Moja kompania w Polsce w 1939 roku
- Kategoria:
- historia
- Wydawnictwo:
- Napoleon V
- Data wydania:
- 2016-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-01-01
- Liczba stron:
- 206
- Czas czytania
- 3 godz. 26 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788394668600
Wspomnienia Fritza Filliesa to przykład literatury wojennej dość szczególnego rodzaju. Narodziła się ona wraz z atakiem Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. i święciła swe triumfy przez kilka następnych lat, bez śladu niemalże znikając w 1943 r., po wielkich klęskach Wehrmachtu pod Stalingradem i na Łuku Kurskim. Nie są to pamiętniki (na ich spisywanie było stanowczo zbyt wcześnie), nie jest to również piśmiennictwo, nazwijmy to, „fachowe”, sumujące wyniesione z tej czy innej kampanii bojowe doświadczenia. Pierwszym i bez wątpienia zasadniczym celem podobnej twórczości była pomoc w wywołaniu i podtrzymywaniu swoistego rauszu, przede wszystkim wojennego, lecz również i światopoglądowego. Stąd też pewien bez wątpienia celowy dobór składających się na tę literaturę, a wśród nich także na „Moją kompanię w Polsce” środków wyrazu; na osnowie, tworzonej przez oszczędne raczej racjonowanie rzeczywistych wydarzeń i autentycznych ich uczestników (świadomie unikam słowa – bohaterów) poczesne miejsce zajmowały obserwacje utrzymane w duchu narodowosocjalistycznego Weltanschauung, w którym to potencjalni czytelnicy utwierdzeni mieli być równie skutecznie, jak sam narrator. Współgrał z tym pompatyczny i przyciężkawy raczej styl (w tłumaczeniu, niestety, niemożliwy do wyeliminowania).
Nie znaczy to, że podobna literatura w ogóle pozbawiona jest dokumentalnych walorów. Na pewno nie – i właśnie „Moja kompania w Polsce” jest tego dobrym przykładem. Mimo skąpo cedzonych faktów (wymogi wojennej cenzury były nieubłagane), opisywane są tu bowiem autentyczne wydarzenia. Trzynasta kompania, którą to Fillies dowodził od 1 września 1939 r., kiedy to ciężką ranę odniósł stojący dotychczas na jej czele por. Helmut Betzler naprawdę istniała i wchodziła w skład 48. pułku piechoty płk. Siegmunda barona von Schleinitz (1890-1967). Pułk ten, będący z kolei częścią 12. Dywizji Piechoty, najpierw do Prus Wschodnich, później zaś na wojnę wyruszył ze swego garnizonu w meklemburskim Neustrelitz, przelotnie zresztą wspomnianym, jakby na przekór cenzorom. Sama 12. Dywizja, dowodzona wówczas przez gen. por. Ludwiga von der Leyen (1885-1967) w kampanii, którą niesłusznie przywykło się u nas zwać wrześniową walczyła w składzie Korpusu Armijnego „Woldrig”, notabene wespół z 1. Brygadą Kawalerii, jedyną wówczas w Wehrmachcie wielką jednostką kawaleryjską. Czytelnika zdziwić zresztą może, w jak dużym stopniu armia niemiecka korzystała jeszcze wówczas z koni jako siły pociągowej; rozważania nad rumakami, ich zdrowiem czy przydatnością do pracy w zaprzęgu i pod siodłem stanowią niepoślednią część spisywanych przez Filliesa obserwacji.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 17
- 5
- 4
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
Opinia
W Polsce rzadko widuje się książki, które prezentują pogląd drugiej strony na kampanię wrześniową. Moja kompania… to przesycona propagandą opowieść niemieckiego oficera artylerii polowej. Dla polskiego czytelnika odbiór będzie trudny, a nerwy często wezmą górę. Nawet osoby fascynujące się Wehrmachtem przejdą ciężką próbę.
Nie jest to moja pierwsza niemiecka książka opowiadająca o wojnie obronnej 1939 r. Innym tytułem, jaki miałem okazję przeczytać, był Czołgi atakują Hansa Kürstena1, oficera Dywizji Pancernej Kempf. Tak się złożyło, że on oraz Fillies walczyli w tym samym rejonie, atakując Polskę z Warmii i Mazur, z ostrzem natarcia skierowanym na południe. Obydwie książki łączy nieokiełznana niemiecka buta.
Trudno jest od czegoś zacząć. Wbrew żartobliwemu językowi i rubasznej narracji, publikacja jest bardzo ciężka w odbiorze. Z jednej strony to ciekawe spojrzenie na najważniejszą wojnę w historii stosunków polsko-niemieckich, z drugiej – ilość wtłoczonej propagandy przerasta możliwości przyjmowania jej przez polskiego czytelnika. Oddział, którego losy są opisywane w książce, przeszedłszy przez granicę na wschód od Mławy, skierował się ku warszawskiej Pradze. Właśnie ten szlak bojowy, jego radości i smutki, jasne i ciemne strony żołnierskiego życia, zostały wiernie i drobiazgowo opisane.
Narratorem jest autor, porucznik artylerii polowej – Fritz Fillies, zastępca dowódcy, a następnie dowódca 13 kompanii 48 pułku piechoty ze składu 12 Dywizji Piechoty. Jednak nie on jest głównym bohaterem. Tym jest nie kto inny, jak niemiecki żołnierz, rozumiany nie jako pojedynczy człowiek, samodzielna jednostka, ale jako wielka zbiorowość czy, siląc się na patetyczny charakterystyczny dla autora ton, wielkoniemiecki duch zamknięty w młodym i prężnym ciele żołnierskim. Kimże i jakimże ten żołnierz nie jest! Jest aniołem zesłanym do piekła, by poprzez przemoc nieść pokój znękanym przez własnych włodarzy prostym Polakom. Idealni ludzie, ambasadorowie cywilizacji, pełni współczucia i zrozumienia dążyli tylko do tego, by, sprawiając jak najmniej cierpienia cywilom i udręczonym przez dowódców żołnierzom, zanieść im pokój i niemiecką cywilizację. Jakież to okropne czytać takie rzeczy! Tym bardziej, że niejednokrotnie słyszałem i czytałem o tym, jak zachowywali się „bohaterscy chłopcy z Wehrmachtu” w trakcie walk i okupacji.
Gorzej jest tylko patrzeć na to, co Fillies pisze o „Polaczkach„ i ”polskiej gospodarce”. Pomijając to, że według autora Polska była winna wojnie, to obraz wojska i państwa polskiego jest, mówiąc wprost, czarny. Polska to bankrut moralny, piesek na smyczy Anglii, z wciąż wycofującym się wojskiem popędzanym nahajem. Polskie wsie są brudne i nędzne, drogi to ledwie ubity piasek, w którym grzęzną ludzie, konie i działa. Nic w tym kraju nie jest dobrze, dopóki nie zabiorą się do tego Niemcy. Znamienny pod tym względem jest przedostatni rozdział, w którym żołnierze 13. kompanii urządzają zawody w urządzeniu we wsi zakwaterowania na wzór swoich rodzimych miejscowości. Brzydziło mnie to i denerwowało.
Fillies często nie pisze tego nawet wprost. Używa miękkiego języka propagandy, przeciwstawiając sobie wyłącznie pozytywne cechy Niemców – wesołych podoficerów, szeregowych grających na harmonijce, koleżeńskich oficerów – i Niemiec – porządne gospodarstwa wirtemberskie, piękne miasteczka Nadrenii, bite drogi i żeglowne rzeki – z negatywnymi cechami Polaków kradnących konie i żywność własnej ludności, podpalających wszystko, by nic nie dostało się w ręce wroga, biednych, małych wiosek, nieprzejezdnych dróg i dzikich rzek. Podobnych porównań jest o wiele więcej, niż byłoby sensownym wymieniać tutaj. Wystarczy zajrzeć do rozdziału Kraina pustki. Po jego przeczytaniu miałem dość tej książki.
Zasiadałem do lektury tej pozycji z pełną świadomością, że ma charakter propagandowy. Napisano ją tuż po Polenfeldzug, by uzasadnić Niemcom atak na Polskę i prowadzenie wojny. Jednak ilość propagandy zdecydowanie przekroczyła moje oczekiwania i obawy. Autor napisał zresztą jeszcze jedną pozycję tego rodzaju, pisząc o walkach we Francji. Mam nadzieję, że będzie mi dane przeczytać ją w przekładzie i porównać obydwa dzieła. Dziwnym trafem po 1942 r. takich pozycji niemal już nie wydawano i niech to zdanie będzie moją prywatną zemstą na wrogich propagandystach.
Ach! Jest jedna rzecz, która mnie zaskoczyła, nawet przyjemnie. Fillies kilkukrotnie, z widocznym szacunkiem, wspomina postać Józefa Piłsudskiego. Zastanawia się przy tym, czy bycie na sznurku Anglii (a taka hipoteza jest rozważana już od czasów Cata-Mackiewicza), dążącej do wojny, było kontynuacją polityki Marszałka. To interesujący fragment, dający dużo do myślenia.
Wydanie, co jest tradycją wydawnictwa Napoleon V, jest eleganckie. Czarna twarda okładka ozdobiona zdjęciem z epoki, wybranym spośród kilkunastu załączonych na końcu pozycji, koresponduje z pozostałymi książkami tego wydawnictwa. Papier mógłby być jednak nieco bardziej stonowany, bo śnieżna biel użytego bardzo mnie raziła. Tłumaczenie jest naprawdę udane – za zasługę poczytuję to, że nie próbowano oddać niemieckich dialektów. Poziom edycji stoi na wysokim poziomie, jednak zauważyłem kilka błędów edycyjnych i literówek.
Podsumowanie jest trudne – z jednej strony Moja kompania… jest świetnym obrazem życia i myślenia epoki, choć nieco zakrzywionym. Ukazuje życie żołnierza frontowego, razem z głodem, pragnieniem i chorobami. I za to daję 10/10. Za poziom propagandy musiałbym jednak dać 0/10, lub -10/10. Poziom wydania i niezwykle udane tłumaczenie podnoszą ostateczną ocenę do 9/10. Uważam więc, że wysoka cena 50 zł jest jak najbardziej uzasadniona.
Źródło:
http://historia.org.pl/2017/03/28/moja-kompania-w-polsce-w-1939-roku-f-fillies-recenzja/
W Polsce rzadko widuje się książki, które prezentują pogląd drugiej strony na kampanię wrześniową. Moja kompania… to przesycona propagandą opowieść niemieckiego oficera artylerii polowej. Dla polskiego czytelnika odbiór będzie trudny, a nerwy często wezmą górę. Nawet osoby fascynujące się Wehrmachtem przejdą ciężką próbę.
więcej Pokaż mimo toNie jest to moja pierwsza niemiecka książka...