cytaty z książek autora "Jacek Komuda"
I pił węgrzyna. Strasznie i na umór, jakby to opisał jakiś cudak z Francji albo Hiszpanii, czyli zwyczajnie - polską miarą.
Zrobiono Ci krzywdę, to ją pomścij. Nie możesz zapomnieć, to się upij.
Zważ, carze, że ci, którzy są prostolinijni, ale szczerzy, pozostają wierni do końca. A ci, którym łatwo przychodzi zginanie karków, mogą bić pokłony przed każdym. Dziś przed tobą, jutro - przed twoim największym wrogiem.
Armio sowiecka, ty na straży pokoju
stoisz jak przed laty.
A pokój to słoneczny,
tylko w oknach kraty.
Osamotnieni we wrześniu
żołnierze niczyi.
Dziś twą dłoń pomocną
czujemy na szyi!
-Panie Boże Wszechmogący, czy jak ci tam... - zaczął. - Odpuść mi niegodnemu, a i racz przyjąć do piekła dusze tych oto hultajów. Sam widzisz, żem nie ze złej woli, jeno w obronie koniecznej to uczynił. Zresztą, szelmy to byli i ladaca. Niewiele, Panie, miałbyś z nich pociechy.
-To pewna śmierć.
-Pewna śmierć lepsza niż życie w niepewności.
Do diabła! Klnąc już nie jak szewc, ale jak cała ulica Szewska (...)
W czasach, w których żyłem nawet wrogowie nie używali takich określeń. Wiesz,
dlaczego, wojowniku? Bo kto nie szanuje wroga, umniejsza samego siebie. Jeśli polegnie,
tym większa hańba, bo przegra z kimś, kto niewiele jest wart. Jeśli zwycięży, cóż z tego za
chwała, skoro walczył z godnym pogardy przeciwnikiem?
Dekolty i kolory tych szaty były zaś tak bezwstydne i kurewskie, że wianuszek jakiejś cnotliwej panny zwiądłby od przypadkowego dotknięcia.
Naprawdę chciałbyś do nich dołączyć, Morawski? - zapytał Major. Być może przegramy wojnę. Ale nawet jeśli nasza walka pójdzie na marne, to przynajmniej za sto lat nasze wnuki będą mogły dumnie i z honorem nosić mundur żołnierza wojska polskiego.
Nie może tak być, że Polacy, rozumiesz, sami Polacy wydali na mnie wyrok śmierci, jak na zbrodniarza, za to, że walczę... o Polskę.
- Pobujali? Znaczy - na szubienicy?
- No chyba, że nie z murwą na huśtawce.(...) Byłam wtedy młodą i niewinną dziewicą.
- Byłaś kiedyś dziewicą? (...) A ja już myślałem, że każda kokota od razu rodzi się ze znakiem kurestwa wypisanym na obliczu i piczą jak stąd do Havany.
Nie wiem jak to jest z Moskalami ale ja nie mam zamiaru słuchać tak mocnych słów. Jestem szlachcicem, wolnym człowiekiem, który wybiera królów i obala tyranów. A jako obywatel mający głos na elekcji mam prawo oczekiwać, aby nasz król był ojcem, a nie tyranem. A już najmniej przypominał despotę i złotego cielca, któremu biją czołem niewolnicy.
Z cnót kardynalnych polskich i ziemiańskich - szabli, mocnej głowy i rączego wierzchowca - ta ostatnia była równie ważna co dwie pozostałe. Co też, niestety, rodziło pytanie, cóż pozostanie z Rzeczypospolitej i Polaków wtedy, kiedy ich konie i szable przestaną bić wrogów na bitewnych polach? Chyba tylko picie i wspominanie dawnych zwycięstw...
Łaska pańska na pstrym koniu jeździ, ale fantazja kozacka na dzikim wilku.
Zaprawdę powiadam ci, Hermolas - chamska gęba Smoliwąsa była już niebezpiecznie sina ze złości - ty mnie się strzeż, bo ja tej zniewagi nie puszczę płazem. A ty, panno, kurewnico, wypindrowana suko, wytartusie przez całą wieś chędożony, bazarnico na obie szpary wyjebana! Ty francowata małpo, zamatuźnico ze spalonego burdelu, pamiętaj, że i tak będziesz moja. Znajdę ja sposób, by się dobrać do twej piczy!
Być szlachcicem, być Polakiem znaczyło być zarazem szaleńcem; tudzież pijanicą.
-Wasza ścieżka - William odetchnął głęboko - prowadzi wprost do piekła, moi czarni bracia. I bodajbyście nie wyjrzeli z niego, póki świat jest światem, woda wodą, a niebo - niebem. Oto ja, William Wharley, oświadczam dziś wyraźnie, że w rzyci mam całego Russa, Newtona, pisma Foxa, Woolmana i Baxtera, który twierdził ponad wiek temu, że wszyscy ludzie są tacy sami. Dziś oto życie obala jego tezę, gdyż śmiem twierdzić, że zgoła różnimy się między sobą. Skończyłem, bo i tak za dużo tego mądrego na wasze durne afrykańskie łby! Idźcie do czarnego diabła i jasnej cholery!
Nad głowami zmarłych łopotała piracka flaga. Wymalowany na niej kościotrup z kosą kiwał się na wietrze do taktu wisielcom.
Rzeczypospolita jest światłem - powiedział ponuro Sobieski. - Jeśli zginie, to wraz z nią zniknie ostatni płomyk wolności, jakiej żaden naród na świecie nigdy nie doznawał.
Honoru nie można nikomu odebrać. Nie można sprzedać go na jarmarku za garść srebrników. Honor i szlachecką fantazję możesz, waszmość, odebrać sobie jeno sam.
Świat jak zwykle dzielił się na ludzi wykutych z żelaza i tych ulepionych z krowiego łajna, które potem, dla fasonu oblepiano grubą warstwą wosku.
Tak zawsze było, jest i będzie.
- A niby czym się różni przyrodzenie szlachcica od chłopskiego? Bo do pańskiej kuśki mówisz jaśnie oświecony panie, a do plebejskiej: ty chamie?!
- Nie mówię, jeśli gębę mam zajętą czymś innym.
(...) świat dokoła był chyba bardziej pijany niż on sam, bo ciągle skakał oberka.
Żelazo nie rozumie młota, którym kują z niego miecz. Zamiast narzekać, trzeba dziękować Bogu za ciosy, czyniące człowieka twardszym niż stal.
Jakimowski znowu wychylił nową porcję gdańskiej wódki. I nawet mnie mrugnął okiem. Zdawać by się mogło, że jego podgolona łepetyna jest mocniejsza niż żelazny czerep armatniego granatu. Ot, co znaczyła wielowiekowa tradycja szlacheckiego narodu.
Panie szyper! Jak wy chcecie tędy przejść? Na skrzydłach aniołów? Obawiam się, że jesteśmy w kompanii tak zacnych łotrów i obwiesiów, że cherubiny prędzej nasrają nam na głowy, niż użyczą rąk i pleców.
Trzydzieści i jeden wsi poszło z dymem albo opłakuje mężów, braci i dzieci. Tak walczy rycerski naród niemiecki za to, że przegrał dwie bitwy z Hubalem.
...trzeźwy, więc zły, jak prawie każdy Polak w tym stanie.
Rzeczpospolita to jakoby lew między wilkami. Póki jest silny, boją się go kundle pruskie, cesarskie, szwedzkie i moskiewskie. Ale gdy pada, wtedy najmniejszy wilczek ze zgrai rzuci się mu do gardła. A my wokoło samych wrogów mamy!