historyk

Profil użytkownika: historyk

Nie podano miasta Nie podano
Status Bibliotekarz
Aktywność 4 lata temu
8
Przeczytanych
książek
8
Książek
w biblioteczce
8
Opinii
65
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 8 książek
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

"Apollinie Pytyjski! Ty, który Sullę Korneliusza Szczęsnego wyniosłeś już w tylu bitwach do sławy i wielkości, chyba nie na to prowadziłeś go tutaj, by u bram ojczystego miasta powalić na ziemię i pozwolić mu zginąć najhaniebniej wraz z jego współobywatelami" - to modlitwa Sulli w dramatycznym momencie bitwy przy Bramie Kollińskiej, jaka rozegrała się 1 XI 82 r. p. n. e.* Rozbite skrzydło jego wojsk nie wróżyło triumfu. Poncjusz Telezynus i jego sojusznicy mogli poczuć, że bogowie to jemu sprzyjają i Samnici zdobędą Rzym. "Spanikowani żołnierze Sulli popędzili w stronę miasta, tratując po drodze wielu Rzymian przyglądających się bitwie. Starzy żołnierze, obsadzeni na murach, widząc ich nadejście i obawiając się, aby wróg siedzący im na plecach nie wszedł do miasta razem z nimi, zatrzasnęli bramę. Pozbawieni w ten sposób nadziei na schronienie żołnierze Sulli nie mieli innego wyjścia, jak tylko znów zmierzyć się z wrogiem" - znamienny skutek paniki. Ten dramatyczny opis zawdzięczamy Arthurowi Keaveney'owi. Oto przed nami jego książka "Sulla. Ostatni republikanin", w tłumaczeniu Tomasza Ładonia (Wydawnictwa Napoleon V).

Otwiera się przed nami niezwykły świat: RZYM. Ten, jak najbardziej antyczny. Nie ukrywam, że z całej antyczności tam lokuje się moja sympatia historyczna. To dlatego na jedną z Gwiazdek mój osobisty Syn przygotował dla mnie niezwykły prezent: zestaw monet dynastii julijsko-klaudyjskiej. Nie jestem podatny na coś, co szumnie nazywają "historią alternatywną" (choć takie wymysły od razu wsuwam między bajki), ale ciekawe, jakby potoczyły się losy tego regionu, republiki (SPQR), gdyby nie Lucius Cornelius Sulla (Felix). Nie zapominajmy, że to nieomal u jego boku wzrastali bohaterowi dalszych dramatów, pierwsi triumwirowie: Pompejusz, Krassus i Cezar.
Ciekaw jestem, jakby zrobić sondę pt. "Słynni Rzymianie", to które miejsce zająłby konsul roku 88? Czy w ogóle ujęto by go? To dziwne, bo nawet o wielkim jego protektorze (Mariuszu) uczą się dzieciaki na poziomie gimnazjum (dopóki jeszcze były), ale "Sulla" dla nich nie istnieje. Świat Sulli, to przykład, jak będąc zubożałym przedstawicielem swego stanu (patrycjuszowskiego) wybić się ku wielkości, sławie i jednak nieśmiertelności. A. Keaveney uświadamia nam to dość wyraźnie: "Dopiero gdy dobiegał trzydziestki, dwa czysto przypadkowe zdarzenia, na które nie miał żadnego wpływu, wyciągnęły go z biedy i pozwoliły mu rozpocząć własną karierę". Najchętniej w tym miejscu zrobiłbym pauzę i od słuchających mnie zapragnąłbym postawienia hipotezy. I tak to działa. Niech się sprawdzają, bo słuchacza swoich wywodów trzeba wciągać do współpracy. Biada temu, kto zalewa go potokiem słów i sprawia wrażenie mądrali! Nastąpił nagły przypływ... gotówki! Śmierć dwóch bliskich i zamożnych mu osób sprawiły, że mógł w 108 r. wziąć udział w wyborach na kwestora. Okazuje się, że Sulla nie spełniał ówczesnych tzw. wymogów formalnych. Ale wygrał, dostał urząd, o który zabiegał i znalazł się u boku Mariusza (157-86), ba! wysłany do Afryki miał stanąć na czele kampanii wymierzonej przeciwko Jugurcie? Dość odważna decyzja, skoro Sulla nawet wcześniej nie odbył służby wojskowej. Bardzo drobiazgowo Autor prowadzi nas po tych wojennych i negocjacyjnych ścieżkach.
Czy to znaczy, że jeden sukces otwierał drogę ku kolejnym? To byłoby zbyt piękne i proste. To nie fabuła kategorii B. Bardzo plastycznie o tym pisze Arthur Keaveney: "Zapach Sulli drażnił delikatne nozdrza nobilów. Ciągnął się za nim odór. Jakim prawem ktoś taki jak Sulla chwalił się osiągnięciami w wojnie jugurtyńskiej, skoro wiedziano, że od wielu lat jego rodzina był okrytą niesławą? Sądzono, że nie miała prawa zgłaszać takich pretensji, czy pchać się tam, gdzie nie należy". Z czego wynikały m. in. owo zastrzeżenia wobec Sulli? Mamy na to cytat z autentycznej wypowiedzi, którą ten musiał przełknąć osobiście: "Coś jest z tobą nie w porządku, skoro jesteś taki bogaty, a twój ojciec nic ci nie pozostawił". Jak widać również w I w. czujne oko bacznie śledziło kariery współczesnych. Nic nowego!
Z Mariuszem czy przeciwko niemu? - dylematy pnącego się ku górze Sulli nie obce są pewnie i dzisiejszym karierowiczom. "Mariusz pozwolił Sulli odejść. Pamiętał o przechwałkach sprzed kilku lat i musiał być poirytowany tym pokazem agresji Sulli" - i ten odszedł pod rozkazy Katulusa (120-61). Teraz możemy śledzić przebieg walk Cymbrami. Bez Mariusza jednak sukcesów by nie było, co nie przeszkadzało ambitnemu Sulli podjąć próbę sięgnięcia po urząd polityczny. Pretorem jednak nie został. Porażka jednego roku przekuła się w sukces następnego. Do rangi ważnego wydarzenia, podczas pełnienia funkcji pretor, podnosi się Ludi Apollinares, igrzyska jakie zorganizował: "A zatem jeśli tymi igrzyskami Sulla spełniał obietnicę wyborczą i powiększał swoją sławę, to jednocześnie widowiskowość przedstawienia miała być godna boga, na cześć którego było ono wystawione". Autor wskazuje na znaczenie kultu Apolla w życiu swego bohatera. Wzmiankuje też o jego religijności, stąd dodaje: "...cecha ta nie tylko będzie szła w parze z ambicją, ale także będzie ją zasilała i wzmacniała". Teraz bardziej zrozumiały staje się cytat, jaki otwiera to "Przeczytanie...".
Możemy prześledzić, jak bardzo przeszłość rodowa komplikowała również rozwój kariery samego Mariusza. Nie pochodził ze starego arystokratycznego rodu, trudno więc oczekiwać, aby senatorowie chcieli czynić honory jego osobie!: "Większość senatorów odnosiła się do niego co najmniej nieufnie, a część wręcz z odrazą. Nie był i nigdy nie miał szans na to, by zostać jednym z nich. Odmówili mu zatem miejsca we własnym gronie, choć uprawniały go do tego ranga i kariera, a wciągu następnej dekady robili, co w ich mocy, aby udaremniać jego plany". Lata poświęcania się dla Rzymu na niewiele się tu zdawały. Pośród przeciwników Mariusza znalazł się również Sulla: "...uczynił ze swego sporu z Mariuszem pierwszą zasadę życia politycznego, publicznie identyfikując się z wrogami Sulli w senacie". No i jesteśmy świadkami eskalacji niechęci obu mężów wobec siebie. Z jakim skutkiem dla republiki? Proszę sprawdzić.
Podejrzewam, że gro z nas kojarzy Stabie czy Pompeje tylko z kataklizmem z 79 r. n. e. Oba miasta zdobył Sulla w czasie tzw. wojny ze sprzymierzeńcami w 90 r.. Tak, jak Eklanum, która za to, że stawiało opór zostało wydane na żer jego legionom, choć z drugiej strony: "...oszczędzał jednak te miasta, które dobrowolnie oddały się w jego ręce". Cały splendor zwycięskiej kampanii (mimo kilku rejonów walk) spadł na Sullę. On dla Rzymian był bohaterem. On miał teraz zebrać cały splendor i stać się... realnym zagrożeniem dla stolicy republiki!
Konsulat został osiągnięty! Kolejne małżeństwo (z Metellą) zapewniło mu wsparcie gens Metella: "Dowodzono, że Sulla, dotychczas pogardzany wyrzutek, osiągnął teraz tam znaczącą pozycję, że potężny ród arystokratyczny wyciągnął do nie go rękę, a Sulla ją pochwycił. [...] Sądzono, że za swe czyny w pełni zasłużył na konsulat, ale wejście w ten sposób w arystokratyczny ród był czynem ohydnym". Burza dopiero nadciągała! Rok 88! Oto przeciwko ambitnemu Sulli stawali Mariusz oraz Sulpicjusz. To ten ostatni odebrał dowództwo Sulli w planowanej wojnie z Mitrydatesem, oczywiście przekazał ją Mariuszowi: "Sulla po otrzymaniu wieści o tym, co się stało - jak można było przewidzieć - wpadł w furię [...]. Natychmiast zwołał żołnierzy i opowiedział o doznanej krzywdzie. Nie wspominał o swoich planach, ale nalegał, by żołnierze we wszystkim byli mu posłuszni. Legioniści intuicyjnie odgadli, co ma na myśli, i podnieśli krzyk, aby poprowadził ich na Rzym". Krok po kroku Arthur Keaveney prowadzi nas z armią Sulli pod mury Rzymu, poznajemy okoliczności kolejnych poselstw wysyłanych do buntowników. Widzimy chwile zwątpienia, brak stanowczości: "Tak wielkie przedsięwzięcie niosło ze sobą szereg niebezpieczeństw i niewiadomych, nie można było zatem do niego przystąpić bez jakichś znaków z niebios gwarantujących sukces, zwłaszcza że oficerowie Sulli - z wyjątkiem jego przyjaciela i kwestora, L. Lukullusa - opuścili go, oburzenie jego planami". Składane ofiary bogom i proroczość snów ostatecznie dopięły decyzję o zaatakowaniu Rzymu! Tak o dramaturgii tego zdarzenia pisze dalej Arthur Keaveney: "Szturm był tak dziki i desperacki, że sullańczycy omal nie zostali przełamani. Sulla pochwycił jednak znak bojowy i rzucił się w pierwsze szeregi, dzięki czemu zgromadził żołnierzy wokół siebie". Szkoda, że nie poznajmy "serii mrożących krew w żyłach przygód", jakie towarzyszyły ucieczce Mariusza ze zdobytego Rzymu. Dwunastu dostojników ogłoszono wrogami ludu. Sulpicjusz został zamordowany! Przewrotnie zwycięzca postąpił z niewolnikiem, który wydał swego pana. Odsyłam do lektury "Sulli. Ostatniego republikanina".
Mam wrażenie, że Autor biografii sympatyzuje ze swym bohaterem. Jak bowiem ocenić taką wypowiedź dotyczącą oceny tego, co stało się w owym 88 r.: "Pierwsze spostrzeżenie dotyczące opisanych wydarzeń brzmi jak często powtarzany przy różnych okazjach banał: po raz pierwszy w rzymskich dziejach urzędnik Republiki zaatakował zbrojnie własne państwo. Wkrótce w ślad za nim poszli inni, siejąc w Rzymie powszechne zniszczenie. Historycy, układając na podstawie przedstawionych wypadków zmyślne koncepcje, często zapominają jednak o człowieku, który był odpowiedzialny za to, co się stało, i tylko w niewielkim stopniu próbują przeanalizować jego ówczesną pozycję. Nie zagłębiają się również w motywy, jakie nim kierowały".
Coś musiało umknąć mej uwadze na wykładach z historii starożytnego Rzymu, ale i książek, które przeczytałem przez te wszystkie lata, ale nigdy nie spotkałem się z publiczną przysięgą usankcjonowaną... rzucaniem kamienia: "Twardość kamienia - czytamy, kiedy Cynna i Oktawiusz ślubowali nienaruszalność reform prawnych Sulli - symbolizowała niezniszczalny charakter ślubowania, a akt rzucenia oznacza, że ten, kto złamie przysięgę będzie - podobnie jak ów kamień - wyrzucony z miasta". Sulla z ten sposób, jak mniemał, gwarantował sobie trwałość tego, czego dokonał po zdobyciu Rzymu. Miasta, które już odwracało się od niego i tęskniło za pokonanymi. Wkrótce całkiem je porzuci, a Cynna okaże się na tyle kruchym sojusznikiem, że nie pomny tego, co się dopiero stało zapragnął odebrać Sulli dowództwo! Ignorował to i ruszył na wojnę przeciwko Mitrydatesowi (132-63)!
Zwracam uwagę na bogactwo, jakie Arthur Keaveney zawarł w przypisach. Wprawdzie nie zalewa nas wyjątkami ze źródeł, za to bogactwo treści przypisów dopełnia treści. Szkoda, że polski czytelnik nie może skonfrontować tego wszystkiego ze względu na brak dotarcia do powoływanych się tam publikacji. Jeden przykład: "Jeszcze bardziej rewizjonistyczny pogląd wyrażony przez Kallet-Marxa (1995, 250-260), nie do końca przekonuje. Luce uważa, że Rzymianie początkowo nie dążyli do konfrontacji z Mitrydatesem i dlatego ich siły były tak niewielkie. Być może jednak po prostu Rzymianie uważali - zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę sukcesy Sulli na Wschodzie sprzed kilku lat - że nie ma potrzeby utrzymywać tam większej armii". Pozostaje nam tylko stwierdzić, że Autor naprawdę sumiennie pracował nad biografią Sulli. Proszę się nie obawiać nie skazuje nas na jakieś nudziarstwo.
Trudno, aby drobiazgowo rozebrać, jak toczyła się wojna z Mitrydatesem. Nie ma w książce żadnej ikonografii. Błąd. Pewnie ciekawość skieruje nas w objęcia Internetu. Dopełnieniem treści są mapy. I za to brawo. "...wyprawa Sulli od samego początku była prowadzona przy użyciu bardzo skromnych środków. wojny spowodowały utratę dochodów z Azji i Italii, przez co skarbiec był niemal pusty" - do tego dorzućmy mizerne sukcesy, a mamy doskonały grunt dla buntu Cynny, zamieszek w samym Rzymie, ucieczce z tego, ale w sojuszu z urażonym w ambicji Mariuszu oblężenie "wiecznego miasta" i jego zdobycie. Trudno napisać, że "dzieje się w książce", bo to w końcu zapis rzeczywistych faktów, a nie kolejna mutacja walki o jakiś stalowy tron. I to jest poważny argument za takimi książkami, jak ta, która wypełnia 223 odcinek cyklu nad konfabulacją fantazji...
Łapię się na tym, że miast pisać o książce A. K. piszę o Sulli. I biadoli we mnie dusza, że nie mogę więcej poświęcić czasu choćby wydarzeniom roku 87. Ale z drugiej strony, jak zarzucić przynętę dla potencjalnego Czytelnika. Szczególnie tego, który ma bardzo mgliste pojęcie o Rzymie "przed Cezarem"? A przecież to tu m. in. znajdujemy klucz do czasów, które będą udziałem Gajusza Juliusza Cezara. Jeden militarny cytat z ataku Sulli na Ateny: "Jedna część sił rzymskich stale napierała na Pireus, zaś inna rozpoczęła blokadę miasta, na skutek czego mieszkańcy zaczęli głodować. Miara pszenicy osiągnęła koszt tysiąca drachm. Większość ludzi próbowało przeżyć, jedząc gotowaną skórę z bukłaków i dziewicze ziele rosnące wokół Akropolu, inni w desperacji posuwali się do kanibalizmu. Rzymianie, chcąc pogłębić niedolę Ateńczyków, zablokowali wszelką możliwość ucieczki i ciasno otoczyli oblegane miasto". Jak Arystion rozwiązał o problem? Jak sami Ateńczycy reagowali? Jak Rzymianie wdarli się do Aten? Nie, nie trzeba było strugać kolejnego trojańskiego konia, starczyło posłyszeć rozmowę jakichś niezadowolonych staruszków! Zemsta rzymska, jak mogło być do przewidzenia: "Przy ostrym dźwięku trąb bojowych i rogów Rzymianie rzucili się w boczne uliczki, mordując każdego napotkanego na swej drodze. Sulla wyraźnie rozkazał, aby miasta nie spalono, zostało ono za to doszczętnie splądrowane. Wódz pozwolił swoim utrudzonym zimowym oblężeniem żołnierzom przez kilka godzin dawać upust zemście na nieszczęsnych obywatelach miasta. wreszcie, gdy już uznał, że są nasyceni, zatrzymał rzeź".
Ciekawie wypada ocena tego na co pozwolił Sulla w cieniu Akropolu. Jest niebezpieczeństwo, że w podobnych chwilach padają te różne ciężkie określenia: barbarzyństwo! morderca! krwawy tyran! Nasza ocena nie powinna rozmijać się z ówczesnymi realiami prowadzenia wojen. Stąd niech nas nie obrusza obrona rzymskiego Felixa przez Autora biografii: "Byłoby szaleństwem ze strony Sulli, gdyby z powodu altruistycznych pobudek starał się ich powstrzymać, skoro pojawiła się sposobność wyładowania frustracji na tych, przez których musieli stłoczyć się w jednym miejscu, w dodatku zaciskając pasa. Żołnierze bez wahania zwróciliby się wówczas przeciwko niemu. Sulla, jak wszyscy dobrzy wodzowie wiedział, kiedy dyscyplinować żołnierzy, a kiedy im nieco folgować". Tak, to była norma. I nie ma co się ciskać, rzucać gromy. Stąd aż kusi się o kolejny cytat: "Bylibyśmy [...] niesprawiedliwie względem Sulli, gdybyśmy oczekiwali od niego wzniesienia się ponad powszechnie wówczas akceptowalną moralność. Nie powinniśmy spodziewać się po nim niestandardowych zachować, które tak naprawdę są często niepopularne także i w naszych czasach". I wszystko na ten temat.
To, co nas powinno szczególnie zaciekawić, to odnajdywanie rysów do obrazu osobowości, jaką był Sulla. Na szczęście w morzu zdarzeń, proskrypcji, walk Autor nie zapomina od czasu do czasu wrzucać takie fakty, które przybliżają nam Sullę jako człowieka, nie pomnikowego oblicza, jakie znamy z rzeźb (patrz okładka). Oto Sulla człowiek: "...poprzez swą naturalną serdeczność łatwo zdobywał przyjaciół, jednoczenie nie znosił złego traktowania ze strony wrogów. Wybuchowa natura powodowała, że równie intensywnie kochał i nienawidził".
Powrót do Rzymu był jednoznaczny z... rozpętaniem wojny domowej. Pierwszej w całym ciągu I wieku, jakie pogrążać miały Rzym i sprawiać zarazem, że coraz to nowy objawiał się światu zwycięzca. "Natychmiast po lądowaniu w Tarencie Sulla złożył ofiarę - czytamy na tę okoliczność - i po zbadaniu wnętrzności zauważono, że na wątrobie znajduje się wyobrażenie wieńca laurowego z dwiema zwisającymi triumfalnymi wstążkami". Nie trzeba nikogo przekonywać, że przyjęto to za dobry znak. Swoją drogą ciekawe czy Sulla spożył owe wnętrzności, jak sugerowano mu. U boku wodza stanął m. in. Krassus. Dołączali też inni, byli stronnicy Cynny. A i wróżby kolejne były raczej pomyślne dla pogromcy Aten: "Na drodze w miejscowości Sylwium prokonsul został zaczepiony przez niewolnika należącego do niejakiego Pontiusa, Samnity. Niewolnik ów, nawiedzony przez ducha patronki Sulli, Ma - Bellony, obiecał mu zwycięstwo, ale ostrzegł jednocześnie, że jeśli się nie pospieszy, spłonie Kapitol".
Z przypisów wynika, że głównym źródłem informacji dla A. K. był Appian z Aleksandrii czy Plutarch. Na jego podstawie buduje cały przebieg walk. Dla mnie wielka szkoda, że pozbawia Czytelnika spotkania z oryginalnym tekstem. Pewnie nawet student historii ma coraz mniej okazji sięgnąć po tekst klasyka sprzed wieków. Proszę bardzo podnoszą paluszki osoby, które obcowały z Liwiuszem, Polibiuszem, Plutarchem czy właśnie Appianem? Jest ich coraz mniej. Ma się wrażenie, że czytamy dobrze poskładaną powieść historyczną. Dynamiczność ukazywanych kadrów czyni tą książkę wspaniałą podróżą po choćby polach bitew, potyczek. Przychodzą ku nam bohaterowie zapomnianych kampanii. I zwykli, bezimienni legioniści, którzy dźwigali ciężar wojny domowej: "Gdy żołnierze sullańscy byli zajęci kopaniem rowu, do ofensywy ruszył Mariusz [syn Gajusza Mariusza, który już nie żył od 86 r. - przyp. KN]. Stanął na czele wojska i niespodziewanie zaatakował, w nadziei że dzięki przewadze, jaką da mu zaskoczenie, wywoła zamieszanie i dezorganizację w szeregach wroga. Tym razem jednak to on się zdziwił". To musiał być niezwykły widok, kiedy zmęczeni legioniści rzucają swe łopaty, chwytają za oręż i podjęli walkę: "Bitwa nie trwała długo. Gdy lewe skrzydło Mariusza zaczęło się chwiać, pięć kohort piechoty i dwa oddziały jazdy natychmiast zdezerterowały, a wkrótce opór całkowicie się załamał". I finałowy widok: "Mariusz pozostawił za sobą dużą liczbę zabitych i na czele resztek ocalałych zaczął uciekać do Preneste, zaciekle ścigany przez Sullę". Determinację, w późniejszym etapie walk, oddają dwa pierwsze cytaty, jakie wykorzystałem w tym "Przeczytaniu...". Jesteśmy np. świadkami desperackiej obrony przez Mariusza-juniora właśnie Preneste. Widzimy, jak kruszy się obrona, a wódz szuka próby ucieczki, kiedy okazuje się to niemożliwym "...zdesperowany popełnił samobójstwo, rzucając się na własny miecz". Każąca ręka sprawiedliwości pokazała się wyjątkowo mściwa, choć jak sugeruje Autor Sulla i tak miał wykazać się wyjątkową wspaniałomyślnością i elastycznością, co i tak pociągnęło za sobą wiele ofiar: "Obywatele rzymscy znaleźli się w kleszczach terroru wprowadzonego przez Sullę i jego zwolenników. By zaostrzyć apetyt myśliwych, za głowy ofiar przyznawano nagrody, przed pobraniem pieniędzy od kwestora głowy przynoszono Sulli do sprawdzenia. Atrium domu prokonsula dekorowano tymi ponurymi trofeami, a głowę Mariusza Młodszego wystawiono na forum wraz z cytatem z Arystofanesa: «najpierw naucz się wiosłować, a potem chwytaj za ster»". To właśnie Sulla miał wystawić pierwsze w historii listy proskrypcyjne. I nie chodzi, czy był rzeczywistym pomysłodawcą czy nie. To nie ma większego znaczenia. Za jego dyktatury stało się to faktem. Mnożenie przykładów mijałoby się z celem. Arthur Keaveney zbyt wiele przytacza ich: "Nawet święte miejsca nie chroniły przed krwawą rzezią, a ofiary ścigano także w świątyniach i kaplicach". Proszę zwrócić uwagę na kolejny rys charakteru Sulli, jaki buduje Autor w oparciu o Plutarcha.
"Istnieje takie pojęcie jak «ciało polityczne». Gdyby metaforę tę odnieść do państwa rzymskiego, to być może reformatorską rolę Sulli można byłoby porównać do roli chirurga wycinającego mnożące się wściekle komórki rakowe, stanowiące zagrożenie dla całego organizmu" - tak Arthur Keaveney wprowadza nas w świat dyktatury swego bohatera. Czas budowania nowego prawa, pisania pamiętników, opadania kurzu bitewnego zostawiam wytrwałym. Nie uwierzę, że można odłożyć biografię Sulli w połowie zdania... Tego się nie da! Arthur Keaveney nakreślił nam ten żywot z tak różnych perspektyw, ukazał różne blaski i cienie, że nie niemożliwym jest nie kuszenie się ciągiem dalszym. Nawet dla tych, którzy znają Sullę z innych opracowań (choć ja takowych w języku polskim zupełnie nie kojarzę) nie powinni być zawiedzeni. Patrząc na oferty Wydawnictwa Napoleon V widzę, że biografia Luciusa Corneliusa Sulli, to część zamierzonej serii. Proszę zerknąć na stosowną stronę, znajdziemy biografie Konstantyna, Trajan, Teodozjusza Wielkiego.
Źródło:
http://historiaija.blogspot.com/2017/07/przeczytania-224-arthur-keaveney-sulla.html

"Apollinie Pytyjski! Ty, który Sullę Korneliusza Szczęsnego wyniosłeś już w tylu bitwach do sławy i wielkości, chyba nie na to prowadziłeś go tutaj, by u bram ojczystego miasta powalić na ziemię i pozwolić mu zginąć najhaniebniej wraz z jego współobywatelami" - to modlitwa Sulli w dramatycznym momencie bitwy przy Bramie Kollińskiej, jaka rozegrała się 1 XI 82 r. p. n. e.*...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fenomenalna – to właśnie określenie przyszło mi na myśl, gdy skończyłam lekturę recenzowanej książki. Jej bohaterem jest francuski król o imieniu Franciszek, pierwszy tego imienia. Człowiek dumny, namiętny, skomplikowany, fascynujący. Jeśli chcecie poznać go bliżej, koniecznie sięgnijcie po jego biografię autorstwa Francisa Hacketta.

Prezentowana książka po raz pierwszy ujrzała światło dzienne już w 1934 r., lecz nie w Polsce. Dopiero teraz, po wielu latach, pozycją zainteresowało się wydawnictwo Napoleon V, które postanowiło przedstawić ją czytelnikom w naszym kraju – i to w przepięknym wydaniu.

Czytając książki Hacketta, trzeba nastawić się na to, że nie będzie to zwyczajna biografia. Te książki to prawdziwe dzieła sztuki, dopracowane w każdym szczególe majstersztyki, na które potrzeba nieco czasu. Język autora na początku może się wydawać trochę ciężki, trudny, bardzo poetycki, dlatego, by w pełni docenić jego dzieło, trzeba znaleźć wygodny kąt i czytać w skupieniu, a nie w biegu. Dopiero wtedy dotrą do czytelnika całe piękno i kunszt autora włożone w stworzenie czegoś wspaniałego, co będzie prawdziwym skarbem w biblioteczce każdego historyka.

Przejdźmy do rzeczy. Francis Hackett przedstawia w swojej książce postać popularnego monarchy, Franciszka I Walezjusza, nie robi tego jednak pobieżnie. Choć bardzo wiele miejsca poświęca prowadzonym przez niego wojnom i sprawom politycznym, stara się dotrzeć do jego człowieczeństwa, dojrzeć to, co znajdowało się pod maską władcy, i zrozumieć, co kochał, a czego pożądał. Autor skupia się także na jego nieco skomplikowanych relacjach z matką, która poświęciła mu całe swoje życie, a także z siostrą Małgorzatą, która kochała go całym sercem. Wielbiła go tak mocno, że historycy do dziś doszukują się w ich relacjach czegoś kazirodczego i zakazanego, choć temu akurat Hackett zdaje się zaprzeczać.

Ważną częścią biografii są również związki króla z kobietami, a tych było naprawdę sporo. Autor nie poświęca jednak zbyt wiele czasu przelotnym romansom Franciszka, analizując to, co połączyło go z żonami – a nie były to zbyt szczęśliwe małżeństwa – oraz z ubóstwianymi przez niego kochankami, Franciszką i Anną, dwiema kobietami, które wywyższył ponad wszystkie inne. Tu odkrywa niezwykle namiętną stronę Franciszka, momentami nawet romantyczną, choć niewielu podejrzewałoby go o to, że władca takową posiadał. Być może momentami Francis Hackett próbuje w ten sposób nieco wybielić swego bohatera, być może dostrzegł w nim to, czego nie widział nikt inny, szczególnie, że na pierwszy rzut oka widać, jak wiele pracy włożył w przygotowanie jego biografii.

Franciszek I Walezjusz to jednak nie tylko książka o tym królu Francji. W recenzowanej pozycji czytelnik znajdzie fantastycznie zarysowane tło historyczne i to nie tylko na temat francuskiego dworu. Nieodłączną częścią życia Franciszka była polityka i jego stosunki z innymi monarchami – przede wszystkim z Henrykiem VIII Tudorem oraz Karolem V Habsburgiem. Hackett nie zapomina więc także o nich. Zresztą w swojej książce wspomina też papieża Aleksandra VI i jego syna Cezara Borgię, jak również Leonarda da Vinci, Wawrzyńca Wspaniałego czy Niccolo Machiavellego, a więc wszystkich słynnych ludzi, którzy w jakikolwiek sposób związani byli z Franciszkiem i jego królestwem.

Na wielką pochwałę zasługuje wydanie, o które zadbało wydawnictwo Napoleon V. Jest tu twarda oprawa, bardzo dobrej jakości papier, a także drzewa genealogiczne, które pomogą w lekturze mniej zorientowanym w temacie osobom. Na końcu książki znajduje się pomocny indeks. Jeśli więc chodzi o wizualne przygotowanie książki, absolutnie niczego nie można zarzucić, jest wprost idealnie. Plus należy się też za piękne tłumaczenie oraz doskonałą korektę. Jedyny błąd, który znalazłam, znajduje się na liście papieży, gdzie pojawiła się informacja, iż Paweł III został wybrany na papieża w 1534 r., a zmarł w 1459 r. Papież ów zmarł w roku 1549, rozumiem więc, że to jedynie przestawienie cyfr i każdy może się w tym zorientować, wywołało to jednak niemały uśmiech na mojej twarzy.

Podsumowując, Franciszek I Walezjusz to książka niezwykle ciekawa, pięknie dopracowana i porywająca. Narracja Hacketta jest tak niezmiernie ujmująca, że ciężko by było jej nie docenić. Jedyne, co mogę zrobić, to życzyć zarówno Wam, jak i sobie, by tego typu biografii pojawiało się jak najwięcej, bo są to pozycje, które niosą ze sobą naprawdę ogromną wartość.

Źródło:
http://historia.org.pl/2017/06/10/franciszek-i-walezjusz-f-hackett-recenzja/

Fenomenalna – to właśnie określenie przyszło mi na myśl, gdy skończyłam lekturę recenzowanej książki. Jej bohaterem jest francuski król o imieniu Franciszek, pierwszy tego imienia. Człowiek dumny, namiętny, skomplikowany, fascynujący. Jeśli chcecie poznać go bliżej, koniecznie sięgnijcie po jego biografię autorstwa Francisa Hacketta.

Prezentowana książka po raz pierwszy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia dwudziestego wieku naznaczona jest trzema zasadniczymi konfliktami: pierwszą i drugą wojną światową oraz zimną wojną, która jeśliby przestała być zimna, zepchnęłaby dwie poprzednie w cień, a być może nawet zakończyłaby istnienie ludzkości. Rywalizacja toczona w drugiej połowie dwudziestego wieku między dwiema ideologiami wspieranymi przez dziesiątki tysięcy głowic nuklearnych wpływała na wszystkie dziedziny życia we wszystkich krajach. Nawet te najmniejsze i najsłabiej rozwinięte musiały się opowiedzieć po jednej ze stron, a nawet jeśli pozostały niezaangażowane, musiały dostosować się do dwubiegunowego podziału świata.

Ponad dwie dekady, które upłynęły od zakończenia zimnej wojny, pozwoliły na dotarcie do wielu nowych archiwów, a także stworzyły dystans niezbędny do szerszego spojrzenia na czas rywalizacji Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Dlatego właśnie badacze z Uniwersytetu Cambridge zdecydowali się, pomimo wydania na ten temat już tysięcy opracowań, napisać kolejną historię zimnej wojny. W odróżnieniu od wielu innych prac ta nie koncentruje się wyłącznie na dwóch głównych uczestnikach, ale proponuje spojrzenie prawdziwie międzynarodowe, dlatego w skład zespołu autorów wchodzą przedstawiciele wielu państw i kontynentów. Każdy z nich przedstawia własne spojrzenie, z perspektywy Czech, Chin, Korei czy Japonii. Amerykanie, Brytyjczycy i Rosjanie oczywiście także są szeroko reprezentowani. W składzie autorów pierwszego tomu nie ma natomiast ani jednego Polaka.

Tom „Geneza” jest pierwszą częścią trylogii obejmującej całą zimną wojnę i omawia lata 1945–1962. Oczywiście taki zakres – jak każdy inny – może być kwestionowany, ponieważ kubański kryzys rakietowy trudno uznać za genezę zimnej wojny; było to raczej jej apogeum. Znajdą się jednak liczne argumenty za takim podejściem, a jednym z nich może być pierwsza fala dekolonizacji, na którą zimna wojna miała ogromny wpływ. Czy się to komuś podoba czy nie, takie daty Autorzy uznali za najwłaściwsze i pozostaje nam się jedynie zagłębić w to, co dla nas przygotowali na ponad 500 stronach.

W dwudziestu trzech rozdziałach omówiono takie kwestie jak: wpływ zimnej wojny na światową gospodarkę, formowanie się amerykańskiej i radzieckiej polityki zagranicznej po zakończeniu drugiej wojny światowej, plan Marshalla, podział Niemiec, proces sowietyzacji Europy Wschodniej, sytuację na Bałkanach i w państwach trzeciego świata, przejęcie władzy przez komunistów w Chinach, wojnę koreańską, przejście od okupacji Japonii do jej sojuszu z Zachodem, pierwsze bunty ludności w demoludach, sojusze i spory radziecko-chińskie, kwestię światowej ropy naftowej, wpływ rywalizacji mocarstw na kulturę czy politykę wewnętrzną poszczególnych państw.

Tematów jest bardzo wiele i wszystkie zostały opisane na wysokim poziomie wymagającym od Czytelnika pewnej choćby minimalnej wiedzy o danych zagadnieniach. Autorzy poszczególnych rozdziałów nie koncentrują się jedynie na przestawieniu faktów i umiejscowieniu ich pod konkretnymi datami (tych jest w książce niewiele), ale poświęcają więcej miejsca procesom i wzajemnym oddziaływaniom uczestników i wydarzeń na to, co działo się w przyszłości. Przy tym narracja jest prowadzona w sposób jasny i klarowny, więc nawet duża objętość materiału i niekiedy skomplikowanie materii nie sprawia żadnych trudności w czytaniu czy zrozumieniu, o czym mowa. Pod względem konstrukcji książka stanowi znakomite uzupełnienie wielu innych publikacji, które przedstawiają jedynie fakty, ale bez głębszej analizy. Przy tym Czytelnik nie jest ograniczony do jedynej słusznej wizji redaktorów odpowiadających za całość pracy, ale może zapoznać się z różnymi, niekiedy dokładnie przeciwstawnymi ocenami Autorów poszczególnych rozdziałów. Przykładem może być ocena amerykańskiej siły wojskowej w latach pięćdziesiątych. Według jednych były one potężne, ponieważ dysponowały największym arsenałem jądrowym i środkami do jego przenoszenia oraz najlepszym zapleczem gospodarczym, a według innych – kraj był słaby, a siły konwencjonalne znajdowały się w rozkładzie, przez co omal nie doszło do porażki w pierwszej fazie wojny w Korei, a w wypadku wojny ze Związkiem Radzieckim jedyną metodą zwycięstwa byłaby wielka wojna atomowa. Takich kwestii jest więcej i jest to bardzo dużą zaletą książki.

Oczywiście niektóre z nich mogą być dyskusyjne, jak twierdzenie, że Stalin w latach 1952–1953 nie planował kolejnej wielkiej czystki, której początkiem była sprawa kremlowskich lekarzy lub też opinia jakoby Stalin nie od razu miał pomysł narzucenia reżimów komunistycznych w Polsce i pozostałych krajach regionu. Niemniej warto zapoznać się z rzeczową argumentacją Autorów.

Inną zaletą szerokiego potraktowania tematu i nieskupiania się wyłącznie na dwóch największych mocarstwach – chociaż siłą rzeczy niemal wszystko, co działo się na świecie, miało związek z jednym, drugim bądź oboma na raz – jest opisywanie również mniej znanych epizodów zimnej wojny, jak amerykańska pomoc wojskowa dla Jugosławii czy Pakt Bałkański utworzony w 1953 roku przez należące do NATO Turcję i Grecję oraz komunistyczną Jugosławię. To tylko dwa przykłady, ale podobnych drobnych, ciekawych epizodów znajdziemy w książce znacznie więcej.

Rzeczy idealne niemal się nie zdarzają i ta książka również się do nich nie zalicza, chociaż poniższe niedociągnięcia z pewnością nie mogą rzutować na generalnie bardzo wysoką ocenę.

Wspomniane wcześniej założenie, że Czytelnik będzie już dysponował jakąś wiedzą na temat opisywanych wydarzeń, w niektórych miejscach poszło za daleko. Tak jest moim zdaniem na przykład na stronie 183, gdzie opisywane jest polskie referendum z 1946 roku. Norman Naimark pisze: „Polakom i tak udało się zamanifestować swoje niezadowolenie z komunistów, odpowiadając «nie» na pierwsze, symboliczne i najważniejsze pytanie”. Nigdzie jednak nie znajdziemy treści wszystkich trzech pytań ani nawet tego jednego, symbolicznego (Czy jesteś za zniesieniem Senatu?). Nie wytłumaczono też, dlaczego właśnie to pytanie było symboliczne i kluczowe. Dla każdego, kto uważał na historii w szkole, będzie to w miarę oczywiste, ale książka skierowana jest do odbiorcy światowego, a ten niekoniecznie musi znać historię polskiego referendum. Podobnie jest też w kilku innych przypadkach.

Inne uwagi dotyczą już raczej polskiej redakcji. Chodzi mianowicie o angielską pisownię rosyjskich nazwisk, chociaż sprawa dotyczy oczywiście jedynie autorów książek, a nie postaci historycznych, jak Chruszczow. Większym może nie błędem, ale niedociągnięciem polskiego wydania jest pozostawienie oryginalnej, jedynie angielskiej bibliografii i niezaznaczenie książek, które mają już polskie wydania. A jest ich sporo z książką Teresy Torańskiej „Them” czyli „Oni”, na czele. Do tego dorzucić można jeszcze taką drobnostkę jak pułki zamiast eskadr lub skrzydeł w amerykańskim lotnictwie, ale to właściwie wszystko, do czego można się przyczepić w tej bardzo ładnie wydanej i dobrze przetłumaczonej książce wydanej przez Napoleona V.

„Historia zimnej wojny” zawiera potężną dawkę wiedzy i jest znakomitym uzupełnieniem lub też nowym spojrzeniem na tematy poruszane we wcześniejszych opracowaniach tematu. Międzynarodowej podejście rzuca nowe światło na ewolucję zmagań między mocarstwami. Jest przy tym dobrze przygotowana i bardzo ładnie wydana. Zdecydowanie jest warta swojej niemałej ceny (na okładce 85 zł). Ja już nie mogę się doczekać kolejnych tomów.

Źródło:

http://www.konflikty.pl/recenzje/ksiazki/praca-zbiorowa-historia-zimnej-wojny-geneza/

Historia dwudziestego wieku naznaczona jest trzema zasadniczymi konfliktami: pierwszą i drugą wojną światową oraz zimną wojną, która jeśliby przestała być zimna, zepchnęłaby dwie poprzednie w cień, a być może nawet zakończyłaby istnienie ludzkości. Rywalizacja toczona w drugiej połowie dwudziestego wieku między dwiema ideologiami wspieranymi przez dziesiątki tysięcy głowic...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika historyk

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
8
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
65
razy
W sumie
wystawione
2
oceny ze średnią 9,0

Spędzone
na czytaniu
47
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
8
książek [+ Dodaj]