cytaty z książek autora "Patrick Modiano"
Żyliśmy- jak mi się wydawało- w tragicznej epoce.(...)Brakowało mi odpowiedniej postawy. Czy to moja wina? Nigdy nie miałem zamiłowania do wielkich spraw. Z wyjątkiem cyrku, operetki i music-hallu.

Cóż, wojna nijak nie zmienia mojego stosunku do źdźbła trawy...w okresach kataklizmu albo wielkiego strapienia jedyne wyjście to znaleźć jakąś ostoję, aby zachować równowagę i nie stoczyć się w przepaść.
Człowiek zawiesza wtedy spojrzenie na źdźble trawy, drzewie, na płatkach kwiatu, jakby czepiał się koła ratunkowego. Ten grab-czy osika-za jego oknem działał na niego kojąco. I teraz, choć była prawie jedenasta wieczorem, czuł się pokrzepiony jego milczącą obecnością.
Żyjemy w czasach, gdy mieszają się wszystkie mody, przedwczorajsze, wczorajsze i dzisiejsze, może zatem wróciły do łask dziecięce fryzury z tamtej epoki.


W każdej chwili trzeba być gotowym do drogi i każdy pokój, w którym się wylądowało, traktować jak przystań tymczasową.

Są takie tajemnicze istoty - zawsze te same - które trzymają straż na wszystkich rozstajach naszego życia.

Dlaczego czasem ludzie, o których istnieniu wcześniej nie miałeś pojęcia, których spotykasz jeden jedyny raz i więcej ich nie zobaczysz, odgrywają za kulisami ważną rolę w twoim życiu?

Okno w jej pokoju w Hermitage'u było uchylone, słyszałem przez nie regularny stukot piłeczek tenisowych, dalekie okrzyki graczy. Skoro wciąż jeszcze istnieli sympatyczni, kojący głupcy w białych strojach przerzucający piłki nad siatką, znaczyło to, że ziemia nadal się kręci i że mamy przed sobą jeszcze kilka godzin wytchnienia.

Tym, co sprawia, że czyjeś zniknięcie odczuwa się jeszcze boleśniej, są pewne hasła, których się niegdyś używało, a które raptem stają się puste i bezużyteczne.

Po przebudzeniu w tym pokoju uświadomił sobie, że potrzebował piętnastu lat, by przejść na drugą storę jezdni.

Wspomnienia z dzieciństwa to często szczególiki, które odcinają się na tle nicości.

Właściwie, mawiał sobie często, należy przyjąć, że dzieci w ogóle nie zadają sobie pytań. Dopiero po latach człowiek próbuje rozwiązywać tajemnice, które w danym momencie wcale tajemnicami nie były, i chciałby wtedy odcyfrować na poły zatarte litery bardzo starego języka, nie znając nawet jego alfabetu.

Gdy jest się młodym, nie zwraca się uwagi na szczegóły, które później mogą się okazać niezmiernie przydatne.

Pokoje w luksusowych hotelach początkowo stwarzają złudzenia, ale już wkrótce z ich ścian i posępnych mebli zaczyna emanować taki sam smutek jak w podrzędnych hotelikach.

Istnieją dwa rodzaje ludzi: co, co piszą książki i ci, o których pisze się książki i którzy nie muszą ich czytać. Przeżywają je.

(...) wydawało mi się że właściwie podwójna gra i - dlaczego nie? - zdrada odpowiadały mojemu usposobieniu sowizdrzała. Za mało siły ducha, abym mógł umieścić się po stronie bohaterów. Za dużo miękkości i roztargnienia, żeby stać się prawdziwym łobuzem.

Podniósł się i pochylił nad radiem. Przekręcił gałkę, zapłonęło zielone światełko. (...) Cieszyło mnie, że widzę to zielone światełko. Nie wiem dlaczego, ale mnie uspokajało niczym zostawiona włączona lampa w korytarzu przy pokoju dzieci. Jeśli się przebudzą w środku nocy, przez uchylone drzwi będzie wpadało światło...

Powiedziano mi kiedyś, że umarła dawno temu w Maroku, a ja nigdy nie próbowałam dowiedzieć się więcej. "Umarła w Maroku", tak brzmiało jedno ze zdań zapamiętanych z dzieciństwa, fraza z tych, których znaczenie człowiek nie w pełni pojmuje.

Naprawdę mnie ciekawiło, gdzie mieszka. Ani trochę nie miałam ochoty na rozmowę z nią, nie odczuwałam wobec niej nic szczególnego. (...) Pragnęłam się jedynie dowiedzieć, gdzie wylądowała dwanaście lat po swojej śmierci w Maroku.

Przyszłość? Bieg, na którego końcu miałem odkorokować na jałowej ziemi. Gilotyna, ku której mnie wleczono, nie pozwalając złapać tchu. Ktoś szeptał mi do ucha: zostanie ci z życia jedynie ten wicher, któremu pozwoliłeś się porwać...

Zapominamy w końcu z życia pewne szczegóły, które nas krepują bądź są zbyt bolesne.Wystarczy ułożyć się na plecach i zamknąć oczy, dać się wolno ponieść na głęboką wodę.

Do czegóż bowiem mogłem aspirować w tym małym kraju? Handel antykami? Praca kolportera książek? Kariera literata, gaduły i zmarzlucha?

Nie otwierał tej walizki od dziesięciu lat. Nie mógł się z nią rozstać, lecz ulgę mu sprawiała świadomość, że zgubił do niej klucz.

Był niczym magnes zbierający wokół siebie żelazne opiłki.

Miał do czynienia z palimpsestem, kolejne nałożone warstwy tekstu mieszały się ze sobą i wierciły jak bakterie oglądane pod mikroskopem. Złożył to na karb zmęczenia i zamknął oczy.
