Czytamy w weekend
W ten weekend zespół LC zgodnie bierze na tapet literaturę faktu. Iza sprawdza czy warto bać się latania, Mateusz mierzy się z trudną sytuacją w Somalii, a Kinga zgłębia seksskandal w Komitecie Noblowskim. I tylko Bartłomiej sięga po podręcznik akademicki... A z jaką lekturą będą najbliższe wolne dni spędzać użytkownicy lubimycytać.pl? Napiszcie w komentarzach!
Lubicie latać samolotem? Im jestem starsza, tym większy strach czuję do latania. Niby irracjonalny, ale narastający w miarę zwiększającej się liczby startów i lądowań. Walczę z nim. Za każdym razem staram się opanować myśli, drżenie rąk, to okropne uczucie w brzuchu. Staram się podziwiać widoki za oknem, oglądać wciągający serial, czytać lub słuchać audiobooków, tłumaczyć sobie, że tyle różnych lotów za mną, a tymczasem cały czas podczas lotu mam maksymalnie wyostrzony słuch. Każde stuknięcie budzi moją nieufność. Robi mi się gorącą na samą myśl, że kolejny raz będę odrywać się od ziemi, a przecież w marzeniach często szybuję w obłokach. Podziwiam współpasażerów, którzy śpią lub są całkowicie skupieni na czytaniu. Może kiedyś uda mi się opanować, przezwyciężyć to uczucie niepokoju. Pracuję nad tym intensywnie, ale samolot wybieram jako ostatni środek transportu.
To przez ten totalny brak kontroli. Nie panuję zupełnie nad zachodzącymi podczas lotu procesami. Na jeżdżeniu pociągiem czy pływaniu statkiem też się nie znam, ale łatwiej pogodzić się z faktem, że szanse na wyjście bez szwanku z jakiejś nagłej, marnej sytuacji są większe. Sięgam z ciekawością po reportaż Jana Pelczara, który „spisał opowieści o wielkich marzeniach i niezwykłych doświadczeniach, ale też o nieustających zmaganiach z postępującą automatyzacją, niewystarczającym przeszkoleniu na wypadek sytuacji kryzysowych…”. Im więcej przeczytam, dowiem się, to może zyskam chociaż namiastkę poczucia opanowania sytuacji, ale może być też wręcz przeciwne. Jestem ciekawa, co pcha ludzi do wybrania zawodu pilota, jak wygląda ich rutynowy dzień pracy, z jakimi sytuacjami się zmierzyli i przede wszystkim czy przekonają mnie, aby im zaufać, że dobrze wykonują swoją pracę. To lecę…
Czas antenowy. Bardzo wartościowa rzecz, chociaż różnie wyceniana. Jego cenę kształtuje (oczywiście) czas, jakim go obserwujemy na tarczy zegara i w kalendarzu oraz miejsce, zarówno w znaczeniu geograficznym, jak i metaforycznym, jako ilość miejsca w naszej wyobraźni. Nie mówię tu bynajmniej niczego odkrywczego. Najdroższe są rzeczy dobrze znane, najbliższe – piękne twarze, sensacje, czasem też krzywdy, ale tylko te, których sami doznaliśmy. Im warto poświęcić całą ramówkę. Rzeczy trudne do wyobrażenia, a także oddalone w czasie (choćby o tydzień) i przestrzeni, są medialnie bezwartościowe. Więcej cennych sekund zostanie zatem poświęconych narodzinom dziecka, które, jeśli świat nie umrze do tego czasu, ma szansę w przyszłości zostać królem europejskiego państwa, w którym uchowały się pofeudalne złogi zwane „rodziną królewską”, niż głodowej śmierci jego rówieśnika na Sahelu. Nie udało mi się przy tym ustalić, w jakim stopniu zbiorowa wyobraźnia kształtuje przekaz medialny, a na ile to on wpływa na nią. Stawiałbym na przewagę tego drugiego. Dlatego kolosalną przewagę nad telewizją, prasą, a nawet internetem, mają książki. Czas jest po ich stronie, ponieważ wolniej mija ich zdatność do użycia. Można by nawet odnieść wrażenie, że w przypadku najlepszych z nich, zachodzi odwrotna prawidłowość i zakonserwowane w nich myśli mogą latami służyć za drogowskaz albo przypomnienie i w ogóle nie stracić na świeżości. W przekładzie mają też dużą łatwość przekraczania granic.
Ze wstydem przyznaję, że rzadko sięgam po literaturę faktu. Mam chyba zbyt cienką skórę na opisywane w niej nieszczęścia. Nie zrozumcie mnie źle, dużo czytam o ludzkim cierpieniu. Uważam wręcz, że szkoda czasu na czytanie pogodnych powieści – w ich optymizmie zawsze zawarte jest kłamstwo. Zbudowana z fikcji błona komórkowa ułatwia mi jednak przyswojenie nawet najbrutalniejszego opisu rzeczywistości. Niemniej jednak, od czasu do czasu, skonfrontowany z własną ignorancją, podsycaną przez ograniczający mnie aktualny przekaz medialny, poszerzam zasięg swojej wyobraźni dzięki reportażom. Specjaliści od rozwoju osobistego nazwaliby to może wychodzeniem ze strefy komfortu. W ten weekend cały „prime time” poświęcę tragedii, o której próżno szukać informacji w mediach, a która wydarza się każdego dnia. Będę czytał o życiu setek tysięcy uchodźców z pogrążonej w chaosie Somalii, których życie tkwi w zawieszeniu, w limbo, jakim jest obóz Dadaab. Opisał je Ben Rawlence w swojej książce „Miasto cierni”.
Mieliście kiedyś taką sytuację, że wyczekiwaliście premiery pewnej książki, a potem kompletnie o niej zapominaliście? Bo ja tak i to wielokrotnie. Dlatego od dłuższego czasu informacje o wszystkich interesujących mnie premierach przenoszę na specjalną kartkę i teraz gdy planuję zakupy książkowe, biorę do ręki listę i systematycznie uzupełniam swoją biblioteczkę.
Jedną z takich premier, na którą czekałam, a która potem zniknęła z mojego czytelniczego radaru, jest „Klub” Matildy Gustavsson. Książka została wydana jesienią zeszłego roku, a ja kupiłam ją dopiero w zeszłym miesiącu. I to całkowitym przypadkiem. Koleżanka z naszego zespołu, Ola, robiła małe książkowe zamówienie, gdzie przeceniona została literatura non fiction. I choć z początku niekoniecznie byłam zainteresowana dokładaniem tam swoich książek, to gdy wyświetliła mi się pozycja Gustavsson, nagle sobie o niej przypomniałam. Nie mogłam jej nie wziąć! Oczywiście wrzuciłam do wirtualnego koszyka jeszcze kilka innych smakowitych tytułów. W ogóle literatury faktu jest zdecydowanie za mało na moich półkach, więc powiem to od razu: niczego nie żałuję, no chyba że zrezygnowania z kupna jeszcze dwóch tytułów, o których oczywiście zapomniałam! To właśnie wtedy podjęłam decyzję o stworzeniu listy, która ciągle się powiększa. A z tym zakupem, to miałam niezłego nosa, bo „Klub” pojawił się ostatnio na liście nominowanych książek do Nagrody Ryszarda Kapuścińskiego.
Dzisiaj nietypowo. Dla mnie będzie to przypomnienie tej fantastycznej pozycji, dla Was być może pierwsze zetknięcie z tą pracą. Ale uwierzcie – warto!
Nietypowo, ponieważ przedstawiam Wam podręcznik akademicki, który jest swoistym uzupełnieniem do nauk pomocniczych historii, tutaj: „Chronologia polska” autorstwa wybitnego historyka Bronisława Włodarskiego. Czy rzeczywiście można się zrelaksować przy podręczniku akademickim? Powiem szczerze: w tym przypadku jak najbardziej!
Nauki pomocnicze historii są mi niezmiernie bliskie. Wspomagają pracę historyka i w większości stanowią całkowicie oddzielne kierunki badań naukowych. Mowa tutaj o m.in.: archiwistyce, dyplomatyce, genealogii, kartografii (jako część geografii historycznej), heraldyki, paleografii (badanie rozwoju pisma), sfragistyki (badanie pieczęci) i oczywiście chronologii.
Czytelnik zapozna się z wieloma ciekawostkami dot. mierzenia czasu w historii; jak ten proces wyglądał, jak dzielono czas i jak go liczono. Dowiemy się także o narzędziach wykorzystywanych do opisanych wcześniej celów; czyli opisy wszelkiej maści zegarów albo kalendarzy lub obserwacji zjawisk przyrodniczych wykorzystywanych do ustalania przemijającego czasu. Czy początek roku zawsze obowiązywał od 1 stycznia? Jak dzielono dobę? Kto wymyślił podział godziny na 60 minut? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie właśnie w „Chronologii polskiej”. Praca podzielona jest na trzy części: historię zasad odmierzania czasu, zestawień umożliwiających dokładną datację oraz wykaz zawierający informację o urzędach królów, książąt, hierarchów kościelnych, prezydentów etc. Ciekawym elementem są tablice chronologiczne umożliwiające obliczanie dokładnej datacji konkretnego wydarzenia (inne sposoby liczenia czasu występujące w różnych częściach świata skomplikowały tę kwestię!).
Więcej o tym (w skondensowanej formie) w moim artykule na Ciekawostkach Historycznych.
[kk]
komentarze [233]
1. Dramat królowej. Powieść o Marii Tudor
Jestem w trakcie czytania tej powieści.
2. Co zrobić z idiotami. I samemu nie wyjść na idiotę
Życzę Wam miłego spędzenia czasu przy czytaniu wybranych książek:)
W tygodniu zaczęty Kasztanowy ludzik jednak od piątku czas zajęty piłką 😎
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNiestety dzisiaj rozstałem się z poezją Wiersze aby od jutra spotykać się przez najbliższy tydzień z prozą Noc i dzień
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCzytam Nikt nie musi wiedzieć Jak zawsze u Bondy, wszystko zagmatwane na maxa
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postTen weekend spędzam z Karoliną Kaim - Wilczyca
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJa spędzam niedzielę z kolejną książką Fitzka :) Pacjent
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Kończę słuchać "Żałobnicę" Roberta Małeckiego i zacznę "Wielbiciela" Maxa Czornyja 📚📖😊
Pozdrawiam wszystkich wielbicieli książek na miły niedzielny dzień🌼🍀💚☕😀📚
Nowe forum dyskusyjne, dla mnie- na NIE!
Pełnia życia. Jak odkryłam i pokochałam moją duszę
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNa słuchawkach w dalszym ciągu drugi tomWojna i pokój. Tom I i II w e-booku Daisy Jones & The Six , ale po 40% jakoś mnie nie porwała więc dziś zaczęłam dodatkowo Gdy kobiety milczały. Sceny z życia George Sand
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej