Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Skradzione laleczki Ker Dukey, K. Webster
Ocena 7,5
Skradzione lal... Ker Dukey, K. Webst...

Na półkach:

Ojej.

Wiem, to słabe słowo jak na początek recenzji książki, ale – choć próbowałam – nie umiem rozpocząć inaczej. A zatem:
Ojej, co tu się w ogóle wydarzyło? Dlaczego to sobie zrobiłam i skończyłam czytać „Skradzione laleczki”?

Nie miałam szczególnie wygórowanych oczekiwań (mimo dość wysokiej oceny na portalu) – kryminał z dość ciekawie brzmiącym motywem szaleńca wabiącego swe nieletnie ofiary na porcelanowe lalki na pchlim targu. W końcu takie lalki, podobnie jak klauni, od dawien dawna budzą mieszane odczucia – niby zabawki, a jednak dla wielu stają się elementami najgorszych koszmarów. Co mogło pójść źle?
Wszystko prócz pomysłu. Zamiast kryminału, czekała mnie wielostronicowa przeprawa przez coś w stylu zachwytów nad błyszczącą w słońcu klatą Edwarda ze Zmierzchu, tyle, że jedyna różnicą było to, że opisywana tu klata nie lśniła brokatem w świetle dnia. Czytając kolejne opisy umięśnionego torsu rysującego się pod śnieżnobiałą koszulką ukochanego bohaterki, czułam coraz większe zażenowanie. Strony ociekały wręcz opisami aktów seksualnych, za to fabuła i dalsze losy bohaterów były do przewidzenia już od samego początku książki.

Jeśli liczysz na kryminał z prawdziwego zdarzenia, opisujący w miarę realne śledztwo, dążenie do złapania sprawcy, opisy odczuć ofiary – ta książka zdecydowanie nie jest dla Ciebie.
Jeśli zaś oczekujesz prostego, przewidywalnego od A do Z romansu, tyle, że bohaterowie przebrani są w policyjne wdzianka – śmiało, zachęcam do sięgnięcia po „Skradzione laleczki”.

Niektórzy kradną laleczki, inni – przykładowo autorzy tej książki – kradną cenny czas.

Ocena: makulatura/10

Ojej.

Wiem, to słabe słowo jak na początek recenzji książki, ale – choć próbowałam – nie umiem rozpocząć inaczej. A zatem:
Ojej, co tu się w ogóle wydarzyło? Dlaczego to sobie zrobiłam i skończyłam czytać „Skradzione laleczki”?

Nie miałam szczególnie wygórowanych oczekiwań (mimo dość wysokiej oceny na portalu) – kryminał z dość ciekawie brzmiącym motywem szaleńca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zachęcona przyjemnością, jaką sprawiła mi lektura „Za zamkniętymi drzwiami” tej autorki, wydało mi się całkiem sensowne, by sięgnąć po „Na skraju załamania”.
Niestety, już po pierwszych kilku stronach, pojawiło się w mojej głowie podejrzenie co do rozwiązania sprawy, które sprawdziło się w stu procentach. Przeważającą część fabuły stanowi nic nie wnoszące do sprawy mnożenie przykładów, a sama końcówka jest jedynie dowodem na piśmie tego, czego każdy spodziewał się od samego początku.

Nie przeciągając (poniekąd nadrabiając czas poświęcony na tę książkę ;)) - podsumuję to tak: szału nie ma. Do czytania przy nadmiarze wolnego czasu i bez większych oczekiwań.

Zachęcona przyjemnością, jaką sprawiła mi lektura „Za zamkniętymi drzwiami” tej autorki, wydało mi się całkiem sensowne, by sięgnąć po „Na skraju załamania”.
Niestety, już po pierwszych kilku stronach, pojawiło się w mojej głowie podejrzenie co do rozwiązania sprawy, które sprawdziło się w stu procentach. Przeważającą część fabuły stanowi nic nie wnoszące do sprawy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawe. Niby już od początku, z samego opisu książki, wiadomo, co będzie się działo, znany jest nam czarny charakter i po przeczytaniu paru pierwszych stron można domyślić się, jak potoczą się losy bohaterów… A jednak jest w sposobie pisania B.A. Paris jakiś magnetyzm, który sprawia, że nie sposób jest oderwać się od lektury.

Chwilami wręcz łapałam się na tym, że współodczuwam z bohaterką, że zaczynam się stresować razem z Grace, gdy słyszy kroki zbliżającego się oprawcy… Aż prawie żałuję, że na czas lektury nie zamontowano mi Holtera, bo czułam, jak moje serce wyczynia fikołki.

Dobrze, że nie jest to szczególnie długa książka, bo zbyt często, gdy tylko zajmowałam się innymi rzeczami poza czytaniem, moje myśli odlatywały do stron czekających tylko na ich przeczytanie.

Lektura „Za zamkniętymi drzwiami” zapewniła mi fascynująco spędzony czas, który zleciał w błyskawicznym tempie. Trochę też dała do myślenia, jak wiele jest takich z pozoru krystalicznych relacji, skrywających ponurą tajemnicę o ich toksycznej naturze.

Ciekawe. Niby już od początku, z samego opisu książki, wiadomo, co będzie się działo, znany jest nam czarny charakter i po przeczytaniu paru pierwszych stron można domyślić się, jak potoczą się losy bohaterów… A jednak jest w sposobie pisania B.A. Paris jakiś magnetyzm, który sprawia, że nie sposób jest oderwać się od lektury.

Chwilami wręcz łapałam się na tym, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo tego, iż opowieści F.S. Fitzgeralda zebrano w całość, myślę, że warto byłoby rozbić je na poszczególne historie. Nie wszystkie spodobały mi się w równym stopniu, wyróżnić mogłam i te niesamowite, i te po prostu do przeczytania. Łączy je jednak jedna cecha - przyjemnie się je czyta.
Podczas lektury zdarzyło mi się parę razy uśmiechnąć ("Tył wielbłąda"), głębiej zamyślić ("Zasadzki szczęścia"), a nawet pochłonąć jedną z historii z maniacką ciekawością ("Ciekawy przypadek Beniamina Buttona").
Nie sposób nie docenić umiejętności Fitzgeralda polegającej na wplataniu, niby mimochodem, istotnych wartości, którymi człowiek mógłby/powinien kierować się w życiu. W moim odczuciu autor próbował dyskretnie i nienachalnie zwalczyć o dobrą stronę czytelnika, rozniecić w nim choć myśl o np. empatii, chęci niesienia pomocy innym, o miejscu miłości i kariery w hierarchii życiowej.
Czy bogactwo idzie w parze z poczuciem spełnienia? Czy warto wciągać się w szaleńczą pogoń za interesami, uzależniać swe życie od opinii innych? Czy za którąś z zaprzepaszczonych szans mogło kryć się prawdziwe szczęście? Czy warto czasem podjąć ryzyko?...
Jest to krótka, lecz nie pozbawiona wartości lektura idealna na jesienny wieczór. Krótko mówiąc - wpadłam w zasadzkę "Zasadzek szczęścia".

(Ciekawe, czy w innych egzemplarzach tego wydania też pojawił się taki błąd - w Spisie treści figurowało "O, ruda Czarodziejko", a na stronie, gdzie to opowiadanie się zaczyna, napisane było "O, ruda Czarodziejo!"?)

Mimo tego, iż opowieści F.S. Fitzgeralda zebrano w całość, myślę, że warto byłoby rozbić je na poszczególne historie. Nie wszystkie spodobały mi się w równym stopniu, wyróżnić mogłam i te niesamowite, i te po prostu do przeczytania. Łączy je jednak jedna cecha - przyjemnie się je czyta.
Podczas lektury zdarzyło mi się parę razy uśmiechnąć ("Tył wielbłąda"), głębiej zamyślić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy już znalazłam w sobie siłę na zabranie się za powieść będącą zbiorem listów, nie żałowałam ani przez chwilę. Losy bohaterów realistycznie wykreowanych przez de Laclosa nie nużyły, a wręcz absorbowały.

Nie jest to pozycja, którą pochłania się na raz, trzeba ją sobie odpowiednio dawkować, aby nie doznać przesytu bogactwa słownictwa.
Pomijając zapewnienia z okładki głoszące jakoby największą uwagę zwracała tkająca misterną sieć intryg markiza de Merteuil, jak dla mnie prym wiodła osoba wicehrabiego de Valmont. Cóż za fascynująco wykreowana postać! Nie jednoznacznie przesiąknięty złem, zagubiony, być może zaplątany we własne sidła?
Na uwagę zasługuje z pewnością różnorodność charakterów z dopasowanym do nich stylem pisania. Dużą zaletą jest również zaskakujące zakończenie, które sprawia, iż mimo odłożenia książki na półkę, jej treść pozostaje na długo w głowie, skłania do zastanawiania się, gdybania, przypuszczania.

Warto przeczytać "Niebezpieczne związki" nie tylko dla zabicia czasu, lecz także, aby uświadomić sobie wiecznie obecne w osobowościach ludzkich wyrachowanie, brak skrupułów w dążeniu do osiągnięcia celu.

Gdy już znalazłam w sobie siłę na zabranie się za powieść będącą zbiorem listów, nie żałowałam ani przez chwilę. Losy bohaterów realistycznie wykreowanych przez de Laclosa nie nużyły, a wręcz absorbowały.

Nie jest to pozycja, którą pochłania się na raz, trzeba ją sobie odpowiednio dawkować, aby nie doznać przesytu bogactwa słownictwa.
Pomijając zapewnienia z okładki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Shirley" napisana przez Charlotte Brontë niedługo po "Dziwnych losach Jane Eyre", po raz pierwszy ukazała się w polskim wydaniu, umożliwiając tym samym czytelnikom zagłębienie się w sposób przedstawiania świata przez autorkę.
Ta ponad 600-stronicowa książka skrywa w sobie historię losów wrażliwych dusz szukających szczęścia i miłości pośród malowniczych wrzosowisk XIX-wiecznej Anglii. Przez większość czasu zapoznajemy się z myślami dwóch bohaterek - tytułowej Shirley Keeldar oraz Caroline Helstone.
Pisarka kreuje postacie, lepi je słowami tak gładko i tak skutecznie, że nie można zarzucić im płytkości charakterów, bezmyślności, odgrywania tylko jednej roli ze względu na swoje możliwości umysłowe. Nikt tu nie został stworzony, by być jednoznacznie "złym" czy "dobrym" - jest jak w prawdziwym życiu. Bohaterowie zdają się być postaciami z krwi i kości; gdyby wciąż panowały tamte czasy, nie zdziwiłabym się, poznając osoby o podobnych sposobów bycia. Są realni, niepozbawieni wielowymiarowości. Niektórzy przejawiają cechy wykraczające poza utarty schemat zachowań. Nie można powiedzieć, że po przeczytaniu większości stron można dokładnie przewidzieć ich myśli.
Początkowo czyniłam jedynie lekkie sądy na temat postaci, jednak z czasem zaczęłam mieć swoich ulubieńców, a moim zdaniem na szczególną uwagę zasługiwała postać Shirley. Wydała mi się osobą bardziej skomplikowaną niż jej przyjaciółka.

Warto zwrócić uwagę na ciekawy i niekonwencjonalny sposób narracji. Historia opowiedziana jest przez kobietę, która nie jest jednak ani pośrednią, ani bezpośrednią uczestniczką wydarzeń. Losy postaci opisuje w 3. osobie, jednak od czasu do czasu pozwala sobie na bezpośredni zwrot do czytelnika. Cóż za odwaga, jaka pomysłowość! Oddziałuje to na wyobraźnię, zachęca do zbliżenia się nieco bardziej do rdzenia lektury, mocniej niż szansę zbliżenia się ma przeciętny czytelnik zwykłej książki.
Jedynym mankamentem było nieco zbyt lukrowe, bajkowe wręcz zakończenie. Efekt był taki, jakbym przejadła się ulubionych czekoladek, jednak przymknęłam na to oko - widać tak musiało właśnie być, by przesłanie było odpowiednio uwypuklone.
Całokształt można uznać za godne uznania dzieło nie tylko ze względu na fascynujące wydarzenia w nim zapisane, lecz także z powodu piękna i bogactwa opisów przyrody (jednak bez przynudzania!) i strojów kobiet, co stanowi idealne dopełnienie dziejów, dzięki temu wszystko wydaje się tworzyć spójną całość.

Zapewne wielu porównuje "Dziwne losy Jane Eyre" z "Shirley"chcąc doszukać się tego, że popularność tej pierwszej jest sprawą przypadku, a nie prawdziwych umiejętności pisarskich Brontë.
Nie wątpię jednak w to, że po przeczytaniu "Shirley" dojść można do wniosku, że geniusz wysławiania się nie wstąpił w autorkę jedynie podczas pisania historii miłości ubogiej guwernantki do demonicznego Pana Rochestera, ale towarzyszył jej cały czas.
"Dziwne losy..." także są opowieścią o miłości, ale innej, bardziej duchowej, intensywnej i taka jedność bratnich dusz przemówiła do mnie minimalnie silniej.

Szkoda, że Charlotte Brontë nie będzie już dane skreślić choć jednej krótkiej powieści. Miała z pewnością talent i niebanalną osobowość, której część na zawsze zachowała się gdzieś wewnątrz jej dzieł.

(Mam pewne zastrzeżenia do wydania książki, które nie wpływają jednak na ocenę całości, gdyż są to błędy wydania, a nie autorki. Pani Pryor w pewnym momencie przechrzczona zostaje na Panią Pyor, znaleźć możemy też takie pomyłki jak napisanie "doceniłoby" osobno: "doceniło by". To drugie rzuciło się w moje oczy parokrotnie.)

"Shirley" napisana przez Charlotte Brontë niedługo po "Dziwnych losach Jane Eyre", po raz pierwszy ukazała się w polskim wydaniu, umożliwiając tym samym czytelnikom zagłębienie się w sposób przedstawiania świata przez autorkę.
Ta ponad 600-stronicowa książka skrywa w sobie historię losów wrażliwych dusz szukających szczęścia i miłości pośród malowniczych wrzosowisk...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Joanne K. Rowling, twórczyni świata magii "Harry'ego Pottera" posiadającego rzesze fanów będących w stanie streścić całe dzieje głównego bohatera, nawet gdy obudzi się ich w środku nocy, powraca z nową pozycją.

Na kartkach "Trafnego wyboru" opisane są losy mieszkańców miasteczka Pagford po śmierci radnego, Barry'ego Fairbrothera. Jaką rysą na przyszłości miejscowości zarysuje się to wydarzenie?

Pierwsze fragmenty pochłania się z zaciekawieniem i oczekiwaniem na rozwój akcji, który... nie następuje. Nie ma tu momentu, w którym czytelnik uświadamia sobie, że treść pochłonęła go całkowicie, wciągnęła w wir wydarzeń. Wszystko czyta się z dużym dystansem, obojętnością na dzieje prezentowane w książce.

Zagłębiwszy się w lekturę, zaczęły mnie razić płytkie rysy psychologiczne postaci. Wszyscy, mimo przypisywanych im charakterystycznych cech, są do siebie podobni (lub podobnie nijacy). Odniosłam wrażenie, iż J.K. otworzyła wór pełen kartek z wypisanymi na nich nazwiskami i zaczęła na chybił-trafił wysypywać je na poszczególne strony. Ile strzępków wypadnie, tyle nazwisk wykorzysta.
Ten natłok bohaterów pojawiających się co rusz w ogromnej ilości dziwnie krótkich rozdziałów wprowadza chaos i nie pozwala w pełni skupić się na treści utworu.
Jest tu dużo obsceniczności, niesmacznych opisów nie wnoszących właściwie nic istotnego, a w niezbyt kunsztownym warsztacie literackim autorki nie dostrzegam błyskotliwości, której przebłyski widoczne były w "Harrym Potterze". Brak mi tej lekkości tworzenia, tej spójności całokształtu.

Domyślam się, iż zamysłem pani Rowling było stworzenie historii realistycznej i niosącej ze sobą jakieś wartości, potępienie pewnych postaw życiowych - być może otwierającej oczy na zakłamanie współczesnej społeczności? Niestety, w moim odczuciu "Trafny wybór" jest mdły, bezbarwny.

To dość poważny zarzut wobec pisarza - stwierdzić, że jego opowieść w żaden sposób nie oddziałuje na czytelnika, że przechodzenie przez historię, którą stworzył, mającą poruszać, fascynować, okazuje się katorgą.
Nie jestem w stanie tej książki przyswoić, nie intryguje mnie, nie wciąga. Być może wpływ na jej odbiór ma fakt, iż opowiada ona losy społeczności miasteczka, nie koncentruje się na konkretnym bohaterze, żadnego nie wyróżnia dogłębniejszym sięgnięciem w jego psychikę.
Rowling przyzwyczaiła mnie do innej jakości twórczości, a napisane przez nią wcześniej tomy ugruntowały tę pozycję. Teraz czuję się skonsternowana, gdyż - z jednej strony to właśnie jej sława zachęciła mnie do nabycia tej powieści (nie wiążąc nazwiska autorki z wcześniejszymi dokonaniami, obok fabuły tej lektury przeszłabym obojętnie), a z drugiej: jest to zupełnie odrębny gatunek i nie wiem, czy porównywanie tego z HP jest fair, wszak płynący stąd wniosek jest klarowny: J.K. Rowling postawiła sobie poprzeczkę tak wysoko, że nie jest już w stanie jej dosięgnąć.

Trafny wybór? Zostawić tę książkę na półce już w księgarni.

Joanne K. Rowling, twórczyni świata magii "Harry'ego Pottera" posiadającego rzesze fanów będących w stanie streścić całe dzieje głównego bohatera, nawet gdy obudzi się ich w środku nocy, powraca z nową pozycją.

Na kartkach "Trafnego wyboru" opisane są losy mieszkańców miasteczka Pagford po śmierci radnego, Barry'ego Fairbrothera. Jaką rysą na przyszłości miejscowości...

więcej Pokaż mimo to