fabule prawdziwości, Silva nie tylko bierze na tapet bieżące wydarzenia i przeplata je, ale również wykorzystał działającą wciąż na wyobraźnie historię „Piątki z Cambridge”. W szczególności upodobał sobie historię Kima Philby’ego, jednego z pięciu sowieckich szpiegów działających pod przykrywką w MI6. Był to niezwykle dżentelmeński oraz przebojowy oficer wywiadu, który przez 20 lat przekazywał informacje KGB. Do tej pory jest to ciemna plama na brytyjskim MI6 i straszy się nią dzieci oficerów wywiadu. Jest to niezwykłe, że 60 lat po tych wydarzeniach, możemy nadal czuć ducha tej zdrady. Więcej nie mogę zdradzić, bo fabuła naprawdę jest zaskakująca i autor wielokrotnie wpuścił mnie w maliny zaskakującymi zwrotami akcji.

Szpiedzy tacy jak my

Zawsze mi się podobało jak Daniel Silva powolutku zmienia swoich bohaterów na przestrzeni lat. Czuć że Gabriel Allon czy Uzi Nawot, mają swoje lata, coraz więcej doświadczenia i nie tak dużo siły co kiedyś. A mają co wspominać, ponieważ ta epopeja szpiegowska liczy już 18 tomów! Niektóre romansidła mają mniej części. Oczywiście autor wprowadza nowe postaci ale trzon ekipy nadal jest silny i świetnie uzupełniają swoje umiejętności.

Dom szpiegów

Dla wielu moje zachwyty mogą być minusem. Ponieważ bardzo łatwo przyzwyczaić się do stylu jaki wcześniej stosował Daniel Silva. Nie każdemu może podobać się zmniejszenia akcji na rzecz bardziej szpiegowskich klimatów i grzebania w przeszłości. Dla mnie jedynym, takim małym minusem było to, że na początku historia jest trochę zagmatwana i dopiero pod koniec doświadczamy swoistego oświecenia. Ale nie sądzę aby to była ogromna ściana do przebycia dla czytelnika lubującego się w klimatach szpiegowskich.

Podsumowanie

Jest to powieść, która mocno podniosła poprzeczkę względem ostatnich czterech książek. Dla mnie ta lektura to powiew świeżości w bogatym portfolio autora, dzięki temu nie mamy wrażenia, że od jakiegoś czasu ciągle czytamy to samo. Ponadto lekki styl autora, oraz brak szczególnego powiązania z poprzednimi powieściami, znacząco obniża próg wejścia w niezwykłą historię Gabriella Allona, oraz jego spółki. Wymieszanie przeszłości z teraźniejszością było strzałem w dziesiątkę, a obudzenie demonów z tamtych lat pozwoliło choć na trochę postraszyć obecne pokolenie. A co jeśli taki szpieg działa w obecnych służbach?

Jest pewien autor, który mógłby robić za przykład jak należy pisać książki oraz wydawać je. Od 20 lat Daniel Silva, co roku wydaje kolejne przygody najsłynniejszego izraelskiego szpiega, Gabriela Allona. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że książki trzymają niezwykle wysoki poziom, a w pewnych przypadkach wręcz podnoszą poprzeczkę dla przyszłych książek. Czy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z prozą Harlana Cobena. Było to dobre kilka lat temu, wtedy przeczytałem dwie powieści „Jedyna szansa” oraz „Nie mów nikomu”. To było coś niesamowitego. Tajemnica mieszała się z grozą, w której czuć było ogromne napięcie, a zawiła intryga tylko czekała, aby łupnąć czytelnika w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy też inaczej zacząłem patrzeć na thrillery, w których główny bohater nie był antropologiem sądowym, czy prawnikiem, tylko zwykłym człowiekiem z mroczną przeszłością. I teraz w moje łapki trafiła kolejna książka tego autora, niedawno wydana powieść „Nie odpuszczaj”. Czy jest równie udana jak poprzednie jego książki?

Ta jedna noc

Fabuła powieści kręci się wokół tragicznej nocy, która miała miejsce w małym miasteczku na obrzeżach stanu Nowy Jork. Napoleon „Nap” Dumas, obecnie detektyw, przed piętnastu laty stracił brata Leo, oraz jego dziewczynę Dianę. Oboje zostali znalezieni martwi na torach kolejowych. Tej samej nocy dziewczyna Napa, Maura znika. Po latach odciski Maury znajdują się w samochodzie zamordowanego policjanta. Nap rozpoczyna własne śledztwo, w którym trafia na jeszcze więcej pytań.

Bez emocji

I tutaj trafiłem na pierwszy zgrzyt, których jest mnóstwo w tej książce. To co miało być wielką tajemnicą i intrygą, powoduje jedynie ziewnięcie. W ogóle nie czuć napięcia, a odkrywanie demonów przeszłości jest mało ciekawe. Również pomysł wyjściowy jest mocno naciągany, tak samo jak zakończenie. Tak jakby autor nie miał pomysłu jak to zgrabnie zakończyć. Rozumiem, że chciał połączyć przeszłość z przyszłością, jednak wyszło to bardzo sztucznie. Nie wdając się w szczegóły, czuć jest, że autor czerpał trochę inspiracji z takich produkcji jak „Stranger Things” czy „The Dark”. Oczywiście nie tak ekstremalnie, jednak naleciałość jest.

Podobni zupełnie do niczego

Dużym rozczarowaniem okazał się dla mnie główny bohater, który zupełnie mnie do siebie nie przekonał i nawet nie zapadł w pamięć. Detektyw tylko biega to tu, to tam, odkrywając kolejne elementy łamigłówki oraz denerwuje ciągłym przywoływaniem w pamięci zmarłego brata. Mam ważenie, że autor stale nam o tym przypomniał, abyśmy nie pogubili się od nadmiaru wątków, których nawet nie ma tak dużo! Poboczni bohaterowie pałętają się gdzieś w tle, jednak również żaden z nich nie wyróżnia się szczególnie. Mogłoby się wydawać, że żaden z tych elementów ze sobą nie współgra.

Podsumowanie

Czy mimo słabej kreacji głównego bohatera i fabuły są jakieś plusy w tej powieści? Jedynym plusem są świetne opisy. Widać bogaty warsztat autora, który przebiera w dużej ilości środkach wyrazu, dzięki czemu powieść czyta się bardzo szybko. "Nie odpuszczaj " to moim zdaniem mocny zawód dla fanów Cobena. Osobiście nim nie jestem, jednak zdarzyło mi się przeczytać jego poprzednie utwory, które były naprawdę świetne. W tej miałem wrażenie, że im dalej w las tym coraz gorzej. Zdecydowanie nie jest to najlepsza powieść autora. Ani nawet dobra, co najwyżej przeciętna. O jej przeciętności niech przysłuży fakt, że na drugi dzień zapominałem jaki ta książka ma tytuł…

https://www.mowmikate.pl/2018/11/nie-odpuszczaj-harlan-coben-recenzja_4.html

Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z prozą Harlana Cobena. Było to dobre kilka lat temu, wtedy przeczytałem dwie powieści „Jedyna szansa” oraz „Nie mów nikomu”. To było coś niesamowitego. Tajemnica mieszała się z grozą, w której czuć było ogromne napięcie, a zawiła intryga tylko czekała, aby łupnąć czytelnika w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy też inaczej zacząłem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Polowanie na El Chapo Douglas Century, Andrew Hogan
Ocena 7,1
Polowanie na E... Douglas Century, An...

Na półkach: ,

Pierwszy raz o Joaquínie Guzmánie pseudonim „El Chapo” usłyszałem cztery lata temu w wiadomościach, gdy przekazywano relację z jego pojmania. Wzmianka była krótka i streściła tyle, że był najbardziej poszukiwanym baronem narkotykowym w Meksyku. W tej suchej wiadomości nie było nic, co by oddawało jak bardzo dramatyczne były to wydarzenia, oraz jakim człowiekiem był sam „El Chapo”. Dziś jest nam dane to poznać, dzięki książce napisanej przez Douglasa Century oraz uczestnika tych wydarzeń, Andrew Hogana.

Jefe de jefes
Hogan, oprócz tego że był uczestnikiem, to równocześnie był głównym śledczym, dlatego złapanie „El Chapo” było jego obsesją. Do tego stopnia, że wybrał mało bezpieczne życie w Meksyku, gdzie w każdej chwili sciarios mogli posłać go na tamten świat. Jednakże nie działał sam, bo za plecami miał DEA, HSI ale i partnera który zawsze był dla niego wsparciem. Z drugiej strony, przeciwko sobie miał skorumpowanych policjantów, rząd oraz cały kartel narkotykowy. Dlatego złapanie „El Chapo” wymagało niemało odwagi, sprytu i szczęścia.

Kokainowi kowboje
Książka jest napisana w taki sposób, że uzależnia niczym czysta kolumbijska. Po prostu nie mogłem się od niej oderwać. Na pewno w tym pomogły opisy akcji, które są świetnie skondensowane i czuć, że śledczy walczyli z czasem oraz ze zmęczeniem. Jednak na większą uwagę zasługują kulisy operacji, czyli to w jaki sposób agencję zdobywały oraz przetwarzały informację. W wielkim skrócie, podsłuchiwały mnóstwo telefonów komórkowych przestępców. Pragę przypomnieć, że to działo się pięć lat temu, więc obecnie technika jest o wiele bardziej zaawansowana. Wniosek? Lepiej nie wchodzić w narkobiznes, bo i tak Cię dorwą.

Białe szaleństwo
To co jeszcze mi się podobało, to sposób prowadzenia historii. Nie dostajemy wszystkiego od razu, tylko autorzy dawkują nam kolejne etapy pościgu. Nie ma skakania z jednego przedziału czasowego do innego, tylko konsekwentnie prowadzą poprzez wydarzenia. Ewenementem wśród takich książek jest samo źródło informacji. Rzadko się zdarza, aby autor miał informacje o tak świeżej sprawie z pierwszej ręki. Zwykle muszą ratować się przestarzałymi informacjami z archiwów, bądź od świadków, ponieważ agenci wolą pozostać w cieniu.

DEA
Dla mnie poważnym minusem jest, to że sama historia poszukiwania „El Chapo” jest za krótka. Zanim dojdziemy do tego, co tygryski lubią najbardziej, czeka nas dość pokaźny wstęp, mający około sto stron, gdzie poznajemy początek kariery Andrew, jako policjanta oraz agenta DEA. Dopiero w drugiej oraz trzeciej części książka się rozkręca, a gdy już to zrobi, jest koniec. Według mnie historia pościgu spokojnie mogłaby być dłuższa, nie ujmując nic pierwszej części.

Podsumowując, jest to bardzo dobra książka, którą przeczytałem w ekspresowym tempie i polecam ją wszystkim zainteresowanym tematyką. Po za tym, nie ma za dużo na rynku takich pozycji, które by opisywały działania operacyjne z pierwszej ręki. Oczywiście mam zastrzeżenia, do tego jak jest ta książka wyważona, jednak w ogólnym odczuciu dałem się porwać opowiadanym wydarzeniom i nie żałuje spędzonego z nią czasu.

https://www.mowmikate.pl/2018/10/polowanie-na-el-chapo-ahogan-d-century.html

Pierwszy raz o Joaquínie Guzmánie pseudonim „El Chapo” usłyszałem cztery lata temu w wiadomościach, gdy przekazywano relację z jego pojmania. Wzmianka była krótka i streściła tyle, że był najbardziej poszukiwanym baronem narkotykowym w Meksyku. W tej suchej wiadomości nie było nic, co by oddawało jak bardzo dramatyczne były to wydarzenia, oraz jakim człowiekiem był sam „El...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam wakacyjny okres ze względu na to, że mogę nadrobić zaległości czytelnicze, które nawarstwiły się w ciągu roku. Przyznaje się bez bicia, że potrafię zacząć książkę, by później dokończyć ją w wakacje, ponieważ w międzyczasie trafiła się książka do recenzji i trzeba ją przeczytać w terminie. A poprzednia książka, leży sobie grzecznie i czeka na lepsze czasy. Ale czasem trafiają się książki, które choćby świat miał się walić i palić, czyta się jednym tchem. Taką powieścią jest „Gorszy” Piotra Górskiego. Tutaj chciałbym zwrócić uwagę do tych, którzy pierwszy raz widzą nazwisko autora. Przed przystąpieniem do lektury „Gorszego” warto przeczytać „Kruka”, ponieważ druga cześć jest bezpośrednią kontynuacją i mnóstwo wątków z poprzedniej książki ma tu swoje rozwinięcie. Oczywiście recenzja jest napisana bez zdradzania fabuły.

Otoczeni kłamstwem

Dr. House zwykł mawiać, że wszyscy kłamią. Jednakże podczas śledztwa, wraz z komisarzem Krukiem odkrywamy, że niektórzy ludzie kłamią podwójnie. I gdy tak się przyjrzymy bliżej, widzimy w powieści cały przekrój ludzkich przypadłości. Autor Piotr Górski stworzył niesamowite dzieło, znacząco odbiegające od poprzedniczki. Bardziej skupił się na czynniku ludzkim i na opowiadaniu spójnej historii. Właściwie mógł sobie na to pozwolić, ponieważ prawie wszystkich bohaterów poznajemy w pierwszej części. To widać gołym okiem, że autor rozwinął skrzydła i dał porządnego kopa opowieści nie zwalniając tempa ani razu.

Rozdział za rozdziałem

To co było bolączką pierwszej części, autor przekuł w sukces. Krótkie rozdziały świetnie sprawdzają się przy dynamicznie poprowadzonym śledztwie, sprawiając, że syndrom jeszcze jednego rozdziału, przestaje być problemem. Po prostu tej książki nie da się inaczej przeczytać. Ponadto, świetne dialogi nieraz powodujące uśmiech na twarzy, świadczą o dobrze skonstruowanych bohaterach. I podobnie jak w „Kruku”, nikt tu nie jest czarno-biały. Również podobała mi się fabuła, która jest bardzo gorzka i ukazuje szarość polskiej rzeczywistości, gdzie kombinatorstwo jest na pierwszym miejscu, na każdym szczeblu społecznej drabiny. Jest też bardziej brutalnie, pod względem opisów niektórych scen, ale to bardzo dobrze, ponieważ pasuje do mroczniejszego stylu powieści.

Ten gorszy

Aby nie było za słodko, muszę przyczepić się do przewidywalności pewnych zdarzeń, a raczej tego co stanie się z pewnymi postaciami. Podczas czytania miałem wrażenie, że niektóre postacie były dodane tylko po to bardziej rozciągnąć fabułę. No i największy „zarzut” mam wobec tego, że książkę tak szybko przeczytałem i mam nadzieje, że autor będzie kontynuował historię komisarza Kruka. Widzę, że jest to ogromny potencjał na wspaniałą serię.

Podsumowanie

Dobra, spójna historia sprawia, że trudno oderwać się od książki. Również bohaterowie odkrywają swoją mroczną stronę powodując, że sympatia do nich miesza się z odrazą i mogłem poczuć cały wachlarz emocji. Według mnie warto poznać słabszą część pierwszą, tylko po to aby następnie cieszyć się „Gorszym”. Nie spodziewałem się tak znaczącej poprawy i dla mnie jest to ogromne zaskoczenie. To jest niczym oglądanie tyczkarza, który po udanym niskim skoku, wysoko podnosi tyczkę. I ten skok zalicza.

Uwielbiam wakacyjny okres ze względu na to, że mogę nadrobić zaległości czytelnicze, które nawarstwiły się w ciągu roku. Przyznaje się bez bicia, że potrafię zacząć książkę, by później dokończyć ją w wakacje, ponieważ w międzyczasie trafiła się książka do recenzji i trzeba ją przeczytać w terminie. A poprzednia książka, leży sobie grzecznie i czeka na lepsze czasy. Ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ci którzy śledzą naszego bloga wiedzą, że czasem pojawiają się tu książki ukazujące współczesne konflikty zbrojne. Dzieje się tak wtedy, gdy przez nieuwagę Kasia odejdzie od komputera i wtedy ja przejmuję bloga. Oczywiście później Kasia bije, ale na szczęście wolno biega :) Aczkolwiek oprócz pozycji stricte historycznych, dla mnie szczególnie ważne są książki, które są napisane przez ludzi, którzy brali bezpośredni udział w tych konfliktach. „Komandos” jest właśnie taką książką, która przedstawia rzeczywiste działania Amerykańskiej jednostki wojskowej Navy SEAL na przełomie kilku lat. Ponadto ukazuje najbardziej morderczą selekcję wojskową na świecie.

Semper fidelis

W tym miejscu warto by napisać trochę o autorze książki, Robercie O’Neilu, który brał udział w kilku głośnych akcjach, takich jak poszukiwanie Marcusa Luttrella, odbicia z rąk somalijskich piratów Richarda Phillipsa czy zlikwidowania Osamy Bin Ladena. Jednak zanim do tego wszystkiego doszło, autor przeszedł ostrą selekcję, w której na dwustu kandydatów przechodzi tylko trzydzieści. To pokazuje z jakim horrorem muszą poradzić sobie uczestnicy.

„Piekielny tydzień”

Książka podzielona jest na dwie widoczne części. W jednej mamy szczegółowo przedstawione szkolenie plus selekcję na żołnierza jednostki SEAL, w drugiej zaś właściwe akcje jako formalny żołnierz jednostki. Całość brzmi jak dobra opowieść kumpla gawędziarza, który właśnie przybył z wojska pochwalić się co on tam nie robił. Czuć, że autor posiada naprawdę lekkie pióro i nie waha się go użyć przemycając sporo ciekawostek na temat selekcji, na próżno szukając ich gdzie indziej. Jak np. podczas ćwiczeń na plaży największym wrogiem nie jest zimno, czy lodowata woda, a… obtarcia okolic pachwin, ponieważ mokry piasek dostaje się wszędzie. Dosłownie wszędzie. Ale oprócz przygotowania na lądzie, w programie jest przewidziane szkolenie wodne, które jest niezwykle trudne i podwójnie niebezpieczne, bo mały błąd może kosztować życie. Ponadto nad tym wszystkim czuwają instruktorzy, którzy starają się jak mogą uprzykrzyć życie kursantom.

Basic Underwater Demolition

Według mnie pierwsza część książki jest najlepsza i najciekawsza. Ukazuje jak wszechstronną wiedzę oraz umiejętności powinni wykazywać się operatorzy w jednostce SEAL. Niestety w drugiej części ta szczegółowość gdzieś zatraca się i czuć było, że autor chciał upchać naprawdę sporo. Najlepszym fragmentem, według mnie trochę za krótkim, był opis uratowania Kapitana Phillipsa z rąk piratów. Można powiedzieć, że ta akcja wymagała od SEALsów więcej niż pełnego zaangażowania z powietrza i z morza. Cel był niezwykle ważny, a utrata choćby jednego zakładnika spowodowałaby lawinę konsekwencji. Niestety, najbardziej reklamowana historia, czyli likwidacja Osamy Bin Ladena, jest jednocześnie najsłabszą, nie mówiącą nic po za tym co już wiemy z filmów czy innych książek.

Podsumowanie

Niestety kiążka nie jest dobrze zbalansowana. Świetna pierwsza część, przyćmiewa drugą, którą autor napisał tak jakby bał się, że historia samej selekcji będzie mało ciekawa i dołożył coś ze swojego bogatego repertuaru misji zagranicznych. A tych ma na swoim koncie całkiem pokaźną liczbę. Autor wykonał w sumie ponad czterysta misji, w tym te kilka znaczących i najbardziej medialnych. Jednakże to brzmi jakby nie mógł za dużo powiedzieć, albo nie wiedział w jaki sposób przedstawić te historie. Szkoda, bo mógł skupić się na jednym i byłoby to najlepsze opracowanie na temat szkolenia oraz selekcji do Navy SEAL.

Recenzja znajduje się również na naszym blogu:
http://www.mowmikate.pl/2018/07/robert-oneill-komandos-recenzja.html

Ci którzy śledzą naszego bloga wiedzą, że czasem pojawiają się tu książki ukazujące współczesne konflikty zbrojne. Dzieje się tak wtedy, gdy przez nieuwagę Kasia odejdzie od komputera i wtedy ja przejmuję bloga. Oczywiście później Kasia bije, ale na szczęście wolno biega :) Aczkolwiek oprócz pozycji stricte historycznych, dla mnie szczególnie ważne są książki, które są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam powieści, w których autorzy czerpią sporo z różnych gatunków i łączą je w ciekawą historię. Bawią się konwencją, nierzadko odwracając pewne schematy, starają się urozmaicić swoją książkę. Aczkolwiek jest to miecz obosieczny, bo nie każdy fan gatunku trawi takie zabawy i będąc negatywnie nastawiony, po prostu nie przeczyta dzieła, nad którym autor pracował w pocie czoła. Dlatego wydawnictwa starają się sztywno kategoryzować swoje wydania, ażeby zwiększyć sprzedaż wydawanej książki. Często odkrycie tego, że książka nie jest tym czym miała być, jest sporym zaskoczeniem, bo opis wydawcy na przedniej, bądź tylnej okładce przedstawia zgoła co innego. I znów dałem się na to złapać podczas czytania „Czasu zemsty”, gdzie spodziewałem się ciężkiego klimatu powieści osadzonej w ramach drugiej wojny światowej. Jakby tego było mało, miejsce akcji dzieje się na terenie Niemieckiego obozu śmierci Auschwitz. To co otrzymałem, totalnie mnie zaskoczyło.

W skórze cichociemnego.

„Czas zemsty” to powieść utrzymana w awanturniczo-przygodowym stylu, która z thrillerem nie ma nic wspólnego. Historia opowiada działania majora Kotowicza, cichociemnego rzuconego na tajną misje do Polski, który ma za zadanie zinfiltrować i uzyskać plany obozu Auschwitz w Oświęcimiu. Aby to wykonać, zdobywa zaufanie Niemców i samego komendanta obozu Rudolfa Hössa, dla którego pracuje na jego posesji przy obozie jako Volksdeutsch. Autor bardzo dobrze opisuje tragedię, która spotkała wiele narodowości w obozie, oraz techniki, które naziści stosowali na więźniach. To były najbardziej poruszające fragmenty książki, które na długo pozostają w pamięci. Jednak nie wszystko w tej powieści jest prawdą historyczną, co nie mam temu za złe, bo książkę bardzo dobrze się czyta. Jednakże moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy przeczytałem o podziemnym bunkrze marszałka Śmigłego-Rydza, dosłownie pod domem komendanta obozu, do którego wchodzi się tajemnym wejściem na cmentarzu.

To co pozostało.

Jednak samą wojną człowiek nie żyje i na pochwałę zasługuje trzeci rozdział książki, który ukazuje losy bohaterów po wojnie. Nie będę za wiele zdradzał, ale jest to naprawdę ciekawy fragment i szkoda, że autor nie zdecydował się go bardziej rozwinąć, albo chociażby napisać oddzielną kontynuacje na ten temat. Może w przyszłości autor pokusi się o rozszerzenie tej tematyki? Z chęcią przeczytam. To co zasługuje na kolejny plus to dbałość o detale, takie jak uzbrojenia czy umundurowania. Dla mnie, fana tematyki wojennej, jest to bardzo ważne i cieszę się, że nie zostało to potraktowane po macoszemu.

O jeden most za daleko.

Powieść ma poważne momenty, jednak większość czasu spędzamy na przygodzie i kibicowaniu majorowi Kotowiczowi w jego misji. Akcja pędzi na złamanie karku i dosłownie jest kilka chwil w którym możemy złapać oddech. To co mnie w pewnym momencie raziło, to że naszemu protagoniście wszystko się udawało, a naziści są potraktowani jako półgłówki, którzy mają problem z kojarzeniem faktów. Według mnie działania Kotowicza na terenie obozu i po za nim były bardzo widoczne. Po połowie książki oczekiwałem jakiegoś zwrotu akcji, który spowodowałby opad szczęki. No niestety nie doczekałem się, a wszystko potoczyło się po myśli głównego bohatera.

Podsumowanie

Pomimo tych kilku drobnych minusów jestem strasznie zadowolony z tej książki. Jest to niesamowita powieść przygodowa, osadzona w klimatach drugiej wojny światowej. Polecam z całego serca wszystkim miłośnikom wojennych książek i tym, którzy lubią wartką akcję i spojrzenie w przeszłość.

Pozdrawiam
Emil

Uwielbiam powieści, w których autorzy czerpią sporo z różnych gatunków i łączą je w ciekawą historię. Bawią się konwencją, nierzadko odwracając pewne schematy, starają się urozmaicić swoją książkę. Aczkolwiek jest to miecz obosieczny, bo nie każdy fan gatunku trawi takie zabawy i będąc negatywnie nastawiony, po prostu nie przeczyta dzieła, nad którym autor pracował w pocie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakiś czas temu oglądałem film „Ocalony” o historii Marcusa Luttrella, snajpera jednostki specjalnej Navy Seals, jedynego ocalonego po nieudanej akcji zlikwidowania terrorysty Ahmada Szaha. Po akcji Marcus twierdził, że żyje tylko dzięki wyczerpującemu szkoleniu snajperskiemu. Chris Kyle nieżyjący już legendarny strzelec wyborowy, mający potwierdzonych 150 śmiertelnych trafień, brał udział w najbardziej intensywnych walkach w Iraku. Swoje przeżycie na wojnie zawdzięcza rygorystycznemu szkoleniu. Co łączy tych panów? Oboje byli ćwiczeni pod okiem Brandona Webba, który sprawił, że snajper nabrał nowego, śmiertelnego znaczenia na polu bitwy.

Autor ciekawie podszedł do sprawy i nie obsypał nas nudnymi faktami, czy suchymi opisami żywcem wyjętymi z raportu. Całość podzielił na dwie części w jednej ukazując w małym skrócie przebieg kariery oraz trening czterech snajperów z różnych jednostek, Roba Furlonga, Jasona Delago, Nicholasa Irvinga oraz Alexa Morrisona, a w drugiej właściwe akcje, które wykonywali będąc już na służbie w różnych latach. To też ukazało różne podejścia do wykonywania zadań i sposobu w jaki radzą sobie w różnych sytuacjach.

Jednak wisienką na torcie jest możliwość spojrzenia na trening i metody szkolenia strzelców wyborowych. Żadna książka, którą czytałem o jednostkach specjalnych nie dała takiej sposobności. Na dodatek przedstawił dwie bieguny, porównując jak to było kiedyś, a jak jest po reformie, którą przeprowadził. Zmiany dotknęły wszystkich aspektów, od materiału szkoleniowego, sprzęt, miejsce, aż do podejścia do kursanta. Przy okazji autor tłumaczy sporo zagadnień związanych ze strzelectwem wyborowym oraz o samej filozofii snajpera. Podczas opisów akcji, zatrzymywał się przy pewnych niejasnościach, tłumacząc je łopatologicznym językiem. Mogę śmiało napisać, że książka przedstawia kompletny obraz tego czym się zajmuje snajper i najważniejsze, w jaki sposób.

Rozkład na czynniki pierwsze to trudne zadanie, ale według mnie jeszcze trudniejsze zadanie to skleić tyle informacji w książkę, którą będzie się dobrze czytać. Pierwsza część wyszła fenomenalnie, bo czytelnik ma szansę spojrzeć na prawdziwy trening dla snajperów. I dowiedzieć się, że 95% to skradanie się i obserwacja okolicy, a pozostałe 5% to właściwe strzelanie z uwzględnieniem wielu czynników takich jak odległość, wiatr, temperatura otoczenia, a nawet opór powietrza. Natomiast druga cześć, to historie działań wojennych, czterech byłych strzelców wyborowych z różnych jednostek amerykańskiej armii i Kanady. Autor ma dar do plastycznych opisów, ale czasem miałem wrażenie jakby na siłę chciał wywołać emocje u czytelnika i co chwilę urywał opowieść w decydującym momencie, aby przeskoczyć do historii innego człowieka. Po pewnym czasie wiedziałem co zamierza autor i przestało być tak emocjonująco. Niestety ta część książki, jest podobna do tysiąca innych w której są pokazane akcje jednostek specjalnych. Kolejnym minusem jest zły rozkład proporcji w pierwszej części. Autor za bardzo skupił się na ukazaniu tego jak kiedyś szkolono, a ciut za mało przedstawił to jak teraz się szkoli. Z jednej strony rozumiem, bo autor nie może przekazać czytelnikowi wrażliwych informacji, wszak w tej chwili ten program jest w pełni wykorzystywany, ale z drugiej strony czułem pewien niedosyt.

Książkę czyta się bardzo szybko i jest idealna, aby zacząć przygodę z tematyką snajperską. Jest wytłumaczonych sporo kwestii, gdzie na próżno szukać chociażby w najsłynniejszej pozycji poświęconej działaniom snajperskim, czyli książce „Cel Snajpera” Chrisa Kyle’a. Brandon Webb ma wspaniały dar przekazywania wiedzy i gdyby zrobił książkę stricte poświęconą szkole zabójców, byłaby to naprawdę wyjątkowa pozycja. A tak otrzymaliśmy bardzo dobrą książkę o zróżnicowanej tematyce.

Recenzja pojawiła się również na blogu mowmikate.pl

http://www.mowmikate.pl/2018/05/smiertelne-zagrozenie-brandon-webb.html

Jakiś czas temu oglądałem film „Ocalony” o historii Marcusa Luttrella, snajpera jednostki specjalnej Navy Seals, jedynego ocalonego po nieudanej akcji zlikwidowania terrorysty Ahmada Szaha. Po akcji Marcus twierdził, że żyje tylko dzięki wyczerpującemu szkoleniu snajperskiemu. Chris Kyle nieżyjący już legendarny strzelec wyborowy, mający potwierdzonych 150 śmiertelnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zanim Andy Weir napisał „Artemis”, w 2014 roku stworzył prawdziwą perełkę przygodowego sci-fi. Tej książki nikt się nie spodziewał, również nikt na nią nie czekał. Po prostu się pojawiła i z miejsca stała się bestsellerem. Historia Marka Watneya, astronauty, który przez burzę piaskową pozostał w bazie na Marsie, jest moją ulubioną wariacją na temat Robinsona Cruzoe. Tylko oddalonego od swojego domu średnio o 80 mln kilometrów.

Marsjański kowboj

Co jest takiego wyjątkowego w tej powieści? Z pewnością wyróżnia się zaraźliwy humor głównego bohatera i jego pomysłowość. Jako że pozostał sam na czerwonej planecie bez kontaktu z Ziemią, nie mógł cichutko płakać w kąciku i czekać na ratunek (albo śmierć). Musiał zakasać rękawy i dzięki naukowemu wykształceniu coś wymyślić, bo zapasy które pozostały w bazie nie wystarczyłyby na długo. Może to nie jest poradnik „Jak przetrwać na Marsie”, ale pozwala od podszewki wczuć się w głównego bohatera, który musi zrobić wszystko, aby przeżyć.

Poradnik pozytywnego myślenia

Książka trzyma w napięciu i nie opuszcza czytelnika na moment. Aby nie było za różowo, Markowi nie wszystko się udaje i nawet gdy posiada świetny plan, zostaje sponiewierany przez marsjański los. Czasem drobne przeoczenie powoduje katastrofalny skutek. Ale jak już napisałem wcześniej, humor głównego bohatera nie opuszcza, nawet w najmroczniejszych momentach stara się nie tracić głowy. Markowi zdarza puścić oczko do czytelnika, przez co może odnaleźć mnóstwo odniesień do popkultury. Nie jest sztywną postacią i dzięki temu otrzymaliśmy jednego z lepszych książkowych bohaterów.

Daleka droga do domu

Autor odkrył na nowo uniwersalną powieść o rozbitku, który musi poradzić sobie z przeciwnościami losu. Dla mnie, miłośnika fantastyki naukowej oraz kosmicznych wojaży, ta książka jest czymś czego brakowało od wielu lat na zakurzonym rynku wydawniczym i pomimo utartych schematów, czuć powiew świeżości. Prawie cała książka jest napisana w formie dziennika, co dodatkowo dodaje autentyczności przedstawionej historii człowieka, który jest zdany sam na siebie. Aczkolwiek czasem miałem wrażenie, że ilość złych zdarzeń przekracza dopuszczalną normę, ale rozumiem, że taki zabieg był zrobiony celowo, aby czytelnik nie zanudził się.

I tak to się żyje na tym Marsie

Powieść jest napisana tak, aby wszystkie zawiłości techniczne zostały od razu wyjaśnione, więc nawet laik, który od czasu do czasu interesuje się taką tematyką nie został brzydko potraktowany przez autora. Większym minusem, który udało mi się zauważyć, to jest trochę naciągana końcówka książki, która, może nie niszczy naukowej otoczki, ale powoduje mały zgrzyt. Podsumowując, jest to naprawdę świetnie napisana książka, wykorzystująca elementy popularnonaukowe w trzymającej napięciu fabule. Mark, pomimo przeciwności losu stara się przeżyć na Marsie wykorzystując swój największy oręż. Pomysłowość i wiedzę. Polecam wszystkim, których kręci fantastyka popularnonaukowa z technicznym zapleczem.

Pozdrawiam
Emil Śmistek

Https://mowmikate.blogspot.com/2017/12/recenzja-andy-weir-marsjanin_27.html

Zanim Andy Weir napisał „Artemis”, w 2014 roku stworzył prawdziwą perełkę przygodowego sci-fi. Tej książki nikt się nie spodziewał, również nikt na nią nie czekał. Po prostu się pojawiła i z miejsca stała się bestsellerem. Historia Marka Watneya, astronauty, który przez burzę piaskową pozostał w bazie na Marsie, jest moją ulubioną wariacją na temat Robinsona Cruzoe. Tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie lubię czytać książek które są w serii. Mini serię, składającą się z trzech tomów, jeszcze przetrawię, ale jak widzę molocha, który posiada dziesięć lub więcej książek to z wielką niechęcią biorę pierwszy tom do ręki. Jest ogromne prawdopodobieństwo, że któregoś tomu zabraknie i pozostanie szukanie po bibliotekach lub antykwariatach. Jednak dla dwóch autorów zrobiłem wyjątek i każda kolejna wydana przez nich książka, jest przeze mnie wyczekiwana z wielką niecierpliwością. Jednym z nich jest Daniel Silva. Biorąc jego siedemnastą książkę do ręki, trochę obawiałem się kontynuacji wątku Saladyna. Po świetnym wprowadzeniu w „Czarnej wdowie”, bałem się, że autor zmarginalizuje jego udział w kontynuacji. I niestety moje obawy okazały się połowicznie spełnione.

Fabuła nie jest jakoś nadmiernie skomplikowana. Cztery wielkie agencję wywiadowcze łączą swoje siły aby pokonać wspólnego wroga, tajemniczego Saladyna, przywódcę ISIS, który dopuścił się do wielu aktów terroru na całym świecie. Oczywiście na czele operacji stoi nie kto inny, jak Gabriel Allon, szef wywiadu izraelskiego i zamiast cichutko nadzorować akcje zza biurka, woli osobiście być na miejscu akcji. Sam sposób w jaki jest ona przeprowadzona, to jest to co tygryski lubią najbardziej. Ale niestety, aby poczuć ten smak, należy przebić się przez trzy czwarte książki. Samą powieść można podzielić na dwa etapy. Pierwszy to mozolne przygotowania do akcji, zdobywanie informacji i środków koniecznych do jej przeprowadzenia, a druga cześć to już właściwa akcja. I niestety według mnie pierwsza część nie jest najlepsza i może zanudzić czytelnika, który powieści szpiegowskie czyta od wielkiego dzwonu i oczekuje efektywnej akcji. Reszta będzie się świetnie bawić, znajdując różne smaczki.

Powieść jest idealna na zimowo-jesienną pogodę. Gdy świat stoi w obliczu terroru, odwiedzamy słoneczne plaże południowej Francji, Maroko czy Zachodnią Saharę. Bogate opisy to jest znak rozpoznawczy autora, dzięki którym czytelnik może poczuć się tak jakby tam był. Autor stara się aby bohaterowie nie mieli lekko będąc na obcej ziemi, wszak agenci wywiadu muszą umieć odnaleźć się w każdym miejscu na naszym globie. Oprócz wspaniałych opisów miejsc, na uwagę zwracają również świetne dialogi i interakcja miedzy bohaterami. Naprawdę czuć chemię między nimi i pomimo profesjonalizmu potrafią żartować, nawet w najbardziej stresującej sytuacji. Dzięki temu, fabuła nie jest sztywna i potrafi bawić jednocześnie trzymając w napięciu.

Pisałem na początku o marginalizacji udziału Saladyna w powieści i to według mnie jest błąd. To jest świetnie skonstruowana postać i naprawdę chciałbym ją widzieć trochę więcej niż kilka rozdziałów. Pomimo świetnej fabuły, autor nie ustrzegł się od kilku minusów. Tym największym dla mnie, było to że kilka elementów było strasznie naciąganych i bardzo przyśpieszonych w czasie. Staram się to tłumaczyć tym, aby powieść była bardziej przystępniejsza.

Podsumowanie

„Dom szpiegów” to dobra powieść, która nie uniknęła kilku uproszczeń i naciągnięć. Nie jest to wybitna powieść, ani też najgorsza w dorobku autora. Dla tych, którzy zaczynają przygodę z Gabrielem Allonem, polecam poprzednią część, obecna pozycja jest jedynie uzupełnieniem.

https://mowmikate.blogspot.com/2017/12/recenzja-daniel-silva-dom-szpiegow_16.html

Nie lubię czytać książek które są w serii. Mini serię, składającą się z trzech tomów, jeszcze przetrawię, ale jak widzę molocha, który posiada dziesięć lub więcej książek to z wielką niechęcią biorę pierwszy tom do ręki. Jest ogromne prawdopodobieństwo, że któregoś tomu zabraknie i pozostanie szukanie po bibliotekach lub antykwariatach. Jednak dla dwóch autorów zrobiłem...

więcej Pokaż mimo to