Najnowsze artykuły
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Anna A. Swoboda
1
5,0/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,0/10średnia ocena książek autora
13 przeczytało książki autora
42 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Blask wieczności. Tom 1 Anna A. Swoboda
5,0
Ja... po pierwszych trzech stronach poszłam dokupić ołówki i pierwszy raz w życiu pisałam po książce (póki co wychodzi przynajmniej dziesięć uwag na stronę). Po dwudziestu pięciu nadal tkwię w przekonaniu, że główna bohaterka to Mary Sue i typowa "głupia blondynka". Przeraża mnie fakt, że zostało mi jeszcze ponad trzysta trzydzieści do przeczytania.
Moje ulubione kwiatki:
- Demony nie mają źrenic. Tak z czysto biologicznego punktu widzenia: to jak one, przepraszam bardzo, cokolwiek widzą?
- Kiratea maskuje się nocą na drzewie. Nie pomyślała o tym, żeby zakryć swoje platynowe włosy.
- Następnie walczy na treningu za pomocą wyczarowanej katany, która pojawiła się, kiedy akurat była potrzebna.
- Dziewczyna ma kłopoty z unikaniem wzroku osoby, która siedzi obok niej przy stole. Obok, nie naprzeciwko.
- A jak już o stołach mowa: Mistrz ma zdolności Elastyny, bo siedząc dwa miejsca od Kiry, potrafi ją kopnąć, omijając znajdującą się między nimi osobę.
- W domu znajduje się ukryta zbrojownia i zielarnia, w ogrodzie jaskinia. Rodzice nie mają o tym pojęcia. W ogóle nie mają pojęcia o niczym, co jest związane z ich jedynym dzieckiem.
- Nadal się zastanawiam, jakim cudem Kiratei nikt jeszcze buźki nie przestawił za takie odzywki.
Aż się ciśnie na usta: "Po co logika? To fantastyka".
Pozostaje mi nadzieja, że może dalej jest lepiej.
NIE JEST.
(Opinia nie zostanie oznaczona jako spoiler, bo fabuła jest zbyt przewidywalna, ale o tym później.)
Gdzieś w okolicach jednej trzeciej objętości książki zrobiłam Kiratei Uniwersalny Test Eliminacji Marysuizmu, zgarnęła siedemdziesiąt trzy (tak, 73) punkty. Dodam, że skala kończy się na 50+. Później pojawia się jeszcze kilka kwestii, które również są uwzględnione w teście.
Główna bohaterka: Kiratea (z jakiegoś tamtejszego języka - "zemsta") Brand, lat szesnaście, jedyne dziecko najbogatszego rodu demonów w Astylii, ulepszony Jezus w ciele demona, jedyna kobieta Okai. Umiejętności: chowanie pod kiecką kolczugi-tylko-bardziej-wypasionej i całego wachlarza broni białej tak, że nikt tego nie zauważył; władza nad ogniem, powietrzem, wodą i ziemią; znajomość chyba wszystkich możliwych języków wraz z dialektami, stylów szermierki i tańców. Hobby: zabijanie lub prawie zabijanie ludzi i kalitów (ew. Miteriona),gdy pojawi się żądza. Inne: wręcz nienawidzi swoich rodziców, bo każą jej wyjść za chyba najlepszą partię, jaka mogła jej się trafić, a matka dodatkowo ubiera ją w drogie suknie - krócej: syndrom zbuntowanej księżniczki; Maryśka Zuzanna pełną parą.
Właśnie, Miterion, gdyby Imperatyw Iście Blogaskowy nie kazał mu przystawiać się do Kiry, byłaby to naprawdę niezła postać. Nie ma mowy, żeby chłopak naraził ją na zdemaskowanie, jest dziedzicem drugiego najbogatszego rodu astylijskich demonów, aż taką ciapą za to nie jest, bo bierze lekcje szermierki, martwi się o Kirę i jej ogólne samopoczucie, próbuje chronić, mimo że ona, łagodnie mówiąc, ma go w nosie. Och, no fakt, w sytuacji, w której ja bym chyba nieźle na głowę dostała, stwierdził, że mu na naszej bohaterce nie zależy. Ale oczywiście jest be, fuj i w ogóle niedobry, a najlepiej niech zginie, żeby Kira nie musiała za niego wychodzić. A mnie tak bardzo zastanawia, czego ona oczekuje w czasach pseudodawnych (wszędzie świeczki, łazienki w domach, całe miasta - razem ze slumsami - ogrodzone murem, brak gorsetów, podrzędna tawerna z zatrudnionymi muzykami... jestem bardzo skonfundowana). Ach, no tak, miłości.
Romans z Leksjuszem jest zwyczajnie żałosny. Już nawet nie śmieszny, po prostu żałosny. Kira nie chce, bo on będzie jej słabością, a jak chłopaczyna chce, żeby go trenować, to ona też nie chce, bo jeszcze mu się coś stanie. Jak na młodą osobę, która dopiero co odkrywa swoje uczucie, dziewczyna jest wyjątkowo marudna. Już od samego początku ma dosyć opiekuńczości Leksa, ale z drugiej strony nawet nie wpadła na pomysł, żeby mu powiedzieć, że ją to dręczy. Nie stara się też, żeby chłopak ją w jakikolwiek sposób zrozumiał, sprawy Okai są tylko jej problemem i koniec. Leksjusz natomiast związał się z Kirą mimo wiary w boga, który zakazuje zabijać. Okej, miłość jest ślepa i te sprawy, ale jemu najpierw wydaje się to nie przeszkadzać, a jak już coś wspomni, to szybko rezygnuje. Nie chce również uwierzyć w Ottana, którego córką jest Kira. Ale to nieważne, nic nie jest ważne, bo ich łączy więź.
I można długo o bohaterach i relacjach między nimi. Chciałam w tej kwestii zwrócić jeszcze tylko uwagę na imiona. Mamy Kirateę, Miteriona; Agatona, Edenera, by zaraz wyskoczyły nam Angela, Zuzanna, Eric czy Hubert; pojawiają się również Izajasz i Ares. Nie jest wspomniane, by te postacie pochodziły z różnych państw.
Fabuła, cóż... perfidnie mam złośliwą ochotę napisać: "To tam coś takiego jest?". Niby coś się dzieje, ale raz, nie jest to nic specjalnego (hm, Kira i jej matka jadą do rodziny chłopaka, którego Kira nie lubi... pytanie za sto punktów: co się dzieje? Tak! Kira dowiaduje się, że ma za niego wyjść),dwa, każdy problem jest natychmiast rozwiązywany (Kira i Miterion zostają porwani - a, spoko, porywacz to znajomy Kiry; Kira niemalże zabija Miteriona - chłopak mdleje i oczywiście nic nie pamięta),a trzy, poszczególne sceny nie powodują żadnych konsekwencji (jak na surowych i dbających o dobre imię rodziców to niespecjalnie się przejęli tym, że Kira ma rzekomy poważny romans ze swoim nauczycielem...).
Książka nie jest w jakikolwiek sposób podzielona (odstęp jednej linii między scenami NIE jest podziałem),więc o tym, gdzie skończyłam czytać, orientowałam się tylko po dopisywanych uwagach, a przerywać musiałam często. W połowie stwierdziłam, że to już jest tak nudne i bez polotu, że zwyczajnie nie warto się męczyć. Nie ma nic, absolutnie nic, co byłoby motywacją do czytania drugiej połowy książki - ani ciekawej, intrygującej, oryginalnej fabuły, ani interesujących bohaterów, ani chociaż dobrego warsztatu.
A pani redaktor i panie korektorki powinny się dobrze zastanowić nad swoim powołaniem. Pojedyncze akapity poruszające kilka wątków, brak spacji i dzikie konstrukcje zdań również nie zachęcają do dalszego czytania.
Jeden - za to, że w końcu nauczyłam się pisać ołówkami automatycznymi tak, żeby nie łamać rysika, za brodę dodającą charyzmy i za Martikę, bo ta kobietka prowadząca dom publiczny jest jedyną postacią, którą da się szczerze i bez żadnego "ale" polubić, a niestety pojawia się tylko we wspomnieniu.
Blask wieczności. Tom 1 Anna A. Swoboda
5,0
Ta książka to jedno wielkie nieporozumienie. Postać główna jest irytująca i tak ocieka swą idealnością, że nie da się tego w żaden sposób znieść. Autorka pisze, iż jest to książka "dla tych, co są znudzeni wampirami", a co serwuje? Wampiry, tyle że pod nazwą "demony", co można wyczuć już od pierwszej strony. Owe "demony" to istoty niesamowicie piękne, posiadające równie niesamowite zdolności, a bohaterka pięćdziesiąt razy na stronę wspomina o swojej "żądzy zabijania", co robi się zwyczajnie nudne i żenujące. Teksty postaci są wyjątkowo tanie, a scena wyznawania miłości była sztuczna i absurdalna, zwyczajnie popłakałam się ze śmiechu. Autorka wprowadza pojęcia, lecz by poznać ich wyjaśnienie musimy przejść dwadzieścia pięć stron dalej, podczas gdy owe słowo powtarza się kilkanaście razy (i weź się tu domyślaj jego znaczenia, przykładowo "akawa"). Ilość dram przechodzi wszelkie pojęcie i tak, zgadliście, są tak niesamowite, że można boki zrywać. Absolutny brak realizmu również kole w oczy, bo gdy ktoś wyciąga, uwaga, katanę spod kiecki i rozbija na kawałki miecz przeciwnika, to jest to absolutnie normalne i nikogo nie dziwi, że panienka z dobrego domu, wielkiego rodu, która ma swą profesję utrzymywać w tajemnicy ot tak, na oczach zebranych, pokonuje mistrza walki, zaś demon szkolony w szkole wojskowej jest takim niedołęgą, że nie potrafi sobie w owej walce sam poradzić i nie posiada absolutnie żadnej kondycji. Niestety takich głupot jest o wiele więcej. Książki absolutnie NIE polecam, marnotrawstwo pieniędzy, czasu jak i papieru.