cytaty z książek autora "Lisi Harrison"
[...] nie pozwól nikomu odebrać sobie dumy z tego, kim jesteś.
- W takim razie po co powołałeś mnie do życia, skoro zabraniasz mi żyć jego pełnią? - zawołała.
W życiu trzeba stawiać sobie cele i ze wszystkich sił starać się je osiągnać.
-Prawdziwa siła nie polega na tym, by izolować się od ludzi. - pociągnęła nosem. - Być silnym, to potrafić ich do siebie dopuścić.
-Czy naśladownictwo nie jest najpopularniejszą formą schlebiania?
-Duma i wysoka samoocena powinny wypływać z przekonania o własnej wyjątkowości,a nie opierać się na opiniach innych.
-Przestań-odparł Deuce.-Dobrze wiesz,że z tobą jest mi jak...w niebie.
-Mówisz?W takim razie najwyższy czas zejść na ziemię!-odparła,po czym pomachała mu na do widzenia,kopnięciem otworzyła drzwi i pociągnęła ze sobą oniemiałe z zachwytu przyjaciółki.
-Melodia to sekwencja pojedynczych nut,których połączenie potrafi być bardzo zaskakujące.Całkiem jak ty.
-W życiu trzeba stawiać sobie cele i ze wszystkich sił starać się je osiągać,
Melly- objaśniała Candace,wciskając na nogę sztywny,skórzany but.-Nigdy nie wolno spuszczać z oczu obiektu pożądania.Zwłaszcza jeśli chodzi o faceta.
Kolorowe kredki wysiadły z samochodu i pomaszerowały do wejścia. Szły wyprostowane i zadzierały nosa wobec "zwyczajnie" ubranych dziewczyn, które najwidoczniej nie były świadome najnowszych trendów w modzie.
- Czy ja cię prosiłam, żebyś mi mierzył temperaturę?
- Co? - zdziwił się Isaac. - Nie.
- Więc dlaczego czepiasz się mojego tyłka?
Massie wyłączyła komórkę i się uśmiechnęła. Wiedziała, że teraz przyjaciółki odwalą za nią większość brudnej roboty. I o to właśnie chodziło. Ona sama będzie "niewinna", kiedy mama i sumienie dopadną ją po tym, co z Dylan, Alicią i Kristen zamierzały zrobić.
Zdawała sobie sprawę, że postępuje podle, i źle się z tym czuła, ale nie potrafiła zamilknąć. Cały jej świat rozpadał się w kawałki.
Dylan Marvil siedziała przed wejściem, na szczycie kamiennych schodów i pogryzając energetyczny batonik, czytała plotkarski magazyn. Wokół jej bladej twarzy powiewały płomiennorude włosy, z którymi walczyła, żeby nie wchodziły do ust razem z czekoladą.
Po raz pierwszy w życiu Massie wyglądała jak jedna z odrzuconych. Zastanawiała się, czy przez te ciuchy wszyscy pomyślą, że Alicia, Dylan i Kristen nagle polubiły Claire bardziej niż ją. Ona tak właśnie by pomyślała.
Massie poczuła ulgę. Chciały, żeby z nimi była. Potrzebowały jej. Jak zwykle, tylko to się liczyło. Chociaż wiedziała, że szybko mogą zmienić zdanie.
Podniosła pieska.
- Fasolko, powiedz, że to się nie dzieje naprawdę.
Fasolka zamrugała.
- Jak jutro nie wyjadę, stracę pozycję towarzyską na resztę roku.
Massie raz po raz prztykała w dzwoneczek dyndający przy jej złotej bransoletce "na szczęście". Głuche pobrzękiwanie - nie mogła pozwolić sobie na inny dźwięk, o ile nie chciała, żeby irytująco kulturalna matka oskarżyła ją o "przerywanie". A nie chciała. Zależało jej tylko, żeby wygrać spór.
Znajdowała się poza swoją zwykłą strefą komfortu, więc wszystko wyglądało trochę dziwnie. Nic nie wydawało się znajome. Teskniła za poczuciem pewności, które czerpała z towarzystwa przyjaciółek. Przez ostatnie trzy lata Alicia, Dylan i Kristen stały się dla niej jak siostry. Wiedziała, że jeśli odejdą z jej życia, cofnie się do etapu sprzed spotkania z nimi. Znowu będzie jedynaczką.
Alicia była najpiękniejszą dziewczyną, jaką Claire kiedykolwiek widziała. Na takie nikt nigdy się nie wścieka, żeby im nie sprawić przykrości. Ciemnobrązowe oczy błyszczały na tle idealnej, równomierniej opalenizny. Usta miała pełne, wiśniowe.
Dla Massie jesienne chłody nie były problemem. Przynajmniej miała dobry powód, żeby zaopatrzyć się w nowe szaliki i czapki.
Jakim cudem top cieńszy od papieru toaletowego może tyle kosztować?
Nie mogła uwierzyć, że upadła tak nisko. Nigdy w życiu by nie pomyślała, że będzie komuś dogryzać uwagami o tuszy. Ale też nigdy sobie nie wyobrażała wielu innych sytuacji, w których się ostatnio znalazła.
Wiedziała, że zakradając się do pokoju Massie, podszywając się pod nią i manipulując jej przyjaciółkami, podejmuje szalone ryzyko i zdawała sobie sprawę, że to nie jest w porządku, ale miała z tego grzeszną frajdę.
- Co byście wolały: (a) zostać zupełnie bez przyjaciół czy (b) mieć na pęczki kumpelek, które w głębi duszy was nienawidzą?
Dziewczyny w milczeniu rozważały plusy i minusy, tylko Massie od razu znała odpowiedź. Bez wątpienia wybrałaby (b) - w obu przypadkach nie miałaby przyjaciół, ale przy drugiej opcji przynajmniej nie byłaby sama.
Claire odsunęła z czoła blond grzywkę, żeby nie zwilgotniała od potu. Zazdrościła Massie idealnych włosów, ciemnych, sięgających do ramion, lśniących - takich, które zawsze wyglądają dobrze, nawet gdy dopiero co się wstało z łóżka.
Massie była pod wrażeniem. Nie mogła się nadziwić, skąd u tej dziewczyny nagle tyle pewności siebie. Strój Claire wołał o pomstę do nieba, a zachowywała się, jakby magazyn "People" umieścił ją na pierwszym miejscu listy najlepiej ubranych kobiet.