cytaty z książki "Księga jesiennych demonów"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Był to dobry dzień, żeby umrzeć albo iść na piwo. Zdecydował się na to drugie rozwiązanie.
Naiwne są feministki sądzące, że matriarchat dałby władzę młodym, aktywnym kobietom. Matriarchat to bezlitosna tyrania starych bab. Wiedzących wszystko najlepiej, nieznających dyskrecji ani taktu, wtykających we wszystko swoje wścibskie nosy i uwielbiających rządzić.
Doszła do wniosku". Kobiety zazwyczaj najpierw nie wiedzą, czego chcą, i żyją jak leci, a później znienacka "dochodzą do wniosku" i wprawdzie nadal nie wiedzą, czego chcą, ale za to wiedzą, że to ma być "coś innego
Przyjemność sprawia mi nawet stalowy trzask zamka, kiedy zamykam za sobą drzwi. Oznacza, że ludzkość razem ze swoimi żądaniami, pretensjami i żalami zostaje na zewnątrz.
Niektórzy ludzie czują przykrość, wchodząc do pustego mieszkania, niektórzy nie potrafią zjeść we własnym towarzystwie śniadania, a samotny wieczór przyprawia ich o depresję. Mnie nie. Zwłaszcza w czwartkowy wieczór. Słucham muzyki, oglądam telewizję, sklejam modele, czytam książki, gotuję. Brak innych ludzi w otoczeniu to brak zagrożeń. Nikt niczego ode mnie nie żąda, niczego nie oczekuje, nikt nie ma wobec mnie planów ani wymagań.
Kochamy potępiać, bo wtedy na chwilę sami stajemy się niewinni i szlachetni".
Starość jest jak niedzielne popołudnie. Ani środek dnia, ani wieczór. Obiad już zjedzony, czasu zostało tak niewiele, że nie ma sensu niczego zaczynać, nie ma na co czekać. Spać za wcześnie, a za późno na cokolwiek innego.
Ech, ludzie, ludzie - powiedział Człowiek ze Ściany z politowaniem. - Gdyby było w was tyle siły, ile mieści się cierpienia, to bylibyście równi bogom.
Po prostu zaczynał się kolejny samotny dzień – dzień,
który, jeżeli nie będziesz chciała mówić do siebie, do zwierząt albo do telewizora, po prostu przemilczysz. Dzień samotności i ciszy, wypełniony tylko tobą i niczym więcej. I wtedy uświadomiłaś sobie, jak bardzo wiele było tych dni i jak były do siebie podobne. Ciążą ci niekończącym się szeregiem, którego początek ginie gdzieś w pomroce przeszłości. Dawno. Cholernie dawno.
Widziałem dusze podziurawione słowami, których nie można było już cofnąć, popalone przez nielojalność, porozrywane tyranią, zmiażdżone nadmiarem obowiązków, zadławione nudą. Dziękuję. Jeżeli małżeństwo jest wojną, to ja jestem pacyfistą.
Opowieść terapeuty.
Ludzie powstają w ten sposób - jak samouczący się program. Tabula rasa zaopatrzona w różne genetyczne potencjały zastaje wrzucona w generator losowy zwany światem i wykuwana przez los, okoliczności i konsekwencje wyborów innych ludzi, na indywidualny, jedyny w swoim rodzaju byt.
Miałem dość. Wyszedłem w ten okropny, listopadowy mrok, kiedy wydaje się, że słońce przepadło gdzieś na zawsze i nigdy nie wróci. Zmęczenie wypełniało moje mięśnie i skronie jak ołów. W czwartki nie zabieram samochodu. Powody są prozaiczne - potrzebny mi jeden głębszy. Prowadzę dość normalne życie towarzyskie, spotykam się z przyjaciółmi, umawiam z kobietami, ale rzadko we czwartki. We czwartki jestem dziki. Brzydzę się ludźmi. Boję się świata. Wypijam jedną lub dwie whisky, a potem spaceruję samotnie po ulicach idąc w kierunku domu, aż nabiorę chęci do życia.
Tutaj trafiają nieszczęśliwi, a nie źli. Ci źli mają zazwyczaj doskonałe samopoczucie.
Najlepiej myśli mi się w wannie. Wiem: teraz masowo wyrzuca się wanny i wstawia kabiny prysznicowe, żeby zostawało więcej czasu na pracę i obowiązki rodzinne. Leżenie w gorącej wodzie przez pół godziny nie jest do pogodzenia z "aktywnym trybem życia". Jednak wydaje mi się, że gdyby ocalało więcej wanien, to miałbym mniej pacjentów. ja kocham wannę.
Opowieść terapeuty.
Zmuszenie innego człowieka do patrzenia na świat twoimi oczami przypomina wyjaśnienie konstrukcji helikoptera buszmenowi. Helikopter stoi przed nim, proszę bardzo, ale niepojęty niczym sfinks. Zrozumienie jego działania wymaga zrozumienia pracy tysięcy części, z których każda wymyka się doświadczeniu buszmena.
Zazwyczaj samotny kieliszek w pełnym ludzi pubie wcale mnie nie przygnębia. Samotność z wyboru to zupełnie co innego niż z konieczności. Różnica jest mniej więcej taka, jak między pustelnią a karcerem. A ciągle jeszcze byłem wystarczająco młody, żeby mieć ten wybór. Wokół mnie rozmawiano, flirtowano i zalewano piwem gorycz życia, a ja siedziałem w tym wszystkim milcząc, i tajałem. Mogłem chłonąć hałaśliwą radość życia, którą emanowali goście, wszystko jedno - udawaną czy nie, jak jakiś energetyczny wampir. A potem iść do domu.
Kwitniesz także dlatego, że ktoś to może widzieć. Ktoś może to docenić.
Cały świat kręcił się wokół pieniędzy - mogły łamać i zmieniać ludzi, czyli dokonywać więcej niż jakakolwiek resocjalizacja albo wychowanie, mogły wynosić na szczyty tych, którzy w przeciwnym razie nigdy by się na nich nie znaleźli, mogły też pogrążać wartościowych i zamieniać ich w nędzarzy. Miliardy ginęły, oddawały innym ciało i umysł, cierpiały i skazywały się na niewolniczą pracę do końca życia, wyłącznie z powodu pieniędzy.
Moi pacjenci mogli się tylko bać i czekać. Gdyby pozwolono im o cokolwiek walczyć, nie trafiliby na mój fotel, ale prawo do działania jest zarezerwowane dla nielicznych. Całej reszcie wmawia się, że walka polega na skutecznym błaganiu. O pracę, o zapłatę, o miłość, o cokolwiek. Nazywają to - cywilizacją. Jest prawo, polityka, ekonomia, zakazy, przepisy, reguły. I są ci, którym wolno poruszać się pomiędzy ograniczeniami. Reszta ma pokornie czekać na czyjąś decyzję.
Gdzieś tam kończy się ludzka wytrzymałość, a potem po prostu przechodzisz na drugą stronę granicy. Różnie może być. Może wariatkowo? Może zacząć rabować albo strzelać do ludzi? A może po prostu poszukać sobie mocnej linki i gałęzi?
Jestesmy wolni i mozemy wszystko. Czasami to
owocuje nieszczesciem. To, ze mamy zawsze jakis wybór i nie wiemy co bedzie dalej, czyni
nasze doswiadczenie niepowtarzalnym. Mamy do dyspozycji taki malenki odcinek czasu, ale
przez to, ze nie wiemy, co bylo przed nim i co bedzie potem, a nawet czy w ogóle istnieje jakies
„potem”, sprawia, ze jest porównywalny z nieskonczonoscia. Przynajmniej wedlug naszego
doswiadczenia. Potencjalnie zaczyna sie i konczy nicoscia. Dlatego nasza niewiedza czyni nas
w pewnym sensie porównywalnymi z bogami. To jest doswiadczenie, które na mala skale czyni
nas interesujacymi i nawet godnymi szacunku w oczach kazdego, nawet niesmiertelnych istot.
Zdrowie, panie doktorze.
Jestem nieudany. Stanowię felerny egzemplarz. Odpad jakiś, czy coś.
Jeżeli małżeństwo jest wojną, to ja jestem pacyfistą.
Trzymali ręce w płomieniu, a ja uczyłem ich usuwać ból mocą umysłu, zamiast po prostu zgasić ogień. Norma cywilizacyjna uczy, że zdrowy człowiek ma uśmiech na twarzy, nawet gdy jego palce płoną.
-Chce się panu tak męczyć? – spytała z ledwo skrywaną kokieterią.
Gotuję dla pani. Jak mogłoby mi się nie chcieć. Kolacja z piękną kobietą to jedyny i najlepszy powód. Taki jest sens gotowania. To hołd. Sam tylko napychałbym brzuch. Zjadłbym coś prosto z puszki.
Te wszystkie brednie o zdobywaniu kobiet. To one zdobywały. Mogłeś uważać się za wielkiego podrywacza, być przekonanym, że to ty kontrolujesz sytuację, ale liczył się ich wybór.
Jeżeli wystarczy byle szmondak, żeby rozwaliła małżeństwo, to pluń na nią i napij się piwa. Piwo nie wymaga gry wstępnej, zanim cię zadowoli.
Bez makijażu, z twarzą opuchniętą od snu, spocona, rozczochrana. Poznać ostateczną tajemnicę kobiety – jej nagą twarz bez maski.
Wyszła za Janusza. Faceta w dżinsach i flanelowej koszuli, który zawsze przedkładał wolność nad bezpieczeństwo, włóczęgę nad pobyt w hotelu, piwo nad szampana i tak dalej. Kochała go.
Od czasu mojej śmierci, po raz drugi zobaczyłaś czarnego motyla jesiennego, listopadowego poranka. przez długie pięćdziesiąt osiem lat pogubiłaś większość przesądów, ale wiara w motyle ci została. nie rusza cię ani piątek trzynastego, ani przechodzenie pod drabiną, ani rozsypana sól. nawet stłuczenie lustra nie robi na tobie wrażenia. natomiast motyle zostały. dziecięcy omen z jakiejś książeczki. ale i tak pamiętasz. i nie możesz się tego pozbyć.