Źle kochana Jacinto Benavente 5,7
na oko przeraźliwie nudna ramota, osadzona w czasach przed wiekami i o postaciach z Marsa. I poniekąd taką jest. Ale patrz koniec tej recenzji.
To tak w skrócie, jakby kto chciał kupić fajną książkę do poczytania.
A serio: Benavente to pierwszy hiszpański literacki noblista (1922, potem byli jeszcze Jimenez 1956, Alexandre 1977 i Cela 1989). Zaczął pisać jeszcze w XIX wieku, i wtedy jego dramaty (bo w sumie pisał tylko to) miały pewien drapieżny pazur, coś jakby modernistyczną kontestację. Ech wy burżuje, te wasze konwenanse, ta sztuczność waszego życia itede itepe, znamy to dokonale, gdybym miał przywołać analogię to powiedziałbym że taki wczesny Rostworowski. Ale zamiast skręcić w dekadencko-naturalistyczną stronę, jak Rostworowski, Benavente raczej poszedł w banał, nieco jak Zapolska. Efekt: stał się niesamowicie popularny.
U nas tego nie było, bo u nas teatr zawsze kojarzył się ze sztuką wysoką, napisz Dziady albo zgiń. Ale w Hiszpanii teatr to była sztuka dla mas, musi być wesoło albo straszno, byle ciekawie, do teatrów, teatrzyków, rewii, letnich scen chodziły miliony, i dla nich pisał Benavente. Był autentycznie popularny, był idolem mas, nikt z polskich dramatopisarzy nie mógł marzyć o czymś takim, to była inna skala, coś jak teatralna Rodziewiczówna, tłumy waliły drzwiami i oknami. Oczywiście do czasu, już w latach 20-tych Benavente zaczął robić za dinozaura, ale znalazł następców, typu Dicenta.
To jest sztuka z chyba jego szczytowego okresu (1913),kiedy jeszcze nie stoczył się do poziomu banału i zachował pewien drapieżny rys. Daje pojęcie o tym, co było kontrowersyjne i skandalizujące w tamtym czasie w Hiszpanii. Mam wrażenie, że u nas w tym okresie dramat był jednak mniej pruderyjny i konwencjonalny, choć jak czytam Zapolską to mam wątpliwości.
Polecam tylko historykom dramatu i teatru, oraz studentom kultury hiszpańskiej oczywiście. Ci ostatni Benavente muszą znać, a to jest jeden z jego najlepszych dramatów (obok La losa de los sueños, El collar de estrellas, La verdad, La propia estimación, La ciudad alegre y confiada, Campo de armiño). Więc jak przeczytają La malquerida to będą mieli Benavente odfajkowanego.
A poza tym, tak na koniec, całkiem dobra sztuka do ogłądania w teatrze (tak mi się wydaje, bo nigdy jej nie widziałem na scenie). Akcja szybka, romans, zbrodnia, zagadka - czego chcieć więcej.